NIE DA SIĘ TAK! :)
Później jest gadanie "aaaa, bo miałem jechać w sobotę rowerem gdzieś daleko, odpocząć, ale pogoda do dupy, to zostałem w domu i piłem piwo przed telewizorem"...
To tylko wymówka! Nie ma takiego gadania! Jak mawia ludowe porzekadło - "nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani rowerzyści". Toteż, pomimo chmur, ciężkich jak niemieckie działo artyleryjskie, ubrałem się jak trzeba i pojechałem zwiedzić nieco mniej znanej mi części Łodzi. W zasadzie w ogóle nie znanej.
Wymyśliłem sobie, że skoczę na Wiączyń, stamtąd przez tamtejszy las, do krajowej 72, do Nowosolnej i do domciu, najpierw Pomorską, a potem już sobie znanymi ścieżkami.
"Tam" zdecydowałem się pojechać ul. Śląską, przez Młynek do Della. Młynek, smutny przy tej pogodzie, jak każdy park zanim się zazieleni...
Po przeciwległej stronie stawu sfotografowałem pewien fascynujący mnie obiekt. Chodzi mianowicie o ten głaz:
Przyznam szczerze - pierwszy raz widziałem go z przodu, zazwyczaj jeno zerkałem na niego przebiegając pobliską ścieżką. No i z tej perspektywy wyglądał jak jakaś pogańska kapliczka ;). Okazało się, że jednak nie, że jednak coś upamiętnia, chociaż jedyną wskazówką jest data 1932 r. No bo "RTSa" na środku nie brałem pod uwagę, jako wiarygodnego dowodu.
Otóż jest to głaz upamiętniający wizytę w tym miejscu Władysława Gomułki, który, przemawiając do ludu, został pogoniony przez policję i postrzelony. Jeśli ciekawi kogoś cała historia znajdzie ją na tym blogu.
Kawałek dalej, za pomnikiem dawnej władzy biegła ścieżynka. Przypomniała mi, nie wiem czemu, czerwony szlak do Inowłodza ;).
Skoro już o pomnikach władzy mowa - dalej jechałem sobie pewną bardzo ważną, szeroką i piękną łódzką arterią... Aleja Ofiar Terroryzmu 11 Września, bo tak brzmi jej pełna nazwa, to bardzo istotna droga w Łodzi. Zbudowana jako, hm, połączenie między ul. Rokinińską, Olechowem, a ul. Śląską i Górną. Jej znaczenie komunikacyjne widać chociażby na tym, pełnym aut, zdjęciu:
No dobra, trochę podkoloryzowuję, coś tam jednak jeździ, ale kurczę... Całość kosztowała prawie 200 mln złotych, a zostało to zbudowane tylko po to, żeby ściągnąć do łodzi miłościwego Della, bez którego przecież nie było tylu miejsc pracy, tylu zysków! No cóż, a może gdyby za to w jakiś sposób wspomóc małe przedsiębiorstwa?
Lubimy podlizywać się zachodowi, to mamy, kto bogatemu zabroni ;).
Pognałem dalej mijając krańcowy punkt budowy trasy W-Z (nie miałem pojęcia, że aż tu dociera!) i postanowiłem odbić sobie w prawo, w uliczkę Nery. Za chwilę miała być odbitka w ulicę Kątną, ale teraz patrząc na google maps już wiem czemu jej nie było :). Nie miało prawa jej być, bo znajduje się kawałek wcześniej, a dopiero teraz zauważyłem, że na moim planie nie ma jeszcze drugiej części "Trasy Della" ;).
Nieświadom zagrożenia, pogoniony przez pieska, olewając znaki zakazu ruchu za kilkaset metrów, wtryniłem się na budowę autostrady A1! No i tu, nomen omen, budująca wiadomość - buduje się! Czyżby droga najpilniejsza dla Łodzi (i jedna z najpilniejszych dla całego kraju!) w końcu miała powstać? Nie uwierzę, póki nie otworzą, chociaż wygląda to przyzwoicie.
Po przebiciu się przez błocko widoczne na drugiej fotce, dopchałem się w końcu do ul. Malowniczej. Czarne chmury zbierały się nade mną...
...ale nie dawałem za wygraną. Malownicza jest malownicza, nazwa w pełni oddaje urok tej ulicy. Polecam przejechać się tamtędy rowerem, żeby poczuć, chociaż odrobinkę, klimat niejednorodnej Łodzi. W tym przypadku wsi - Wiączynia, będącej formalnie częścią miasta. Dwa smaczki i jedna "poglądówka" (to nadal Łódź!):
Przejechałem kilkaset metrów i w końcu udało mi się uciec z miasta do lasu! Niedaleko od Malowniczej jest wjazd na szeroki dukt prowadzący do lasu wiączyńskiego. Jednak zanim las - kolejny rarytasik - cmentarz ofiar tzw. bitwy łódzkiej, z czasów I Wojny Światowej. Do tematu samej bitwy obiecuję wrócić przy innej okazji, teraz wrzucam tylko kilka fotek. Bardzo ciekawe miejsce, polecam!
Wprawne oko wypatrzy na czwartym od końca zdjęciu sarnę, nie mniej zdziwioną i przestraszoną niż ja :).
Dalej była już przyroda! Jechało się, niestety, średnio przyjemnie. Dużo kałuż, brzydka pogoda, nierówna nawierzchnia... Nie do końca tego oczekiwałem, ale i tak były cisza i spokój, a na tym mi najbardziej zależało!
Na poniższym zdjęciu widać duże zagłębienie. Zacząłem się zastanawiać czy to takie ukształtowanie terenu, czy może pozostałość, na przykład po wybuchu pocisku... Zagadka do rozwikłania w przyszłości :).
Wejście do rezerwatu "Wiączyń". Za wiele nie zobaczyłem, bałem się, że z tej "drogi" wyjdzie jakaś wielka, błotnista łapa i wciągnie mnie do środka... Może przy lepszej pogodzie jest to miejsce bardziej dostępne. Dam znać przy okazji czy tak jest :).
Skręt w prawo, skręt w lewo i nagle jestem znów w cywilizacji... Jak zawsze szybciej niż bym chciał, chociaż pierwszy widok bardzo przyjemny.
Wzniesienia Łódzkie są super, szkoda że mam do nich tak daleko...
Tymczasem zaczęło mżyć, więc szybko zrobiłem popas, zarzuciłem na plecy kurtkę i, już do końca w miejskim klimacie zacząłem mozolny powrót do domu w coraz większym deszczu...
Mam kilka fotek z Nowosolnej i Mileszek, ale przyznam szczerze, że wolę wrócić tam innym razem i zrobić lepsze zdjęcia i pokazać nieco więcej, gdyż w pewnym momencie lało niemiłosiernie, a naprzemienne strome zjazdy i podjazdy sprawiały, że myślałem bardziej o przeżyciu (i ciepłym prysznicu w domu), aniżeli zwiedzaniu. Zresztą sami zobaczcie, to jest staw w Mileszkach...
Aby nie kończyć tym smutnym, przemoczonym do cna zdjęciem, zakończę krajoznawczym sucharem:
Jadąc północno-wschodnimi krańcami Łodzi można natknąć się na podobne nazwy miejscowości: Natalin, Teolin, Bartolin... W takim razie gdzieś w pobliżu musi być ten słynny Szaolin!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz