czwartek, 28 lutego 2019

Śmieciarka

Byłem dziś na spacerze. Zabrałem na krótką przechadzkę po osiedlu mojego Synka. Dawno nie mieliśmy okazji powędrować sobie po okolicy tylko we dwóch. Staram się dawać mu wolną rękę w kwestii kierunku, w którym idziemy i tak samo było tym razem. Zawsze jestem ciekaw na co zwróci uwagę i w którym kierunku poniosą go jego małe stópki.



Wybory Kuby mogą wydawać się często bardzo oczywiste.  Bez pardonu potrafi oznajmić, że danego dnia idziemy na pociągi i - koniec - nie ma dyskusji. Nie inaczej był dziś. Skręciliśmy spod bloku i już daleka dopatrzył się pomarańczowych świateł śmieciarki. Odtąd bez najmniejszego śladu zawahania wędrowaliśmy śladem pojazdu, za każdym razem zatrzymując się gdy obsługa ładowała kubły do opróżnienia i chwilę później goniąc wóz, który próbował nam uciec.

Pod koniec tej prozaicznej wędrówki, chwilę po tym kiedy wyskakując zza auta zrobiliśmy "BU", żeby trochę wystraszyć śmieciarkę, przyjrzałem się sobie w tej sytuacji. To że Kubuś był zachwycony błyszczącymi światłami, poruszającymi się mechanizmami i całą dostojnością, niemałego przecież pojazdu, wydaje się oczywiste. Tylko, że ja złapałem się na tym, że obserwuję te obrazki z przyjemnością.

To tak banalne! Co takiego sprawia, że mały chłopiec z taką determinacją goni za śmieciarą (mieciają ;))? I że ten duży też ma z tego radochę? Przecież to jest tak oczywiste. Tak zwykłe.

Oczywiste... Co jest właściwie oczywiste? Ile elementów naszej codzienności bez sentymentów odzieramy z jakiejkolwiek wartości? Wydaje nam się, że każda książka jest już otwarta i przeczytana, każdy film obejrzany, a każda piosenka osłuchana. Traktujemy wszystko jak pewnik. W codziennej rutynie uciekamy się do tej kiepskiej zagrywki. Korzystamy z niej w relacjach z innymi ludźmi, wiecznie robiąc to samo i w ten sam sposób. Poczynając od zachwytu drobiazgami, zaczynamy sięgać wzrokiem dalej i dalej. Później nie zadajemy już pytań. Nie wątpimy. Nie zachwycamy się.

Kuba nie wartościuje. Każdy moment, każda sekunda jego życia jest zagadką, nawet jeśli tysiąc razy rozwiązaną. Kiedy bawimy się w strażaków, z taką samą energią woła, że pali się pożar, za pierwszym i za setnym razem. Potrafi dwadzieścia razy z rzędu zakładać na siebie cały "sprzęt" i później zdejmować go, byle tylko cały rytuał wzywania strażaka został wypełniony. Czasem wydaje mi się, że to irytująca drobiazgowość i - cóż - upierdliwość.

Tylko, że racja jest po jego stronie. Cały ten koncept, cała ta zabawa ma znaczenie tylko i wyłącznie wtedy, kiedy występuje każdy jej element. Kiedy oczywiste staje się na nowo nieoczywiste i kiedy robi się wszystko by odkryć jego tajemnicę. I za każdym razem coś, jakiś drobiazg, zmienia się, dając kolejne powody do zachwytu.

Napisałem górnolotny tekst o śmieciarce. Cholera, o śmieciarce! Przeżyłem dziś sporo ciekawych chwil, ale kiedy zamykam oczy widzę pomarańczowe światła pojazdu, czekającego, aż obsługujący go ludzie skończą swoją pracę.

I naprawdę zastanawiam się często kto komu pokazuje świat - ja Kubie, czy bardziej Kuba mnie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz