niedziela, 6 września 2015

Taki duży, a zachowuje się jak dziecko, czyli funkcja, kultura i społeczeństwo. (Miasto zasadom wbrew cz.7)

Nie zdążyłem się obejrzeć, a tymczasem piszę już ostatni odcinek mojego cyklu. Przełaziłem, przejechałem, przejrzałem i przeczytałem ogromną cześć Łodzi, szukając dla Was i dla siebie tego co jest w moim mieście nieodpowiednie, niewłaściwe, niepoprawne i niezgodne z ogólnie przyjętymi regułami, normami i stereotypami. Czasem było zabawnie, czasem było brzydko, czasem żenująco, ale zawsze ciekawie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ani nie pokazałem Wam, ani nawet sam nie odkryłem pewnie z połowy tego co jest warte uwagi.

Na samym początku obiecałem, że napiszę po co ten cały cykl wymyśliłem, co chciałem dzięki niemu pokazać. Dziś wyspowiadam się z tego, ale dopiero wtedy kiedy uzupełnię tę układankę o ostatni, najważniejszy element.

Off Piotrkowska, www.pozytywniewlodzi.com
Miasta zachwycają architekturą, położeniem, historią, zabytkami, muzeami, festiwalami, klimatem i milionem innych rzeczy. Nie da się jednak zachwycić żadnym z nich, czy będzie to ogromny Nowy Jork czy malutki (relatywnie ;)) Nowy Sącz, bez ludzi i tego niewidzialnego pierwiastka, który gdzieś tam krąży po gigantycznych arteriach i wąziutkich podwórkach. Bez ludzi miasta stają się puste, tracą charakter i wydają się groźne. Prypeć przyciąga aurą radioaktywnej tajemnicy, ale ja wolałbym na dłuższy urlop wybrać się do Pragi. Jakoś łatwiej byłoby mi zasnąć w stolicy Czech ;).

W związku z tym - jacy są szanowni Łodzianie (dziś wyjątkowo niepoprawnie, z dużej litery)? Och przepraszam - jakie są Łodziaki (bo tak lubimy się nazywać, podobno jako jedyni w Polsce)?

Inni. Wyjątkowo spięci. Zdają się zawsze gdzieś pędzić, jakby wisiał nad nimi ogromny przyfabryczny zegar, nieubłaganie zabierający czas do pracy. Nawet w najleniwszą z niedziel, na Piotrkowskiej wszyscy gnają przed siebie, traktując wizytę w przyknajpowym ogródku jako krótki przystanek przed dalszym biegiem (nawet jeśli ta pauza trwa kilka godzin).

Woonerf na ul. 6. Sierpnia, www.krajobrazmiejski.pl
Łodziaki to najbardziej skrajny lud, w najbardziej skrajnym narodzie tego świata. Tu nie ma szarości (znów!), tu jest tylko czerń i biel. Jesteś z nami, albo przeciwko nam. Za Widzewem, albo za ŁKSem (albo plujesz po równo na jednych i drugich). Jesteś albo miłośnikiem gwaru pubów Piotrkowskiej, albo fanem cichych parków. Kochasz Łódź, albo szczerze jej nienawidzisz.

Zawziętością zjadamy resztę kraju na śniadanie, bo jak Łodziak się uprze, to tak ma być i koniec kropka. Taka to łajba, że nie ma wyboru, albo złapiesz się czegokolwiek i przeżyjesz, albo utoniesz i nikt o Tobie nie będzie pamiętać. Tutaj rodziły się i rozbłyskiwały wielkie jednostki (nawet jeśli nie zrodzone w Łodzi, to w Łodzi ukształtowane) - Rubinstein, Tuwim, Sternfeld, Reymont czy nawet, bardziej współczesny, Boniek. Łodziak jak już jest w czymś dobry, to zazwyczaj jest najlepszy na świecie.

Łodziaki są często błyskotliwe, mają unikalne pomysły, oryginalnością przerastają niejednokrotnie swoją epokę, mają wszelkie papiery na sukces, ale... często nie potrafią dojrzeć. Czasem trzeba zejść na ziemię i pomyśleć o zwykłej codzienności, tymczasem głowy już dawno wiszą ponad stratosferą.

Dworzec Łódź Fabryczna, www.biznes.pl
Chcielibyśmy być wyjątkowi i wyjątkowo traktowani, ale zamiast tego uchodzimy za chaotycznych świrów, którzy dźwigają potężny bagaż kompleksów i próbujących, wrzeszcząc i idiotycznie podskakując jak małe dzieci, zwrócić na siebie uwagę.

Budujemy gigantyczny, podziemny dworzec i rozwalamy całe miasto na linii wschód - zachód, żeby zbudować monumentalne, efektowne cudeńka, które nie wiadomo czy się sprawdzą i przydadzą. Lepiej byłoby jednak te miliony, a wręcz miliardy złotówek wydać na równe chodniki, czyste ulice i oświetlone alejki w parkach.

Jesteśmy cholernie sfrustrowani. Szczególnie bolą nas docinki o braku historii i zabytków i porównania do znienawidzonej, niedalekiej Warszawy. Chcielibyśmy być jak stolica, chcielibyśmy być stolicą, pępkiem świata, a jesteśmy traktowani przez wszystkich jak jej denerwujący, młodszy brat.

Nie mamy papierów na super miasto. Jesteśmy stolicą województwa, ale gdyby nie centra handlowe, to mało kto z ościennych miejscowości miałby po co tu zaglądać. Kulturalnie mamy coś tam do zaoferowania, ale i tak przegrywamy z Wawką, Wrocławiem czy Krakowem. Turystycznie podobnie. Nawet sport, kiedyś topowy na skalę kraju, upada, dyscyplina po dyscyplinie.

Dlaczego? Przecież 700 tys. ludzi to potężne zaplecze dla wszystkich dziedzin życia!

Problem jest taki, że tu po prostu nie żyje się dobrze. Tak z perspektywy zwykłego dnia, październikowego czwartku. Kiedy zwykły ludek martwi się tym czy będzie miał za co utrzymać rodzinę, czy kamienica mu się nie rozleci, czy nie utkwi w obłędnym korku spiesząc się do pracy, czy wróci do domu autobusem, czy znowu będzie musiał pieszo, po dziurawym chodniku, to nie interesuje go co grają teatry, jak radzą sobie nasze siatkarki i czy festiwal filmowy odbędzie się tu czy w Bydgoszczy.

Light Move Festival, www.lightmovefestival.pl
Jesteśmy trochę ofiarami własnego sukcesu. Zachwycałem się w swoich wpisach zabudową, układem urbanistycznym i oryginalną historią, bo to są nasze atuty. Żeby jednak żyło się tu przyjemniej, trzeba by poszerzyć ulice kosztem ładnych kamienic, dodać przestrzeni do ciasnego Śródmieścia i odciąć się od bycia strefą ekonomiczną. Dorosnąć i wyrzucić stare zabawki, które trzymamy w szafie jako amulety cudownej przeszłości.

To wszystko w rękach mojego i przyszłych pokoleń. Na tyle zmienić Łódź, żeby dało się tu żyć, ale zostawić na tyle dużo, żeby nie stracić zbyt wiele z tego szalonego uroku. Już powoli zmieniamy strategię. Odwróciliśmy się z uśmiechem do Śródmieścia, rewitalizujemy kamienice i na nowo ożywiamy stare fabryki. Kolorujemy podwórka i oddajemy ulice ludziom, a nie mechanicznym potworom na czterech kołach. Sadzimy drzewa, mamy pozytywnie szurnięte, kolorowe logo i zaczynamy być dumni ze swojej odmienności.

Zaczynamy lubić Łódź, ale... ja mam pewną obawę. Nie chcę, żeby z "szarej, brudnej Łodzi" zrobiła się Łódź - klaun. Łódź może i wreszcie kolorowa, ale tak zdziwaczała, że aż ocierająca się o śmieszność. Zostańmy hipsterem miast, ale nie hipsteryzujmy przesadnie. Miasto to miejsce gdzie powinno być ciekawie i atrakcyjnie, ale to nadal miejsce, gdzie rodzimy się, uczymy, zakochujemy, bierzemy śluby, chorujemy, umieramy, chowamy zmarłych. Miejsce gdzie żyjemy, z wszelkimi plusami i minusami tego faktu.

Nie odlećmy zbyt daleko na jednorożcach z naszej nowo zbudowanej stajni przy Mickiewicza. Nie wszystkim zasadom da się być wbrew.

Przystanek przesiadkowy, czyli stajnia dla jednorożców na trasie W-Z, www.skyscrapercity.com