środa, 24 października 2018

I znów pierwszy krok

Biegnąc dziś mój pierwszy "oficjalny" trening pod kwietniowy maraton w Dębnie przypomniałem sobie moje pierwsze wpisy na jeszcze starych blogach, o których już trochę zapomniałem. Pisałem relacje z całych treningów, przeżywałem kolki, kace, gorsze samopoczucia czy zbyt duży ruch samochodowy na Rzgowskiej (serio!). Pamiętam, że każde wyjście z domu na trening było wyzwaniem. Świetną przygodą, to fakt, ale nigdy nie wiedziałem czego się spodziewać.

Dziś? Wyszedłem z domu zrobić swoje. Zacząć. Jak? Najlepiej z wysokiego "c". Czy się udało? Oczywiście, że tak. Czemu miałoby się nie udać? Znakomicie przepracowałem lato, mam już sześć lat doświadczenia, a przede wszystkim - mam chęci. Złapałem coś czego baaardzo dawno nie miałem. Potrzebę przekraczania granicy na każdym treningu.

poniedziałek, 22 października 2018

Impresja


Siedziałem cholernie wygodnie na kanapie, w luźnych, krótkich szortach i lekkiej, bawełnianej koszulce. Kąciki moich ust bardzo delikatnie unosiły się ku górze. Podkręciłem kaloryfer na maksimum, nie dbając o kropelki wilgoci zbierające się na oknach. Zależało mi tylko, i to było próżne, wiem, na komforcie. Przyglądałem się z jakąś dziwną satysfakcją płomieniowi świecy, prostemu i niezmąconemu.

To był udany wieczór. Póki co siedziałem w ciszy, ale wiedziałem, że za chwilę włączę głośną muzykę. Miałem ochotę na coś wyrazistego. Może Queen albo Budka Suflera?

sobota, 20 października 2018

Iskierka

Pamiętam mój pokój, ciemny prawie jak w nocy, chociaż była to jakaś godzina koło południa. Leżałem na łóżku i nie chciało mi się kompletnie nic. Prawdopodobnie zmagałem się z depresją, ale wtedy nie byłem świadomy, że to może być ta choroba, a poza tym... nigdy nie zdecydowałem się wybrać do specjalisty, żeby potwierdzić czy to faktycznie było to. Dziś nie ma to właściwie żadnego znaczenia. Istotne jest to, że pamiętam siebie całkowicie odrętwiałego, z poczuciem, że niczego nie osiągnąłem i już raczej nie osiągnę. Że zawsze marzyło mi się zrobić coś bardzo dużego i że Dziadek Jasiu mówił, że Mateusz kiedyś zajdzie naprawdę wysoko, a ja go zwyczajnie zawodzę.

I od lutego 2001 roku nie mogę mu powiedzieć o tym, że mi Go naprawdę brakuje. Wnosił do mojego życia beztroską radość, której później bardzo zabrakło, zresztą pewnie nie tylko mnie.

niedziela, 14 października 2018

Kubuś Puchatek

Trwające aż nazbyt długo lato zmotywowało mnie do pójścia na spacer, do lasu. Wysiadłem z auta, dumnie obnosząc się krótkim rękawkiem koszulki, zupełnie tak jakbym tylko ja wiedział, że dziś jest tak ciepło. Zresztą, kto wie, czy to nie jest tak, że tylko ja odczuwam to w ten sposób. Niekiedy mam takie chwile, gdy wydaje mi się, że tylko ja potrafię widzieć świat w ten obleśnie bezpośredni sposób, z czubkiem nosa tworzącym mglistą plamę pośrodku każdego pejzażu i z tymi dłońmi, które podobają się wszystkim, tylko nie mnie i z tym brzuchem i tymi żylastymi stopami. Nie lubię patrzeć na siebie. Wolę patrzeć na Ciebie, kimkolwiek jesteś.

Albo na las.

środa, 3 października 2018

Szczęście | 40. PZU Maraton Warszawski - relacja

Jest 6.00 w niedzielę. Jestem w środku urlopu. Obudziłem się dosłownie minutę temu, bez budzika. Wyłączyłem go, zanim zaczął dzwonić. Nie powinienem pospać tego dnia dłużej? Zabalować mocniej w sobotę? Wyjechać na koniec świata i położyć się spać o świcie (czyli tego dnia o 6.38, ale to w Łodzi, a nie na końcu świata ;))?

Zdecydowałem, już jakiś czas temu, że nie. Że moim celem będzie zdobycie Korony Maratonów Polskich, a to oznacza przebiegnięcie pięciu maratonów w dwa lata. Pierwszy krok wykonałem (a ze mną oczywiście mój Tata) w Krakowie, 22 kwietnia, w piekielnym upale kończąc 42,195. Byłem trochę rozczarowany tamtym biegiem i swoją dyspozycją, ale wiedziałem, że w taki gorąc i przy takiej trasie (bardzo kiepskiej!) wiele więcej bym nie wyciągnął.