środa, 19 grudnia 2018

Kazałeś?

Kazałeś mi biec. Nie pamiętam dokładnej daty, nawet nie przypomnę sobie roku, ale... to był dla mnie imperatyw. Biec. Wtedy chciałem uciec. Wiesz dobrze, jak długo pragnąłem TYLKO uciekać. Pędziłem przed siebie jakby goniła mnie wataha psów (tfu!). Wiedziałem zbyt dużo w czasach kiedy nie miałem jeszcze jakiejkolwiek jednoznacznej wykładni. Musiałem szukać sposobu nie mając pojęcia o metodyce. Nie dziwię się sobie, że w tej burzy marzyłem biec tak daleko, aż wreszcie znalazłbym się na obsianym żytem polu, dotknął napęczniałych kłosów i uśmiechnął się wreszcie do kochanego, błękitnego nieba.

Nie uśmiechaj się tak, nie myśl sobie, że nie wiem co niesie za sobą skrót "DDA". Dobrze wiem, że "moje cierpienie boli najbardziej". Moje winy są najdrobniejszymi grzeszkami, a winy innych... za takie zostaje się wyrzuconym z Raju. Patrzę w oczy kilkulatka ze zdjęcia i myślę do samego siebie "to nie tak miało być". Mogło być inaczej. Powinno być inaczej.

Powinno? To jedyne słowo, które wykreśliłbym ze słownika.

Nie ma w tym wszystkim winy. Żadnej i u nikogo. Mamy wszyscy tyle samo szans. Jedną. Nie ma mowy o pomyłce. Szlag! Jak to potrafi związać ręce! Jak sprawia, że stopy potykają się o byle kamyczek. Wiąże język, tak jakbyśmy nauczyli się mówić, tylko po to by milczeć. Kogo winić za to, że każde z nas zawsze gra o pełną pulę?

Biegłem tak długo. Pewnie kilkoro z Was myśli o mnie jak o człowieku ze stali. Przecież trenuję tak mocno, tak regularnie i od tak wielu lat. Nie bywam zmęczony. Nie bywam zniechęcony. Nie miewam dość. 

Biegłem tak długo. Zatrzymałem się tylko na moment, tylko na krótką chwilę. Spojrzałem na siebie. Jestem taki zmęczony! Tak zniechęcony!

Mam dość. Nie chcę już więcej biec.

"Jak to jest? Gubimy się jak startujemy i całe życie się odnajdujemy?". Nie miałem na to czasu? Może po prostu pędząc przed siebie jak szaleniec nie znalazłem go? Myślę, że bliżej prawdy jest odpowiedź na drugie z pytań. To nie jest tak, że coś mnie omija (zawsze się tak tego bałem! Że coś mnie ominie...), że coś mnie nie spotyka i nie znajduje. To jest tak, że ja tego nie szukam. Albo nie pozwalam sobie poświęcić dość uwagi, żeby to znaleźć. Zakończę akapit cytatem od tego samego artysty. "Prawda blisko jest, idąc za nią tak łatwo się potknąć, dlatego tak niewielu chce jej dotknąć.".

Zawsze zadawałem sobie bardzo dużo pytań. Nie pozostawałem bierny. Nie szczędziłem czasu na poszukiwanie odpowiedzi. Stawałem się w tym coraz lepszy, z dnia na dzień. Pytania stawały się coraz bardziej skomplikowane. Odpowiedzi wymagały coraz więcej wysiłku. Stawały się wyrafinowane. Cenię sobie prostotę, ale... lubię to co wyrafinowane. Kręci mnie wyrafinowana prostota. Lubię to co zwykłe, ale w niezwykłych okolicznościach. Uwielbiam bawić się scenografią. Kontekstem.

Biegnąc zapomniałem, że nie udzieliłem sobie odpowiedzi na najprostsze z pytań. Te jedyne, które nie posiadają kontekstu. Są bardzo banalne, odpychająco przyziemne i... cóż, mogą wydać się zwyczajnie nudne. Tymczasem ja, pnąc się w górę, nie zadbałem o sprawdzenie tego, co jest pod moimi stopami. Wyruszyłem w świat pytań i odpowiedzi nie zadając sobie nigdy tych: "kto?" "co?" "jak?". A to one definiują "ja". I mają największy wpływ na wszystkie pozostałe znaki zapytania i kropki.

Już nie biegnę dalej. Nie mam ani siły, ani ochoty. Do cholery, Magik nie miał racji. Nie jestem bogiem. A nawet gdybym był... Stwórca potrzebował dnia odpoczynku po całym tygodniu. Ile ja będę się regenerował po kilkunastu latach? O ironio - Bóg jeden wie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz