Udając, że nie pamiętam o tym ni chu chu (chociaż wszyscy wiedzą, że do terminów ważnych wydarzeń mam pamięć w zasadzie niezawodną) przyjąłem ze zdziwieniem sms od mbanku, że już w sobotę będę za stary na ich konto dla młodych i muszę do nich zajrzeć w celu ogarnięcia konta dla wyrośniętych dzieci, czyli wszystkich szanownych ludzi powyżej 26 roku życia.
Boże, jakie długie zdanie wstępu. Ale ja lubię rozpędzać się powoli.
Co miałem zrobić, pojechałem do tego mbanku. Najgorsze jest to, że piszę Wam, że nie zapominam, a jednak zapomniałem i gnałem w czwartek, na ostatnią chwilę. Może zapomniałem ze względu na wiek? Na miejscu zdenerwowałem się, bo musiałem długo czekać i wiedziałem, że nie zdążę na pierwszą połowę Anglia - Walia. Tak, zapłaciłem Solorzowi stówkę, bo jestem uzależniony od futbolu. I tak, pretensje mogę mieć tylko do siebie.
Nerwy, wydawanie stówy na taką bzdurę jak transmisje i przyznawanie się do winy (publicznie!), to na bank kwestia wieku!
Doczekałem się. Wziął mnie do pokoju pan (ze względu na wiek nie brzmi to niebezpiecznie) i zachęcił, żeby usiąść. Zerknąłem PRZYPADKIEM na jego name-tag... eee... wizytówkę przypiętą do marynarki. Oooo. Zastępca dyrektora. Traktują mnie poważnie. Ale zastępcę może obsługiwać tylko zastępca, prawda?
Muszę przyznać, że ogarnął misję, łechtając moje ego, dając mi konto z PLUS w nazwie. Rozumiecie, mam za darmo bankomaty everywhere i wpływy na tyle duże, żeby nie płacić za konto ani złotówki! Dorobiłem się. Z wiekiem.
Ciach. Ciach. Ciach.
Wstałem sobie dziś (a w zasadzie wczoraj, ale brzmi efektowniej) i pomyślałem - MAM URODZINY, ALE FAJNIE. Wiedziałem, że:
a) to będzie fajny dzień, bo każdy będzie robił to co ja sobie zażyczę.
b) dostanę prezenty, co jest super fajne.
c) napiję się piwa, obejrzę mecze i zrobię jeszcze coś innego i Dominika jeszcze się będzie uśmiechać, bo to 'w końcu Twój dzień!'
I było fajnie. Wskoczyłem w czas, kiedy najbliższe bilety ulgowe dostanę za minimum 40 lat, ale i tak było fajnie. Latali wokół mnie jak służba. Syn był grzeczny. Dominika nie (ale to na plus, gdyby młodsi czytelnicy nie wiedzieli). Szwagier spragniony piwa (udam, że tylko dziś). Siostra i Teściówka chętne do zajęcia się Kubą ("oglądaj sobie, spoko!"). Dostałem na prezent 11 wybornych piw. Obejrzałem mecze, poczytałem książkę, a teraz siedzę sobie i piszę bez wyrzutów sumienia.
Fajnie jest być dużym!
Ciach. Ciach. Ciach.
Egoista ze mnie, co? Egoista i egocentryk, dodam. Pazera, menda i niewdzięcznik. Myśl sobie dalej tak. I proś swojego boga, jakkolwiek go zwiesz, żeby:
a) zabrał mnie to co mam
b) oddał Tobie.
Ja padam na kolana przed moim i nie przestaję dziękować. Bez ściemy - ze łzami w oczach.
Gdybym mógł cofnąć czas pewnie nic bym nie zmienił,
26 lat chodzę sam po tej ziemi.
Tak nawijał Gural w 2008 (2005? data nawijki, czy premiery ważniejsza?). Miałem ten kawałek mega długo na dzwonku w telefonie. Kojarzy mi się doskonale, a najbardziej z czerwonym escortem, gnającym w niedzielne popołudnie przez Łódź, ku stolicy chilloutu - Wągrom.
Słucham go właśnie teraz. I innych jemu podobnych, z tamtych cudownych dni.
Ile węzłów wtedy się zawiązało, ile się rozwiązało, ile motyli zatrzepotało, żeby dziś wywołać trzęsienie ziemi - nie pomnę. Ale szybko zleciało i to 8 lat od wtedy i te 26 od początku.
Wszystko co mam dziś, WSZYSTKO co dziś cieszyło mnie, w moje urodziny, było moim najlepszym prezentem. Zrobiłem go sobie sam, jak prawdziwy egoista.
Po kolei:
1. Zawsze pierwsza i najpierwsza Dominika. Znalazłem Cię gdzieś na świecie, a potem zabrałem na piwo i rozmowę, które trwają do dziś. Było cudownie, później beznadziejnie, wręcz tragicznie, było zawsze pod wiatr i zawsze pod górę, a dziś jest nadal pod wiatr i pod górę, ale mamy przeciwko temu odpowiedź. Czworo rąk to już wiatr na sztorm. Prawie Cię straciłem, ale dzięki temu czuję, że wciąż prawie Cię mam, dzięki czemu mogę Cię co dzień na nowo zdobywać. Tylko dzięki temu wiem, że może to trwać, aż po wieczność. Nie wyrzucam. Naprawiam.
2. Kuba. Po prostu. Chociaż jesteś naszym dziełem, dziękuję Ci Synu, że jesteś.
3. Rodzice. Nie było Was dziś u mnie i wiele razy kiedy Was potrzebowałem, chociaż koniec końców dałem sobie radę. Za to byliście ZAWSZE, kiedy rady bym sobie bez Was nie dał. Dlatego "tylko" sms i "tylko" telefon są dla mnie AŻ. Bo to znaczy, że wciąż Was mam. A nigdy nie wiem kiedy będzie nie "dziś", a "ZAWSZE".
4. Przyjaciele. Żadnego z Was nie lubię. Denerwujecie mnie po równo, każdy na swój sposób. Jeden, bo jest sobą i mnie to drażni, bo go nie zmienię. Drugi z tego samego powodu, co poprzedni. A trzeci, bo - patrz punkt pierwszy. No i jeszcze okazuje się, że gdzieś z tyłu chowa się czwarty. Niby nikt, ale raz na, bez mała, siedem lat, potrafi dać niezłego kopa. Dziękuję Wam, głąby!
5. Muzyka. Znalazłem ją sobie sam, poznałem ją sam i rozumiem ją, na swój sposób, chyba tylko ja jeden na świecie. Dla jednych pesymistyczna i głupia, dla innych w ogóle nie muzyka, a dla reszty - zabawka, która fajnie brzęczy w uszach. Bez rapu byłbym nikim. A wolę być w tym świecie sam, niż być nikim. Zresztą... są takie chwile w których będziesz sam, nieważne ile naokoło ludzi.
PS Ciekawe ilu z Was klika w te linki, które namiętnie wklejam i słucha całości tego co wrzucam? Ja sam?
6. Literatura. Zmieściłaś każdego, od Mareczka i J.R.R.'a, przez Lema, Orwella, Bułhakowa czy Dostojewskiego, po Rowling, Milne'a, Sienkiewicza i Bóg wie kogo jeszcze. Dobrej książki nigdy mi za wiele. Miernej, jeśli szczerej, zresztą też nie. Szanuję wszystkich Twoich synów. Proszę uszanuj też mnie.
No właśnie. OFICJALNIE (nieco między wierszami, ale przy okazji sprawdzę, jak uważnie mnie czytacie). Przy współpracy z Novae Res wydaję swoją debiutancką powieść "Dwie świątynie". Premiera - gdzieś na przełomie października i listopada.
7. Sport. Ukończone maratony. Mistrzostwa Widzewa, Polaków, nie-Polaków, ale faworytów, cudowne rozgrywki, wielkie emocje i jeszcze większe rozczarowania. Tak jak bez rapu byłbym nikim, bez literatury nie miałbym co robić, tak bez sportu byłbym pusty i nie miał ani procenta obecnego charakteru.
Ciach. Ciach. Ciach.
Wyszło mi podsumowanie życia, a miało być podsumowanie prezentu. Ale co mam zrobić, skoro życie jest dla mnie najlepszym prezentem? Największy skarb na prawdę dostajemy za friko.
A co dostałem?
Póki co - kilkanaście piwek, koszulkę która bardzo mi się podoba, lot paralotnią (aaaaaaa, boję się!), a jutro (dziś :)) pewnie kasę i tyle.
Vanitas et vanitatum et omnia vanitas.
Miłego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz