niedziela, 17 grudnia 2017

Kur... de France | Wzniesienia Łódzkie | [WŁÓCZYKIJ #17]

Wiecie, że uwielbiam się katować prawda? Jak nie pod wiatr, to przynajmniej ze 120 kilometrów. Jak nie wracam do domu mając w pamięci przynajmniej jeden moment, kiedy chciało mi się płakać to uważam wycieczkę rowerową za całkowicie nieudaną. W ramach finiszu wakacji (i niestety trochę lata) wymyśliłem sobie super wojaż - przejażdżkę po Wzniesieniach Łódzkich. Tak jak ostatnio większość moich tekstów miała charakter bardziej krajoznawczy, tak tym razem wrócę do tego co rzeźbiłem na początku. Do opisu przeżyć wewnętrznych. A właściwie to do opisu jednego ze Wzniesień Łódzkich jakim był mój nastrój tego dnia - systematycznie rósł do góry, osiągnął szczyt nieopodal Parowów Janinowskich, a następnie opadał stromo w dół, niemal do dna.

Ale warto było :). Zapraszam!


niedziela, 10 grudnia 2017

Czysta przyjemność | Łaskowice - Dobroń - Łask - Zduńska Wola | [WŁÓCZYKIJ #16]

Kilka Włóczykijów temu poniosłem klęskę w walce z wiatrem. Podczas wycieczki przez Szadek planowałem zwiedzić Zduńską Wolę oraz zajrzeć do Karsznic. Kto czytał ten wie, że ledwo co zajechałem na dworzec w Zduńskiej, żeby załapać się na pociąg (jak się później okazało, mogłem się aż tak nie spieszyć, chociaż i tak Zduni bym nie zwiedził). Oczywiście nie mogło tak być, że zostanie mi jakaś niezrobiona wycieczka, toteż celem kolejnej "niezależnej" (nie przewodnickiej) musiała być Zduńska Wola.

Oczywiście kompletnym bezsensem byłoby jechać tą samą trasą. Musiałem wykombinować coś innego. I wykombinowałem. Marszrutę wyznaczyłem następującą - Dobroń, zaległy od dwóch lat Łask (obiecałem w jednym z pierwszych wpisów na tym blogu, że wrócę i zrobię lepsze zdjęcia ;)), Karsznice (będące wygodnie po drodze, bo zajeżdżałem do Zduńskiej od południa) i wreszcie - sama Zduńska Wola.



niedziela, 3 grudnia 2017

Kieł mamuta i św. Lambert | Radomsko | [WŁÓCZYKIJ #15]

Z Radomskiem mam dwa skojarzenia. Pierwsze to wizyta na meczu łódzkiego Widzewa w śmiesznym Pucharze Ekstraklasy (nawet nie pamiętam, który to był rok - 2007?), na który pojechałem z towarzystwem z Pabianic busem bez grzania. To był luty albo początek marca - więc zmarzliśmy solidnie. Jedyne ciekawe wydarzenie na tym meczu to rzucanie śnieżkami w ówczesnego bramkarza Korony Kielce Macieja Mielcarza (który, swoją drogą, później długo bronił w Widzewie). Dużo w tej historii Radomska prawda?

Drugie skojarzenie to rozkraczenie się auta rodziców na krajowej "1" nieopodal Radomska. Awaria okazała się na tyle poważna (bodajże padła pompa wody), że musieli zostawić auto na miejscu i wrócić po nie dzień później - pociągiem. I znów najciekawszy element historii - zdruzgotany głos siostry, kiedy dowiedziała się, że z zaplanowanej na wieczór imprezy nici. Tutaj również sporo Radomska czyż nie?



niedziela, 26 listopada 2017

Perła w Ogrodzie Zmysłów | Poddębice | [WŁÓCZYKIJ #14]

Ten wpis i kolejny Włóczykijowy (o Radomsku) będą miały nieco inny charakter, ponieważ są zapisem moich wędrówek w ramach projektu Pociągiem w Łódzkie, podczas których byłem przewodnikiem. Będzie nieco mniej opisów moich "przygód" i subiektywnych doznań, a nieco więcej informacji krajoznawczych. Skutkiem tego oba te wpisy będą nieco krótsze. Zdecydowałem się na taki krok, bo pewnie nieprędko będę miał okazję pojawić się w tych miejscach ponownie, a zarówno Poddębice, jak i Radomsko są zdecydowanie warte zobaczenia.

Zapraszam więc do lektury!


wtorek, 21 listopada 2017

Nihil

"Myślę pozytywnie, lekarz kazał myśleć pozytywnie,
myślę pozytywnie, nic mnie nie wkurwi dzisiaj"

Znacie ten kawałek Sokoła? Pewnie nie. Sam nie jestem wielkim fanem jego twórczości, co jest dość zabawne, bo lubię jego teksty, ale nie słucham go prawie wcale. Nie wiem czemu. Tym bardziej, że jako jeden z niewielu (jedyny?) w Polsce już dawno przyznał, że raper z niego mierny i to co tworzy określa bardziej jako melorecytację. Miło, że nie próbuje wprowadzać słuchaczy w błąd, kreując się na kogoś kim nie jest i nie będzie.

Jednak nie o Sokole i moich hip-hopowych teoriach będzie ten tekst. Wróć proszę na moment do cytatu z początku. Jak to jest? Myślisz pozytywnie? Jak wstajesz rano to uśmiechasz się na siłę, bo wtedy ponoć mózg produkuje endorfiny, nieświadomy tego, że uśmiech jest wymuszany? Mówisz sobie, że "będzie dobrze" i "wszystko zależy od nastawienia"?

wtorek, 3 października 2017

Śmierć nie potrzebuje dowodu

Stęskniłem się za nią. Wpatrując się w kolejny zachód słońca o barwie grejpfruta wpadłem w tę sztampową nostalgię podszytą refleksją o przemijaniu. Typowe umysłowe bla bla bla, podobne do pytań "skąd ja się tu wziąłem?" i "a co jeśli to tylko ja widzę i czuję, a reszta dookoła to jakieś dziwaczne projekcje?". Banalne, nudne, niemożliwe do rozwikłania. A jednocześnie dziwnie podniecające, jak tafla jeziora nocą. Podniecające jak Śmierć.

Odkąd poznałem ją osobiście, nie jako medyczny stan agonii, a jako osobę... bardzo się zmieniłem. Nie jestem w stanie określić (i pewnie nigdy nie będę) czy więcej mi dała czy zabrała. Nie umiem już tak mocno i szczerze cieszyć się życiem jak dawniej. Nie potrafię pozwolić sobie na brak rozsądku w zachowaniu i beztroskę. Mam tę drażniącą świadomość wartości każdej upływającej sekundy. A z drugiej strony nauczyłem się smakować. Delektować. Wartościować. Zachwycać tym co majestatyczne, ale też schylać się do tego co maluczkie. Być świadomym obecności detali, kontrastów, które przecież tworzą charakter. To co nijakie nie ma szczegółów i jest jednowymiarowe. Ona nauczyła mnie próbować, bo bez empiryzmu nie da się świadomie oceniać.

czwartek, 14 września 2017

Kołtun/Myśleć jak Ty

Niczego nie potrafię. Poza kilkoma umiejętnościami niezbędnymi do przeżycia jestem kompletnym zerem. Chociaż może trafniejsze byłoby określenie - kompletnie wyzerowany. Potrafię oddychać, przełykać pokarm, wydalać. Plus tę parę rzeczy, które kontroluje za mnie mój mózg samoistnie. Może to i lepiej.

Brzmi przygnębiająco, co? Pewnie myślicie, że dopadła mnie jesienna chandra. Że mam doła i walnę Wam zaraz tekst o tym jak to zleciał już prawie rok od czasu rzucenia przeze mnie pracy na etacie, a u mnie nadal nic. Że zawiodłem siebie i być może kilka osób, które mi kibicują. Kilka tego typu tekstów w 2017 popełniłem. Nawet mama zwróciła mi uwagę, że z moich wpisów "paruje" gorycz i niezadowolenie. Miała całkowitą rację.

Ja napiszę to jeszcze raz, Wy przeczytajcie na głos: niczego nie potrafię. I niech zabrzmi to w Waszych ustach optymistycznie.

czwartek, 7 września 2017

Setka

- Cześć - powiedziałaś. Świat wkoło błyszczał jak w teledysku disco. Kałuże na chodniku, mokry asfalt, krople wody na karoseriach samochodów. Wszystko to tworzyło tę specyficzną atmosferę wieczornego miasta po ulewie. Słońce w końcu odważyło się śmielej wychylić zza chmur - niestety uczyniło to kilka minut przed zachodem. Latarnie jeszcze się nie paliły, ale mrok gęstniał z każdą leniwą sekundą. Ludzi wałęsało się niewielu, bo wieczornych spacerowiczów wygnał do domów deszcz.

Twoje oczy również migotały, piękne jak tafla jeziora muskanego oddechami wiatru w sierpniowy, jeszcze wakacyjny wieczór.

środa, 6 września 2017

Waldemar Łysiak - Szachista

Książka, nad którą się tym razem pochylę trafiła do mnie zupełnie przez przypadek - dostałem ją jako prezent urodzinowy. Przeleżała dwa miesiące na półce czekając na swoją kolej, aż wreszcie się do niej dopadłem. Nie spodziewałem się po niej kompletnie niczego. Prawdę powiedziawszy - póki nie rozpocząłem lektury nie byłem do końca pewien czy to książka o Napoleonie (jego wizerunek znajduje się na okładce), czy to podręcznik szachowy, czy jeszcze coś innego.

Co ciekawe autor książki napisał ją w sumie... również przez przypadek. Podczas drążenia tematu pewnego mnicha z klasztoru filipinów w Gostyniu został odwiedzony przez Hiszpana, ponoć także zainteresowanego osobą duchownego. Hiszpan okazał się być w posiadaniu tekstu pod tytułem "Memoriał", który poruszał między innymi kwestię wspomnianego wcześniej zakonnika. Łysiak miał tylko kilka dni na zapoznanie się z tekstem i jego przepisanie, co też - na całe szczęście - uczynił, choć robił to w szalonym tempie.

Co sprawiło, że pan Waldemar zaczął gorączkowo kopiować tekst o "jakimś tam" zakonniku?

wtorek, 5 września 2017

Pod wiatr i z wiatrem | Łaskowice - Szadek - Wojsławice | [WŁÓCZYKIJ #13]

Mądry Polak po szkodzie. Teraz, prawie dwa miesiące po zrobieniu tej wycieczki, jestem absolutnie pewien, że nie miała ona prawa wypalić. W końcu to numer trzynaście. W końcu to był drugi lipca, a od paru lat w lipcu dostaję największe wpierdy. W końcu (co jest, zdaje się, najważniejsze) nie robi się rowerowych wycieczek na południowy zachód kiedy wieje wschodni wiatr.

Ale ja zrobiłem. Od rana Dominika pracowała, a ja biegałem za tym sympatycznym, młodym jegomościem - moim synem. Później zrobiłem obiad i zjadłem go w tempie sprinterskim - w międzyczasie zadzwonił Piotr, że ma dla mnie wycieczki do zrobienia. No delikatnie rzecz biorąc - zestresowałem się. Miałem wreszcie oprowadzić poważne towarzystwo w imieniu poważnego Towarzystwa.

Kto normalny wali w takich okolicznościach 90-100 kilometrów na rowerze w pięć godzin? Ja!


środa, 16 sierpnia 2017

Kim jesteś, chłopcze? | Przygody Tomka Sawyera - recenzja

Cześć. Ten tekst adresuję do chłopaków. Jeśli jesteś dziewczyną przestań go czytać w tej chwili!

Dobrze wiem, że lepiej nie mogłem Was, kobiety, zachęcić do lektury tego tekstu ;).

Wierzysz w duchy? Nie? Spójrz mi w oczy. Wierzysz, prawda? Każdy wierzy. A im bardziej zaprzeczasz, tym bardziej wiem, że wierzysz. Tylko się boisz. Nie bój się. Jesteś mężczyzną. Mężczyzna się nigdy nie boi. Znasz jakiegoś pirata, który się boi? Albo zbója?

Mówisz, że znasz kilku? Ale skąd, z książek? Nie? To pewnie nie są prawdziwi piraci ani zbóje.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Na lewą stronę | Kędziorki - Koluszki (Brzeziny - Koluszki) | [WŁÓCZYKIJ #12b]

Zawsze zastanawiam się skąd się biorą te błogie obrazki włóczęgów takich jak ja, którzy siedzą sobie pod drzewkiem z wyciągniętymi nogami i w stanie nieopisanego, głębokiego relaksu kontemplują nad sensem życia. Ja postoje dzielę na dwie grupy:

a) No dobra już stanę, mimo wszystko człowiek czasem musi jeść, pić i wydalać.
b) Osz kur... mam dość. Siadam i nie wstaję.

Wydaje mi się absolutnie nie do pogodzenia moja ciekawość świata i potrzeba aktywności z koniecznością robienia postojów. Jeśli gdziekolwiek trafia mi się leniwy moment, to najczęściej już po zakończeniu wędrówki, kiedy mogę wreszcie klapnąć, otworzyć piwo i oznajmić: na dziś wystarczy.

Nie potrafię usiedzieć w miejscu.

To ja z miną wyrażającą ogromne zadowolenie z faktu, że odpoczywam.

czwartek, 10 sierpnia 2017

Truskawki, czy marakuja?

Świat nam się skurczył. Odległości się zmniejszyły na przekór fizyce. Bariery językowe przełamujemy, grając na nosie Wieży Babel. Do tego wszystkiego - o zgrozo! - wirtualnie możemy być w każdym dowolnym miejscu świata, nie ruszając wygodnickich pośladków z fotela. Wewnętrzna złośliwość kazała autorowi tego tekstu zerknąć na Monachium. A co! "Lewego" może nie spotkam, ale mogę później błysnąć w towarzystwie - ze stolicą Bawarii znamy się z widzenia!
Jakże łatwo dziś też o informację! Klik, klik, klep, klep i już wiem z kilkunastu źródeł co jest NAJ w Polsce, na Słowacji czy nawet w Burkina Faso! Uzbrojony w specjalistyczną wiedzę mogę zabrać się za arbitralne uznawanie co warto zobaczyć, a czego nie. Oczywiście gdyby brakło mi własnego osądu, mogę posiłkować się ocenami "użytkowników" tych wszystkich miejsc. Dzięki temu wiem już gdzie śmierdzi, gdzie drogo i gdzie niemiłe towarzystwo. Na pozytywy raczej nie liczę. Internet przyjmuje jeno żółć.


środa, 19 lipca 2017

Pod wezwaniem... | Brzeziny (Brzeziny - Koluszki) | [WŁÓCZYKIJ #12a]

Tak się składa, że w momencie pisania tego tekstu jestem w trakcie aktywnego poszukiwania pracy. Wiecie - rozmowy, normalne pytania - dziwne odpowiedzi, dziwne pytania - normalne odpowiedzi i tego typu sprawy :).

Po ostatniej wycieczce zastanawiam się czy pośród moich atutów kiedykolwiek wymieniłbym elastyczność, otwartość oraz radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Chyba nie (choć to wyjątkowo fajne do "sprzedania" cechy). Często mam wrażenie, że w takiej, a takiej sytuacji to sobie nie poradzę "bo cośtam". A później przychodzi co do czego i śmigam improwizację nie gorzej niż Mickiewicz.



sobota, 15 lipca 2017

Ludwik Wolta - Strefa Komfortu - recenzja

Jeszcze zanim zacząłem czytać tę książkę musiałem opuścić swoją strefę komfortu. Jestem przyzwyczajony do sytuacji, w której autor czytanej przeze mnie publikacji nie żyje lub (rzadziej) mieszka gdzieś na drugim krańcu świata i jest dla mnie postacią całkowicie abstrakcyjną. Po polskich autorów sięgam niezmiernie rzadko (hipokryta - chciałbym, żeby po "mnie" sięgali wszyscy). Po autorów, których znam nie sięgam nigdy. Głównie dlatego, że nie znam zbyt wielu autorów, a właściwie to jeszcze do niedawna nie znałem żadnego.

Fakt jest jednak taki, że Ludwik był uprzejmy odezwać się do mnie jakiś czas po premierze "Dwóch świątyń", powiedzieć, że spoko powieść napisałem, a następnie oznajmić, że wpadł na ten sam durny pomysł napisania swojej książki. Tyle pożytecznych rzeczy można zrobić przez ten czas, a nam się pisać zachciało...



czwartek, 13 lipca 2017

Wycieczki!

Bynajmniej nie osobiste :).

Uwaga, uwaga, uwaga!

Jeżeli jesteś ciekawy Łodzi albo organizujesz grupie przyjazd do tego fascynującego miejsca polecam swoje usługi jako przewodnika!

sobota, 1 lipca 2017

Nie ma wału? | Dookoła Jeziorska | [WŁÓCZYKIJ #11]

W poprzednim Włóczykiju przytaczałem Wam wymianę zdań z Tatą, gdzie dzień wcześniej, wieczorem napisałem do niego czy jest chętny na przejażdżkę z Zamościa do Zielonej Góry. Zgodził się bez wahania. Mnie w związku z tym nie pozostało nic innego jak spakować plecak, kiedy dostałem smsa o treści: jutro pociągiem do Sieradza i dookoła Jeziorska.

Tak się składa, że z dwóch największych jezior województwa Łódzkiego akurat o Jeziorsku nie mam bladego pojęcia. Za to Zalew Sulejowski objechałem w każdym możliwym kierunku wraz z przyległościami. Czy większy ze sztucznych zbiorników sprawił, że pożałowałem skupiania się przez całe życie tylko na mniejszym koledze? A może wręcz przeciwnie - dziękowałem niebiosom, że w Treście Rządowej spędziłem w sumie grubo ponad rok mojego życia?

Jeśliście ciekawi odpowiedzi - zapraszam do lektury!


środa, 28 czerwca 2017

Pobiegane na wiosnę

Półmaratonem w Piotrkowie zakończyłem wiosenne bieganie. Po przeorganizowaniu życia okazało się, że mogę sobie pozwolić na start w wielu różnorodnych imprezach, dzięki czemu miałem okazję sprawdzić się w uczciwych warunkach w półmaratonie, albo pierwszy raz od czterech lat przebiec "piątkę". Wszystkie starty, poza jednym, dały mi ogromną frajdę, więc z przyjemnością do nich wrócę. Przy okazji - dziś zerkam na pewne kwestie na chłodno, z perspektywy i przede wszystkim bez emocji. Wnioski "dzień po starcie" okazują się być zupełnie inne, niż "dzień po sezonie".

Teraz czeka mnie tydzień przerwy od treningów, a w lipcu ruszam z przygotowaniami do jesiennej "kampanii", przy okazji obchodząc w serduchu obchody piątej rocznicy rozpoczęcia przygody z bieganiem :).


sobota, 17 czerwca 2017

W prostej linii 555 kilometrów | Czarnocin - Będków - Rokiciny - Wiśniowa Góra | [WŁÓCZYKIJ #10]

Długo mi zajęło zrealizowanie dziesiątego, jubileuszowego :D Włóczykija. A to nie było pogody, a to nie było kuchni w domu, a to już się zebrałem, ale mi po drodze doszło tarapatów i odpuściłem. Prawdę mówiąc w pewnym momencie się zaciąłem, bo jednak jak człowiek idzie za ciosem to łatwiej o motywację, niźli w sytuacji gdy robi coś od wielkiego dzwonu.

Wreszcie nadszedł ten wielki dzień. The Dzień (Skarbie, to specjalnie dla Ciebie, Ty wiesz kiedy to pisałem! :)). Postanowiłem - jutro jadę. Ostatnia wycieczka rowerowa po Łodzi sprawiła, że nabrałem ogromnego apetytu na tego typu wyprawy po województwie, więc musicie pogodzić się z faktem, że mój Włóczykij będzie w najbliższym czasie nieco częściej włóczył kij przywiązany do aluminiowej ramy.



wtorek, 6 czerwca 2017

Arcyksiążka

Lato 2002 roku. Młody Mateuszek dostaje na prezent urodzinowy (tak mi się wydaje przynajmniej, że to ta okazja była :)) trzy tomy powieści. Na okładce błyszczy magicznie brzmiące nazwisko - Tolkien.

Fanem fantastyki byłem od zawsze, tak długo jak jestem fanem książek, ale trochę czasu upłynęło zanim miałem okazję dobrać się do legendy. Do dziś pamiętam, że przeczytanie całej trylogii zajęło mi trzy miesiące. Pamiętam też, że zdarzało mi się czasami czytać ją do świtu, co później przytrafiało mi się wyjątkowo rzadko, jeśli w ogóle.

niedziela, 28 maja 2017

Cisza na morzu | [ANGIELKA #2]

Okna. Setki okien. Jak w gigantycznym cruiserze. Cóż, w końcu to Łódź. Wszystkie w milczeniu tępo wpatrują się przed siebie. Podobnie zresztą jak Alex, która stała przed monumentalnymi wieżowcami i zadzierała wysoko głowę, nie zważając na to, że boli ją kark. Chociaż były to godziny szczytu, to miasto było jakieś takie... ciche. Jakby odpoczywało po potężnej nawałnicy. Albo jakby to był pierwszy stycznia. Wiecie - najlepszy moment dla kosmitów na inwazję.

Niebo było jednolicie białe, przez co otoczenie wydawało się całkowicie wyprane z kolorów. Jałowe, jak kompres, którym owija się zbolałą głowę. Ola dostroiła się dziś do fal wysyłanych przez miasto. Sama czuła się płaska, jednowymiarowa i nudna jak kawałek kartonu albo wyświetlacz nokii 3310. Jakby przez jej głowę przepłynęła właśnie fala powodziowa, zabrała co miała życzenie wziąć (czyli wszystko co się dało) i zostawiła brązową od mułu ziemię.


wtorek, 23 maja 2017

"Dwie świątynie" - opinia czytelniczki

"Panie Mateuszu,

Wygrałam Pana książkę pt. "Dwie świątynie" w konkursie na fanpage'u "BJC dobry film i jeszcze lepsza książka.

Spędziłam z nią przecudowne piątkowe i sobotnie popołudnie. Czytanie tej powieści było nie tylko wyśmienitym relaksem, wywołało we mnie również wiele głębokich refleksji. 

Historia Piotrka i Marcina może się przydarzyć każdemu z nas, dlatego warto ją poznać, by nie popełnić w swoim życiu tych strasznych błędów. Sądzę, że niejednemu zdarza się, iż po osiągnięciu sukcesu woda sodowa troszkę uderza do głowy, jednak nie mamy świadomości jak bardzo może nas to zniszczyć. Zarówno Piotrek jak i Marcin, bez względu na to z jakich środowisk się wywodzą, pragnęli osiągnąć sam szczyt i prawie im się udało...Tak mało brakowało, tak byli pewni sukcesu, że nie zauważyli nawet kiedy znaleźli się na samym dnie. 

wtorek, 9 maja 2017

Nóż

Weź do ręki nóż. Serio. Ja, kiedy do głowy wpadł mi pomysł na ten tekst, trzymałem w dłoni duży ostry nóż. Przyglądałem się jego nagiej, milczącej powierzchni. Kilka godzin wcześniej rozciąłem sobie o jego krawędź palec. Bezdźwięcznie wpił się w moją skórę i ją rozpłatał. Ot tak. Bez wysiłku.

Trzymałem w dłoni to narzędzie i pomyślałem sobie... jakby to było wbić to ostrze w czyjś brzuch. Pewnie tak naostrzone weszło by gładko, aż po rękojeść. A gdybym zrobił to komuś kogo kocham?

Czy w ogóle potrafiłbym zrobić coś takiego? Starczyłoby mi odwagi? Czy potrafiłbym po prostu rozciąć tkanki ukochanej osoby, tak samo jak to się stało z moim palcem?

czwartek, 27 kwietnia 2017

Ja zostaję | Bratoszewice - Stryków | [WŁÓCZYKIJ #9]

Jeśli powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć "b". A jeśli tej wiosny jest wiosna to trzeba korzystać.

Znaną już skądinąd trasą kolejową pędziłem tego ślicznego, słonecznego poranka ku Bratoszewicom. Miejscowości, w której skończyłem ostatni epizod Włóczykija. Jak już zapewne wiecie (lub lada chwila klikniecie w link kilkanaście słów wcześniej i się dowiecie :)) zdążyłem tu ledwo zwiedzić stację kolejową, ulicę Chorobliwie Szczekających Psów (czyli Kolejową) oraz boleśnie zapuszczony dwór.


poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Ile jestem w stanie dać? | DOZ Maraton Łódź 2017

Jak zapewne większość z Was już wie, chociażby z facebooka czy instagrama - we wczorajszym maratonie nie udało mi się osiągnąć żadnego z postawionych celów (poza ukończeniem). Ani nie poprawiłem życiówki, ani nie zszedłem tak blisko jak się da do 3.20, ani, przede wszystkim!, nie zaliczyłem kolejnego przyjemnego, choć wymagającego biegu na królewskim dystansie.

W sobotę zadałem pytanie - "da się?". Przez ostatnie jedenaście kilometrów i wszystkie godziny, które upłynęły od przekroczenia przeze mnie linii mety zmuszony byłem postawić inne - "ile jestem w stanie dać?".

sobota, 22 kwietnia 2017

Da się?

Jutro po raz siódmy stanę na starcie i, daj Bóg, padnę na mecie maratonu. Pewnie już kilkukrotnie używałem tego wyświechtanego frazesu, ale przypomnę go znów: bieg na 42 kilometry i 195 metrów nie jest sam w sobie aż tak trudny, jak przygotowania do niego. W zasadzie to rozgrywa się on... na treningach. Te długie miesiące żmudnych, częstych biegów mają za zadanie przyzwyczaić organizm do długotrwałego wysiłku, ale też oswoić umysł z monotonną rąbaniną jaką jest bieganie długodystansowe.

Nie oszukujmy się - do pierwszego maratonu mało komu udaje się przygotować właściwie. U mnie to było trzydzieści kilometrów radosnego hasania i pozostałe dwanaście sto dziewięćdziesiąt pięć mordęgi. O tym też już kiedyś wspominałem - maraton to nie 42,195. To 32+10+0,195. Te dziesięć kilosów ponad trzydziechę to właśnie to, co sprawia, że na ten dystans mówi się "królewski".

Tylko, że ta wiedza przychodzi z doświadczeniem. A w zasadzie to z bólem dupy (oraz pozostałych mięśni całego ciała).

wtorek, 18 kwietnia 2017

Słońce z kryształu | [ANGIELKA #1]

Dusimy się w oparach mdłej codzienności. Oddychając zbyt długo tym samym powietrzem stajemy się otępiali. Z żałosną tendencją do rozczulania się nad sobą siadamy nad obrzydliwie klejącym się stolikiem w pijalni i, zaciągając się petem (albo, co gorsza!, tym e-gównem, co ma w sobie tyle stylu co ekran dźwiękochłonny) mówimy słabym głosem do kumpla albo puszczalskiej kumpeli:

- Wiesz co? Potrzebuję więcej powietrza w życiu.

Towarzysz kiwa głową, odpala swojego peta i, zionąc odorem miernej podróbki piwa z koncernu, ciężko wzdycha. Nic się nie zmienia. Oboje nadal gnijecie, tak jak gniliście i będziecie gnili.


środa, 5 kwietnia 2017

Ro(c)k

W momencie publikacji tego tekstu mija dokładnie 365 dni od momentu kiedy przez cesarskie cięcie, za sprawą dłoni Pana Doktora Adama Jerzyńskiego, na świecie pojawił się mój syn - Jakub Dariusz Bajas.

Albo bardziej po mojemu - Kubi wylazł na powierzchnię równo rok temu.

Gdzieś w lutym 2016 łódzka ekipa Radia Eska zdecydowała się zadzwonić do Dominiki i sprezentować jej podwójną wejściówkę do kina. SMS wysłany do radia brzmiał tak: dajcie jakieś bilety, bo jestem w siódmym miesiącu ciąży i chciałabym pójść póki mieszczę się w fotelu. Sylwia Kurzela z tegoż radia w rozmowie telefonicznej zasugerowała: tylko nie idźcie na film akcji, bo taki to będziecie mieli w domu za niedługo.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

7. Pabianicki Półmaraton

Są takie dni, kiedy wstajesz i po prostu wiesz, że tego dnia wszystko Ci się uda. Takie, kiedy nie bierzesz z domu parasolki, chociaż nad miasto nadciąga wielgachna, burzowa chmura, bo jesteś pewien, że ulewa przejdzie bokiem.

I przechodzi.

Pabianicką "połówkę" od początku traktowałem jako przetarcie i sprawdzian przed zbliżającym się wielkimi krokami łódzkim maratonem. Praca jaką wykonałem na treningach od października była... dziwna. Z jednej strony harowałem jak wół z częstotliwością i intensywnością jakich nie zaznałem od dwóch lat (a nie wiem czy nie od przygotowań do maratońskiego debiutu), ale z drugiej - zdarzyło mi się kilka tygodniowych przestojów, spowodowanych życiowymi wybojami.


sobota, 1 kwietnia 2017

Świeżo

Powietrze pachniało kurzem, podnoszonym spod kół aut i rowerów i sportowych, białych butów. Chociaż chodnik prowadził prosto z południa na północ ludzie przemieszczali się we wszystkich możliwych kierunkach. Skręcali gdzie potrzebowali, przechodzili jezdnię gdzie było im wygodnie. Jak mrówki wiercąc się po miejskim kopcu, pozornie bez składu.

Było gorąco, chociaż słońce chyliło się już nisko, chowając się gdzieniegdzie za wieżowcami. Dzień dał zdrowo popalić, błogosławiąc tylko tym, którzy mogli pozwolić sobie na zimny alkohol w cieniu drzewa. Kto musiał pracować szczerze przeklinał życiodajną gwiazdę i południowy wiatr. Zmęczenie malowało się na błyszczących od potu czołach przechodniów.

poniedziałek, 27 marca 2017

Bez przekonania | Głowno - Bratoszewice | [WŁÓCZYKIJ #8]

Szósta rano. Pobudka. Myślicie, że jestem ranny ptaszek? O nie, nie, nie! Jestem ranny ptaszek, bo muszę być! Syn nie zna litości, chociaż i tak był dzisiaj wyjątkowo łaskawy. Przedwczoraj postawił nas na nogi o 5.30. Uroki rodzicielstwa.

Włóczykij zaplanowany na dziś wydawał mi się wyjątkowo... kiepskim pomysłem. Prawdę powiedziawszy ni w ząb nie miałem ochoty go robić, a uczucie to dojrzało we mnie, niczym pierwiosnek, kiedy poczułem jak bardzo ciężkie i zmęczone mam nogi. A biegaliśmy z tatą tylko godzinę! Najwyraźniej tempo było jeszcze mocniejsze niż się nam zdawało :D.

O 6.30 oznajmiłem Dominice: nie idę! W związku z tym, zgodnie z moją przepotężną asertywnością, dokładnie godzinę później stałem na przystanku i czekałem na autobus. Niebo było zachmurzone, ale wydawało się, że dzień będzie całkiem przyjemny. W powietrzu pachniało wiosną, ale ja tej małpie już nie ufam jak jeszcze jakiś czas temu. Dopóki nie poczuję słoneczka na skórze, nie zobaczę rozkwitających pączków, a PRZEDE WSZYSTKIM nie zmarznę - wtedy uznam, że to już. Wiosna nadejszła.



czwartek, 16 marca 2017

Autoteliczność | Rzgów - Rydzynki - Tuszyn | [WŁÓCZYKIJ #7]

Pamiętam taki jeden poranek, kiedy stojąc na przystanku autobusowym, niewyspany i zmarznięty, pomyślałem sobie - a gdyby tak nie wsiąść? Po prostu, olać ten autobus, wrócić do domu, schować się pod kołdrą z książką albo z ukochaną i zwyczajnie... pożyć. Zrobić coś dla samego robienia, a nie z musu. Durnej konieczności. Zaufać, ten jeden jedyny raz, przeczuciu. Odrzucić racjonalne dogmaty, którymi karmi Cię wszechobecny "system".


środa, 15 marca 2017

Na pustyni łatwiej się rozpędzić

Tak się składa, że jestem osobą, która (trochę naiwnie) wierzy w sprawiedliwość. Może niekoniecznie w taką opartą na prawie, bo akurat na te bajeczki nie dam się nabrać, ale w taką na zasadzie - każdy otrzymuje tyle na ile zasługuje, jak najbardziej.

Podobnie zresztą wierzę w równowagę. Wszystkie działania związane z jakimś tematem muszą ZAWSZE, w konsekwencji, prowadzić do wyniku równego jeden. Albo do stu procent. Pozostaje jedynie kwestia podziału wkładu poszczególnych składowych tego procesu. Kto włożył ile wysiłku? Czyj wysiłek był istotniejszy? Kto powinien czerpać korzyści w pierwszej kolejności? Kto weźmie na barki straty? Obrazowo tłumacząc - nie ma znaczenia czy dojdziemy do celu idąc w lewo, a później prosto, czy najpierw prosto, a później w lewo. Efekt będzie jednakowy. Pytanie brzmi tylko - co będzie się działo po drodze?

piątek, 10 marca 2017

Cegiełka

W momencie kiedy to piszę kibice łódzkiego Widzewa, grającego obecnie w czwartej klasie rozgrywkowej w Polsce, biją rekord Polski pod względem ilości sprzedanych karnetów. I nie martwcie się, moi czytelnicy! Nie będę Was teraz zanudzał peanami na cześć mojej ulubionej drużyny. Po prostu całe to karnetowe szaleństwo zwróciło moją uwagę na pewną kwestię i zdecydowałem się z Wami podzielić moimi przemyśleniami.

Czy w Polsce da się robić sport?

Wiem, wiem. Rozsądniej byłoby użyć określenia - uprawiać. Jednak tym razem nie o uprawianie sportu mi chodzi, a właśnie o robienie. Co mam na myśli? Ano: budowanie infrastruktury, gromadzenie licznej widowni, umiejętne wyszukiwanie młodych, zdolnych sportowców i, przede wszystkim - odnoszenie znaczących sukcesów. Czyli o całokształt spraw ze sportem związanych.

czwartek, 9 marca 2017

Matko...

Gigantyczny, szary budynek z tysiącem okien majaczył za mgłą. Może był taki moment w historii tego szpitala (bo taką onegdaj pełnił funkcję), gdzie prezentował się ładnie i okazale. Chociaż nie. Zawsze był betonowym klocem, wyrażającym przerost ambicji wszechwiedzącego rządu, budującego pomniki żeby zachwycić lud i wylizać dupę komuchom ze wschodu.

Dzisiaj wyglądał jak groteskowy sarkofag. Cały porośnięty mchem i bluszczem, z oknami powybijanymi przez drzewa, które w środku znalazły sobie miejsce do zapuszczenia korzeni i pełnym dobrodziejstwem synantropijnego inwentarza fauny beztrosko biegającego po korytarzach. Świat po apokalipsie? Nie, po prostu trzydzieści lat leżenia odłogiem, jako nieużytek. Kompleks, dzięki Bogu, zamknięto w 2019 i od tej pory nikt nie wie co z tym fantem począć.

niedziela, 5 marca 2017

Piąteczek | Rąbień - Aleksandrów Łódzki - Grunwald - Zgniłe Błota - Kazimierz | [WŁÓCZYKIJ #6]

Co najlepiej wchodzi w piątek? Po ciężkim tygodniu w pracy - zamówiona, szybka szama, kilka kieliszków gorzały albo szklanek piwa, nogi wywalone na stół i... lenistwo! Odwlekana przez pięć dni celebracja tych niewielu godzin luzu, musi cechować się prostotą założeń, łatwością realizacji oraz ograniczeniem wkładanego wysiłku do minimum.

Dokładnie takie same priorytety przyświecały mi, gdy planowałem drugiego w ciągu czterech dni Włóczykija. Chciałem zrobić sobie pierwszą rowerówkę w ramach cyklu. W czwartek wieczorem machnąłem na treningu biegowym około 21 kilometrów w 90 minut. To był piątek, a tydzień dał mi mocno w kość. Relaksacyjna, rekreacyjna przejażdżka miała być tematem tekstu, który czytacie.


czwartek, 2 marca 2017

Pamięć | Piotrków Trybunalski | [WŁÓCZYKIJ #5]

Swego czasu Piotrków miałem okazję oglądać dość często - z perspektywy drogi krajowej, biegnącej od autostrady do Sulejowa, a dalej do Kielc. Z trudem przypominam sobie kiedy ostatni raz miałem okazję jechać tą trasą. Czas upływa szybko, zmiany zachodzą niezauważalnie, a niezachwiane, zbudowane na silnych fundamentach mury przyzwyczajeń kruszeją, w końcu odchodząc w niepamięć. Dziś do Kielc już prawie w ogóle nie jeździmy, a Piotrków, choć niedaleki, stał mi się całkowicie obcy. Jak kolega z podstawówki, z którym znałeś się z widzenia, a dziś zastanawiasz w tramwaju - powiedzieć "cześć" czy udawać, że wcale nie spotkaliście?

Sądzę, że nie jestem w mniejszości, wybierając zazwyczaj milczenie.


niedziela, 26 lutego 2017

V Bieg Powstańca

Dziś miałem okazję drugi raz pobiec w Biegu Powstańca w Dobrej, nieopodal Strykowa. Impreza ma na celu upamiętnienie bitwy pod Dobrą (24.02.1863), z której zapamiętać należy fakt, że powstańcy styczniowi dostali solidnie po tyłku (a jak wiadomo polscy powstańcy trudnili się zazwyczaj obrywaniem po pośladkach). Kontekst historyczny mamy już ogarnięty ;), więc przejdźmy do istotniejszej kwestii - czy biegacze wygrali swoją dziesięciokilometrową batalię, czy też musieli wrócić do domu z pupami obitymi jak jabłka spadające na beton?

niedziela, 19 lutego 2017

Bez końca

Słońce wesoło tańczyło między drzewami, to puszczając nam oczko, to znów chowając się za gałęzie i tworząc fantazyjne cienie na drodze. Trzymaliśmy się mocno za dłonie i nieśpiesznie spacerowaliśmy przed siebie. Pachniało mokrą ziemią, która dopiero co odtajała po byciu przykrytą przez kilka miesięcy grubą warstwą śniegu.

Zima dała popalić tego roku. Mróz nie trzymał może wielki, ale za to cholernie uparty i konsekwentny. Nie odpuszczał nawet na moment. Do tego to cholerne, mocne wiatrzysko i długie, kryształowe noce, wyglądające jakby niebo stało się zbiornikiem na atrament. Lub, chyba bardziej trafnie, na jakąś truciznę w kolorze granitu. Odechciewało się wszystkiego, a każde wyjście z domu oznaczało cierpienie, jakby wszechobecny chłód przywierał do skóry i palił ją niczym rozgrzane żelazo.

środa, 15 lutego 2017

Po co? | Lutomiersk - Konstantynów Łódzki | [WŁÓCZYKIJ #4]

Jak rozpoznać ojca niemowlaka? To proste. Budzik nastawiony na 7.00. Budzi się o 6.35 i pierwsze co myśli to nie "Jeszcze pięć minut!", a "Wstać już, czy dać jeszcze pospać Młodemu?". Leżąc sztywno jak kłoda przetrawiłem dwadzieścia minut i za pięć siódma zdecydowałem się wstać. Oczywiście w bloku, jak na złość, cisza jak makiem zasiał. Mój palec ledwo dotknął podłogi i... panel zaskrzypiał, aż ucho zabolało.

Kilka sekund później witało mnie wesołe "UUUUU".

Myślę, że dalsze wydarzenia najlepiej opisze ta melodia. Uparłem się (słusznie!), żeby do Lutomierska dostać się 43. Niestety, trasę spod łódzkiego ZOO do krańcówki tramwaj pokonuje w 57 minut. Kiedy dodałem sobie do tego czas dojazdu do centrum (żeby się przesiąść) zaczęło brakować mi doby. Postawiłem na sprawdzone, ale dość ekstremalne rozwiązania, w postaci szprych w rowerze.


sobota, 11 lutego 2017

Kłoda

Z ulgą odgrodził się od bolesnego mrozu trzaśnięciem drzwi klatki schodowej. To była jedna z tych zim, kiedy chłód doskwierał tak bardzo, że wydawał się być nie zjawiskiem pogodowym, a chorobą, trawiącą ciało i umysł. Całe szczęście nie musiał oglądać więcej tej kryształowej, rozjarzonej nieprzyjemnym światłem księżyca nocy.

Wszedł do mieszkania, rzucił niedbale kurtkę na wózek i odsunął krzesło. Zgrzytnęło obrzydliwie po podłodze. Duży pokój był pusty, a drzwi od małego - zamknięte. Spali. Odetchnął z ulgą. Nie miał ochoty oglądać gęby nikogo.

To był cholernie ciężki dzień. Chociaż nie. W zasadzie to diabelnie trudny tydzień. Przejechał zimną dłonią po głowie. To było obrzydliwie przejebane życie. Takie jak z historii o jakimś holenderskim malarzu, które całe życie harował jak wół, wyprzedzał innych o dwie epoki, a koniec końców zdechł w biedzie. Sukces po śmierci? Marne pocieszenie.

środa, 8 lutego 2017

Nie dotyczy tubylców | Grotniki - Zgierz | [WŁÓCZYKIJ #3]

Dostałem czapkę od syna. Poważnie. Kiedy ma się taką miniaturową zapałkę zamiast głowy, a przezorna mamusia kupuje synkowi nieco luźniejszą, elastyczną czapeczkę, to okazuje się, że jest dobra. Ba, wyglądam w niej całkiem nie najgorzej!

W ogóle ubrany byłem w taką ilość warstw, że niejedna babcia byłaby ze mnie dumna. 

- A kalesonki mosz?
- Mom.
- A sialiczek?
- Mom.
- A koszulkę ciepłą mosz?
- Mom.
- Tylko rękawiczki załóż.

Rękawiczki też miołem. W ogóle wystroiłem się jak na biegun północny. Poniekąd właśnie tam się wybierałem, w końcu Zgierz północnym biegunem Łodzi ochrzcić można.


poniedziałek, 6 lutego 2017

Francuz

Nie chcę żebyście go źle oceniali. Nie chciałbym też, żebym zarysował go jako kompletnego outsidera odklejonego od rzeczywistości, bo mam tendencję do przedstawiania bohaterów w ten sposób. W gruncie rzeczy to dobry chłopak chociaż ja nie do końca rozumiem jego postawę. Może kiedy spiszę tę historię przyjdzie mi to nieco łatwiej.

W szkole średniej, ze względu na jego powierzchowność, został ochrzczony przez kumpli jako "Francuz". Zawsze nosił ciasno przylegające sweterki w odcieniach beżu, palił długie i cienkie papierosy, a do świata zwracał się nonszalancko z podszyciem arogancji i impertynencji. Zasłyszawszy kiedyś ten cytat mówił, że pachnie jak Paryż, chociaż nigdy tam nie był.

wtorek, 31 stycznia 2017

Bez złudzeń | Pabianice | [WŁÓCZYKIJ #2]

Lubicie "Grę o tron"? Ja miałem moment fascynacji książkami, który równie szybko mi przeszedł, co się zaczął. Serialu obejrzałem dwa odcinki.

Jednakowoż tron kojarzyć się powinien dość jednoznacznie z królami. Jeśli ktoś widzi w tym słowie inny kontekst, to prawdopodobnie jest całkiem normalny, ale skupmy się jednak na władcach. Co decyduje o tym, że najwięksi (z historycznego punktu widzenia; realnie najczęściej kurduple jak ja) odnoszą porażki podczas realizacji swoich ponadczasowych planów? Czemu przegrali Napoleon, Hitler czy chociażby Mózg (ten od Pinkiego)?

Pycha.

środa, 25 stycznia 2017

Banał | Starowa Góra - Gadka Stara - Rzgów | [WŁÓCZYKIJ #1]

Zanurzyłem łyżeczkę w termicznym kubku i wyłowiłem szczura po herbacie. Gapiąc się beznamiętnie za okno rzuciłem mokry woreczek na deskę do krojenia. To co działo się na zewnątrz wyglądało równie żałośnie, co te rozmaślone trociny earl greya zamknięte w woreczku. Mgła, plucha i gdzieniegdzie wystająca spod śniegu gliniasta ziemia nie zachęcały do wyjścia. Oczywiście dwa tygodnie wcześniej było prześlicznie, wręcz zjawiskowo. Fajnie, że wtedy leżałem na łóżku i zdychałem na 37 stopni gorączki. Wiecie, cierpienie tak duże, że bóle porodowe prawie się do tego zbliżają.

Czubata łyżeczka miodu, kilka kropel soku z cytryny, zamieszałem niedbale (reszta wymiesza się po drodze) i byłem gotowy do wyjścia. Papier w jaki zawinąłem dwie kanapki szeleścił na dnie plecaka, kiedy wkładałem do niego butelkę z wodą. "Ubierz się ciepło" zawołała Dominika, więc ubrałem się tak jak zawsze.