sobota, 23 sierpnia 2025

Bolimów | Łódzkie od A do Z

Bolimów, Bolimów, Bolimów... z czym może się kojarzyć? Turystycznie najpewniej z Bolimowskim Parkiem Krajobrazowym, który tak się składa, że o Bolimów ledwo zahacza. Co więcej - mimo nazwy, próżno szukać siedziby Parku w Bolimowie, gdyż ta znajduje się w Skierniewicach. Jeśli ktoś "zbiera" najciekawsze atrakcje województwa Łódzkiego to najprawdopodobniej był tuż obok (i najpewniej do Bolimowa wcale nie zajrzał), gdyż 6,5 kilometra od rynku stoi pałac Radziwiłłów w Nieborowie, a kolejne 4 kilometry dalej znajduje się Park Romantyczny w Arkadii. W obu wymienionych byłem i polecam te perełki z całego serca, ale... nie one będą bohaterami dzisiejszej opowieści.

Dzisiaj postaram się odpowiedzieć na pytanie czy do tego Bolimowa warto te 6,5 kilometra z Nieborowa podjechać, czy niespecjalnie. W podróży towarzyszyć będzie mi mój niezłomny syn Kuba, a w drodze powrotnej odwiedzimy jeszcze Brzeziny... ale to już w kolejnym wpisie!

Za studenckich czasów byłem w Bolimowskim PK na praktykach, gdzie realizowaliśmy zadanie... inwentaryzacji stanowisk bocianów (notabene - w Bolimowie także byliśmy). W związku z tym pozostaje mi zapytać - to co, lecimy?


My "polecieliśmy" do Bolimowa samochodem, ale właściwym sposobem podróży do tego niedużego (900 mieszkańców) miasta powinna być pielgrzymka. Dlaczego? Ze względu na herb! Znajdują się na nim pielgrzymi kij i dwie muszle. Swego czasu marzyła mi się (i nadal marzy, nie myślcie sobie!) pielgrzymka do Santiago de Compostela, a przecież to właśnie muszla jest symbolem wędrowców do grobu św. Jakuba. Skąd jednak taki dość znaczący symbol w herbie niedużego, polskiego miasteczka? Tak po prawdzie to trudno powiedzieć. Kij z dwoma niezidentyfikowanymi przedmiotami nań był historycznym symbolem miasta, a w 2000 roku podjęto decyzję, że przedmiotami staną się muszle właśnie. I niech sobie będą w takim razie!

Zanim dojechaliśmy do Bolimowa trzeba nam było spojrzeć na mapę. Co zobaczyliśmy? Miasto w pobliżu Łowicza, Skierniewic i Sochaczewa, a także - na osi między Poznaniem, a Warszawą (nieprzypadkowo obok prowadzi dzisiaj autostrada A2). Do tego ta wspomniana wcześniej puszcza i wartka, charakterna Rawka. Dobre miejsce na lokację średniowiecznego miasta? No pewnie, że tak, zwłaszcza, że osadnictwo w tym miejscu zaczyna swoją metryczkę w... epoce brązu!

Miasto jest lokowane najpewniej dwukrotnie - w końcówce XIV i później znów na początku XV wieku. Wpierw prywatne, a następnie w rękach królewskich rozwijało się wcale nieźle. Czemu miałoby się nie rozwijać - lokalizacja na handel niezgorsza, a poza tym - drewno ma! Ponoć to właśnie z okolic Bolimowa pochodzą drewniane elementy konstrukcyjne Zamku Królewskiego w Warszawie. Wszystko wskazuje na to, że będzie to może nie metropolia, ale przyzwoicie rozwijające się "miacho", jednak wszystko niweczą starzy, dobrzy znajomi - Szwedzi.

Rujnują miasto, które nie daje rady podźwignąć się po zniszczeniach, a następnie Bolimów zostaje zdegradowany do rzędu wsi w ramach reperkusji po powstaniu styczniowym. 

Miejscowość trwa sobie na mapie jako wieś do 2022 roku, kiedy odzyskuje prawa miejskie, jednak to nie jedyne znaczące wydarzenie w historii Bolimowa między 1870 rokiem, a współczesnością. Trzeba bowiem pamiętać, że to właśnie w okolicy tego miasta (tak, pamiętam, wówczas wsi) zostaje po raz pierwszy użyta broń chemiczna. Kiedy? Podczas I Wojny Światowej, dla której broń chemiczna jest niejako... znakiem rozpoznawczym nazwijmy to. Obok bezkresnych okopów, ogromnych ilości ofiar i pierwszego użycia czołgów.

Dlatego kiedy natraficie kiedyś na wzmianki o Ypres między latami 1914-18, pomyślcie chociaż na sekundkę o Bolimowie.

Brrr, zrobiło się odrobinę nieprzyjemnie - jak to zawsze gdy pojawia się temat wojny - więc uciekamy już z pierwszowojennego frontu do współczesności i wysiadamy z samochodu na bolimowskim rynku - ja i mój prywatny (niezbyt święty) Jakub, wędrownik. 

Kiedy spojrzy się na Bolimów z lotu ptaka, widać, że miasto jest dość... podłużne. Rozciąga się z północy na południe wzdłuż ulic Sokołowskiej/Skierniewickiej z przestronnym Rynkiem Tadeusza Kościuszki w centrum. Zwiedzając miasto znajdzie się coś interesującego w każdym z jego biegunów, a my zdecydowaliśmy, że w pierwszej kolejności pójdziemy na północ. Chcieliśmy zobaczyć tam malowniczo położony kościół pw. św. Trójcy - i jednocześnie przespacerować się śliczną ulicą Farną, która łukiem "ucieka" z rynku, by doprowadzić do kościoła właśnie, a nieco dalej do mostku na rzece Rawce.

Oprócz naprawdę przepięknych drewnianych chałup moją uwagę przykuł budynek stojący przy numerze 6. Patrząc na wątpliwej jakości zdjęcie, które mu zrobiłem, wydaje mi się, że to co uznałem za najbardziej interesujące, to po prostu kompozycja drzew i architektury. Dopiero później, przygotowując się do napisania tego tekstu, okazało się iż objawił się tutaj mój turystyczny "szósty zmysł". Otóż budynek - dość mocno przebudowany i służący przez wiele lat jako posterunek policji był niegdyś... synagogą! Postawiono ją tam w XIX wieku i pełniła swoją funkcję do II Wojny Światowej, kiedy to świątynia została zdewastowana, a bolimowskich Żydów spotkał wiadomy los...



Ulica Farna wyprowadziła nas w pole... a właściwie na pola, pośród których znajduje się wspomniany wcześniej kościół św. Trójcy. Obok świątyni jest jeszcze staw, co czyni okolicę naprawdę wyjątkowo malowniczą. Rzadko kiedy zachwycam się aż tak bardzo umiejscowieniem jakiegokolwiek budynku w przestrzeni jak tutaj! Jest tu troszkę wiejsko, trochę poważnie (bo to nadal murowany kościół), troszkę bajkowo i z całą pewnością - dość metafizycznie! Nie mam w zwyczaju uczęszczać na msze, czy generalnie - uprawiać duchownych praktyk w jakiejkolwiek ustrukturyzowanej formie, ale są takie miejsca, które zachęcają do dowolnie rozumianej modlitwy. I to z całą pewnością jest jedno z nich.





Obeszliśmy kościół i podreptaliśmy jeszcze kilka kroków dalej od miasta, alejką prowadzącą na most nad Rawką. W tym miejscu to już zdecydowanie spokojniejsza, a jednocześnie bardziej okazała rzeka, w porównaniu do tego jak wartko wije się przez obszar Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Przyjemnie było przystanąć nad nią i popatrzeć na wody, które kilka kilometrów dalej wpadną do Bzury.

Napatrzyliśmy się, zregenerowaliśmy więc należało wykonać "w tył zwrot". Bolimów, jak już wspomniałem, jest dość mocno rozciągnięty na osi północ-południe, w związku z czym czekał nas spacer tą samą drogą do rynku, a dalej - na "dolny" kraniec miasta, gdzie znajduje się cmentarz (a właściwie cmentarze). 



Po drodze mija się drugą z Bolimowskich świątyń - kościół pw. św. Anny. To elegancki budynek, górujący nad niezbyt wysokimi budynkami rynku i jego sąsiedztwa od pierwszej części XVII wieku. Oddajmy kościołowi co kościelne - mimo, że jest to późny renesans i nie jest to jeszcze typowe barokowe "przygniecenie" architekturą, to i tak jest to świątynia naprawdę okazała. Warto zwrócić uwagę na widoczny z rynku zegar na wieży, a także trzeba pamiętać, że kościołem parafialnym jest ten opisany wcześniej. Ten tutaj to "tylko" filia!

Idąc w stronę cmentarza mija się mnóstwo pięknych, parterowych domków (w sporej części drewnianych) i naprawdę mocno czuć ten urokliwy wiejsko-miejski charakter. Poszliśmy ulicą Senatorską, która jest równoległa do głównej "osi" miasta (ul. Skierniewicka). Z jednej strony mijaliśmy domy, z drugiej - niezbyt zabudowaną dolinę Rawki. Zbliżając się do cmentarza mija się kolejne stawy/rozlewiska - czuć wyraźnie bliskość rzeki. 





Sam cmentarz jest jednym z najbardziej malowniczo położonych jakie widziałem (a widziałem sporo). Nienachalnie "wgryza się" w dolinkę - z każdej strony otoczony jest... no niczym właściwie, naturą. Na terenie cmentarza znaleźliśmy sporo przepięknych nagrobków, pamiętających przełom wieków - XIX i XX rzecz jasna. Obok cmentarza katolickiego można znaleźć inną gratkę - pozostałości po cmentarzu żydowskim. Informuje o tym tablica, ale widać wyraźnie zarówno granice samego cmentarza jak i pozostałości macew. Zachowało się naprawdę dużo pamiątek po dawnym Bolimowie!






Poopowiadałem chwilę mojemu Jakubowi o Żydach i o różnicach między jednym cmentarzem, a drugim (to chyba pierwsza okazja kiedy mógł zobaczyć pozostałości kirkutu) i (zmęczeni, zwłaszcza młodzież) powoli ciągnęliśmy w kierunku auta. Znów poszliśmy Senatorską, ale tym razem odbiliśmy kawałek dalej, w Żabią, troszkę dla odmiany, a troszkę żeby zajrzeć od jeszcze innej strony za kulisy rynku.

Okazało się to być znakomitym pomysłem. Po pierwsze dlatego, że udało nam się zobaczyć znakomity pejzaż domów mieszkalnych i kościoła św. Anny. Po drugie - bo mijaliśmy remizę strażacką. Wydawało się, że na mijaniu się skończy, kiedy z rynku zaczęły zjeżdżać wozy... jeden, drugi, trzeci. Uruchomiły sygnały, a młodzież wpadła w zachwyt. Kuba jest ogromnym fanem straży pożarnej i każda okazja na spojrzenie na wozy z bliska jest dla niego ogromną gratką.


Jakby tego było mało (plus był taki, że zapomniał jegomość o zmęczeniu) - chwilę później zaczęła wyć syrena w remizie. To już była po prostu wisienka na torcie i dopełnienie tego naprawdę wyjątkowego i świetnego spaceru. Obiecałem odpowiedzieć na pytanie czy warto podjeżdżać tu z Nieborowa? Oj warto, warto, po stokroć warto! Dwa śliczne kościoły, piękne pejzaże doliny Rawki, urokliwie położone cmentarze i naprawdę niemało małomiasteczkowej zabudowy otaczającej ładny rynek. 

Zdecydowanie polecamy, razem z Jakubem-wędrownikiem-miłośnikiem straży pożarnej (nie tylko w Bolimowie).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz