czwartek, 19 marca 2015

Cmentarz na Marsie i skoki przez wodę (Spała - Inowłódz - Spała cz. 3 i ostatnia)

Wychodząc z Inowłodza bardziej niźli okolicą, zaprzątałem sobie głowę pytaniem - którędy wrócić. Miałem na względzie, że chociaż pogoda płata zimie figla, to Słońce nieubłaganie zajdzie około 16. Pierwotny plan, żeby pójść nieco naokoło, przez Królową Wolę, zarzuciłem. Spacer wzdłuż drogi krajowej też wydawał mi się mało interesujący. W związku z tym, że miałem jeszcze zamiar znaleźć cmentarz żydowski w Inowłodzu wymyśliłem sobie trasę przez las, do Teofilowa, a tam zamierzałem się martwić co dalej.

Znalezienie inowłodzkiego kirkutu nie jest proste. Trzeba skręcić w prawo w drogę, która jest jeszcze oznakowana, a dalej kierować się bardziej przeczuciem. Zgodnie z opisem ze "Spacerownika" wiedziałem, że muszę szukać bardzo blisko gigantycznego wykopu kopalni chalcedonitu, w przerzedzonym lasku. Przyznam szczerze, że gdybym nie miał ze sobą zdjęcia tego miejsca, to w życiu bym tam nie trafił, chociaż byłem o krok...

Sam cmentarz, a w zasadzie to co po nim zostało, to malutki kawalątek ziemi, w którym gdzieniegdzie widać mniej lub bardziej zniszczone macewy i pozapadane doły w miejscach pochówku. Wygląda to tak:



Całe szczęście, widać że kirkut niszczeje sobie, głupio to zabrzmi, po swojemu. Nie widać śladów wandalizmu, można zauważyć sporo zostawionych kamyków i nawet kilka zniczy. Taki to urok cmentarzy żydowskich. Nie mają Starozakonni w zwyczaju zajmować się cmentarzami i wynika to po prostu z ich tradycji. Abstrahując oczywiście od tego, że Żydów już tutaj nie ma.

Zostało wspomnienie i mnie ten cmentarz kojarzy się właśnie ze słowem "wspomnienie". Kiedyś było to zapewne urokliwe, ciche miejsce, na swój sposób czarujące, z czasem traci na wyrazistości, staje się coraz bardziej niewyraźne, rozwiewane przez wiatr historii. I tak jak wspomnienie, które z czasem ginie w pamięci, tak ten cmentarz zniknie bez śladu.

Zobaczyłem ostatni obiekt jaki chciałem i poczułem, że chcę dojść do Spały najkrótszą możliwą drogą. Słońce było jeszcze wysoko, ale niebezpiecznie zaczynało zbliżać się do koron drzew. Ruszyłem żwawo w znane mi z "dawnych czasów" tereny i... zacząłem się bać.

Swego czasu latałem po tych lasach z całą ekipą, nawet nocą i nie zwracałem kompletnie uwagi na fakt, że jest tu... niefajnie. Las jest brzydki, zachaszczony, a szeroka droga, którą szedłem, zmieniła się w mgnieniu oka w wąską ścieżynę, ledwo widoczną pomiędzy krzakami. Do tego jeszcze ten zbliżający się zmrok... Początkowo próbowałem złapać rytm, jak pod Spałą, ale zamiast lepiej - było tylko gorzej. Strach narastał, aż w końcu poddałem się.

Postanowiłem wrócić do drogi, nawet kosztem cierpienia wśród samochodów. Kawałek za Teofilowem wypatrzyłem ścieżkę wzdłuż Pilicy i, jeśliby okazało się, ze krajówka jest nie do zniesienia - zamierzałem maszerować tamtędy. Odbiłem w lewo i, idąc na azymut, postanowiłem dojść do skraju kopalni, a stamtąd prosto do drogi. Pieszy off-road ;).

Warto było! Kiedyś zdarzyło mi się być tam i jeden z kolegów zaczął się drzeć "JESTEŚMY NA MARSIE!". Stałem po kostki w żółtawym błocie robiąc to zdjęcie, ale ufajdanie butów to niska cena za taki oryginalny widoczek:


Nie przepadam za takimi wytworami człowieka, wolę czystą naturę, ale temu miejscu nie można odmówić uroku!

Przeczłapałem, brnąc w tym cholernym błocku, aż do krańca nasypu, wieńczącego kopalnię. Żwawo zsunąłem się ze stromej krawędzi i stanąłem przed znanym mi już bunkrem. Linia obrony Pilicy, z czasów II WŚ kryje wiele takich "artefaktów" i większość jest w przyzwoitym stanie! Do tego są one bardzo łatwe do znalezienia, bo większość jest całkiem niedaleko krajówki.


Przeskoczyłem przez asfaltówkę i zobaczyłem, że jestem tuż przy miejscu postoju, gdzie latem można zaopatrzyć się w zapiekanki (a przynajmniej kiedyś można było ;)). Zrobili tam fajny pomościk nad Pilicą - dla kajakarzy. Nie wiem jak to się stało, że nie zrobiłem temu fotki... Odetchnąłem świeżym, nadpilicznym powietrzem i pognałem dalej. Teofilów spał, jak zawsze zresztą. Oj co tam za cuda się wyprawiało jeszcze nie tam dawno temu! Strach opowiadać, ale miło powspominać ;).

Krajówka męczyła, ale nie było tragedii. Minąłem "Teofkę" i leciałem już prosto do Spały. Zastanawiałem się czy szukać wspomnianej wcześniej ścieżki, ale kiedy zobaczyłem bajkowo oświetloną, przykrytą stertą listowia dróżkę prowadzącą nad rzekę, dałem się skusić!

Znów nie wiem jak to się stało, że nie mam żadnego zdjęcia, żeby je Wam pokazać, ale ten szlak okazał się strzałem w dychę! Pilica, mimo swojej wielkości w tamtym miejscu, stosunkowo mocno meandruje. Tworzy to przecudne skarpy i widoki, niezmącone ludzką obecnością. Bajka, istna bajka! Przypominając sobie tę obrzydliwą ścieżkę za cmentarzem, nie żałowałem zmiany planów.

Maszerowałem wesoło, wiedziałem już że dzień uznam za wyjątkowo udany! Starsze małżeństwo wydawało się być nieco zdziwione, kiedy mijając ich zawołałem "dzień dobry!", ale niespecjalnie zważałem na to. Chwilę później udało mi się uchwycić ślady obecności bobrów - nie wiedziałem, ze mają takie moce przerobowe!


Toż to kawał drzewa!

Zaraz za tym miejscem ścieżynka oddalała się od rzeki, zgodnie z tym co widziałem na mapie i wiedziałem, że lada chwila będę w Spale. Cieszyłem się na gorący prysznic i smaczny obiad, ale chłonąłem jeszcze ostatnie mgnienia dzikiej przyrody, gdyż szedłem znów po terenie rezerwatu. Nie spodziewałem się spotkać już niczego zaskakującego, ale jednak się udało!


Tabliczka stała przy niezbyt szerokim rowie z wodą, ale o to tu chodzi! Pozostałość jakiś kolonii albo obozu harcerskiego! Rewelacyjna sprawa, ciekawe czy gdzieś w okolicy można znaleźć inne "stacje" tej zabawy...

Mnie burczało w brzuchu coraz bardziej, więc pognałem dalej. Zza drzew widziałem już Spałę, minąłem przydrożne zabudowania i stanąłem na moście na rzeczce Gać. Odetchnąłem z dużą dozą satysfakcji. Sporo wrażeń na jeden dzień! Pomyśleć, że nie musiałem jechać nawet 100 km z Łodzi, żeby przeżyć taką wędrówkę! To jeszcze nie był koniec, został mi jeszcze marsz do Tomaszowa, ale to już przy innej okazji. Na tę chwilę to tyle... :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz