9 lat. Trochę ironiczny jest fakt, że piszę te słowa mniej więcej rok po ostatnim spotkaniu z pewną osobą, którą poznałem dwa miesiące później niż Dominikę. Nasunęło mi się to skojarzenie, przez cytat, którym się wtedy posłużyłem (z "Ziemi, ojczyzny ludzi" Sain-Exupery'ego):
"W rzeczywistości nic nigdy nie zastąpi utraconego towarzysza. Nie można sobie stworzyć dawnych kolegów. Nic nie zrównoważy skarbu tylu wspólnych wspomnień, tylu złych chwil razem przeżytych, tylu wzajemnych waśni, pogodzeń i odruchów serca. (...) Jeżeli posadzimy dąb, na próżno spodziewalibyśmy się rychłego schronienia pod jego listowiem.".
Usłyszałem w pracy, że tyle lat razem to już kazirodztwo ( :) ). Sam dziś śmiałem się z tego, że nie będę już szukał innej kobiety, bo lepszy znany wróg niż nieznany przyjaciel. Po takich słowach możecie sobie pomyśleć, że już niespecjalnie czuje do Niej cokolwiek. Że te dziewięć lat to głównie z wygody i przyzwyczajenia.
I wiecie co? Jest w tym trochę racji. To jest trochę wygodnickie i kapciowate. Znamy swoje nawyki. Znamy swoje wady. Jak się kłócimy - wiemy doskonale o co i w jaki sposób. Wiemy też w jaki sposób się pogodzimy. Mamy tak ogromną ilość nawyków i rytuałów, że często pięć minut po burzliwej rozmowie o rutynie w związku, robimy dokładnie to samo co od dwóch tygodni.
Czy nie ma w tym miłości? A czym jest miłość? Jeśli mowa o tym początkowym zachwycie urodą, świeżością i szaleństwem hormonów - istotnie, jest tego już dość niewiele. Tylko że to daje "kopa" związkowi na kilka dni, tygodni, może miesięcy. A co jest później?
Później sypie Ci się gruz na głowę, ale idziesz dalej. We dwoje. Zasypujesz dziury na drodze, którą idziecie, uszczelniasz dach, pod którym śpicie i malujesz ściany, na których znów odprysła wypłowiała farba. I to jest to co nie daje kopa związkowi. To jest to co go cementuje.
Bo dziś już nie myślę "chcę spędzać czas z Nią". Dziś myślę "chcę spędzić z Nią życie". To jest ta różnica perspektywy, która czyni banalną codzienność, wyjątkową codziennością. Bo codzienność jest zawsze i, nawet jeśli teraz jest niecodziennie, bo niesie Was szaleństwo, jak nas w sierpniu 2009, to to się kiedyś zwyczajnie skończy. Gdyby zawsze być na szczycie, to gdzie byłaby przyjemność z jego zdobywania?
I wiecie co? Wisłocka kończąc swoją "Sztukę kochania" napisała, że łatwiej przetrwać związkom, które trwają od lat młodości, bo partner/partnerka istnieją w naszej pamięci tacy jak byli na początku. I tak się czuję, w tych naszych rzadkich, ale przewspaniałych chwilach swobody. Jakbym był z moją Fadesią, tą samą, którą poznałem pod sierpniowym niebem pod drzewem, z którego leciały nam na głowy mirabelki.
Będzie taki dzień, kiedy nasze urody znikną. Nawet jeśli Ty zestarzejesz się pięknie, a jestem tego absolutnie pewien, to starość i tak nas nie ominie. Ja będę już nie tylko chudy, ale chudy i pomarszczony. Będę zrzędził na wszystko, a Ty będziesz mnie opitalać za to samo co dziś. Zostanie nam tylko ta codzienność. Ta wzgardzona, nieromantyczna, nudna i rutynowa codzienność. Znając nas właśnie wtedy zrobimy coś całkowicie szalonego, tysięczny raz grając na nosie światu i jego obywatelom.
Dziękuję Ci!
Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz