poniedziałek, 27 marca 2017

Bez przekonania | Głowno - Bratoszewice | [WŁÓCZYKIJ #8]

Szósta rano. Pobudka. Myślicie, że jestem ranny ptaszek? O nie, nie, nie! Jestem ranny ptaszek, bo muszę być! Syn nie zna litości, chociaż i tak był dzisiaj wyjątkowo łaskawy. Przedwczoraj postawił nas na nogi o 5.30. Uroki rodzicielstwa.

Włóczykij zaplanowany na dziś wydawał mi się wyjątkowo... kiepskim pomysłem. Prawdę powiedziawszy ni w ząb nie miałem ochoty go robić, a uczucie to dojrzało we mnie, niczym pierwiosnek, kiedy poczułem jak bardzo ciężkie i zmęczone mam nogi. A biegaliśmy z tatą tylko godzinę! Najwyraźniej tempo było jeszcze mocniejsze niż się nam zdawało :D.

O 6.30 oznajmiłem Dominice: nie idę! W związku z tym, zgodnie z moją przepotężną asertywnością, dokładnie godzinę później stałem na przystanku i czekałem na autobus. Niebo było zachmurzone, ale wydawało się, że dzień będzie całkiem przyjemny. W powietrzu pachniało wiosną, ale ja tej małpie już nie ufam jak jeszcze jakiś czas temu. Dopóki nie poczuję słoneczka na skórze, nie zobaczę rozkwitających pączków, a PRZEDE WSZYSTKIM nie zmarznę - wtedy uznam, że to już. Wiosna nadejszła.



czwartek, 16 marca 2017

Autoteliczność | Rzgów - Rydzynki - Tuszyn | [WŁÓCZYKIJ #7]

Pamiętam taki jeden poranek, kiedy stojąc na przystanku autobusowym, niewyspany i zmarznięty, pomyślałem sobie - a gdyby tak nie wsiąść? Po prostu, olać ten autobus, wrócić do domu, schować się pod kołdrą z książką albo z ukochaną i zwyczajnie... pożyć. Zrobić coś dla samego robienia, a nie z musu. Durnej konieczności. Zaufać, ten jeden jedyny raz, przeczuciu. Odrzucić racjonalne dogmaty, którymi karmi Cię wszechobecny "system".


środa, 15 marca 2017

Na pustyni łatwiej się rozpędzić

Tak się składa, że jestem osobą, która (trochę naiwnie) wierzy w sprawiedliwość. Może niekoniecznie w taką opartą na prawie, bo akurat na te bajeczki nie dam się nabrać, ale w taką na zasadzie - każdy otrzymuje tyle na ile zasługuje, jak najbardziej.

Podobnie zresztą wierzę w równowagę. Wszystkie działania związane z jakimś tematem muszą ZAWSZE, w konsekwencji, prowadzić do wyniku równego jeden. Albo do stu procent. Pozostaje jedynie kwestia podziału wkładu poszczególnych składowych tego procesu. Kto włożył ile wysiłku? Czyj wysiłek był istotniejszy? Kto powinien czerpać korzyści w pierwszej kolejności? Kto weźmie na barki straty? Obrazowo tłumacząc - nie ma znaczenia czy dojdziemy do celu idąc w lewo, a później prosto, czy najpierw prosto, a później w lewo. Efekt będzie jednakowy. Pytanie brzmi tylko - co będzie się działo po drodze?

piątek, 10 marca 2017

Cegiełka

W momencie kiedy to piszę kibice łódzkiego Widzewa, grającego obecnie w czwartej klasie rozgrywkowej w Polsce, biją rekord Polski pod względem ilości sprzedanych karnetów. I nie martwcie się, moi czytelnicy! Nie będę Was teraz zanudzał peanami na cześć mojej ulubionej drużyny. Po prostu całe to karnetowe szaleństwo zwróciło moją uwagę na pewną kwestię i zdecydowałem się z Wami podzielić moimi przemyśleniami.

Czy w Polsce da się robić sport?

Wiem, wiem. Rozsądniej byłoby użyć określenia - uprawiać. Jednak tym razem nie o uprawianie sportu mi chodzi, a właśnie o robienie. Co mam na myśli? Ano: budowanie infrastruktury, gromadzenie licznej widowni, umiejętne wyszukiwanie młodych, zdolnych sportowców i, przede wszystkim - odnoszenie znaczących sukcesów. Czyli o całokształt spraw ze sportem związanych.

czwartek, 9 marca 2017

Matko...

Gigantyczny, szary budynek z tysiącem okien majaczył za mgłą. Może był taki moment w historii tego szpitala (bo taką onegdaj pełnił funkcję), gdzie prezentował się ładnie i okazale. Chociaż nie. Zawsze był betonowym klocem, wyrażającym przerost ambicji wszechwiedzącego rządu, budującego pomniki żeby zachwycić lud i wylizać dupę komuchom ze wschodu.

Dzisiaj wyglądał jak groteskowy sarkofag. Cały porośnięty mchem i bluszczem, z oknami powybijanymi przez drzewa, które w środku znalazły sobie miejsce do zapuszczenia korzeni i pełnym dobrodziejstwem synantropijnego inwentarza fauny beztrosko biegającego po korytarzach. Świat po apokalipsie? Nie, po prostu trzydzieści lat leżenia odłogiem, jako nieużytek. Kompleks, dzięki Bogu, zamknięto w 2019 i od tej pory nikt nie wie co z tym fantem począć.

niedziela, 5 marca 2017

Piąteczek | Rąbień - Aleksandrów Łódzki - Grunwald - Zgniłe Błota - Kazimierz | [WŁÓCZYKIJ #6]

Co najlepiej wchodzi w piątek? Po ciężkim tygodniu w pracy - zamówiona, szybka szama, kilka kieliszków gorzały albo szklanek piwa, nogi wywalone na stół i... lenistwo! Odwlekana przez pięć dni celebracja tych niewielu godzin luzu, musi cechować się prostotą założeń, łatwością realizacji oraz ograniczeniem wkładanego wysiłku do minimum.

Dokładnie takie same priorytety przyświecały mi, gdy planowałem drugiego w ciągu czterech dni Włóczykija. Chciałem zrobić sobie pierwszą rowerówkę w ramach cyklu. W czwartek wieczorem machnąłem na treningu biegowym około 21 kilometrów w 90 minut. To był piątek, a tydzień dał mi mocno w kość. Relaksacyjna, rekreacyjna przejażdżka miała być tematem tekstu, który czytacie.


czwartek, 2 marca 2017

Pamięć | Piotrków Trybunalski | [WŁÓCZYKIJ #5]

Swego czasu Piotrków miałem okazję oglądać dość często - z perspektywy drogi krajowej, biegnącej od autostrady do Sulejowa, a dalej do Kielc. Z trudem przypominam sobie kiedy ostatni raz miałem okazję jechać tą trasą. Czas upływa szybko, zmiany zachodzą niezauważalnie, a niezachwiane, zbudowane na silnych fundamentach mury przyzwyczajeń kruszeją, w końcu odchodząc w niepamięć. Dziś do Kielc już prawie w ogóle nie jeździmy, a Piotrków, choć niedaleki, stał mi się całkowicie obcy. Jak kolega z podstawówki, z którym znałeś się z widzenia, a dziś zastanawiasz w tramwaju - powiedzieć "cześć" czy udawać, że wcale nie spotkaliście?

Sądzę, że nie jestem w mniejszości, wybierając zazwyczaj milczenie.