środa, 19 grudnia 2018

Kazałeś?

Kazałeś mi biec. Nie pamiętam dokładnej daty, nawet nie przypomnę sobie roku, ale... to był dla mnie imperatyw. Biec. Wtedy chciałem uciec. Wiesz dobrze, jak długo pragnąłem TYLKO uciekać. Pędziłem przed siebie jakby goniła mnie wataha psów (tfu!). Wiedziałem zbyt dużo w czasach kiedy nie miałem jeszcze jakiejkolwiek jednoznacznej wykładni. Musiałem szukać sposobu nie mając pojęcia o metodyce. Nie dziwię się sobie, że w tej burzy marzyłem biec tak daleko, aż wreszcie znalazłbym się na obsianym żytem polu, dotknął napęczniałych kłosów i uśmiechnął się wreszcie do kochanego, błękitnego nieba.

piątek, 7 grudnia 2018

Impresja 4

Och, jesteś. Dobrze Cię widzieć. Zostaw płaszcz w przedpokoju. Co u mnie słychać? Właściwie to najlepiej będzie jeśli sama sobie odpowiesz na to pytanie. Bo w zasadzie to dobrze, że wpadłaś. Mam trochę dość siebie. Może Ty zechcesz pobyć dziś mną?

Rozsiądź się wygodnie na strandmonie. Lubię siadać tam w kącie, przy regale z książkami. Panuje w tym miejscu literacka aura. Bo chociaż ze mnie, ch... nie literat, to mam chociaż kilka mocnych nazwisk na grzbietach książek.

Jestem taki zmęczony, naprawdę. Może Tobie uda się wyspać za mnie? I nie budzić cały czas w nocy? Czy to przez stres, alkohol czy fazę księżyca... sam nie wiem. Sprawdź to proszę.

Zanim pójdziesz spać możesz przejść się po ulicach tego miasta i poszukać śladów Paryża. Nie wierzysz mi? Są tam, nie ściemniam. Musisz tylko wyostrzyć wzrok na tę kontekstową estetykę. Widoki, powidoki - to przecież miasto awangardy i secesji!

Zapal koniecznie kilka papierosów. Niech to będzie pierwszy w moim życiu tytoń, który będzie smakował tak dobrze, jak apetycznie wygląda jego dym.

Wróć do domu z jedną myślą, z jednym słowem, do którego napiszesz całą historię. Bo moje pisanie to trochę rozbudowana gra w skojarzenia. To trochę muzyka w jaskini, gdzie echo odbija fale dźwiękowe od ścian tworząc wciąż to nowe efekty. Musisz wiedzieć, że wszystko zaczyna się od jednej nutki.

Nie czekaj na wenę. Wena nie istnieje. Jest tylko ciężka praca. Trudna praca. Praca bez widocznego efektu. Praca, która w myśli jest arcydziełem, a stając się słowem i zdaniem nazbyt często nadaje się tylko do tego, by popłynąć w rynsztoku.

Dlatego, spragniona, sięgnij do lodówki po coś naprawdę wytrawnego. I wychyl za wszystkie gorzkie myśli, wszystkie genialne myśli, którym nigdy nie udało się zstąpić do widzialnej rzeczywistości.

Zmęczona, tak naprawdę zmęczona jak ja teraz, wróć do mnie. I zobaczymy co uda nam się na to wszystko zaradzić.


środa, 28 listopada 2018

Impresja 3

Było późno w nocy. Nie pamiętam dokładnie, która godzina? Trzecia? Czwarta? Chyba bliżej trzeciej, takie mam przeczucie. Obudziłem się z cholernie intensywnego snu. Śniły mi się dziesiątki wyrazistych osobowości, ogromne przestrzenie pod moimi stopami i zdarzało mi się mnóstwo sytuacji, które sprawiają, że moje serce zaczyna dudnić w piersi. Kiedy zorientowałem się, że to już jawa, musiałem aż usiąść.

Poprawiłem poduszki i kołdrę. Nie do końca wiedziałem co się dzieje wokół mnie. Dlatego nie pamiętam tej cholernej godziny. Mój mózg pracował intensywnie, jakbym był w środku jakiejś burzliwej dyskusji naukowej. Myśli błyskawicznie uciekły z ciemnego pokoju w kosmos.

To było dziwne uczucie, ale będąc tu gdzie jestem spoglądałem na świat z perspektywy gwiazd. Szybko doznałem tego przytłaczającego poczucia, że jestem tak malutki, a to wszystko dokoła - tak niemożliwie ogromne. Zawsze kiedy łapię tę myśl - boję się w pierwszej chwili, moment później odczuwam swoiste podniecenie, a na końcu... mój mózg synchronizuje się z jakąś uniwersalną falą.

Wszystko wydaje mi się wspólne. Nasze nawyki, nasze problemy, nasze rozterki. Przeżywamy to, każdy z nas każdego dnia. I w tym momencie mam wrażenie, jakbym miał dostęp do tego skarbca doświadczenia. Moje zmartwienia wydają się nagle błahe, a rozwiązania - aż nazbyt oczywiste. Z tej dużej perspektywy przestaję być wyjątkowy. Jestem jednym z wielu. Bezimiennym jak w genialnym "Planscape: Torment".

Łączy nas wiele. Jemy podobne rzeczy w podobnych porach. Spędzamy wolny czas grając w planszówki albo na konsoli. Popijamy colę (nawet ci z nas, którzy prowadzą blogi). Lubimy używki - czy te proste, czy bardziej wyszukane. A po dobrym śnie, uśmiechając się przez zaspane oczy, odczuwamy tę doskonałą ulgę opróżniając pęcherz.

That's funny.

Wyjątkowi jesteśmy tylko w detalach. Tylko pod lupą, a czasem nawet - mikroskopem. Nie pielęgnujemy ich zbyt często, tych atomów. A to nasze dzieci, nasze drobinki, które wymagają stałej opieki.

Oczy zaczęły mi się na powrót kleić. Melatonina i serotonina zaczęły dopaminać... pardon, dopominać się o swoje. Zsunąłem się na powrót do leżenia. Ułożyłem się tak jak uwielbiam, na lewym boku. Zrobiło mi się ciepło i doprawdy znakomicie. Mój umysł znów był przyjemnie otępiały i spokojny. Czułem na sobie spojrzenie gwiazd, które odwiedziłem przed momentem.

Vanitas vanitatum et omnia vanitas brzmiało cichą nutą pośród nocy i miało wyjątkowo radosny wydźwięk. Zasnąłem.

To musiało być bliżej trzeciej, tak sądzę.


poniedziałek, 19 listopada 2018

Minnie

Jechaliśmy pustymi ulicami, nie odzywając się do siebie od dobrej godziny. Miasto zdawało się nie mieć końca. Nie miałem potrzeby nawet zerkać w jej kierunku, sprawiał mi przyjemność sam fakt, że siedzi obok mnie. To trochę banalne stwierdzenie, ale kompletnie nie miałem pojęcia skąd właściwie Minnie wzięła się w moim życiu. W samochodzie poniekąd też. Wlokłem się Pabianicką, zjeżdżając właśnie z trasy donikąd, kiedy napisała mi smsa. Ciężko nie przyznać, że czytam i piszę wiadomości prowadząc samochód. Nie inaczej było tym razem. Odblokowałem ekran, stuknąłem w odpowiednim miejscu i przeczytałem "Hej, czekam przy 28 Pułku Strzelców Kaniowskich. Do zobaczenia, M.".

Psiakrew, cenię ją z tę cholerną interpunkcję i polskie znaki w wiadomości. I to też banał, a pewnie nawet grafomania, ale kto mi zabroni cenić kobietę za przecinki i ogonki przy literkach?

wtorek, 13 listopada 2018

Impresja 2

W powietrzu unosił się ostry zapach siarki. Drewno zapałki powoli tliło się w żywo rozpalającym się kominku. Duże, pełne drewnianych mebli pomieszczenie wypełniło się światłem. Płomienie odbijały się od jego szaro - zielonych tęczówek, kiedy patrzał na nie. Uśmiechał się bardzo nieznacznie. Ciepło ognia rozgrzewało mu zgrabiałe dłonie.



czwartek, 8 listopada 2018

Po trupach

Łatwo Ci odnaleźć się w "dziś"? Mnie nie. Wciąż zanadto dławię się wymiotami "wczoraj", żeby móc choćby zorientować się czy mamy noc czy dzień. Kompasu ani mapy nie odczytam po ciemku. Zgubiłem się. Przykro mi. Tylko... czy to mnie powinno być przykro?

środa, 24 października 2018

I znów pierwszy krok

Biegnąc dziś mój pierwszy "oficjalny" trening pod kwietniowy maraton w Dębnie przypomniałem sobie moje pierwsze wpisy na jeszcze starych blogach, o których już trochę zapomniałem. Pisałem relacje z całych treningów, przeżywałem kolki, kace, gorsze samopoczucia czy zbyt duży ruch samochodowy na Rzgowskiej (serio!). Pamiętam, że każde wyjście z domu na trening było wyzwaniem. Świetną przygodą, to fakt, ale nigdy nie wiedziałem czego się spodziewać.

Dziś? Wyszedłem z domu zrobić swoje. Zacząć. Jak? Najlepiej z wysokiego "c". Czy się udało? Oczywiście, że tak. Czemu miałoby się nie udać? Znakomicie przepracowałem lato, mam już sześć lat doświadczenia, a przede wszystkim - mam chęci. Złapałem coś czego baaardzo dawno nie miałem. Potrzebę przekraczania granicy na każdym treningu.

poniedziałek, 22 października 2018

Impresja


Siedziałem cholernie wygodnie na kanapie, w luźnych, krótkich szortach i lekkiej, bawełnianej koszulce. Kąciki moich ust bardzo delikatnie unosiły się ku górze. Podkręciłem kaloryfer na maksimum, nie dbając o kropelki wilgoci zbierające się na oknach. Zależało mi tylko, i to było próżne, wiem, na komforcie. Przyglądałem się z jakąś dziwną satysfakcją płomieniowi świecy, prostemu i niezmąconemu.

To był udany wieczór. Póki co siedziałem w ciszy, ale wiedziałem, że za chwilę włączę głośną muzykę. Miałem ochotę na coś wyrazistego. Może Queen albo Budka Suflera?

sobota, 20 października 2018

Iskierka

Pamiętam mój pokój, ciemny prawie jak w nocy, chociaż była to jakaś godzina koło południa. Leżałem na łóżku i nie chciało mi się kompletnie nic. Prawdopodobnie zmagałem się z depresją, ale wtedy nie byłem świadomy, że to może być ta choroba, a poza tym... nigdy nie zdecydowałem się wybrać do specjalisty, żeby potwierdzić czy to faktycznie było to. Dziś nie ma to właściwie żadnego znaczenia. Istotne jest to, że pamiętam siebie całkowicie odrętwiałego, z poczuciem, że niczego nie osiągnąłem i już raczej nie osiągnę. Że zawsze marzyło mi się zrobić coś bardzo dużego i że Dziadek Jasiu mówił, że Mateusz kiedyś zajdzie naprawdę wysoko, a ja go zwyczajnie zawodzę.

I od lutego 2001 roku nie mogę mu powiedzieć o tym, że mi Go naprawdę brakuje. Wnosił do mojego życia beztroską radość, której później bardzo zabrakło, zresztą pewnie nie tylko mnie.

niedziela, 14 października 2018

Kubuś Puchatek

Trwające aż nazbyt długo lato zmotywowało mnie do pójścia na spacer, do lasu. Wysiadłem z auta, dumnie obnosząc się krótkim rękawkiem koszulki, zupełnie tak jakbym tylko ja wiedział, że dziś jest tak ciepło. Zresztą, kto wie, czy to nie jest tak, że tylko ja odczuwam to w ten sposób. Niekiedy mam takie chwile, gdy wydaje mi się, że tylko ja potrafię widzieć świat w ten obleśnie bezpośredni sposób, z czubkiem nosa tworzącym mglistą plamę pośrodku każdego pejzażu i z tymi dłońmi, które podobają się wszystkim, tylko nie mnie i z tym brzuchem i tymi żylastymi stopami. Nie lubię patrzeć na siebie. Wolę patrzeć na Ciebie, kimkolwiek jesteś.

Albo na las.

środa, 3 października 2018

Szczęście | 40. PZU Maraton Warszawski - relacja

Jest 6.00 w niedzielę. Jestem w środku urlopu. Obudziłem się dosłownie minutę temu, bez budzika. Wyłączyłem go, zanim zaczął dzwonić. Nie powinienem pospać tego dnia dłużej? Zabalować mocniej w sobotę? Wyjechać na koniec świata i położyć się spać o świcie (czyli tego dnia o 6.38, ale to w Łodzi, a nie na końcu świata ;))?

Zdecydowałem, już jakiś czas temu, że nie. Że moim celem będzie zdobycie Korony Maratonów Polskich, a to oznacza przebiegnięcie pięciu maratonów w dwa lata. Pierwszy krok wykonałem (a ze mną oczywiście mój Tata) w Krakowie, 22 kwietnia, w piekielnym upale kończąc 42,195. Byłem trochę rozczarowany tamtym biegiem i swoją dyspozycją, ale wiedziałem, że w taki gorąc i przy takiej trasie (bardzo kiepskiej!) wiele więcej bym nie wyciągnął.



sobota, 29 września 2018

UDOWODNIJ

A co gdyby zamiast mózgu mieć papkę? Kierować się tylko popędami - jeść, pić, wydalać, rozmnażać się. Urodzić się, przewegetować, umrzeć. Szczerze? Wyszłaby z tego całkiem kusząca propozycja, pod warunkiem, że byłoby co jeść, co pić i z kim rozmnażać się. Zostać pierwotniakiem, tylko zamiast nibynóżek mieć prawdziwe nóżki. I generalnie całkiem ambitną fizjonomię.

Cześć, to ja, Mateusz. Chłopak dość rozsądny, żeby ogarniać swoje to i owo. Doświadczyłem kilku nieprzyjemnych rzeczy, które siedzą mi głęboko w głowie do dziś. Nie chcę porównywać się z innymi, bo skali traum i cierpienia nie da się w żaden sposób zmiarkować. I tak każdy uważa, że jego ból i rany są najgłębsze. Prawda jest taka, że organizm leczy się i regeneruje w zadziwiający sposób, często bez żadnej ingerencji z zewnątrz, a przeciążonego umysłu... cóż, nie sposób doprowadzić do porządku nawet latami.

niedziela, 23 września 2018

Spróbujmy tego, Skarbie

Siedziałem w nieco pretensjonalnej, ale ostatecznie nie najgorszej knajpie i popijałem ciemne ale leżakowane w beczce po whisky. Miało doskonały wiśniowo - czekoladowy posmak i byłem bardzo zadowolony z barmana, który mi zaproponował ten bezkompromisowy trunek. Zająłem miejsce na wysokim krześle przy długim blacie pod oknem. Przez kilka chwil zerkałem za witrynę, obserwując twarze płynące ulicą, przy której nie da się zatrzymać, czyli Piotrkowską. Jeśli, ktoś uważa, że w tym mieście nie ma żadnej przyzwoitej rzeki to znaczy, że nigdy nie popłynął na Pietrynie.



czwartek, 6 września 2018

Niewysłane listy

Spójrz na Księżyc. Znasz go na pamięć, prawda? Słońce i Ziemia pozwalają Ci zobaczyć go jednego dnia w całości, innego nie widać go wcale, ale zawsze jest to jedna i ta sama facjata. Co znajduje się po jego ciemnej stronie? Ja chciałbym wiedzieć, ale... czy wystarczyłoby mi odwagi na to, żeby tam zajrzeć?

Boję się wysokości, a najbardziej - spadania. Zawsze przeraża mnie wizja, tego że, gdyby coś poszło nie tak, leciałbym w dół tej przestrzeni, która otwiera się tuż pod moimi stopami. Mimo to wydaje mi się, że naprawdę uwielbiam wystawiać swoją odwagę na próbę. Uwielbiam wspinać się na góry, włazić na punkty widokowe i wjeżdżać windami na najwyższe piętra. Do dziś pamiętam jak bardzo pociły mi się dłonie kiedy zbliżałem się do szyby we wrocławskim Sky Tower. Mimo to, postawiłem swoje stopy na brzegu.

wtorek, 28 sierpnia 2018

37

37. Mam wrażenie, że gdyby zapytać maratończyków o pierwszą liczbę, jaka kojarzy im się z królewskim biegiem, to podaliby właśnie tą. Nie 42 (i 195 metrów), ale właśnie 37. Owiane złą sławą. Legendarne. Dlaczego?

37 kilometr to najczęstsze miejsce występowania tzw. "ściany". Człowiekowi odcina prąd, kumulują się zmęczenie, ból, a umysł w żadnym wypadku nie pracuje racjonalnie. W nogach jest już na tyle dużo, że cierpienie jest gigantyczne, a do mety wciąż daleko, wciąż pięć długich kilometrów.

Pozornie straszne przeżycie, ale realizowanie takich wielkich, długodystansowych celów ma swoje plusy. Przychodzi taki absolutnie wyjątkowy moment, kiedy umysł zaczyna się wyłączać. Nie ma myśli. Nie odbiera się bodźców. Jest tylko muzyka - biały szum, jaki gra krew sunąca w tętnicach i żyłach w rytm werbla - serca.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Eraser

Siedziałem na wzgórzu, zerkając na zachód. Było już ciemno. Chmury przykrywały wątły jeszcze księżyc tak, jakby były zwiniętą, jedwabną chustką rzuconą na lampkę. Wilgoć wolno odparowywała z asfaltowej alejki biegnącej za moimi plecami. Do nosa dostawał mi się zapach burzy, która minęła dwie godziny temu, zostawiając po sobie ciszę i nieco liści, brutalnie zerwanych z drzew jeszcze przed wrześniem. Starałem się... naprawdę starałem się zatrzymać gonitwę myśli, która znów nie pozwalała mi zasypiać w nocy i znajdować skupienie w dzień.

Dotarłem do momentu, z którego kompletnie nie potrafiłem się wydostać. Uświadomiłem sobie gdzieś między snem o zawalonym domu, wielotygodniowym błaganiem o to bym obudził się po zaśnięciu, a pierwszą metą czterdziestu dwóch, że jedynym lekarstwem jest nieustanne działanie na pełnej mocy. Nie wyobrażałem sobie, że kiedyś zacznę gapić się w przestrzeń, rozważając czy możliwe jest, żeby mój mózg się roztopił, jak kawałek gównianego plastiku nad kuchenką gazową.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Dziewięć

9 lat. Trochę ironiczny jest fakt, że piszę te słowa mniej więcej rok po ostatnim spotkaniu z pewną osobą, którą poznałem dwa miesiące później niż Dominikę. Nasunęło mi się to skojarzenie, przez cytat, którym się wtedy posłużyłem (z "Ziemi, ojczyzny ludzi" Sain-Exupery'ego):

"W rzeczywistości nic nigdy nie zastąpi utraconego towarzysza. Nie można sobie stworzyć dawnych kolegów. Nic nie zrównoważy skarbu tylu wspólnych wspomnień, tylu złych chwil razem przeżytych, tylu wzajemnych waśni, pogodzeń i odruchów serca. (...) Jeżeli posadzimy dąb, na próżno spodziewalibyśmy się rychłego schronienia pod jego listowiem.".

Skwar, bicykl i... Stolec | Stolec - Wieluń - Osjaków - Stolec | [WŁÓCZYKIJ #25]

Czasem tak bywa, że chociaż człowiekowi się nie chce to pewne rzeczy robi. Zazwyczaj nazywa się to etatem (ho, ho, ho ależ tłusty żart na wejściu!), ale niekiedy też można maltretować się także w wolnym czasie. Ja zazwyczaj karmię swojego wewnętrznego masochistę bieganiem maratonów (w co wliczam także przygotowania do tychże), ale niekiedy wykraczam poza te ramy. Tak było i tym razem, kiedy zawoziłem Dominikę do pracy w... miejscowości Filipole. Mam wątpliwość co do używania nazwy "miejscowość" nie dlatego, że to taka podła miejscówka, ale dlatego, że ta osada to dosłownie kilka domów, malowniczo położonych pośród pól i lasów. Dosłownie.

Wystawiłem pasażerkę za drzwi, następnie wyciągnąłem z auta rower, zawiesiłem na szyi aparat, poprawiłem troczki w plecaku, wsunąłem mapę pod linki przy ramie i... witaj przygodo. Miałem gigantycznego smaka na jakąś wyprawę po regionie, a z drugiej strony - znałem prognozę pogody na ten dzień (już o 8.30, kiedy ruszałem, było naprawdę gorąco - dalej tylko gorzej) i marzyłem o błogim lenistwie na kanapie, a nie dokładaniu sobie dodatkowego obciążenia. Cóż, Filipole to naprawdę śliczny zakątek świata. Jeśli nie zaczynać w tak wyjątkowych okolicznościach, to gdzie?


niedziela, 10 czerwca 2018

Tchórz

Ponoć "przepraszam" jest najtrudniejszym ze słów. I ponoć jeszcze trudniejszym od jego wypowiedzenia, jest jego "czucie". Mnie się jednak wydaje, że najtrudniej jest powiedzieć "mam to gdzieś" i myśleć tak naprawdę szczerze.

Wydaje mi się, że wiem o sobie dużo. Największa wada, której jestem świadom i nad którą pracuję najmocniej? Strachliwość. Nie strach. Strachliwość. Małostkowa bojaźliwość, zarówno przed rzeczami drobnymi jak i tymi naprawdę wielkimi. Próżna świadomość, że to co moje to najważniejsze w świecie, a od powodzenia sprawy zależy los całego globu. Żenujące.



niedziela, 27 maja 2018

Dlaczego wolę niszę | Kraków | [WŁÓCZYKIJ #24]

Jeśliś Czytelnikiem, który regularnie śledzi moje posty, zauważyłeś zapewne, że dawno Włóczykija nie wrzucałem. I całkiem słusznie zauważyłeś. Na wycieczki zwyczajnie nie mam czasu. Ciężko mi o wolny dzień podczas którego mógłbym spakować sobie do plecaka wodę, zarzucić torbę z aparatem i pofrunąć gdzieś w teren. Skłamałbym pisząc, że mi tego nie brakuje. No brakuje bardzo, ale jeszcze przyjdzie czas. Jednak w międzyczasie...

...ze względu na konieczność odebrania pakietów (dla mnie i Taty) na Cracovia Maraton wybrałem się do historycznej stolicy Polski i postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym - odebrać pakiety i zrobić sobie Włóczykija. W Krakowie byłem dotychczas trzykrotnie, z czego raz jak miałem kilka lat i nic nie pamiętam, drugi raz kiedy byliśmy z kumplami na koncercie i byłem tak zainteresowany krajoznastwem jak zeszłorocznym śniegiem i trzeci raz na studiach i też nic nie pamiętam było to zwiedzanie, z którego niewiele zapamiętałem (i wcale nie z tego powodu co myślicie ;); po prostu wciąż nie poświęcałem temu takiej uwagi jak teraz). Zapamiętałem, że jest całkiem ładnie, "starówkowo" i... właściwie tyle.


poniedziałek, 23 kwietnia 2018

17. Cracovia Maraton

Są naukowcy, którzy twierdzą, że nie istnieje coś takiego jak "zmęczenie". Ich zdaniem organizm człowieka ma dalece większe możliwości niż wskazywałyby na to wskaźniki (na przykład badania wydolnościowe) i są one właściwie nieograniczone. Mechanizm nazywany "zmęczeniem" istnieje po to aby mimo wszystko oszczędzać "osprzęt" i nie eksploatować go nadmiernie. Ot, taki zdroworozsądkowy zawór bezpieczeństwa. Według tej teorii najlepsi różnią się od pozostałych właśnie poziomem "oszukiwania" tego mechanizmu.

Po co Wam to właściwie piszę, skoro teoria ta wydaje się być dość naciągana i dla mnie raczej mało wiarygodna (choć na pewno w jakimś stopniu wysoki poziom wytrenowania sprawa znacznie większą odporność fizyczną i psychiczną na ból i zmęczenie)? Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na fakt, że według tej tezy (i wielu innych) większość zawodów sportowych rozgrywa się nie na bieżni czy boisku, ale w głowach uczestników.



sobota, 21 kwietnia 2018

Krok ku Koronie w Mieście Królów

Właściwie to powinienem już być dwa tygodnie "po". Chociaż nie. Jak dobrze sięgnę pamięcią to powinienem być tydzień "po" i mieć na koncie debiut z Kubą. Chociaż nie. W sumie to powinienem biec gdziekolwiek, byle zbliżało mnie to do zejścia poniżej trzech godzin.

Jakiś czas temu napisałbym, że paskudne życie jak zwykle brutalnie weryfikuje mniej i bardziej ambitne plany. Że zeszłoroczny maraton bez pardonu zweryfikował moje ambicje na żyłowanie życiówki. Że właściwie to biegam jeszcze tylko dlatego, że po tylu latach głupio przestać. Właściwie to między ubiegłorocznym półmaratonem w Piotrkowie miałem jeden, diablo ambitny cel - 3,7 kilometra na Business Run'ie. Trochę mało.


sobota, 14 kwietnia 2018

Co?

Soczyste światło chylącego się powoli ku zachodowi słońca odbijało się od białych ścian lokalu, w którym sączyłem New England IPA przerzucając powoli kolejne strony książki geniusza pióra z Meksyku. Knajpa trąciła nieco współczesnym, pretensjonalnym fermentem hipsteryzmu, z tymi wielgachnymi, nagimi żarówkami i otynkowanym murem na światłach, ale z przyjemnością zdecydowałem się na ten lokal bo: dobrze widziałem litery na stronach powieści i wszechobecna, ciepła biel, podkreślona ciemnymi akcentami, znakomicie komponowała się z kolorem piwa, na które miałem dziś ochotę. A warto Wam wiedzieć, że bez wielkiego trudu znajdziecie w dobrych sklepach takie, które wyglądem przypomina sok pomarańczowy, pachnie owocami, smakuje owocami, a nie ma w składzie ani cholernego grama owocu.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Dyktando

Jak to jest z Tobą, Czytelniku? Lubisz tak zwany "feedback", czy nie do końca? Opinie innych ludzi Cię zachęcają czy zniechęcają? Potrzebujesz być chwalonym, czy może lepiej Ci robi wbicie szpilki? A kiedy szukasz wsparcia, to rozglądasz się raczej za gotowym rozwiązaniem, czy inspiracją?

Nie należę do ludzi typu "specjalista". Rzekłbym, że w jakimś stopniu uosabiam myśl Wilde'a (którego notabene jeszcze nie miałem okazji czytać, ale cytat znam - jakby na potwierdzenie ;)), że powierzchowność jest najgorszą z wad. To się zmienia, ale wiem, że nigdy nie zmieni się do końca - interesuje mnie dosłownie wszystko. Jeśli coś mi się nie podoba, ale mnie interesuje drążę temat tak długo, aż nauczę się podejścia dzięki któremu zaczynamy się lubić. Kocham eksperymenty, ale jako naukowiec bardziej byłbym efekciarski i elokwentny jak prowadzący "Pogromców mitów", aniżeli dokładny i metodyczny jak jakiś geniusz z CERN.

środa, 7 marca 2018

Światło

Co daje światło? Właściwie to wszytko. Daje wzrok. Daje kolory. Daje orientację.

Daje też konteksty. I, przede wszystkim, daje piękno.

piątek, 2 marca 2018

Grodziski Porter

Zima w Polsce. Noc. Kryształowo czarna. Mróz na dwie cyfry. I do tego jeszcze światło księżyca - trupie, ale mocne, jakby skumulować światło wszystkich jarzeniówek w jednym miejscu. Ten szpitalny rodzaj jasności. Mglisty, rozbielony, pachnący chemikaliami.

Powietrze byłoby czyste i pewnie pachniałoby mrozem. Mnie ten zapach wydawał się zawsze... wiśniowy. Zresztą - mniejsza z tym. Dzisiejsza noc nie pachniała wiśniami. Nie pachniała nawet nocą. Damn, jesteśmy w Łodzi, więc nietrudno się domyśleć, że kominy tutaj dymią. Dawniej związane to było z fabrykami, dzisiaj - z pieprzoną polską mentalnością i puszczaniem z dymem całego syfu, jaki tylko uda się zebrać.

środa, 28 lutego 2018

Pociąg do nie-banału | Skierniewice - Żyrardów | [WŁÓCZYKIJ #23]

Zima powinna być zimą i kropka. Powinno być zimno na poziomie -10/-15, dużo śniegu i najlepiej jak najwięcej krystalicznie czystego, "mroźnego" słońca. Jeśli się nie da i ma być na plusie, to niech sobie będzie od grudnia do lutego +5 i tyle. To co mamy od kilku lat to jakaś mało śmieszna parodia. Jednego dnia tak, drugiego siak, a trzeciego jeszcze inaczej. W styczniu powietrze pachnie wiosną, a za chwilę dowala mróz, który trzyma przez dobę, po czym odpuszcza. I tak w kółko.

Nie dziwię się, że od paru lat jak startuje fala chorowania to nie oszczędza nikogo. U mnie w rodzinie zaczęło się chyba od Taty, później zaraziła się Mama, następnie Kuba, od Kuby Dominika, a ostatnim bastionem pozostałem ja. Możliwe, że chroniła mnie adrenalina, bo pozostawałem aktywny - jeździłem do pracy rowerem, biegałem, a w robocie sporo się działo. Nie mniej jednak czekałem już z niecierpliwością na dłuższe wolne. Miałem mieć wreszcie sposobność do zrealizowania Włóczykija numer jeden w 2018 roku. Plan minimum zakłada przynajmniej tyle samo wycieczek co rok temu, więc aby go zrealizować muszę robić od lutego do grudnia co najmniej dwa Włóczykije na miesiąc.

Wejście na dworzec w Skierniewicach od strony peronów.

piątek, 23 lutego 2018

Angielskie śniadanie

Mieliśmy się kiedyś spotkać w angielskim pubie. Długo pisaliśmy ze sobą, zazwyczaj wieczorami, niekiedy w te dni kiedy byłem w pracy. Kiedy rozmawialiśmy, gdzieś w głowie słyszałem cudowne śpiewy wyspiarskich kibiców na pełnych po brzegi stadionach i marzyło mi się spotkać z nią po meczu.

Nie będę Wam ściemniał, że jestem ostatnio specjalnie kasiasty. Hajsu styka na bieżące potrzeby, nawet na trochę przyjemnostek, no ale na wycieczkę na wyspy, nawet Ryanair'em - niestety. Pozostało mi dalej skupiać się na mrzonce, albo wziąć sprawy we własne ręce i spróbować czegoś co będzie w zasięgu moich możliwości.

czwartek, 8 lutego 2018

Miłość wrogiem sukcesu

Oczy szkliły jej się kiedy wiatr przenosił zimne wilgotne powietrze tuż nad powierzchnią spracowanej Odry. Rzeka niosła na swoich plecach niezliczone ilości kropel wody i jeszcze więcej ludzkich tęsknych westchnień. Chciała żeby choć jedna łza popłynęła szybko po jej policzku, ale jak na złość żadna nie kwapiła się do zroszenia gładkiej skóry. Była pusta w środku, choć podświadomie czuła, że powinna być wściekła i rozżalona.

Może łatwiej byłoby jej przetrawić to wszystko, gdyby po prostu powiedzieli sobie "do widzenia" i odeszli - każde w swoją stronę. Zamiast tego woleli jednak rozdrapywać świeżą ranę dając sobie setki razy "kolejne, ostatnie szanse". Rozmawiali, tulili się, całowali, kochali, a następnego dnia znów - wrzeszczeli, wściekali i nie rozumieli. W końcu jednemu i drugiemu przestały podpowiadać rozsądek i serce, a zaczął po prostu instynkt samozachowawczy.

Ich związek, zdaje się, zaczynał po prostu zagrażać ich życiu.

Źródło: http://www.1zoom.me/en/wallpaper/496134/z512.9/

niedziela, 4 lutego 2018

Pozory mylą | Kutno | [WŁÓCZYKIJ #22]

Tą wycieczką kończę uzupełnianie zaległych wpisów z 2017 roku, więc rok zakończyłem z liczbą 22 wycieczek na koncie. Muszę przyznać, że zakładałem, że będzie ich przynajmniej dwa razy tyle, a tymczasem... no nie udało się. Nie zmienia to faktu, że jestem zadowolony - coś się we mnie ruszyło, a na tym zależało mi najbardziej. Na spróbowaniu samotnych wędrówek, na odkrywaniu nowych miejsc, na obudzeniu nieco uśpionej ciekawości świata. Pierwsze kroki były dość nieporadne, wiem że dużo bym zmienił w wielu zrobionych wycieczkach, ale liczy się dla mnie sam fakt, że to robię. Reszta ma mniejsze znaczenie.


wtorek, 30 stycznia 2018

To tu, to tam | Czerniewice - Krzemienica - Rawa Mazowiecka | [WŁÓCZYKIJ #21]

Kolejny z Włóczykijów, które wyczarowałem przy okazji pracy Dominiki. Zauważcie jakie mi się szczęście trafia, że każdy kolejny wypad jest w inne miejsce ;). Tym razem wywiało nas w okolice Czerniewic, czyli pomiędzy Tomaszowem, a Rawą Mazowiecką. Miałem dwie opcje zwiedzania terenu - albo ruszyć w kierunku Spały i Inowłodza, albo pokręcić się po najbliższych miejscowościach z finiszem w Rawie Mazowieckiej. Zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie.

Stodoła w Czerniewicach.

niedziela, 14 stycznia 2018

Trochu historii i trochu przyrody | Wolbórz - Zalew Sulejowski - Podklasztorze | [WŁÓCZYKIJ #19]

Obiecaliśmy sobie z tatą, że skoro zrobiliśmy "Tour de Jeziorsko" to wypadałoby odwiedzić również drugie z dużych jezior województwa. Tym bardziej, że trasa wiodąca z Łodzi, między innymi przez Wolbórz to dla nas "kultówka", czy trzymając się retoryki kolarskiej - klasyk. Dzień zapowiadał się znakomicie, mieliśmy o czym pogadać, więc nie pozostało nic innego jak pędzić przed siebie. Tym bardziej, że szykowałem dla taty małą niespodziankę.

Zaczyna się to wszystko jak w moim pierwszym Włóczykiju - od Starowej Góry, wówczas rozoranej przez prace na krajowej jedynce. Przebiliśmy się z zachodu na wschód po tym marsjańskim gruncie, jaki zazwyczaj tworzy się podczas robót drogowych i pustą drogą, przy akompaniamencie leniwie świecącego słońca zaczęliśmy wędrówkę do celu.


sobota, 13 stycznia 2018

Na uboczu | Parzęczew - Ozorków | [WŁÓCZYKIJ #20]

Trochę żeśmy z tym moim Kochaniem zwiedzili regionu, nie powiem. Obiecałem w Tomaszowie, że to nie ostatnia taka wycieczka i proszę: ani się obejrzałem, a jechaliśmy w pobliże Parzęczewa, żeby moja wybranka mogła upiększyć kilka kobiet, a ja - żebym przy okazji zobaczył kilka naprawdę pięknych miejsc.

Parzęczew. Już sama nazwa brzmi dość... niezachęcająco. Nieopodal takie miejscowości jak Chrząstów, Wytrzyszczki i Ignacew Rozlazły. Ekipa w sam raz na konkurs ortograficzny. Albo na lekcję polskiego dla obcokrajowców. Niech się pomęczą. Ach, byłbym zapomniał - Dominika malowała w Różycach. Też niezbyt łatwo.

Tramwaj linii 46 pełznie po Ozorkowie.

niedziela, 7 stycznia 2018

Miasto z dzieciństwa | Tomaszów Mazowiecki | [WŁÓCZYKIJ #18]

Wyspowiadam się od razu! Żeby nikt nie krzyczał! Z początku planowałem Włóczykija jako cykl tylko i wyłącznie pieszy. Szybko jednak uznałem, że warto sobie będzie czasem pomóc rowerem. Pociągi i autobusy i autostopy miały być tylko środkiem do realizacji celu. Samochód miał sobie stać na parkingu i nie marudzić.

Przyznam szczerze, że już wcześniej myślałem, czy nie wykorzystać auta - ot, chociażby do wyprawy do Bełchatowa i objechania kopalni. Nie wszędzie w województwie da się dojechać pociągiem, a do autokaru raczej nie wpakuję roweru. Tymczasem odległości ponad 30 kilometrów (a często ponad 100) to już zadanie dla bicykla lub konieczne będzie podzielenie dystansu na kilka dni. To wiąże się z wydatkami i koniecznością zorganizowania kilku dni wolnego. O jedno i drugie w 2017 było mi dość trudno (w 2018 zanosi się, że tylko drugie będzie problemem, ale za to znacznie większym ;)), więc kilka eskapad musiałbym odłożyć na nie-wiadomo-kiedy. Tym bardziej, że Dominika mnie pocisnęła: "Włóczykij autem? To będzie bez sensu.". Skoro tak to sobie odpuszczam.