niedziela, 14 października 2018

Kubuś Puchatek

Trwające aż nazbyt długo lato zmotywowało mnie do pójścia na spacer, do lasu. Wysiadłem z auta, dumnie obnosząc się krótkim rękawkiem koszulki, zupełnie tak jakbym tylko ja wiedział, że dziś jest tak ciepło. Zresztą, kto wie, czy to nie jest tak, że tylko ja odczuwam to w ten sposób. Niekiedy mam takie chwile, gdy wydaje mi się, że tylko ja potrafię widzieć świat w ten obleśnie bezpośredni sposób, z czubkiem nosa tworzącym mglistą plamę pośrodku każdego pejzażu i z tymi dłońmi, które podobają się wszystkim, tylko nie mnie i z tym brzuchem i tymi żylastymi stopami. Nie lubię patrzeć na siebie. Wolę patrzeć na Ciebie, kimkolwiek jesteś.

Albo na las.

Lubię obcować z naturą. Tak wspaniale, bezpośrednio przypomina mi, jak bardzo jestem niewielki. Od razu robi mi się lepiej i dzięki temu staję się jeszcze bardziej skompresowany w swoim jestestwie, coraz bardziej skupiony na każdej gównianej sprawie, która mnie dotyczy i, chwała Bogu, czuję się jeszcze bardziej samotny niż zazwyczaj. To naprawdę, w jakiś absurdalny sposób mi pomaga. Nie piszę tego w żadnym wypadku ironicznie. Uspokaja mnie to.

Zastanawiam się co uspokajało mnie przez całe życie. Chyba, że byłem takim cholerykiem od pierwszego, pieprzonego wdechu, 18.06.1990 21.05? Musiałbym zapytać Mamy, ale jakoś nie wyobrażam sobie, że idę teraz do niej i pytam się "Hej, Mamo, jak w pracy? Dobrze? To świetnie, bo wiesz, zacząłem się zastanawiać, czy od zawsze mnie tak wszystko wkurwia?".

No to mnie nawet rozbawiło. Ciebie, Czytelniku nie musi, ale ja się w końcu uśmiechnąłem. Może Mama też się uśmiechnie jak to przeczyta. Pewnie się przejmie. A może nie? Czytała "Nóż" i "Traumę", to co się ma przejmować jakimś "Kubusiem Puchatkiem".

Mamo, nie przejmuj się!

No dobrze, ale obiecałem sobie, że po tym spacerze będę spokojny. Siedzę w fotelu i oddycham powoli. Jest mi naprawdę wygodnie, muzyka leci odpowiednio głośno w odpowiednio szczelnych słuchawkach. Piszę, a to zawsze sprawia, że się uspokajam. "To moje wino", że tak zacytuję jednego z Canis lupus. Tak, dobrze jest mieć "swoje wino". Swoją bazę. Swoją querencia. Querencia to takie miejsce na arenie, gdzie byk czuje się pewnie i bezpiecznie, podczas corrida. Myśleliście, że upiecze Wam się bez Hemingwaya? Przykro mi, dzień wcześniej wrzuciłem na facebook zdjęcie w koszulce z Markiem, więc dziś pora na uhonorowanie Ernesta. Uwielbiał walki byków. A ja uwielbiam spacery. Nawet jeśli w ostatnim czasie tylko jeden uspokoił mnie naprawdę.

Usiadłem pod drzewem, w pełnym słońcu. Zerkałem w przecudowną ścieżkę, której uroku dodawały zjawiskowe brzozy, kłaniające się wędrowcy w przepięknym szpalerze. Zacząłem się zastanawiać dokąd ja bym wrócił gdybym był Krzysiem? Gdzie jest mój Stumilowy Las? Gdzie jest mickiewiczowski "kraj lat dziecinnych"? I co - lub kto - jest moim Kubusiem Puchatkiem?

Ostatnio mam problem z tęsknotą. To nowe podejście, bo zazwyczaj tęskniłem do różnych rzeczy bardzo mocno, a teraz... nie tęskno mi do niczego. Mógłbym napisać, że jest mi komfortowo, ale to oznaczałoby coś w klimacie "Comfortably numb". No jednak nie o to chodzi. Tym bardziej, że nie czuję się za specjalnie numb. Coś rozpieprza mnie bardzo mocno od środka, na tyle mocno, żeby mnie to drażniło, jak gojąca się rana, ale też na tyle mocno, żeby nie wiedzieć co zrobić z tym dalej. Właściwie, to mam ochotę wrócić do ostatnich działających ustawień. Tylko które działały?

Zamknąłem oczy. Bardzo tęsknię za tą rzeką. Za Lubrzanką. Schodziło się do niej wąską i wyżlebioną przez deszcz ścieżynką, prowadzącą wzdłuż muru okalającego cmentarz. Na dole płynęła sobie leniwie rzeczka. Cholernie pachniało pokrzywami i lipami. Do dziś, kiedy czuję pokrzywy i lipy wydaje mi się, że schodzę do rzeki. Można było przejść przez nią po wyłożonym betonowymi płytami brodzie, ale ja wolałem stać na kładce, też z betonu, i zerkać w nurt. Babcia straszyła nas, dzieciaków, topielcami.

Babcia nie czytała ani "Noża" ani "Traumy", ale i tak zawsze znajdzie powód do martwienia się. Nie piszę, żeby się nie martwiła, bo dopiero zacznie.

Chyba moja querencia jest właśnie gdzieś tam. W tym podówczas zbyt wielkim domu, w którym lubiłem każdy pokój na pierwszym piętrze, a z czasem polubiłem też te na drugim. Lubiłem też przejść się wzdłuż napęczniałych kłosów zboża, na długo przed tym jak zaczęły wydawać mi się bardzo seksowne i dojść w te skromne, ale zadbane progi. Ile tam było tajemnic, ile nieoczywistości. Zabawne, że wtedy odnajdywałem się w tych miejscach, choć powinny być mi całkiem obce, a dziś gubię się najbardziej w tych najlepiej znanych.

Nie tęsknię za szarym domem pośród lasu. Nie wiem czemu, bo czuję, że powinienem. Mimo to wolałbym wrócić nad Lubrzankę. Albo do drugiego z domów, który obiecał mi, że kiedyś znów zasnę nad ranem patrząc przez całą noc w gwiazdy przez okno na poddaszu. Może dlatego do dzisiaj zbyt łapczywie wypatruję gwiazd o każdej porze doby? Naprawdę lubiłem ten dom. I chyba już wtedy zdawałem sobię sprawę z tego, że to co jest proste i oczywiste trzeba sobie jakoś pokomplikować. Bez żadnego oczywistego powodu. Z natury. Ludzkiej natury.

Ten tekst zmierza donikąd, podobnie zresztą jak ja, zawsze kiedy wędruję przez las. Puchatek nie pojawi się dzisiaj obok mnie. Chociaż to na swój sposób smutne, będziemy musieli radzić sobie przez jakiś czas bez siebie. Mimo wszystko uspokaja mnie poczucie, że gdzieś jest. Że, chociaż zapewne jest zakłopotany poszukiwaniem miodku albo właśnie wędruje sobie po okolicy, czekając jak cel sam do niego przyjdzie, to w jakiś sposób o mnie pamięta. Nie chciałbym go stracić. Nie chciałbym zgubić tej więzi. Nie chciałbym przestać tęsknić.

Wstałem z wysuszonego mchu i ruszyłem ścieżką, która tak bardzo wpadła mi w oko. Chciałbym napisać coś z pointą. Coś co nieco uspokoi Mamę i chociaż trochę mogłoby uspokoić Babcię gdyby czytała mojego bloga. Cóż... ja czuję się spokojniejszy. Może jednak nie zawsze mnie wszystko wkurwia? Kubuś, czy to jeden czy drugi, powiedziałby mi pewnie teraz, żebym się nie denerwował. I zrobiliby to w ten cudownie bezpośredni sposób - taki kiedy wyrażasz coś co jest bardzo szczere, ale kompletnie nie umiesz ubrać tego w słowa.

I może, może!, przestałbym się denerwować. A nawet jeśli nie to... chociaż poczułbym zapach pokrzyw i lipy.

Naprawdę lubiłem tę rzekę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz