niedziela, 28 maja 2017

Cisza na morzu | [ANGIELKA #2]

Okna. Setki okien. Jak w gigantycznym cruiserze. Cóż, w końcu to Łódź. Wszystkie w milczeniu tępo wpatrują się przed siebie. Podobnie zresztą jak Alex, która stała przed monumentalnymi wieżowcami i zadzierała wysoko głowę, nie zważając na to, że boli ją kark. Chociaż były to godziny szczytu, to miasto było jakieś takie... ciche. Jakby odpoczywało po potężnej nawałnicy. Albo jakby to był pierwszy stycznia. Wiecie - najlepszy moment dla kosmitów na inwazję.

Niebo było jednolicie białe, przez co otoczenie wydawało się całkowicie wyprane z kolorów. Jałowe, jak kompres, którym owija się zbolałą głowę. Ola dostroiła się dziś do fal wysyłanych przez miasto. Sama czuła się płaska, jednowymiarowa i nudna jak kawałek kartonu albo wyświetlacz nokii 3310. Jakby przez jej głowę przepłynęła właśnie fala powodziowa, zabrała co miała życzenie wziąć (czyli wszystko co się dało) i zostawiła brązową od mułu ziemię.


wtorek, 23 maja 2017

"Dwie świątynie" - opinia czytelniczki

"Panie Mateuszu,

Wygrałam Pana książkę pt. "Dwie świątynie" w konkursie na fanpage'u "BJC dobry film i jeszcze lepsza książka.

Spędziłam z nią przecudowne piątkowe i sobotnie popołudnie. Czytanie tej powieści było nie tylko wyśmienitym relaksem, wywołało we mnie również wiele głębokich refleksji. 

Historia Piotrka i Marcina może się przydarzyć każdemu z nas, dlatego warto ją poznać, by nie popełnić w swoim życiu tych strasznych błędów. Sądzę, że niejednemu zdarza się, iż po osiągnięciu sukcesu woda sodowa troszkę uderza do głowy, jednak nie mamy świadomości jak bardzo może nas to zniszczyć. Zarówno Piotrek jak i Marcin, bez względu na to z jakich środowisk się wywodzą, pragnęli osiągnąć sam szczyt i prawie im się udało...Tak mało brakowało, tak byli pewni sukcesu, że nie zauważyli nawet kiedy znaleźli się na samym dnie. 

wtorek, 9 maja 2017

Nóż

Weź do ręki nóż. Serio. Ja, kiedy do głowy wpadł mi pomysł na ten tekst, trzymałem w dłoni duży ostry nóż. Przyglądałem się jego nagiej, milczącej powierzchni. Kilka godzin wcześniej rozciąłem sobie o jego krawędź palec. Bezdźwięcznie wpił się w moją skórę i ją rozpłatał. Ot tak. Bez wysiłku.

Trzymałem w dłoni to narzędzie i pomyślałem sobie... jakby to było wbić to ostrze w czyjś brzuch. Pewnie tak naostrzone weszło by gładko, aż po rękojeść. A gdybym zrobił to komuś kogo kocham?

Czy w ogóle potrafiłbym zrobić coś takiego? Starczyłoby mi odwagi? Czy potrafiłbym po prostu rozciąć tkanki ukochanej osoby, tak samo jak to się stało z moim palcem?