niedziela, 2 sierpnia 2015

Dużo tego, a i tak nie działa, czyli ulice. (Miasto zasadom wbrew cz. 3)

Na dzień dobry przywitam Was mapką, coby łatwiej nam się rozmawiało o łódzkich ulicach. Mapkę zapożyczyłem z http://mapa.lodz.pl/. Specjalnie, chociaż wiem, że wydaje się być nieco mniej czytelna niż google maps. Po prostu wszyscy używają google mapsa, to ja wolę użyć czegoś swojskiego ;). Jak klikniecie to się powiększy, będzie łatwiej się zorientować.


Oto Łódź i jej ogólnie pojęte centrum. Przyjmijmy, że ten obszar wyznaczają ulice - na północy Lutomierska i Wojska Polskiego (troszkę poza granicą wrzuconej mapki), na zachodzie Al. Włókniarzy i Jana Pawła II, na południu Wróblewskiego - Czerwona - Przybyszewskiego (też poza mapką), na wschodzie - Rydza Śmigłego - Kopcińskiego - Palki.

Przyjmijmy, bo wyznaczenie centrum w Łodzi należy do wyjątkowo paskudnych zadań. O tym jednak w następnej części, o zabudowie miasta. Niech to jednak świadczy o tym, że zorientować się w tym szaleństwie nie jest łatwo.

Co rzuca się w oczy tuż po spojrzeniu na mapkę, to spore zagęszczenie ulic na zachód i północny wschód od Piotrkowskiej. Wydaje się to logiczne, bo przecież mowa o najściślejszym centrum miasta i tak być powinno. Zwróćcie jednak uwagę, że więcej jest ulic o przebiegu południkowym (czyli z północy na południe :)). Tak jakby ktoś nienaturalnie "rozciągnął" plan miasta w tym kierunku.

Sytuacja ta tyczy się zarówno zachodniej, jak i wschodniej części centrum. Zerknijcie jednak, że po prawej stronie, tak jakby wszystkie te ulice ucinały się w jednym miejscu i po chwili przerwy biegły dalej. Tworzy się biała plama. Ta biała plama to linia kolejowa, kończąca się dworcem Łódź Fabryczna. Dziś chowamy ją pod ziemię i spróbujemy przebić się górą, ale do tej pory rozrywała ona miasto na dwie części. Fatalna sprawa...

Co gorsza. Nie tylko te ulice, które "zamyka" Fabryczna urywają się nagle. Przykłady? Proszę bardzo. Gdańska na północy, przy Ogrodowej, Wólczańska na północy przy Próchnika, Kościszki na południu przy Radwańskiej, czy nawet Sienkiewicza w ścisłym centrum, przy Narutowicza. Czy to jakiś labirynt? No chyba, zerknijcie na zachodnie zakończenie Próchnika. Nagły skręt w lewo i jedziemy już Lipową... Dziwoląg na dziwolągu dziwolągiem pogania.

Lipowa/Próchnika fot. http://kaarolcia26.pinger.pl/p/70
Skąd takie "uliczne jajca"? Wspomniałem w części pierwszej i dużo razy wspomnę w części czwartej, że Łódź do pewnego momentu korzystała z uroków budowy miasta na "surowym korzeniu". Można było wszystko zaplanować, wymierzyć, wyliczyć. Później niestety, została zostawiona sama sobie. Wytyczanie nowych ulic kłóciło się z przebiegami tych starych, działki dzielono jak wygodnie, a jeśli ktoś się zaparł, to na końcu postawił kamienicę i najpiękniejsze nawet plany szlag trafiał. Istny żywioł to stworzył, dlatego dzisiaj poruszanie się po Łodzi to też istny żywioł :).

Łódzkie korki fot. www.fakt.pl
Z północy na południe powinno być łatwo się przedostać, skoro tyle ulic ma południkowy przebieg. Niestety, nic z tego, większość jest "zatkana". De facto, jedyną śródmiejską ulicą, jaką przepchasz się wędrowcze z Chojen na Bałuty jest Kilińskiego. Jedna ulica w ośmusettysięcznym mieście! To znaczy, przepraszam, wprowadzam w błąd. Wędrowiec przepcha się Piotrkowską i Nowomiejską. Kierowca niestety nie, bo pół Pietryny jest deptakiem.

ul. Kilińskiego fot. wiadomosci24.pl
Zostają trasy szybkiego ruchu - krajówki 1 i 14. Fajnie obiegają miasto, pozwalając teoretycznie szybko dostać się wszędzie, unikając śródmiejskiego ścisku. Niestety, krajówki mają to do siebie, że są krajówkami. Pędzi nimi tranzyt, który skutecznie zapycha, już i tak oblegane arterie. Do tego jeszcze, żadna z tych dróg nie jest bezkolizyjna. Co to oznacza? Ano tyle, że na każdym skrzyżowanku postoimy sobie na światłach, bo przecież inaczej to byśmy się pozabijali...

al. Śmigłego-Rydza fot. lodz.naszemiasto.pl

al. Włókniarzy fot. www.kemy.pl
To może zamiast z Chojen na Bałuty, to chociaż z Retkinii, albo Teofilowa na Widzew? Znów look na mapkę i tu dopiero mamy dramat. Jedna, jedyna całkowicie prosta droga między zachodem, a wschodem, to słynna już, remontowana właśnie, trasa W-Z. Oczywiście, równie poszatkowana światłami, co wcześniej wymienione... Zbudowana w latach 70. XX w. arteria to jedyna opcja, która, co gorsza, łączy ze sobą tylko Retkinię z Widzewem.  Teofilów jest skazany na pchanie się przez centrum, albo dobijanie do wuzetki wspomnianą już Włókniarzy. Armageddon na co dzień, a co dopiero teraz w trakcie remontów...

Trasa W-Z w trakcie remontu fot. www.skyscrapercity.com
Czemu z zachodu na wschód też tak blado? Głównie dlatego, że Łódź z ciągnącego się z północy na południe węża, w całkiem kształtne jabłuszko zmieniła się stosunkowo niedawno, bo dopiero w połowie XX wieku. To wybudowanie gigantycznych blokowisk na Retkinii i Widzewie sprawiło, że Łódź to bardziej okrąg niźli prostokąt. Nikt nie projektował i nie planował ulic, które mogłyby przebić się równoleżnikowo, bo i po co? Przecież tam wtedy były tylko lasy i wsie, na co komu komunikacja z lasami?

Swoją drogą "Retkę", "Teofkę" i Widzew pięknie odcinają także linie kolei obwodowej, której zalety powoli zaczynamy zauważać dopiero teraz... Nadrabiamy dziś dwa stulecia opóźnień i zaniedbań, do tego pracując na żywym organizmie...

Najfajniejsze w tym wszystkim są dwie kwestie. Po pierwsze - remont trasy W-Z, ma być lekiem na zapchane Mickiewicza i Piłsudskiego, ale niczego nie rozwiąże, jedynie odsunie korki troszkę bardziej na wschód. Ruch ma iść pod ziemią, ale jedynie do Kilińskiego (patrząc od zachodu, w tym kierunku było zazwyczaj najgorzej). Tam wyładuje się znów na powierzchnię i klops...

Po drugie - cudujemy z rozwiązywaniem tej katastrofy komunikacyjnej, nie czekając na zbudowanie kluczowej z punktu widzenia tranzytu autostrady A1. Może się okazać, że odciążenie Łodzi od "przelotówek", sprawi że system okaże się całkiem sprawny i wydajny. Łatwo policzyć jak dużo aut na obcych "blachach" szczelnie dopełnia nasze drogi... W każdym razie efekt poznamy dopiero w przyszłym roku.

Jak zapewne zauważyliście, rozpatrywałem komunikacyjność Łodzi pod względem samochodów. A co z transportem miejskim, a szczególnie słynnymi, łódzkimi tramwajami? Otóż powiem tak - są, ale niewiele do gadania mają. No bo tak - ze wschodu na zachód - prawie tylko trasą W-Z. W centrum robi się ciasno, bo jeździ kilka linii po jednym torowisku. Na Pomorskiej jest linia, ale korki są tam niewyobrażalne. Na Zielonej też słabo, dopiero na Narutowicza za Kilińskiego można się rozpędzić. To już jednak trochę za daleko od centrum...

fot. www.komunikacjazbiorowa.pl
Dalej - z północy na południe - mamy linie na Gdańskiej, Kościuszki i Kilińskiego. Jedynie na Kościuszki torowisko jest całkowicie wydzielone od ruchu samochodowego. W pozostałych przypadkach tramwaje, współtworzą korki z autami, czyli to też nie działa. Do tego miasto polikwidowało linie, które łączyły poszczególne nitki (tak jak na ten przykład na Czerwonej i Wróblewskiego), więc ewentualnych awarii nie ma jak omijać.

Poza tym - wbrew temu co się mówi, komunikacja tramwajowa nie ma u nas priorytetu i tramwaje tkwią grupami w korkach przed światłami, chociaż to one miały mieć absolutne pierwszeństwo...

O stanie nawierzchni i torowisk, to momentami aż żal wspominać. Niech za przykład posłużą ulice Legionów i Dąbrowskiego. Cud, że to jeszcze się nie zapadło pod ziemię... ze wstydu.

Torowisko na Dąbrowskiego fot. www.komunikacjazbiorowa.pl
To może coś pozytywnego o łódzkich ulicach? Będzie mi naprawdę trudno. Problem jest taki, że w zasadzie poza Piotrkowską, wszystkie pozostałe to istne pandemonium. W Śródmieściu uliczki są wąziutkie, pozastawiane zaparkowanymi autami, pełne pędzących jeden za drugim pojazdów. Do tego tłumy pieszych gnieżdżących się na chudziutkich chodniczkach... Co z tego, że w wielu miejscach jest ładnie i klimatycznie, skoro strach się gdziekolwiek zatrzymać i porozglądać. Znów powraca problem braku jednego głównego rynku/placu, który troszkę uspokajałby tę transportową kakofonię... Nawet deptak na Piotrkowskiej ma przekichane, bo co chwilę skrzyżowania i kolumny aut ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód...

Pod tym względem Łódź to, niestety, dno. Wątpię czy da się to poprawić, bez gigantycznych naruszeń oryginalnej tkanki miejskiej. Raczej nikt się na tak karkołomne zadanie nie zdecyduje. Cała nadzieja w zmianie mentalności, że auta są jedynym słusznym środkiem komunikacji... Jednak w takie cuda ja nie wierzę.

Żeby jednak nie było wszystkim smutno, na koniec uraczę Was obrazkiem z google street view, który, mam nadzieję, poprawi humory.

Bo nie wierzę, że nie poprawi Wam humoru widok ulicy Szczęśliwej!


No co jak co, ale ulice to nam się, Łodzianie, nie udały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz