tag:blogger.com,1999:blog-74256554394940284972024-03-23T11:15:18.752+01:00Mateusz Bajas BlogMateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.comBlogger171125tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-90316209643106040022023-09-29T09:52:00.000+02:002023-09-29T09:52:04.720+02:00Bełchatów | Łódzkie od A do Z<p>Bełchatów... Przez pierwsze trzydzieści lat mojego życia byłem tu trzy razy - na wyjazdowym meczu Widzewa z GKS, w mcdonald's po drodze na imprezę na pobliskiej Wawrzkowiźnie, a także - wreszcie - na krótkim spacerze i obiedzie w kanjpce, podczas rodzinnej wycieczki na górę Kamieńską i w okolice kopalni.</p><p>Tyle.</p><p>I właściwie to nie miałoby to większego znaczenia, bo takich miast, w których byłem "prawie nigdy" jest dość sporo, ale tak się składa, że od dwóch lat Bełchatów stał się... może nie moim nowym domem, ale na pewno ważną częścią życia mojej rodziny. Od dwóch lat bowiem mieszkamy sobie szczęśliwie w domku w oddalonej od Bełchatowa o jakieś osiem kilometrów miejscowości Rasy. </p><p>W ten oto sposób, z miasta właściwie mi nieznanego, Bełchatów awansował do miasta najczęściej odwiedzanego i - siłą rzeczy - całkiem już znajomego.</p><p>Plan zobaczenia wszystkich miast województwa łódzkiego - a takim jest właśnie cykl "Łódzkie od A do Z" - sprawił, że pojawiła się możliwość skonfrontowania mojego dotychczasowego "codziennego" spojrzenia na Bełchatów, ze spojrzeniem czysto turystycznym. Co kryje w sobie ciekawego to słynące głównie z kopalni i drużyn sportowych miasto? Czy warto poświęcić mu uwagę, czy lepiej omijać szerokim łukiem? Zapraszam do lektury, a mój werdykt wydam po opowiedzeniu całej wycieczki!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNgzxEYvqgDkgvyNadtF0D5yV-GiPrmFy8x_FFPhn9wpRtFeVDGtSefHccDfEtDejl6xmnwi7zQ9yxH-hd9GcjFJozb9SpqMSuAf-bSkp2PB2N2JYY_r8WXIw5gu4qr-l5sJB0IvEy2RmcgRmazPrT0nGJR8rnCco4Gh0tt-12csVovxS12ACj_zE1uOM/s4624/IMG_20230813_110153.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNgzxEYvqgDkgvyNadtF0D5yV-GiPrmFy8x_FFPhn9wpRtFeVDGtSefHccDfEtDejl6xmnwi7zQ9yxH-hd9GcjFJozb9SpqMSuAf-bSkp2PB2N2JYY_r8WXIw5gu4qr-l5sJB0IvEy2RmcgRmazPrT0nGJR8rnCco4Gh0tt-12csVovxS12ACj_zE1uOM/s320/IMG_20230813_110153.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p>Moje zwiedzanie Bełchatowa miało charakter... różnorodny pod względem wykorzystanych środków transportu. Uskuteczniłem swego rodzaju, nie wiem, triathlon? Spakowałem do auta rower, który zostawiłem nieopodal końcowego punktu wycieczki, następnie zawiozłem swoje nogi autem do Grocholic - południowej dzielnicy miasta skąd ruszyłem na tychże nogach w kierunku miejsca zaparkowania bicykla. Na koniec - rzeczonym bicyklem - wróciłem po samochód... i do domu. </p><p>Uf!</p><p>Dzień był gorący - pierwsze dwie wycieczki "Łódzkiego od A do Z" potraktowały mnie niemałymi upałami. Nie ma lekko i jeśli chce się zwiedzać i poznawać, trzeba być gotowym na poświęcenia!</p><p>Zaparkowawszy samochód przy rynku zacząłem spacer po Grocholicach. Formalnie jest to dziś część Bełchatowa i na dodatek - najstarsza część Bełchatowa. Jej korzenie sięgają XIII wieku, a została wchłonięta w granice sąsiadującego miasta stosunkowo niedawno, bo w 1977 roku.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEo5epWeOw1n7r2puwQ8L6nLcTxoZEdKVVVMuKPbPC0LMOe9HELYmt-wgNofKUiiYzDzXJUJl8b8d1OSBs2FWv5T7ew5TYyiJxXdAn7p6V_ZhReCrDUuD_dFACUv69trWTdFiRREQXv_RuJyli_sBnh5NfCkxmcS4lyDezDOavkTVUq_fbRRTEcoDM2wI/s4624/IMG_20230813_091251.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEo5epWeOw1n7r2puwQ8L6nLcTxoZEdKVVVMuKPbPC0LMOe9HELYmt-wgNofKUiiYzDzXJUJl8b8d1OSBs2FWv5T7ew5TYyiJxXdAn7p6V_ZhReCrDUuD_dFACUv69trWTdFiRREQXv_RuJyli_sBnh5NfCkxmcS4lyDezDOavkTVUq_fbRRTEcoDM2wI/s320/IMG_20230813_091251.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Urokliwe to miejsce. Uwielbiam takie małe, trochę dziś zapomniane, miasteczka (bo - było nie było - układ urbanistyczny i zabudowa charakterystyczne są tu jednak dla miasta, nawet jeśli formalnie to "tylko" dzielnica). Lutomiersk, Szadek to inne znakomite przykłady tego o czym myślę i dopisuję Grocholice do tej listy. Parterowe lub maksymalnie piętrowe domy, okalające prostokątny rynek, ulice wybiegające z czterech rogów placu, płynąca nieopodal Rakówka, która wpływa malowniczo na rzeźbę terenu - ach! Trochę sennie, nieco nostalgicznie, ale przepięknie.</p><p>W sercu rynku rządzi jednak duży, bardzo charakterystyczny budynek - kościół pw. Wszystkich Świętych. Dość spora to budowla, zwłaszcza na tle dość skromnej zabudowy wkoło. Kościół budowano pierwotnie w stylu gotyckim i to dość wczesnym (lata 1200, czyli naprawdę początki tego stylu w Polsce). W późniejszych czasach był przebudowywany i remontowany, a obecny wygląd to już gotyk, ale z przedrostkiem neo-. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2r-6_BEzxk6DWN9PnqpouJXsqL4K2de_s66riX-TbcuE8jgsnhuvRSNQIwoLlOTYUxhT97cJ7S9dmHy17Og253OLTa-2W9B0K6PFeNDsyI5TUkemSbt242NLcIARUHNwKXXdlMGgEcvmo5IMVMb2h1XNpjuMFhMB7IG9vMC2p4eXy2030eWZhyphenhyphenTEYmg8/s4624/IMG_20230813_091608.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2r-6_BEzxk6DWN9PnqpouJXsqL4K2de_s66riX-TbcuE8jgsnhuvRSNQIwoLlOTYUxhT97cJ7S9dmHy17Og253OLTa-2W9B0K6PFeNDsyI5TUkemSbt242NLcIARUHNwKXXdlMGgEcvmo5IMVMb2h1XNpjuMFhMB7IG9vMC2p4eXy2030eWZhyphenhyphenTEYmg8/s320/IMG_20230813_091608.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrTZwjzNQTgBBtheZqyfqqmzu7_B9i11xjDwMd493AaTJoTOsj48w-7_EVwfZcYF4488FivtX7i5BmUYpBjCo8wOzRQxxUN2bx_8poBxoQdl8AxqZyj3i6FxHqnSBaEf13RgLGHa0fsL3FIAp0_pFtzYXziAJPC6VaFUawoglyMyWm9ijSC_YDGZzVC-8/s4624/IMG_20230813_091829.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrTZwjzNQTgBBtheZqyfqqmzu7_B9i11xjDwMd493AaTJoTOsj48w-7_EVwfZcYF4488FivtX7i5BmUYpBjCo8wOzRQxxUN2bx_8poBxoQdl8AxqZyj3i6FxHqnSBaEf13RgLGHa0fsL3FIAp0_pFtzYXziAJPC6VaFUawoglyMyWm9ijSC_YDGZzVC-8/s320/IMG_20230813_091829.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>I trzeba przyznać, że nawet w tej relatywnie nowej wersji, to całkiem ładna architektura. Nie udało mi się pozaglądać do środka i na teren okalający samą świątynię (trwało nabożeństwo, a ja nie lubię się mieszać w modlitwę swoją turystyką), ale pooglądałem sobie kościół z każdej strony, zanim ruszyłem w dół, w stronę rzeki Rakówki i już "głównego" Bełchatowa.</p><p>Minąwszy rzekę (nie oszukujmy się - widywałem już ładniejsze...) wyszedłem na przemieścia Bełchatowa - i jednocześnie na spiekotę. Próbowałem jednocześnie łapać przyjemną, leniwą atmosferę domków i ich podwórek i szukać cienia, który dawał chociaż minimalne wytchnienie. Minąłem cmentarz - jak nie ja zaglądając tylko przez murek do środka, aż wreszcie krajobraz z podmiejskiego zmienił się radykalnie - w przemysłowy. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje1v7hihqvhJv5bcn4BbChDLnRq7_RGy0uixoy1wVYySFzXGc5GEKIFTToVFYHzw4fh39OcRmUaDh51hV2GGfED1cgZ0wDkJ7i_2rFcPwDD-ZrAl2lc0ts8GO-6cBtwqz36L5Ol3jZXni3ZW1tlw9j4WTSAjr_1yKsQuRcURjXZuQrtaz74zhMtNyC2qo/s4624/IMG_20230813_092536.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje1v7hihqvhJv5bcn4BbChDLnRq7_RGy0uixoy1wVYySFzXGc5GEKIFTToVFYHzw4fh39OcRmUaDh51hV2GGfED1cgZ0wDkJ7i_2rFcPwDD-ZrAl2lc0ts8GO-6cBtwqz36L5Ol3jZXni3ZW1tlw9j4WTSAjr_1yKsQuRcURjXZuQrtaz74zhMtNyC2qo/s320/IMG_20230813_092536.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_lrsAUukDPw_X59l1qAwaIkeJh21Q1YwqzRygzBgule0ODO3frgKYZ71xdKcGNWLsoRKXClf8-KFqMG1RWrJNbQidpkZIqfSux3KTWI0s9ZOmtIOp9e3nb2CRQ6CHHqEQMOJrlnU3zMneDzzEwiq_jpAzI_j9PShVR3XhQdCEtzXpRby3OIeID8qMKlk/s4624/IMG_20230813_093021.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_lrsAUukDPw_X59l1qAwaIkeJh21Q1YwqzRygzBgule0ODO3frgKYZ71xdKcGNWLsoRKXClf8-KFqMG1RWrJNbQidpkZIqfSux3KTWI0s9ZOmtIOp9e3nb2CRQ6CHHqEQMOJrlnU3zMneDzzEwiq_jpAzI_j9PShVR3XhQdCEtzXpRby3OIeID8qMKlk/s320/IMG_20230813_093021.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7JiaCr_ORSQpPOiPcTz3g8ki8QuJqLY0VPYPTuQWIRWGXk5xPvZ7agKc0I1TiXRWQ1i6zqPe7PfG1fu-zBIzbaOZLMl9qenBkYcsZdGlygJMVsT2-ZcmZWfDNOk3-TP_71fgiEIZxsgSJhX5b-Ve7ApWSHi9xiGxf-z6zis7o9iUkedGh18dpI9wgqQU/s4624/IMG_20230813_094001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7JiaCr_ORSQpPOiPcTz3g8ki8QuJqLY0VPYPTuQWIRWGXk5xPvZ7agKc0I1TiXRWQ1i6zqPe7PfG1fu-zBIzbaOZLMl9qenBkYcsZdGlygJMVsT2-ZcmZWfDNOk3-TP_71fgiEIZxsgSJhX5b-Ve7ApWSHi9xiGxf-z6zis7o9iUkedGh18dpI9wgqQU/s320/IMG_20230813_094001.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Bełchatowska strefa przemysłowa ulokowana jest między wijącą się Rakówką, a linią kolejową łączącą podbełchatowską kopalnię z Piotrkowem Trybunalskim - i kolejową "jedynką". W drodze do miasta mija się niemłody, ale dość klimatyczny wiadukt, po którym niekiedy przetoczy się spalinowa lokomotywa ciągnąca jakiś skład towarowy. O kolejowych podróżach pasażerskich z i do Bełchatowa jeszcze przez kilka dobrych lat trzeba niestety zapomnieć...</p><p>Minąwszy wiadukt wkracza się do miasta i w krajobraz dość typowy dla Bełchatowa - czyli w blokowiska.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvGG6YczWJJFi6ORRDyaaCJyk_6IeCZqDZWnAUSIhDWxoXjav002svfQhcRGj1Z1o3NhSbpkuc5rCgwTdTsaplcJUxb6hMqBXIsZcYdwzIJhojiMldnnj8-3bKLCUN4oEv03fMFMbT_ZU9kFClWTCkSpVCnqBhjb5A0MFQHj-Nl85F_SDoKTyADoEziHI/s4624/IMG_20230813_094133.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvGG6YczWJJFi6ORRDyaaCJyk_6IeCZqDZWnAUSIhDWxoXjav002svfQhcRGj1Z1o3NhSbpkuc5rCgwTdTsaplcJUxb6hMqBXIsZcYdwzIJhojiMldnnj8-3bKLCUN4oEv03fMFMbT_ZU9kFClWTCkSpVCnqBhjb5A0MFQHj-Nl85F_SDoKTyADoEziHI/s320/IMG_20230813_094133.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSY8dywNK3NA-FDuWmYVbUj4yf1U8EX1nzLn7kZLYY2LccqPcUnHwV6NmohBeQff-s3UwIX5-44LagAs6xX2shhzyJTRodgXBse4p8QGLEvXWHjBH3ee3IurfO0RhunpqrZ33gZNq2Rr-2KC-0AnmwEFe91dKXOW3ox02pwFKqWEhxPuzr6WJuhjLRMjo/s4624/IMG_20230813_094557.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSY8dywNK3NA-FDuWmYVbUj4yf1U8EX1nzLn7kZLYY2LccqPcUnHwV6NmohBeQff-s3UwIX5-44LagAs6xX2shhzyJTRodgXBse4p8QGLEvXWHjBH3ee3IurfO0RhunpqrZ33gZNq2Rr-2KC-0AnmwEFe91dKXOW3ox02pwFKqWEhxPuzr6WJuhjLRMjo/s320/IMG_20230813_094557.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>I to wydaje się być bardzo dobry moment na streszczenie historii Bełchatowa, tak by łatwiej można było zrozumieć jego obecny charakter. Sam Bełchatów - młodszy o niemal dwieście lat brat swojego sąsiada (sąsiadki? Sąsiadek...?), Grocholic - nie był wielkim i znaczącym ośrodkiem miejskim właściwie do połowy lat 70. XX wieku. Owszem - był tu klasztor Franciszkanów (XVII wiek), owszem - pobudowano tu całkiem ładny pałac (XVIII wiek), owszem - rozwijał się tutaj przemysł tkacki (XIX wiek - głównie), ale dopiero decyzja o rozpoczęciu wydobycia węgla i budowie elektrowni kilkanaście kilometrów na południe od miasta sprawiła, że Bełchatów rozwinął się na dobre.</p><p>Właśnie dlatego tym, co oglądałem przez większą część mojego spaceru, były blokowiska (i generalnie, osiedla mieszkaniowe) - budowane aby pomieścić gwałtownie napływającą do miasta ludność. Liczby nie kłamią - między innymi na skutek pogromu Żydów w trakcie II Wojny Światowej, w Bełchatowie mieszkało 4,5 tysiąca osób w 1945 roku. W latach 70. było 10 tysięcy, ale już w 80. - niemal 30 tysięcy, a na przełomie mileniów liczba ta skoczyła do ponad 60 tysięcy. Trzynastokrotny wzrost w 50 lat - gdzieś trzeba było te wszystkie duszyczki pomieścić!</p><p>Trzeba przyznać, że chociaż bloki, bloki, wszędzie bloki (i kościoły - po jednym na wschodzie, południu i zachodzie, o tak ja na krańcach tej litery: T), to spaceruje się pośród nich przyjemnie. </p><p>A, swoją drogą - nawiązując do tego T - daszek litery określa swego rodzaju granicę między blokowiskami (południe miasta), a zabudową jednorodzinną i kamieniczkami (północ miasta).</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJRA9ZOcCgqPz0pii6iDR82jj343YG9ieYjQdgWkSne11AfFQBXP5UHDsrL8wEkCYlsQZDWpe6WoHT-RXFA8tXW8s6Sau40BkLMUs1PNROwP6TTLvpZWdoBlZYAyN9GhMhKZvskYUr-nloOFqElFK-DN94pcko30LCkS8ThO9IgMO9CL9aAtWm3yqBaTs/s4624/IMG_20230813_094701.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJRA9ZOcCgqPz0pii6iDR82jj343YG9ieYjQdgWkSne11AfFQBXP5UHDsrL8wEkCYlsQZDWpe6WoHT-RXFA8tXW8s6Sau40BkLMUs1PNROwP6TTLvpZWdoBlZYAyN9GhMhKZvskYUr-nloOFqElFK-DN94pcko30LCkS8ThO9IgMO9CL9aAtWm3yqBaTs/s320/IMG_20230813_094701.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGZy1K-AcQWCRSfOqoOqgjqAoYZlnwHI_P4uG6e05kayEoo249omUaNRx57jLkWlnLlAsi7mV2u4GxW36Hffhe2Y46CXeg8bGDwyUZrGCf6Q9cGBjyGoHbPRLcJxqarvJmXpmMU3ey9TrFA_DVYHcxRjgGyaVnSUpAc3ZT1KpzVqYCV7W7CQ-eZji05Nc/s4624/IMG_20230813_095427.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGZy1K-AcQWCRSfOqoOqgjqAoYZlnwHI_P4uG6e05kayEoo249omUaNRx57jLkWlnLlAsi7mV2u4GxW36Hffhe2Y46CXeg8bGDwyUZrGCf6Q9cGBjyGoHbPRLcJxqarvJmXpmMU3ey9TrFA_DVYHcxRjgGyaVnSUpAc3ZT1KpzVqYCV7W7CQ-eZji05Nc/s320/IMG_20230813_095427.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSPMTiSZ37xexP13cBsZbswwY5ls3sRhlePcECi1_LjmRSURtR1tX75bV2A0zUb9fL3ufLXmcE4oTJa22IWkon6OIhYFvVJhMaY9BvYSdx9yxhr-xIWT44Jzf2VflEFBZcpAJ1VL9OT045WFlDUZYxr4GrmdlfHmdK5otpIaNu9qh-wSkdajqdHF1g2kk/s4624/IMG_20230813_095706.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSPMTiSZ37xexP13cBsZbswwY5ls3sRhlePcECi1_LjmRSURtR1tX75bV2A0zUb9fL3ufLXmcE4oTJa22IWkon6OIhYFvVJhMaY9BvYSdx9yxhr-xIWT44Jzf2VflEFBZcpAJ1VL9OT045WFlDUZYxr4GrmdlfHmdK5otpIaNu9qh-wSkdajqdHF1g2kk/s320/IMG_20230813_095706.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Trochę chyba wyprzedzę swój wniosek końcowy, ale trudno... Bełchatów to dość nudne miasto, jeśli mam być szczery. Zwłaszcza jeśli szuka się atrakcji innych niż zabudowa mieszkalna (i towarzysząca jej usługowa). Ja akurat uwielbiam spacery po blokowiskach i w ogóle - po różnych osiedlach. Akurat Bełchatów mocno przypomina mi moją ulubione - z perspektywy tego gdzie chciałbym mieszkać - osiedle Łodzi, czyli Widzew Wschód. </p><p>Cóż... Planista nie cierpiał na ograniczenia przestrzeni, toteż nie ma tu ciasnoty. Mimo wszystko - nie ma też monotonii. Bloki są różnorodne pod względem kształtu czy wielkości, uliczki między nimi - są kręte, a miejscami nawet zawiłe. Do tego naprawdę sporo tu zieleni i w ogóle miejsc do rekreacji. Wniosek - do zwiedzania trochę nuda, jeśli nie jest się koneserem tego typu rozwiązań urbanistycznych, ale do mieszkania - dla mnie całkiem nieźle.</p><p>Właśnie w jednym z takich miejsc rekreacji zatrzymałem się na odpoczynek. Zjadłem kanapkę, popiłem przepyszną kawą i odetchnąłem od gorąca, przycupnąwszy na ławce w cieniu akacji. Zbliżałem się do połowy spaceru...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOLA3g79UXWRNk-RS5y2jzLWHI9feGVa0z2x2-OasoZ8GLbDifdSxb4jlnPJQ8AUSbULFSVatfuP1qh3IC97vRBuwlV-4UKIF1vva6GJJn9cPUcesM8Bfaf208ko79wc16xDsgh-VRnaoSjUG0l5uDE19_lSnnasyDBsGOUQ7JiVgBzcPFeMuJ6JXEFK8/s4624/IMG_20230813_100355.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOLA3g79UXWRNk-RS5y2jzLWHI9feGVa0z2x2-OasoZ8GLbDifdSxb4jlnPJQ8AUSbULFSVatfuP1qh3IC97vRBuwlV-4UKIF1vva6GJJn9cPUcesM8Bfaf208ko79wc16xDsgh-VRnaoSjUG0l5uDE19_lSnnasyDBsGOUQ7JiVgBzcPFeMuJ6JXEFK8/s320/IMG_20230813_100355.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGvHMPI-cjhsiMEq0DOvx3tLBd6Zi-I9tXUuiOqNIg9lBuxY1GBRhPhY8_uT0b6Z-Af7Ln2rBywDgY3hEOBHa-PhUzbpx4cTA1CShyphenhyphengxL5fnU5D0qSna4GNGwhktACZDgi5nQ3MKlgQKvvSvdn7YZhnP7PMatbG31WPhviQ1JDkXDJDfwOBjBsGzXJmbw/s4624/IMG_20230813_101201.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGvHMPI-cjhsiMEq0DOvx3tLBd6Zi-I9tXUuiOqNIg9lBuxY1GBRhPhY8_uT0b6Z-Af7Ln2rBywDgY3hEOBHa-PhUzbpx4cTA1CShyphenhyphengxL5fnU5D0qSna4GNGwhktACZDgi5nQ3MKlgQKvvSvdn7YZhnP7PMatbG31WPhviQ1JDkXDJDfwOBjBsGzXJmbw/s320/IMG_20230813_101201.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>...naładowawszy nieco baterie ruszyłem dalej, przez park im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Żeby nieco urozmaicić sobie wędrówkę alejką, wlazłem jeszcze na galeryjkę parkowego skalniaczka, po czym dalej brnąłem przez blokowisko. Minąłem urokliwy krzaczek hortensji, pośród bloków, które (to wyjątkowe w Polsce) nie miały pastelowych kolorów i zastanawiałem się właśnie nad wyższością palety szarości nad różem, lekkim oranżem i wiosenną zielenią. Nie wiem, może to kwestia zaklinania rzeczywistości - skoro w tym kraju nie ma szans na to, żeby żyło się kolorowo, to chociaż niech tutaj te kolory się pojawią?</p><p>Ach, pamiętam surowy kolor niedocieplonego jeszcze wówczas bloku, w którym mieszka do dzisiaj moja babcia. Pamiętam jak nie trzeba było zasuwać dookoła, bo nikt nie postawił jeszcze obrzydliwego, metalowego płotu, pod którym zresztą jeszcze przez kilkanaście lat leżał chodnik (tak, przedzielony w połowie płotem, bez furtki). Pamiętam, jak graliśmy w piłkę na trawniku, na którym dzisiaj parkują samochody - niemal dosłownie na głowach dzieci, bawiących się w piaskownicy. </p><p>Zmiana na lepsze, mówili...</p><p>...a skoro już o mówieniu - nomen omen - mowa, dotarłem wreszcie do granicy blokowiska i zasłyszałem płynące z głośnika, monotonne ględzenie księdza z kolejnego z kościołów ze wspomnianego wcześniej układu "T". Potężny budynek świątyni, wyglądający - przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać - jak skrzyżowanie sztucznego stoku narciarskiego z halą produkcyjną, stoi w pewnym oddaleniu od ulicy, otoczony trawnikami, placem i parkingami. Robi wrażenie - wielkościowo - i wygląda dość monumentalnie w nocy, gdy jest podświetlony. Dopiero teraz, podczas tej wędrówki, zauważyłem, że spadzisty dach wykonany jest z blachy falistej i wygląda to dość tandetnie...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuW2a0d_-uoTdnQoGi9qvnR1pjtpSkpaJ5cqkwsy1iThZx1oHD02JBY58Ts4viDr7dDTEPen5tQW9oAEhOO3uNGh0Ogl909yNFrGw9MXQKmkoQv-XHbgmuNK6ccTNaTgLhgHUqdC3l-djGetMyDD5DFxvTmnp9qhL0XNl9Fs4XSn3ER0NNNkDJqEmhKiU/s4624/IMG_20230813_101824.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuW2a0d_-uoTdnQoGi9qvnR1pjtpSkpaJ5cqkwsy1iThZx1oHD02JBY58Ts4viDr7dDTEPen5tQW9oAEhOO3uNGh0Ogl909yNFrGw9MXQKmkoQv-XHbgmuNK6ccTNaTgLhgHUqdC3l-djGetMyDD5DFxvTmnp9qhL0XNl9Fs4XSn3ER0NNNkDJqEmhKiU/s320/IMG_20230813_101824.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHrtgq0rWh4dy7FIY8wXGPwEqJ_3nBKVwSXhSqFD0uAKaWUGdW_hm4lvuvPUOux8d2kz4rY0P94jZaIoBQiSYgsIM2RIK9QVyAE9aAYqf8AJRP-w4vh09hyphenhyphenp5OxN2xqi1ZVs6aa1RYiD80dY9D3L-5sTKdRPYVkApFJQwWkYbqlj7qi2xK_JWvZRClWjk/s4624/IMG_20230813_102313.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHrtgq0rWh4dy7FIY8wXGPwEqJ_3nBKVwSXhSqFD0uAKaWUGdW_hm4lvuvPUOux8d2kz4rY0P94jZaIoBQiSYgsIM2RIK9QVyAE9aAYqf8AJRP-w4vh09hyphenhyphenp5OxN2xqi1ZVs6aa1RYiD80dY9D3L-5sTKdRPYVkApFJQwWkYbqlj7qi2xK_JWvZRClWjk/s320/IMG_20230813_102313.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Moje zdanie na temat architektury tego kościoła jest podobne do mojego zdania na temat wykładu księdza, którego znudzony głos niósł się po zalanej słońcem okolicy - miernota. Jeśli chodzi o współczesną architekturę sakralną w Polsce, coś ewidentnie poszło nie tak. I wiem co mówię - jako prezent na 30. urodziny zażyczyłem sobie wejście pod pomnik Jezusa Chrystusa w Świebodzinie.</p><p>Cóż, tym razem nie myśląc już o kolorach bloków, ale o tym, w którym miejscu Starego czy Nowego Testamentu jest mowa o wydawaniu pieniędzy z ofiar wiernych na zbyt duże ilości blachy falistej i 36 metrowe Jezusy oddaliłem się od kościoła. Tym bardziej, że nieopodal znajduje się mała pamiątka po innym z wyznań - tym, którego wyznawcy zostali brutalnie usunięci z miasta w czasie II Wojny Światowej.</p><p>Dzisiaj to Park Tysiąclecia, ale gdyby cofnąć się w czasie o jeden wiek - znaleźlibyśmy się na żydowskim cmentarzu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSzWOkuhWleYcbqlz4Zen4w_3rnDkoQDXikdRSh64-Gyym9BnbLaXv1ublVrjWBqx4aEJ-f0KM796Eay_RTJ-nllUzh6pbNxkIuxYcvOwIwCKThDzbbuMSgxsO_cLhsoTCEInzdQbu5YrBh8U4eX1z5w8ghLn5S17kFHYW8Xjh3Y0_22-Tw7sgx5_RU88/s4624/IMG_20230813_102906.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSzWOkuhWleYcbqlz4Zen4w_3rnDkoQDXikdRSh64-Gyym9BnbLaXv1ublVrjWBqx4aEJ-f0KM796Eay_RTJ-nllUzh6pbNxkIuxYcvOwIwCKThDzbbuMSgxsO_cLhsoTCEInzdQbu5YrBh8U4eX1z5w8ghLn5S17kFHYW8Xjh3Y0_22-Tw7sgx5_RU88/s320/IMG_20230813_102906.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Jest kilka parków, które kiedyś były cmentarzami - choćby park im. Rejtana w Łodzi - i uwielbiam wszystkie. Między drzewami - które rosną zdecydowanie inaczej niż w "zwykłych" parkach - zachowuje się swego rodzaju melancholijna, mistyczna aura. I nie psuje tego nawet fakt, że na ławkach, kilkadziesiąt metrów od głazu z tablicą upamiętniającą dawną rolę tego miejsca, siedzi grono podpitych mężczyzn, mających w zupełnym poważaniu fakt, że łoją na cmentarzu.</p><p>Naprawdę, to nie pierwszy raz kiedy jestem na pozostałościach kirkutu, który znajduje się w jakimś dziwnym, zapomnianym miejscu - i za każdym razem czuję tę aurę w powietrzu. Magia istnieje. Możemy być na nią głusi i ślepi, ale ona istnieje...</p><p>Ulica Lipowa - którą podążyłem opuściwszy park - to granica. Na południe od niej są blokowiska, ale na północ - urokliwe uliczki pełne jednorodzinnych domów i kilkurodzinnych kamieniczek. Ładnie tam, chwilami nawet wiejsko. Niekiedy dziwnie lub infantylnie - ale na pewno bardziej szczerze niż chociażby pod kościołem sprzed sześciu akapitów. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBVT-VMUoqRLlrs1S5HNUNAjGiRTuAMbVd-l-XF73cUqruHiSJxX4yYRCKSS07hoDB4W0e8kqGgw5wdx7O_Qsp2iUwjficV_wrHdu3jvO5cTJ68L9e3gUTjqBKShzhoRYkTUqIRWGUa3aztaNESlTeT2Otg1C4IodRb4hO1UrCYzRbTPbmewuSBeIL9Bk/s4624/IMG_20230813_103535.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBVT-VMUoqRLlrs1S5HNUNAjGiRTuAMbVd-l-XF73cUqruHiSJxX4yYRCKSS07hoDB4W0e8kqGgw5wdx7O_Qsp2iUwjficV_wrHdu3jvO5cTJ68L9e3gUTjqBKShzhoRYkTUqIRWGUa3aztaNESlTeT2Otg1C4IodRb4hO1UrCYzRbTPbmewuSBeIL9Bk/s320/IMG_20230813_103535.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSwLTByN831a-RVqleBsE8Crm22JwWPSHETQ2xKKXWnJCMf_oHdmE9GZnmpYjqPmCwKieb_v30IwZ5jCJoin-Ixz4bY380pDoDYq-JRMItx2UD5MO7fchd1iP7VTYisS3cvuv7nGJCVMz4jfvAruLHIpZk3RPla9V-OlmxB0-EJ8EHqsSNJ-ydNI1_Bfs/s4624/IMG_20230813_103742.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSwLTByN831a-RVqleBsE8Crm22JwWPSHETQ2xKKXWnJCMf_oHdmE9GZnmpYjqPmCwKieb_v30IwZ5jCJoin-Ixz4bY380pDoDYq-JRMItx2UD5MO7fchd1iP7VTYisS3cvuv7nGJCVMz4jfvAruLHIpZk3RPla9V-OlmxB0-EJ8EHqsSNJ-ydNI1_Bfs/s320/IMG_20230813_103742.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Tak, takie zakątki lubię najbardziej. Takie gdzie jest miejsce na przydomowe, mikroskopijne ogródki, na malutkie zakładziki rzemieślnicze i na leżaczki na trawnikach i tarasach. A to, że po drugiej stronie wieżowce i osiedla na kilkanaście tysięcy mieszkańców? Jeśli coś jest urokiem miast to właśnie ta wielowarstwowość i niejednoznaczność.</p><p>Wreszcie dodreptałem do centrum Bełchatowa. Zachodziłem tam trochę "od tylca", bo tak się złożyło, że do jednego z głównych zabytków miasta miałem podejść nie od frontu, ale właśnie od zaplecza, które stanowi położony nad rzeką Rakówką rozległy Park Olszewskich.</p><p>Zanim o zabytku, czyli dawnym dworze Olszewskich to należy dwa słowa o parku wspomnieć. To że przynależał kiedyś do dworu to dość oczywiste. Należy jednak zauważyć, że jest to naprawdę ładne miejsce - z kilkoma urokliwymi mostkami na rzece, sporym stawem, altankami, tężnią, placem zabaw, a nawet - zegarem słonecznym (dobrze nastawionym, jak widać na zdjęciu poniżej!). Lubimy tam zajrzeć z dzieciakami nie tylko dlatego, że jest gdzie usiąść po zakupieniu lodów w naszej ulubionej lodziarni nieopodal (którą zresztą odwiedziłem nieco później).</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqggzy0Mhz0UykeKmQLuh7rUoj9k2iPbV2h8tvSmeeJdFqBhM1G7UqhYklm9V4ZVrGN_lZ5xVyDcDZQsLQ1KfYLnjY19OPZQ-UpnhN3aQoik6XyUkclYeckrx6sK9xQLsA0Xp0fzngCkISe_drX_yls664qnXE6w2gFCObRT-HvIWBOHiImmgf9b_wxE4/s4624/IMG_20230813_104513.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqggzy0Mhz0UykeKmQLuh7rUoj9k2iPbV2h8tvSmeeJdFqBhM1G7UqhYklm9V4ZVrGN_lZ5xVyDcDZQsLQ1KfYLnjY19OPZQ-UpnhN3aQoik6XyUkclYeckrx6sK9xQLsA0Xp0fzngCkISe_drX_yls664qnXE6w2gFCObRT-HvIWBOHiImmgf9b_wxE4/s320/IMG_20230813_104513.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlHWoDMoOk-FTVAjy1DD2T2Xk-yZbLAmZHWyEQKZUacwgGRbCHbHVFD_oHhz93ciwuA7ZDJGD9bFvXbVPI5gb0khZCIb6Ub66QafJiSo6WSTwdLMi7cGvscL44b_52GjQG5m51CVL2qFy_E-8fknJYtOVmaUQeUHd4RSeZKHFb6GhQFjJ2xH9WuqVeQCg/s4624/IMG_20230813_104704.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlHWoDMoOk-FTVAjy1DD2T2Xk-yZbLAmZHWyEQKZUacwgGRbCHbHVFD_oHhz93ciwuA7ZDJGD9bFvXbVPI5gb0khZCIb6Ub66QafJiSo6WSTwdLMi7cGvscL44b_52GjQG5m51CVL2qFy_E-8fknJYtOVmaUQeUHd4RSeZKHFb6GhQFjJ2xH9WuqVeQCg/s320/IMG_20230813_104704.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhelbxMmWMzj4Fi4oZBVQ3dj79A3Pva29pcdF2HXKqxFucZRdCVnt-T8AmOBdf1PRC-mZQYFe3SQPPXVvMcaY1kZNAHtFghO_PezyJWQAZKonvuNQ9-hr7agKxQBxmrjnDCdNyJmVpFhsnz2SvpKIbz-hK1rhQT5tqxQt6NcwzqPZtXi-ak2HFQeH7dqmk/s4624/IMG_20230813_104900.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhelbxMmWMzj4Fi4oZBVQ3dj79A3Pva29pcdF2HXKqxFucZRdCVnt-T8AmOBdf1PRC-mZQYFe3SQPPXVvMcaY1kZNAHtFghO_PezyJWQAZKonvuNQ9-hr7agKxQBxmrjnDCdNyJmVpFhsnz2SvpKIbz-hK1rhQT5tqxQt6NcwzqPZtXi-ak2HFQeH7dqmk/s320/IMG_20230813_104900.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgq4yQe23CPAFAExq4obUVPoHy1aVx_GXd4p3tdsqYeHIGvcC3MijJaVnZ9T7TGWJtln8oHDjh2UaqRNfq-sqQzsDofDZ-239F1gWMh5t8_WkYTD6UE7ppN22DHzzjXsSiDInryyMzu7AUS6HC5-mg-h18Yz9WYc4Xw2-3ovUWfMOSl3L2FGvtSj-XKBnA/s4624/IMG_20230813_105024.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgq4yQe23CPAFAExq4obUVPoHy1aVx_GXd4p3tdsqYeHIGvcC3MijJaVnZ9T7TGWJtln8oHDjh2UaqRNfq-sqQzsDofDZ-239F1gWMh5t8_WkYTD6UE7ppN22DHzzjXsSiDInryyMzu7AUS6HC5-mg-h18Yz9WYc4Xw2-3ovUWfMOSl3L2FGvtSj-XKBnA/s320/IMG_20230813_105024.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Kusiło mnie, żeby przysiąść na chwilę gdzieś na ławce, ale wiedziałem, że moment na oddech będę miał chwilę później - w innym miejscu. Toteż okrążyłem dwór i...</p><p>...ale właśnie! Dwór! Koniec końców nie zaglądałem do niego (mieści się w nim obecnie Muzeum Regionalne), ale mam to w planach. Budynek pamięta XVIII wiek i pierwotnie zbudowany był w stylu barokowym. Przez lata zmieniał kilkukrotnie właścicieli (rodziny Rychłowskich, Kaczkowskich i Hellwig) i był przebudowywany. Obecną nazwę zawdzięcza rodzinie Olszewskich, która "panowała" w nim po II Wojnie Światowej do późnych lat 80. Później dwór został wykupiony przez miasto i od 1995 roku ma w nim swoją siedzibę wspomniane powyżej muzeum.</p><p>Z dworu przechodzi się ładną, wąską uliczką do ulicy Kościuszki, która jest główną ulicą miasta na osi północ - południe. Skręciłem właśnie na północ i - mijając ładniejsze i mniej ładne kamieniczki - ustawiłem się w kolejce po lody. </p><p>Jeśli kogoś ciekawi smak, jaki wybrałem - grejpfrutowy. Zaopatrzony w odświeżającą słodkość zerkałem na kilka ważnych budynków po obu stronach ulicy. Na wschodniej pierzei mieszczą się budynki Urzędu Miasta i Urzędu Gminy, natomiast na zachodniej najbardziej uwagę przyciąga kościół pw. Narodzenia NMP. Na chwilę wszedłem na placyk przed dość skromną późnobarokową (z XVIII wieku) świątynią. Stoi ona w miejscu, w którym mniej więcej stulecie wcześniej założony został klasztor franciszkanów, skasowany jednak po powstaniu styczniowym.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4rpEDDVTm4MbNO-LS4bIpbZuzmRzzIe6hoZdBA8nrTtHubmG0imAWtopWLboFB1C6GYJ7ZslLadocjF7rHQUD_i-hPKl16_bZWClWv2Vl7lPR2gCuYjDAZ2dxFJPLAoxGdolTh5PxxTiKgT2B1YwQqgPusgWTyPww-N3PAOxR0rpTwXOQOAiCJ8GlfJ8/s4624/IMG_20230813_105101.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4rpEDDVTm4MbNO-LS4bIpbZuzmRzzIe6hoZdBA8nrTtHubmG0imAWtopWLboFB1C6GYJ7ZslLadocjF7rHQUD_i-hPKl16_bZWClWv2Vl7lPR2gCuYjDAZ2dxFJPLAoxGdolTh5PxxTiKgT2B1YwQqgPusgWTyPww-N3PAOxR0rpTwXOQOAiCJ8GlfJ8/s320/IMG_20230813_105101.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIikOKwbYOt8TRMr1mBWdfVyjgGihGt3cXdKI1OKUf4UGW7TaWLmhRt1vQDYOzRVbfLP3TkTocOlfd2VhuzJoBluOQtXwcwqRpfIEO6drpfrKKDpvlSVirZucZk6An9L0gEoFIX0P3fzKGzknIX7qLo9qffEVsuEfNC9xjdfwSarp-yDnZi-lmZ82zFOs/s4624/IMG_20230813_105256.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIikOKwbYOt8TRMr1mBWdfVyjgGihGt3cXdKI1OKUf4UGW7TaWLmhRt1vQDYOzRVbfLP3TkTocOlfd2VhuzJoBluOQtXwcwqRpfIEO6drpfrKKDpvlSVirZucZk6An9L0gEoFIX0P3fzKGzknIX7qLo9qffEVsuEfNC9xjdfwSarp-yDnZi-lmZ82zFOs/s320/IMG_20230813_105256.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKp6HKyTZg_uVRBoC2Oshk5e2TWeHr6-mA9b2etH3Andc4ViQZCW9hh1miB4onH2FGVUqZ3PoTEepqkSJEbj4NhmoOCP-xlQITi1oxIRw6FrugXkyLKLvEn7f2zeRGbN2fLqSuf5NG7OLCMtr3mupgWMd60dLjr2tmVtcQpOhHUjZiuPnj_59L8TQJq-g/s4624/IMG_20230813_105423.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKp6HKyTZg_uVRBoC2Oshk5e2TWeHr6-mA9b2etH3Andc4ViQZCW9hh1miB4onH2FGVUqZ3PoTEepqkSJEbj4NhmoOCP-xlQITi1oxIRw6FrugXkyLKLvEn7f2zeRGbN2fLqSuf5NG7OLCMtr3mupgWMd60dLjr2tmVtcQpOhHUjZiuPnj_59L8TQJq-g/s320/IMG_20230813_105423.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhedxapFII7ineTJjGmGgtngFE2Mei2rHx0RByjvmKN-lBcZvdUp_FRce2L0dFkUJ0eH0YkLeA-BS8ropud7fJ62qK9DGC0qKAbHM5hdr2C-pDy-3m1JpohyVEi-yhEVTbFceELrUB1_eJAMwGRdSNKC83-A3gRhRuiCq3VBXLsIu4Oc2771iUSn665Eag/s4624/IMG_20230813_105958.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhedxapFII7ineTJjGmGgtngFE2Mei2rHx0RByjvmKN-lBcZvdUp_FRce2L0dFkUJ0eH0YkLeA-BS8ropud7fJ62qK9DGC0qKAbHM5hdr2C-pDy-3m1JpohyVEi-yhEVTbFceELrUB1_eJAMwGRdSNKC83-A3gRhRuiCq3VBXLsIu4Oc2771iUSn665Eag/s320/IMG_20230813_105958.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgRCyHjIeV6PeTIsAWPj_3oS2vZfQpVa3zl2YuGFpiEqyYnLRb5oX0jKJEjJV_1F2pEuVddP7dkwbDyyksHXtDtWLgRmBsiSbPV-p5SVJu2yWhPafd3FjFjEHU2kS0SWjcKihx1VEmFfUKmDhAdyM7m6Q4oiMqa7nGMqDwqaROeEaF5UXPounqi3Uj30/s4624/IMG_20230813_110058.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgRCyHjIeV6PeTIsAWPj_3oS2vZfQpVa3zl2YuGFpiEqyYnLRb5oX0jKJEjJV_1F2pEuVddP7dkwbDyyksHXtDtWLgRmBsiSbPV-p5SVJu2yWhPafd3FjFjEHU2kS0SWjcKihx1VEmFfUKmDhAdyM7m6Q4oiMqa7nGMqDwqaROeEaF5UXPounqi3Uj30/s320/IMG_20230813_110058.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Kilka kroków dalej, za kościołem znajduje się długi rynek - plac Narutowicza. Z fontanną i sprytnie pomyślanymi "ławkami" (podestami wokół drzew, ale tak zrobionych, że można na nich komfortowo siadać) w środku i rzędem kamieniczek, mieszczących kilka knajpek, cukierni i lokali usługowych na północnej pierzei jest to, zdaje się, główne miejsce uprawiania życia społecznego w Bełchatowie (zwłaszcza dla młodzieży). W tę leniwą niedzielę, w którą spacerowałem, było tu dość pusto, ale czasem bywa tu naprawdę tłoczno.</p><p>Zasiadłem na jednej z ławek i pospiesznie dokończyłem loda. Nie dlatego, że specjalnie mi się spieszyło, ale po prostu mój smakołyk rozpuszczał się w tempie wręcz ekstremalnym. Doprowadziłem się do porządku, zroszyłem głowę wodą i - minąwszy panią linoskoczek, częstującą jabłkami - ruszyłem w ostatnią część mojego spaceru.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwsaH_bCwhfL292NqX_-sdwX8JWmnI_SN-HnVVzR5SMYvTnWkB5C1Ewnpip7hN_4bhEOz12hZKIFHXr9uLWT4jCfcGr3MFWpbYTFIvdAFElxb2IlXpxWh0Ycuph7jZBGcW5MK25EM5zVKQJLRI4uAy3xG3Bwf7VYx07TBl-HMdjFUarZ_L55EYD_A6tbU/s4624/IMG_20230813_110238.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwsaH_bCwhfL292NqX_-sdwX8JWmnI_SN-HnVVzR5SMYvTnWkB5C1Ewnpip7hN_4bhEOz12hZKIFHXr9uLWT4jCfcGr3MFWpbYTFIvdAFElxb2IlXpxWh0Ycuph7jZBGcW5MK25EM5zVKQJLRI4uAy3xG3Bwf7VYx07TBl-HMdjFUarZ_L55EYD_A6tbU/s320/IMG_20230813_110238.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNuxqjePxgBoQ3L00-yGEQWVJspCZYKt8tdeOlsxRoFKvp6ch7TnWWndFokUTNXHfIpmh-fnN3y0CCMhcn2XdxzjUktQhIKMCDFx1qPFKFHpZMm69I8MWZ-ZdyF8JxZ61VNlDliH8EeydukrEvN86p-EeGEW-jQTDQpbebz-q2ZSvSnzKkSqWSM_a1StQ/s4624/IMG_20230813_110854.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNuxqjePxgBoQ3L00-yGEQWVJspCZYKt8tdeOlsxRoFKvp6ch7TnWWndFokUTNXHfIpmh-fnN3y0CCMhcn2XdxzjUktQhIKMCDFx1qPFKFHpZMm69I8MWZ-ZdyF8JxZ61VNlDliH8EeydukrEvN86p-EeGEW-jQTDQpbebz-q2ZSvSnzKkSqWSM_a1StQ/s320/IMG_20230813_110854.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimdUzswAodZzUs0d7SRYpaWP0T1hMjfvUB30v71qOGE0G-M0m_DZXlTX-ObYHiaz2fMWx2qFx_TA_AJEG_yIsymOFPTJOvlOhwoYz-Y-GRjSQRLVyeZ4QecOwELB7lOxMwlVuSloMkPbKYeT0LzTiwFmMWkcRZh8ky98P2ZPcn4qMDtMtESgsM6jIfAiM/s4624/IMG_20230813_111002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimdUzswAodZzUs0d7SRYpaWP0T1hMjfvUB30v71qOGE0G-M0m_DZXlTX-ObYHiaz2fMWx2qFx_TA_AJEG_yIsymOFPTJOvlOhwoYz-Y-GRjSQRLVyeZ4QecOwELB7lOxMwlVuSloMkPbKYeT0LzTiwFmMWkcRZh8ky98P2ZPcn4qMDtMtESgsM6jIfAiM/s320/IMG_20230813_111002.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Obok placu Narutowicza znajduje się jeszcze jedna z głównych atrakcji Bełchatowa - Giganty Mocy, czyli centrum kultury i muzeum "o węglu i kopalni" zarazem. Tutaj też mam w planach zebrać się w końcu i odwiedzić to miejsce!</p><p>Tymczasem - nieco już dalej - długim pasem zieleni kusi plac Wolności. Funkcję ma właściwie podobną do swojego pobliskiego sąsiada - tutaj też można napić się kawy, zjeść, czy spędzić chwilę relaksu na ławce pośród drzew, czy przy fontannie. Jednak przez swój nieco bardziej kameralny klimat (nawet pomimo tego, że jeżdżą tutaj samochody - a po placu Narutowicza nie) zdecydowanie bardziej podoba mi się to miejsce. </p><p>Czy podoba się tutaj także Marszałkowi? Pytałem, nie odpowiedział.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgH-P1Hxg9rsywthyphenhyphenSOMGnnVAHlKaq4xK_vR8bLuYzNzSah90ZuH3ydAJtjalYDAtbRXZbc1U6DU5XhExoSoHn_hZOFyJTefu5WniDvZFTaszotyFltJAWpR4DasSOUrcCfvhfWXxjkMruPm57Xtf6Uf1w8puRa6Yxd-3KS6ODOce4WJX0Nef4OIyaYFt8/s4624/IMG_20230813_111500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgH-P1Hxg9rsywthyphenhyphenSOMGnnVAHlKaq4xK_vR8bLuYzNzSah90ZuH3ydAJtjalYDAtbRXZbc1U6DU5XhExoSoHn_hZOFyJTefu5WniDvZFTaszotyFltJAWpR4DasSOUrcCfvhfWXxjkMruPm57Xtf6Uf1w8puRa6Yxd-3KS6ODOce4WJX0Nef4OIyaYFt8/s320/IMG_20230813_111500.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX-EiEVdolXq5fri3EdsRlXfTccZBdpMzxp2e1pzfZ2QXXJTzq2FeRdfcFKJ3dxSVYeoGlaQp3Ph1k3l_MO6TwSIqd4w_u7z6aqQfykqhA5cI2cFEIiukNmWtih_OGx2czZVNcnlQFNCB64rSAaOFMeMVrckpMzPeT3wfE3bwP6Xtg-JsfQ7FErDo198M/s4624/IMG_20230813_111658.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX-EiEVdolXq5fri3EdsRlXfTccZBdpMzxp2e1pzfZ2QXXJTzq2FeRdfcFKJ3dxSVYeoGlaQp3Ph1k3l_MO6TwSIqd4w_u7z6aqQfykqhA5cI2cFEIiukNmWtih_OGx2czZVNcnlQFNCB64rSAaOFMeMVrckpMzPeT3wfE3bwP6Xtg-JsfQ7FErDo198M/s320/IMG_20230813_111658.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLCjpXZGF2rINuZOb0DrZRMfeF7NeM5iMmJ_EU_dgkg9MlPAX5Px9yAdkXWqZPm4UhKmIwjm8yZTcE4xteW7k9yKhPxzLLWrjpzDBkZmupUeOgE2Nh46sc5RedkTHrrJH21MrdYLaFstVN-lYBo1rZuxKH2EucfC3qMwULXCvvNbLworqWlnL9k9P5X00/s4624/IMG_20230813_111716.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLCjpXZGF2rINuZOb0DrZRMfeF7NeM5iMmJ_EU_dgkg9MlPAX5Px9yAdkXWqZPm4UhKmIwjm8yZTcE4xteW7k9yKhPxzLLWrjpzDBkZmupUeOgE2Nh46sc5RedkTHrrJH21MrdYLaFstVN-lYBo1rZuxKH2EucfC3qMwULXCvvNbLworqWlnL9k9P5X00/s320/IMG_20230813_111716.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Za placem - kolejny kościół, znów niespecjalnie urokliwy, po drugiej stronie równie nieurokliwe bloki z półokrągłymi balkonami, a za nimi - już bardziej "klasyczne" w estetyce wieżowce. Nie mogłem się powstrzymać i przystanąłem popatrzeć na jeden z moich ulubionych widoków, gdziekolwiek nie jestem. Kamieniczki - samotne wspomnienia historii budownictwa, a w tle - wieżowiec. Kocham odkrywać różne warstwy miast!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL-dRjzv9_imBwv_e3uiCnOwGBAwfyNyGTXpnXnj_z1CiR12ezVuXJzEVm3lSP6KuujcpITgmjRhHL_fBElopy2zC0jB1dfpNtsBTzksXCKVhGiaAxYGIUVgIsDwHYcj1gudy6odw6gk1Xm8P8pyuFFsR7WE-vAVWtMU6KpnzKWJqghNwkM1dAhWx90kw/s4624/IMG_20230813_111943.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL-dRjzv9_imBwv_e3uiCnOwGBAwfyNyGTXpnXnj_z1CiR12ezVuXJzEVm3lSP6KuujcpITgmjRhHL_fBElopy2zC0jB1dfpNtsBTzksXCKVhGiaAxYGIUVgIsDwHYcj1gudy6odw6gk1Xm8P8pyuFFsR7WE-vAVWtMU6KpnzKWJqghNwkM1dAhWx90kw/s320/IMG_20230813_111943.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZx62hDBGtuSuh7L9QtsaeEj2R9j274jS1qA1XNGv7GbiPM_0bMgFhuhu9wzDNJBpQbcE1I7hWtyQYFHapFCFCyVXT_yZ__mlotwi5zU2beT_i5HY0U5tbQzfySUatb8i54FOAfW21zH8nqaHWuuCjlftYLjl484-JkZ1TN5w0xsbxwj3cfqNUNcC6y8U/s4624/IMG_20230813_112122.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZx62hDBGtuSuh7L9QtsaeEj2R9j274jS1qA1XNGv7GbiPM_0bMgFhuhu9wzDNJBpQbcE1I7hWtyQYFHapFCFCyVXT_yZ__mlotwi5zU2beT_i5HY0U5tbQzfySUatb8i54FOAfW21zH8nqaHWuuCjlftYLjl484-JkZ1TN5w0xsbxwj3cfqNUNcC6y8U/s320/IMG_20230813_112122.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB0iSTKfnzdhQ9KF482VpWlQ6bMupu7WwM4wESx0PpiLAiQvR9Dkc-ZzcdrUvjmZhCwQjVCuFSKcoTyhemc0ZRAglIPkqd03N2V1uMRcgW00spEhWNBo8Q-1HM0TAEDl48N4CEZUcPHg8f9u-dIYfOQTnhUmHPBAXKuk5v18RKZZfiWdTYP2exN3RLbtE/s4624/IMG_20230813_112243.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB0iSTKfnzdhQ9KF482VpWlQ6bMupu7WwM4wESx0PpiLAiQvR9Dkc-ZzcdrUvjmZhCwQjVCuFSKcoTyhemc0ZRAglIPkqd03N2V1uMRcgW00spEhWNBo8Q-1HM0TAEDl48N4CEZUcPHg8f9u-dIYfOQTnhUmHPBAXKuk5v18RKZZfiWdTYP2exN3RLbtE/s320/IMG_20230813_112243.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Skręciłem w prawo. Uliczka Sportowa - bardzo przypominająca mi osiedla "willowe" w Łodzi, w okolicy ulicy Narutowicza (te przy parku 3 Maja). Wąska jezdnia i chodniki, mnóstwo ciekawych zakamarków między domami - czy to w obrębie posesji, czy przy przesmykach, prowadzących w głąb osiedla, a wszystko... ze stadionem w tle.</p><p>GIEKSA Arena - bo taką nosi nazwę ten "pięciotysięcznik" - to dziś dom trzecioligowego klubu. Jak wspomniałem w pierwszym akapicie - miałem okazję odwiedzić go raz, będąc jednym z kibiców gości. Stadion pamięta to i owo, bo przecież GKS trochę lat spędził w Ekstraklasie, zdobywając jedno wicemistrzostwo kraju, 16 lat temu. Dziś to - moim zdaniem - trochę smutne miejsce, ani to nie zachwyca architekturą, ani drużyna grająca tu na co dzień nie reprezentuje już tego poziomu co dawniej. Jestem trochę subiektywny, zwłaszcza jeśli chodzi o GKS, za którym kompletnie nie przepadam, ale polska piłka nożna ledwo trzyma poziom w największych miastach, w mniejszych - takich jak Bełchatów, Grodzisk Wielkopolski, czy słynna Nieciecza - stanowić może co najwyżej nieco zabawny folklor.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKUr0eu1Fkz32ndHUTUH7oJh5uSy-mnNFuE-RwHWm3IGMcV8bZ5qs0209_9EdHMSjMA1x90sGVLt9NhI0CEw5xBP3w4cybERFzBW0wZO7-Lyy6x7SLAkcZw3xEY-IUhliqBe4QQfvmfGHipsqvTtVGS91bBOfC57j5gDm0uN7JcuoX2PWSJW4-MEZKVI/s4624/IMG_20230813_112556.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKUr0eu1Fkz32ndHUTUH7oJh5uSy-mnNFuE-RwHWm3IGMcV8bZ5qs0209_9EdHMSjMA1x90sGVLt9NhI0CEw5xBP3w4cybERFzBW0wZO7-Lyy6x7SLAkcZw3xEY-IUhliqBe4QQfvmfGHipsqvTtVGS91bBOfC57j5gDm0uN7JcuoX2PWSJW4-MEZKVI/s320/IMG_20230813_112556.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK8D8EBsTO2RtT-9gRc7-IOgZ-unTViEIXr0KfWSH_yk-G1fBoCM-qUXl7yzOJzNB_36xdVZ66VUQp1pfdrR_PJNuY3XGTQblNMvntPwRBuUQzmgSHQAR5MaldoX6aoLcHjPCf9HMI8_M9t7M9-zEe79ZrVJjuT4x-smkSXCm-GX7ghhLhWehPRQpG5_A/s4624/IMG_20230813_112713.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK8D8EBsTO2RtT-9gRc7-IOgZ-unTViEIXr0KfWSH_yk-G1fBoCM-qUXl7yzOJzNB_36xdVZ66VUQp1pfdrR_PJNuY3XGTQblNMvntPwRBuUQzmgSHQAR5MaldoX6aoLcHjPCf9HMI8_M9t7M9-zEe79ZrVJjuT4x-smkSXCm-GX7ghhLhWehPRQpG5_A/s320/IMG_20230813_112713.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGOtfpFoXGk46A__15ay742YNujAGnIcKP8eaqxujKz6MfWtToVQdCiFIVdaCuOTo0k6HfmbdRsvekZtK6tmRLCIm7O6UiOG9msTk98k3Dqu4j773Oo5kpTSJqzIbG5tmTsYE_Ske_8J227CXroxFiWMeDj8WgXzMOqT08vHWsomrEkoOslxJ3221_CuE/s4624/IMG_20230813_112854.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGOtfpFoXGk46A__15ay742YNujAGnIcKP8eaqxujKz6MfWtToVQdCiFIVdaCuOTo0k6HfmbdRsvekZtK6tmRLCIm7O6UiOG9msTk98k3Dqu4j773Oo5kpTSJqzIbG5tmTsYE_Ske_8J227CXroxFiWMeDj8WgXzMOqT08vHWsomrEkoOslxJ3221_CuE/s320/IMG_20230813_112854.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o sport na najwyższym światowym poziomie, to jednak Bełchatów ma coś do zaoferowania - pod warunkiem, że piłkę nożną zamieni się na siatkową. Toteż - minąwszy halę sportową sąsiadującą ze stadionem (o surowej i nieco naiwnej, ale ciekawej architekturze), a także jeden z "falowców" na osiedlu Okrzei - przystanąłem dosłownie na chwilę przed halą "Energia", która jest domem Skry Bełchatów, czyli jednego z najbardziej utytułowanych polskich klubów siatkarskich w historii. O ile GKSu nie lubię, tak do Skry mam sentyment - i jeśli miałbym wrócić do śledzenia jakiejkolwiek dyscypliny sportowej w Polsce, to pewnie najprędzej byłaby to siatkówka.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOUcqlF5lEWxVQizbiuXJX-D4d64A5jntI47HYLB0RJQ5WHollbceV13HRYedI6hd-Yd6LrUGrb1XAxN9UElwiT1Acr8JQwBXC_0A9o18UO_u2TihksmG0ZoDxeRvVJok7NFJLP7k5RX44wmQp7eVhPLw-gKgMUU563o2d6IomRJPBTGOJ2oH4LT8ODCQ/s4624/IMG_20230813_113121.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOUcqlF5lEWxVQizbiuXJX-D4d64A5jntI47HYLB0RJQ5WHollbceV13HRYedI6hd-Yd6LrUGrb1XAxN9UElwiT1Acr8JQwBXC_0A9o18UO_u2TihksmG0ZoDxeRvVJok7NFJLP7k5RX44wmQp7eVhPLw-gKgMUU563o2d6IomRJPBTGOJ2oH4LT8ODCQ/s320/IMG_20230813_113121.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7uDe5Lcn7NB0oFMydNpF4Sj0Adfm9NrIFlwXqzYvR8U7lQVg5sjsCrOpILVVVp3Gzfwc6q0oDC_gMcndf9RGBDQKDai7qZqUGciOMRVxuDOgCKDnpcvliUpV4F0chghX4HhV3tDUaaUEUkXZs8qVEYtRlXD-gWx-mFS2xQ5BtQnls5Zo4JUNQQHT8BEw/s4624/IMG_20230813_113445.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7uDe5Lcn7NB0oFMydNpF4Sj0Adfm9NrIFlwXqzYvR8U7lQVg5sjsCrOpILVVVp3Gzfwc6q0oDC_gMcndf9RGBDQKDai7qZqUGciOMRVxuDOgCKDnpcvliUpV4F0chghX4HhV3tDUaaUEUkXZs8qVEYtRlXD-gWx-mFS2xQ5BtQnls5Zo4JUNQQHT8BEw/s320/IMG_20230813_113445.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeWaRA2w586rEgRmwcbGf10xMy6wd8a9xqIc9hnVtJ865B76DNVLcy_DsIOuJcdUpYEHvt0CiBBqbe34xC56tvDcLCxFVNdIn5rkA85eIezYzP7sxE3ui8BFzvZtm8Rx_F8u308-CHaSa875zXafrrVe0Am04Upi2b0bZIaBbJpUrN8GnW868cn5oWNTg/s4624/IMG_20230813_113520.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeWaRA2w586rEgRmwcbGf10xMy6wd8a9xqIc9hnVtJ865B76DNVLcy_DsIOuJcdUpYEHvt0CiBBqbe34xC56tvDcLCxFVNdIn5rkA85eIezYzP7sxE3ui8BFzvZtm8Rx_F8u308-CHaSa875zXafrrVe0Am04Upi2b0bZIaBbJpUrN8GnW868cn5oWNTg/s320/IMG_20230813_113520.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcPusjc9z4NY1gnb57YVPS8QQ3g5TvPn0YZ9W0bshpoaXp4kp2r4PT85J1-oOZEjl613L5hvNT7VQ1B0ck5DUDTZ-vZDvKTFA_sGaXf7yvecd5GnIyffvz4LtmYyn580VeSScjgzoXVPv9hFZnoBQdUTJpZ07mLZK40mwS5ez8UoxaSuuebCY-TEOTgP4/s4624/IMG_20230813_114130.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcPusjc9z4NY1gnb57YVPS8QQ3g5TvPn0YZ9W0bshpoaXp4kp2r4PT85J1-oOZEjl613L5hvNT7VQ1B0ck5DUDTZ-vZDvKTFA_sGaXf7yvecd5GnIyffvz4LtmYyn580VeSScjgzoXVPv9hFZnoBQdUTJpZ07mLZK40mwS5ez8UoxaSuuebCY-TEOTgP4/s320/IMG_20230813_114130.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Ale w związku z tym, że na to się nie zanosi - pozostało mi wrócić po rower, zaparkowany falowiec, kilka domków, SANEPID i pas zieleni dalej. Oj, dałem sobie w kość tym spacerem i - prawdę mówiąc - z ogromną przyjemnością przesiadłem się na rower. </p><p>Nie pognałem jednak prosto na Grocholice, do auta, chcąc dosłownie na sekundkę zajrzeć jeszcze na osiedle Binków. A tam - biurowiec mieszczący zarząd kopalni, kościół (prawy kraniec daszka "T") z przedziwnymi rzeźbami tworzącymi drogę krzyżową i park. Oraz - oczywiście - osiedla mieszkalne! Złapałem chwilę oddechu pośród zieleni i śmignąłem wreszcie po samochód, z przyjemnością wjeżdżając pod kościół w Grocholicach - to naprawdę malowniczo położone miejsce!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRUGu_acP9jipjnagFiwC__lY9pB6NlEAJki1ZGQPT8cwGLBFaHqIm2LevZVyA29gvls6CRIIXyrWojCId0c0e0lrooisvWLuA_hAkcoprneinStlik_gTEyxC5Tmwc603QA8PXV9PapnY4XaYku9_JuqPzIV0heSZiorcvhJfE43R9dgGbeb6alxMGI4/s4624/IMG_20230813_114634.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRUGu_acP9jipjnagFiwC__lY9pB6NlEAJki1ZGQPT8cwGLBFaHqIm2LevZVyA29gvls6CRIIXyrWojCId0c0e0lrooisvWLuA_hAkcoprneinStlik_gTEyxC5Tmwc603QA8PXV9PapnY4XaYku9_JuqPzIV0heSZiorcvhJfE43R9dgGbeb6alxMGI4/s320/IMG_20230813_114634.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKDPBVRZgRtKInpXmVW-8ESJwbCZIIYXBUWbT8YPx81Ta13We5Jl3RsPd9smr-nKh9JEJmcFwPsXOS_4lRiwaPRnLkKv2eAaZ7PiED0bG6XVdX4s2VIy13mxFwzskv-EVPrsbVW2FPqtnwBBWYSxXuGdzBj0INaqxT2aKgoF-0_4ObEsK7_Yz4j_TZWZI/s4624/IMG_20230813_114754.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKDPBVRZgRtKInpXmVW-8ESJwbCZIIYXBUWbT8YPx81Ta13We5Jl3RsPd9smr-nKh9JEJmcFwPsXOS_4lRiwaPRnLkKv2eAaZ7PiED0bG6XVdX4s2VIy13mxFwzskv-EVPrsbVW2FPqtnwBBWYSxXuGdzBj0INaqxT2aKgoF-0_4ObEsK7_Yz4j_TZWZI/s320/IMG_20230813_114754.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbb6N0VT9myLVKLb8cRZJyd0mZViBVMcWyM_1yA0Yse7SjXcQnOLkqRsVxK0rXAyW2aU3RLClwkU3wXMPacNXXlI6C1i3CkxyuyWWVDEr8cthQ28nkpkvMWcwZsj2AQGDiBlsb6oAHBnbjiqlmJH-4VYNbemu95S2rykGfQv0TLnksXIqTJZJnehOTSWo/s4624/IMG_20230813_114828.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbb6N0VT9myLVKLb8cRZJyd0mZViBVMcWyM_1yA0Yse7SjXcQnOLkqRsVxK0rXAyW2aU3RLClwkU3wXMPacNXXlI6C1i3CkxyuyWWVDEr8cthQ28nkpkvMWcwZsj2AQGDiBlsb6oAHBnbjiqlmJH-4VYNbemu95S2rykGfQv0TLnksXIqTJZJnehOTSWo/s320/IMG_20230813_114828.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Bełchatów oficjalnie zwiedzony! Już nie tylko podczas codziennych sprawunków, czy rekreacji z dziećmi, ale "zaliczony" mniej więcej w całości. I jaki on jest? Tak jak wspominałem powyżej - nieco nudny. Na pewno zadbany, na pewno przyjemny do mieszkania i załatwiania codziennych spraw. Bardzo cenię wszystkie miejsca zieleni w tym mieście - a jest ich naprawdę sporo. Właściwie każde miejsce, gdzie można było coś rekreacyjnego zbudować przy cieku wodnym - jest zagospodarowane. </p><p>Czy wróciłbym tutaj na kolejną wycieczkę? Nie wydaje mi się. Pisałem ten tekst przez prawie półtora miesiąca - okej, trochę mi się wydarzyło w życiu w międzyczasie, ale były też takie chwile, kiedy po prostu nie mogłem się zebrać, bo wiedziałem, że niewiele ciekawego mam akurat do opisania. Lubię Bełchatów, ale myśląc sobie o tym co jest po drodze z Łodzi (Pabianice chociażby), czy w pobliżu (Łask, Piotrków Trybunalski) trochę się nie dziwię, że w sumie nie trafiłem tutaj "turystycznie" nigdy wcześniej.</p><p>I co zabawne - jednocześnie dziękuję losowi, że zesłał mnie akurat w te okolice, żeby mieszkać. Także, jeśli tylko ktoś będzie chętny - zapraszam - nawet jeśli nie na wycieczkę, to chociaż na kawę, na przykład w kawiarni przy placu Wolności.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-pRa4QyFBUMYiKbzqz2U6RnHnWScodas5V7ZvbKdNwm5lWuOU2F7cMLC-HVwb3DJnJSo0fAI27bQ4wQW83t9hEBGnt1kEhgMfUq9Vm6Z4Ep2UtKiSJnIOny1iR9LnHOdMrxpBrfkDgOfucnjSSlbO0mw1b_vHz-ZZHgWHLpkErk6BcXSdaFzX0MEt12w/s4624/IMG_20230813_092248.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-pRa4QyFBUMYiKbzqz2U6RnHnWScodas5V7ZvbKdNwm5lWuOU2F7cMLC-HVwb3DJnJSo0fAI27bQ4wQW83t9hEBGnt1kEhgMfUq9Vm6Z4Ep2UtKiSJnIOny1iR9LnHOdMrxpBrfkDgOfucnjSSlbO0mw1b_vHz-ZZHgWHLpkErk6BcXSdaFzX0MEt12w/s320/IMG_20230813_092248.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-15985095709211029292023-07-25T19:43:00.001+02:002023-07-25T19:43:11.565+02:00Aleksandrów Łódzki | Łódzkie od A do Z<p> Słowem wstępu - celem cyklu "Łódzkie od a do z" jest odwiedzenie wszystkich miast województwa Łódzkiego w kolejności alfabetycznej. Nie stawiam sobie żadnych konkretnych wymagań co chcę zobaczyć i o czym chcę Wam opowiedzieć, nie planuję też stawiania jakichkolwiek ram czasowych. Planuję czerpać z tego wielką przyjemność i mam nadzieję, że Wy będziecie czerpać ją ze mną - czytając moje relacje!</p><p>To co? Alfabet zaczyna się na "a" i w związku z tym na pierwszy ogień (niemalże dosłownie) idzie skąpany tamtego dnia w lipcowym słońcu i rozgrzany przez to do białości Aleksandrów Łódzki!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihfcVQ7pSHHEQALystBrJiR4n-j4I6HswYdV-1N9MfR_vBf4dhFn_C446aCFZyQAqB0cez7z-jmeaUzh5cC0X23HONsaiA-AEej3TyjBAKu36ZTqRBiPc8btrRoL4Ls0Rms8FzOQEqQDxvoP6MbUCdoT9Lab3351UoKx7kw79vqNUV85gQE4PnjGggzYQ/s4624/IMG_20230708_132513.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihfcVQ7pSHHEQALystBrJiR4n-j4I6HswYdV-1N9MfR_vBf4dhFn_C446aCFZyQAqB0cez7z-jmeaUzh5cC0X23HONsaiA-AEej3TyjBAKu36ZTqRBiPc8btrRoL4Ls0Rms8FzOQEqQDxvoP6MbUCdoT9Lab3351UoKx7kw79vqNUV85gQE4PnjGggzYQ/s320/IMG_20230708_132513.jpg" width="320" /></a></div><p><span></span></p><a name='more'></a>Zacznijmy może od dosłownie kilku słów kontekstu geograficznego i historycznego. Żeby odwiedzić to dwudziestokilkutysięczne miasto trzeba wybrać się z Łodzi na północny zachód. Kiedyś można było dotrzeć tam tramwajem, ale już od kilku dekad trzeba wybierać inne środki transportu. W moim przypadku był to wierny ford fiesta, który to pomógł mi dostać się na główny rynek miasta, dziś nazywany placem Kościuszki. <p></p><p>"Mi"? Nie byłem na tej wycieczce sam! Towarzyszyła mi Dominika, mój wierny kompan wycieczek, zawsze niezmiernie cierpliwa i zadziwiająco wytrzymała... bo musicie wiedzieć, że jeśli wędrówkę planuje ktoś o nazwisku "Bajas", to będzie diabelnie intensywnie. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqIUbHMTeW7JcSVAeDOIpP8LngJC9D7_nJf_VIk2WLeoQ9EfojrvW1W1jXpBehYQq-nhr8eaAVDfcUD-R-yV5HzwmDYOv7EvMWOB1flqAEKd1rskmzbF8KODnFMcf2pHvLyo7p38Vi9l7zk23PNFtQLWTqq9w6Ye1Q6RVkFuRwqFLUQ_eQKOCH3PpSce0/s4624/IMG_20230708_121506.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqIUbHMTeW7JcSVAeDOIpP8LngJC9D7_nJf_VIk2WLeoQ9EfojrvW1W1jXpBehYQq-nhr8eaAVDfcUD-R-yV5HzwmDYOv7EvMWOB1flqAEKd1rskmzbF8KODnFMcf2pHvLyo7p38Vi9l7zk23PNFtQLWTqq9w6Ye1Q6RVkFuRwqFLUQ_eQKOCH3PpSce0/s320/IMG_20230708_121506.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Jednak wracając do historii - Aleksandrów założony został na początku XIX wieku, w tym samym okresie, w którym Łódź i okolica powoli stawały się sercem przemysłu tekstylnego Europy Wschodniej. Imię zawdzięcza carowi Rosji Aleksandrowi I, a pomysł nazwania osady właśnie w ten sposób jest autorstwa Rafała Bratoszewskiego, który jest ojcem założycielem miasta. </p><p>Aleksandrów nigdy nie stał się znaczącym graczem na mapie regionu. Prawa miejskie uzyskał dość szybko, ale później je utracił (w połowie XIX), by znów stać się formalnie miastem, po I wojnie światowej. Przemysł w mieście? Oczywiście, że tekstylny - w przypadku Aleksandrowa była to przede wszystkim produkcja... pończoch (i skarpet).</p><p>Jak już wspomniałem - zaparkowaliśmy na placu Kościuszki i ruszyliśmy na spacer. Chociaż właściwie... zanim na dobre ruszyliśmy już fotografowałem dwa warte uwagi budynki - zresztą związane ze sobą historią. Mowa o dawnym kościele ewangelickim i Pastorówce. Oba są w naprawdę ładnym stanie, dom mieści dzisiaj miejską bibliotekę, a kościół... mieści kościół, chociaż wcale nie jest to takie oczywiste.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTWTYokUB89S2RDCHShWyxI5A3qbJplC7BGg4ogEYu5LBlGIn6Aak4Aa9wEvoSovumv2csYH8DIJ0FphPRXUip60ss8mUEifn97GxtZD8C-vrrt_wZAhHI_d50Lt1kQZ31cpvKuc2PSmBozsyFKshAaFJJ7eQOLT3O8ZL2-W2dbj9TGtdpTFmyq4kzjTQ/s4624/IMG_20230708_114458.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTWTYokUB89S2RDCHShWyxI5A3qbJplC7BGg4ogEYu5LBlGIn6Aak4Aa9wEvoSovumv2csYH8DIJ0FphPRXUip60ss8mUEifn97GxtZD8C-vrrt_wZAhHI_d50Lt1kQZ31cpvKuc2PSmBozsyFKshAaFJJ7eQOLT3O8ZL2-W2dbj9TGtdpTFmyq4kzjTQ/s320/IMG_20230708_114458.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Dlaczego? Cóż, w kościele, jak już wspomniałem wcześniej, zbierali się luteranie. Skoro luteranie to można z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa wskazać, że byli to Niemcy. Niemcy, których próżno szukać w spisach mieszkańców wielu polskich miejscowości po latach 40. XX wieku - byli wysiedlani za Odrę. Wraz z ich zniknięciem, znikła też potrzeba korzystania ze świątyni (katolicy mają wszak swój kościół, po drugiej stronie placu). Budynek od niemal osiemdziesięciu lat przechodzi z rąk do rąk, przez długi czas popadał w ruinę, jednak - całe szczęście - trochę ponad dekadę temu został gruntownie wyremontowany. Dziś nie służy żadnemu konkretnemu wyznaniu, pełni rolę centrum kultury i spotkań o charakterze ekumenicznym.</p><p>Swoją drogą wpiszcie sobie w google "Kościół Stanisława Kostki Aleksandrów Łódzki". Księża umieją (i chyba zawsze umieli) w self promoting...</p><p>Wyszliśmy z Placu Kościuszki i zaczęliśmy powoli oddalać się od centralnego punktu miasta. Musicie wiedzieć, jeśli dotychczas nie czytaliście zapisków moich wędrówek, że centra i najpopularniejsze obszary interesują mnie, owszem, ale najbardziej uwielbiam chłonąć atmosferę miast i miasteczek poznając nieco ich "kulis". Tak też było tym razem. Upał sprawiał, że spotykaliśmy niewielu mieszkańców na chodnikach, za to sporo - siedzących na ławeczkach "skromnych, ale własnych" podwórek.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu9cBFKXrwAh-B67TITwe6VGOsaVTFhtL5v_olHdBIRH6TQwQkT2g6muuX9kAOUXsCVM1YwNP4wPFFEnIsWzN2iz1RA0vUcGHlev38c19FG_OjEgQH3y1NLZ8fOsh9JF5YwNxj6af6j05uMMb3-26TAw7tael6P_kST1lfkbCJ9smnppQWGK9pS-WuQf4/s4624/IMG_20230708_115215.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu9cBFKXrwAh-B67TITwe6VGOsaVTFhtL5v_olHdBIRH6TQwQkT2g6muuX9kAOUXsCVM1YwNP4wPFFEnIsWzN2iz1RA0vUcGHlev38c19FG_OjEgQH3y1NLZ8fOsh9JF5YwNxj6af6j05uMMb3-26TAw7tael6P_kST1lfkbCJ9smnppQWGK9pS-WuQf4/s320/IMG_20230708_115215.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYurBr0wXRTXPbngL1Dh43raEQ4AIb3Zxrq7DICbsOzyV0fv36ejTzJ4zY182aIpXMxtTJjBgzwZldPdEDcDhT6_xendOdJpAt-oG33XZCpOESjPuAB8fXBhCgDY2gut4HlgKrAraaUn32xTVeJL535cn5az0GxPutXGTaXSHpguNNQCk0cWM5MwVZgeU/s4624/IMG_20230708_115340.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYurBr0wXRTXPbngL1Dh43raEQ4AIb3Zxrq7DICbsOzyV0fv36ejTzJ4zY182aIpXMxtTJjBgzwZldPdEDcDhT6_xendOdJpAt-oG33XZCpOESjPuAB8fXBhCgDY2gut4HlgKrAraaUn32xTVeJL535cn5az0GxPutXGTaXSHpguNNQCk0cWM5MwVZgeU/s320/IMG_20230708_115340.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Cóż, mam taką fanaberię, że zaglądam ludziom w podwórka (a wieczorami i nocami - do okien). Uwielbiam mieszać te społeczne obserwacje, z obserwacjami tkanki miejskiej. Aleksandrów był przyjemnie senny. Czasem dzieciaki bawiły się pod okiem nadopiekuńczych babć ("nie wychodź na słońce, bo udaru dostaniesz!), czasem - dwie panie plotkowały siedząc na plastikowych krzesełkach przy plastikowym stoliku, a niekiedy - wyluzowany siedemdziesięciolatek bez koszulki wylegiwał się, wyciągnąwszy wygodnie nogi na leżaku. Wiele nie zmieniło się w nawykach tych obywateli od lat 90. Taki właśnie pamiętam świat, kiedy babcia Ewa i dziadek Jasiek zabierali nas na swoją działeczkę, na Stokach w Łodzi. Tylko miejsce nieco inne - mentalność ta sama.</p><p>Gawędziliśmy sobie z Dominiką, wymieniając się obserwacjami dotyczącymi mieszkańców, elementów architektury i niekiedy - marudząc na upał. Było naprawdę sielsko w okolicy, mam wrażenie, że nasza aktywność była chwilami odbierana jako zupełnie nie na miejscu.</p><p>Oddaliwszy się na niecały kilometr od Placu Kościuszki dodreptaliśmy do pierwszego celu spaceru. Cmentarz żydowski - a właściwie jego pozostałości powstał kilka lat po założeniu miasta. Jak w wielu podobnych przypadkach - był używany do II Wojny Światowej, później był świadkiem mordu we wrześniu 1939 roku, a od tamtej pory niszczeje. W 2014 została zbudowana współczesna brama i nowe ogrodzenie, przez które można zobaczyć garstkę ocalałych macew i zabudowany ohel. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUSVKw8OURnyj6dUnSBT3r8Rk0UTRGN9ltOKzGc4FyUT79lqP1DbWENvkpupl0Ribjme6pb6ibInrrhTNVdPWNcfLMj-PBNdhjfH2PyrmyY8oc_rFniz07mOEcEbO9H3CieLFulAPuhrlYs9DXkXSwIUeknzgyuS6L59ubAQdPsA5RS4pUPGxuMFbWuns/s4624/IMG_20230708_120124.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUSVKw8OURnyj6dUnSBT3r8Rk0UTRGN9ltOKzGc4FyUT79lqP1DbWENvkpupl0Ribjme6pb6ibInrrhTNVdPWNcfLMj-PBNdhjfH2PyrmyY8oc_rFniz07mOEcEbO9H3CieLFulAPuhrlYs9DXkXSwIUeknzgyuS6L59ubAQdPsA5RS4pUPGxuMFbWuns/s320/IMG_20230708_120124.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSZLbgK-RezpwJ2dTOuWmQ927I4jurBMr-yOQGJTkN9gFPS25qk2WsqyP0Dc8rI72NwpJyGr0T9JfZAr-S23hx4ZYMQXmvuNKFzRhTc_MO3KPC_Njur6Yc8HzyINraCW8ZD0LiLJzL4chddQEElte-l-HsJdugub2WAhrCl4OJ80ivPf2FKjqGA-oomQQ/s4624/IMG_20230708_120149.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSZLbgK-RezpwJ2dTOuWmQ927I4jurBMr-yOQGJTkN9gFPS25qk2WsqyP0Dc8rI72NwpJyGr0T9JfZAr-S23hx4ZYMQXmvuNKFzRhTc_MO3KPC_Njur6Yc8HzyINraCW8ZD0LiLJzL4chddQEElte-l-HsJdugub2WAhrCl4OJ80ivPf2FKjqGA-oomQQ/s320/IMG_20230708_120149.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Ruszyliśmy dalej, wciąż podążając sennym osiedlem domków jednorodzinnych (i niedużych wielorodzinnych). Trzeba nam było złapać oddech, a gdzie lepiej to zrobić w upalny dzień jak nie w parku?</p><p>W sercu rynku, zwanego Targowym znaleźliśmy oazę zieleni, pamiętający jeszcze założyciela miasta park, symbolicznie ochrzczony imieniem "200-lecia Aleksandrowa Łódzkiego". Zasiedliśmy na jednej z ławek i - nieustająco otoczeni senną, sobotnią atmosferą - odpoczywaliśmy. Jakiś jegomość lał do miski wodę dla parkowej fauny, mały autobus łódzkiego MPK zawinął na krańcówkę, a my pokrzepieni kilkoma łykami chłodnej wody i schłodzeni cieniem liści nabraliśmy odrobiny energii na dalszy spacer. Po kilkunastu minutach znów wędrowaliśmy.</p><p>Obok parku jest nieduży staw, a przy stawie - urokliwa kapliczka. Zrobiłem kilka zdjęć i uciekłem do Dominiki, która po drugiej stronie ulicy szukała cienia rzucanego przez parterowe, drewniane chałupy. Nieco dalej natknęliśmy się na wspaniałe podwórko i dom "z epoki". Tabliczka oznajmiała, że mieścił się tam niegdyś bar i, oczywiście, "dziewiarstwo maszynowe". W końcu jesteśmy wciąż w Aleksandrowie!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0F5jBqpDUtGImoC0N248sR0WRO4OF_Enb-Bwt3cjdqXLlpX62gUmPubL420ov6yGe1Ek9NGKJPaqFXMoK0gGhgjISOG7flYUX15WL4kW1lS9RRITAeWdB-XEFqADn-WID98T6_XxhT76eG111hTH7-4nj7KFFKjr5m_vl1q4Kru1_hBkldi4U0qGlPVY/s4624/IMG_20230708_122228.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0F5jBqpDUtGImoC0N248sR0WRO4OF_Enb-Bwt3cjdqXLlpX62gUmPubL420ov6yGe1Ek9NGKJPaqFXMoK0gGhgjISOG7flYUX15WL4kW1lS9RRITAeWdB-XEFqADn-WID98T6_XxhT76eG111hTH7-4nj7KFFKjr5m_vl1q4Kru1_hBkldi4U0qGlPVY/s320/IMG_20230708_122228.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizx5YO9y5tC51ncV3qKGoOYNdZwKWoRKBDL-NU0X0T4LdTxnCsRf3oew5dFcwIFvOzh1gIrvzKXwJisS8C5P5OaAeB-2Bt3evgZ52RAEpqZe6_HBV9LMtHsalUO_9fHeIldEd27FbZgeDeiHXi7FDJKnGLQIGMGB_f-dmMVCeB7ZTjyOzUL_a5KeqCzbk/s4624/IMG_20230708_122308.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizx5YO9y5tC51ncV3qKGoOYNdZwKWoRKBDL-NU0X0T4LdTxnCsRf3oew5dFcwIFvOzh1gIrvzKXwJisS8C5P5OaAeB-2Bt3evgZ52RAEpqZe6_HBV9LMtHsalUO_9fHeIldEd27FbZgeDeiHXi7FDJKnGLQIGMGB_f-dmMVCeB7ZTjyOzUL_a5KeqCzbk/s320/IMG_20230708_122308.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1INeNeFpTnm81gzfBZOp257PLam_EpTqD1acSPgAI9oTL3qnn8ubePO7cIZKRPrpkOUVv_pi6xLziA5YLpXWNawHXX2gU27X8h8y21h7QiDaMOiXmfA0B5wlbyC6WJUIU6WS3ZbDGrlYvWvt25DIIpI9SgTTpyzNLzYBg2IhJS6POQiZcLNXFMEJOQzQ/s4624/IMG_20230708_122746.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1INeNeFpTnm81gzfBZOp257PLam_EpTqD1acSPgAI9oTL3qnn8ubePO7cIZKRPrpkOUVv_pi6xLziA5YLpXWNawHXX2gU27X8h8y21h7QiDaMOiXmfA0B5wlbyC6WJUIU6WS3ZbDGrlYvWvt25DIIpI9SgTTpyzNLzYBg2IhJS6POQiZcLNXFMEJOQzQ/s320/IMG_20230708_122746.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Skręciliśmy w lewo, w ulicę Piotrkowską i krajobraz zmienił się na zdecydowanie bardziej przemysłowy (choć z pewnymi wyjątkami). Po lewej stronie - kolejny klimatyczny, socrealistyczny budynek i górujący nad miastem komin ciepłowni. Po prawej - rozległe i sielskie podwórko, z malowniczą studnią pośrodku, drewniany dom, a dalej blokowiska. Ach, te polskie miksy architektoniczne. Uwielbiam!</p><p>Chwilę później czekało nas wyzwanie. Bardzo zależało mi, żeby zajrzeć na aleksandrowski cmentarz. Po części, żeby po prostu zobaczyć jego główną część, po części, żeby chociaż rzucić okiem na tę ewangelicką i wreszcie - żeby spełnić kibicowski obowiązek i przystanąć przy grobie Włodzimierza Smolarka. Wszystkie cele udało się zrealizować, ale oznaczało to kilkaset metrów marszu w pełnym słońcu, a było południe i skwar przypiekał z chyba największą tamtego dnia intensywnością.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP1lhA2sjU1AdmY-GXCL8YcSqmlvzXBgT-pQ9lrmPbqf0ZW8URkIKwnSEr_WmVa1HnVVFBOmfchvJiIUeSwdgsQYuQ3J3f5MvcYFTY6dzM3Qn03LbgMDRc1jy4sbQXXJYupR8Wj0F9blSnTtSZQHfmeX8bDUSfikSnXTIcHD_u_7PqvluCKx51crzVNyo/s4624/IMG_20230708_123918.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP1lhA2sjU1AdmY-GXCL8YcSqmlvzXBgT-pQ9lrmPbqf0ZW8URkIKwnSEr_WmVa1HnVVFBOmfchvJiIUeSwdgsQYuQ3J3f5MvcYFTY6dzM3Qn03LbgMDRc1jy4sbQXXJYupR8Wj0F9blSnTtSZQHfmeX8bDUSfikSnXTIcHD_u_7PqvluCKx51crzVNyo/s320/IMG_20230708_123918.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmqr3yzU68KRiaV0A2ntXMIVSzeZ8iqTO3g_bdl0W4REMYo5TYyJs-6JXdF8yQ3xl2pmLga6hegeEjiaenATDK3n5mB1FUu0OJn3gWR-UzmVleCOaFXx9qmtHHu141ukFnhe3avES3gwLUDzVWqnWgO_bnB47T5OuFubvuVNgOLWvuy3pTfOmDCz3AAKo/s4624/IMG_20230708_124355.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmqr3yzU68KRiaV0A2ntXMIVSzeZ8iqTO3g_bdl0W4REMYo5TYyJs-6JXdF8yQ3xl2pmLga6hegeEjiaenATDK3n5mB1FUu0OJn3gWR-UzmVleCOaFXx9qmtHHu141ukFnhe3avES3gwLUDzVWqnWgO_bnB47T5OuFubvuVNgOLWvuy3pTfOmDCz3AAKo/s320/IMG_20230708_124355.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR7WbXioG3EGARWD5osZ43oUpdvvKF-iqnwbCbr5KxFfCxCGHJSdVem2_DdCiQyhAaxHXFPGNysNqyx7bbbg3S8ahFb--KVNlra-tTkARKW8BYXVTpz-6DwuPvsmjLF4077qjz72lauNKzw3PN0qvzjr8WDs62GKa_2WD5DyR0ZRXuCEpdgYrnkxdaNy4/s4624/IMG_20230708_124552.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR7WbXioG3EGARWD5osZ43oUpdvvKF-iqnwbCbr5KxFfCxCGHJSdVem2_DdCiQyhAaxHXFPGNysNqyx7bbbg3S8ahFb--KVNlra-tTkARKW8BYXVTpz-6DwuPvsmjLF4077qjz72lauNKzw3PN0qvzjr8WDs62GKa_2WD5DyR0ZRXuCEpdgYrnkxdaNy4/s320/IMG_20230708_124552.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Moja dzielna towarzyszka dała radę, ale co miała nie dać, skoro zaprosiłem ją do kawiarni - zacienionej i klimatyzowanej! Zdecydowanie polecamy "Krótka Caffe", dostaliśmy pyszne kawy - mrożoną i espresso, a do tego naprawdę napakowane nadzieniem, świeżutkie jagodzianki. Mniam. Dla takich rarytasów warto pocierpieć w upale!</p><p>Pozostała "ostatnia prosta". Maszerowaliśmy z godnością, jak przystało na spacerujących "Wojska Polskiego", która to jest główną ulicą miasta. Moja towarzyszka postanowiła wykorzystać sytuację (wiedziała, że sporo jeszcze jest do zobaczenia, na Placu Kościuszki) i pozwoliła mi puścić się przodem, podczas gdy sama udała się na zakupy do znanej sieci drogerii...</p><p>Wykorzystałem ten czas na zajrzenie przez bramę na podwórko dawnej willi Stillera, niszczejącej nieco, ale wciąż zachowującej dużo secesyjnego uroku. Dość wnikliwie obejrzałem także (choć tylko z zewnątrz) główną świątynię miasta - kościół pw. św. Archaniołów Rafała i Michała, naprawdę ładny i zadbany, klasycystyczny budynek. Skryłem się także pod tzw. "jatkami" - dziś mieszczą się tam jednostki urzędu miasta i placówka bankowa, ale kiedyś - w oryginalnym budynku można było się tam zaopatrzyć w mięso i pieczywo. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXPQi4fUMGIXlFC_f3NSytd8QQbCgGcmhyJMxosX8Uur0zKyZpw4Q3WmSmC9KhuMSLCFpC5lmtbfiwbSULc6fJh_nHa2whetb9SlyAXxrs6cD52vH1DYOaMYHwD-PuVyfBWiz4RuiAZJMQhhu2ZW0SbWzsJIgkbkdc5eCebL3m0P6aCYNNWOyNAOcDaE/s4624/IMG_20230708_131002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXPQi4fUMGIXlFC_f3NSytd8QQbCgGcmhyJMxosX8Uur0zKyZpw4Q3WmSmC9KhuMSLCFpC5lmtbfiwbSULc6fJh_nHa2whetb9SlyAXxrs6cD52vH1DYOaMYHwD-PuVyfBWiz4RuiAZJMQhhu2ZW0SbWzsJIgkbkdc5eCebL3m0P6aCYNNWOyNAOcDaE/s320/IMG_20230708_131002.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPKBmcRUDP7QtkMXEe2SANFYpuQQr8zydEf8xpYAxzQ4fORadn9SFpuy9XxIGLc2e1vPILicAaCxWHb1mK3vTwbDQrr3oAE4Srx2oCo7FDD_HsDg4NAA_J0L04x1CtuCsMqmSXhP8jCc4U_njpnZRfa5v8VtqJroufRKFJkMMWfZZEc69u8dGnf3t2po4/s4624/IMG_20230708_131802.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPKBmcRUDP7QtkMXEe2SANFYpuQQr8zydEf8xpYAxzQ4fORadn9SFpuy9XxIGLc2e1vPILicAaCxWHb1mK3vTwbDQrr3oAE4Srx2oCo7FDD_HsDg4NAA_J0L04x1CtuCsMqmSXhP8jCc4U_njpnZRfa5v8VtqJroufRKFJkMMWfZZEc69u8dGnf3t2po4/s320/IMG_20230708_131802.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigY0JOmsUtuuLjWnQaxLabCWQkhMIo_QImO9ZqMkxDkYrAWUa8aR78dqoqTZP3FZir6FreJGT6Ey6xPAxhHXAZIk2GxFjhS1UT-BSMf3dPoT_XFEb4Xo3ksMcW6PIymc1OLaf8jHZ8lVP6PR3hQM_rZeoOBmzVIu35PeM9O0sxasdE80c2uQw8YViHokY/s4624/IMG_20230708_132140.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigY0JOmsUtuuLjWnQaxLabCWQkhMIo_QImO9ZqMkxDkYrAWUa8aR78dqoqTZP3FZir6FreJGT6Ey6xPAxhHXAZIk2GxFjhS1UT-BSMf3dPoT_XFEb4Xo3ksMcW6PIymc1OLaf8jHZ8lVP6PR3hQM_rZeoOBmzVIu35PeM9O0sxasdE80c2uQw8YViHokY/s320/IMG_20230708_132140.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Założyciel miasta, upamiętniony pomnikiem, siedzi sobie nieco nonszalancko na kamieniu i obserwuje południową pierzeję placu. Oprócz wspomnianych jatek jest tam jeszcze charakterystyczny, pomalowany na niebiesko ratusz. Dominika wciąż zajęta była zakupami, więc obszedłem jeszcze sporą część placu - w jego północnej części umieszczony jest park z placem zabaw, a w południowej "stróżówka", w której mieści się sklepik z pamiątkami, a także spory, współczesny budynek, mieszczący centrum medyczne. To na co jednak warto szczególnie zwrócić uwagę znajduje się pod nogami spacerującego. To pamiątka po torowisku tramwajowym - tory można oglądać w zachodniej części placu.</p><p>Nasz duet wreszcie zjednoczył się, zakupiliśmy na pamiątkę magnes na lodówkę i Dominika namówiła mnie na bubble tea i sącząc ten przedziwny napój wróciliśmy do auta. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgel6s_7ITtPBFK_ZI4Q9E5BXXZnJVOELMpm_gr4poUvQnX7PnOElMu1aqjpLrMUC99SQSiy9NBEFfhxVTE-mlz3FAanI-5anTV-h9EFCP5Orhhx2V-DEDFKRo8HOJbc68-xxnimLzYrEb5XKT_IKQAFVbldq6EsIfN85N1Vfde03OWEoNezqJVZhs7BmQ/s4624/IMG_20230708_132436.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgel6s_7ITtPBFK_ZI4Q9E5BXXZnJVOELMpm_gr4poUvQnX7PnOElMu1aqjpLrMUC99SQSiy9NBEFfhxVTE-mlz3FAanI-5anTV-h9EFCP5Orhhx2V-DEDFKRo8HOJbc68-xxnimLzYrEb5XKT_IKQAFVbldq6EsIfN85N1Vfde03OWEoNezqJVZhs7BmQ/s320/IMG_20230708_132436.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlfvDulzscVkKD8ioRQQXyMCzGgPsYZBBuaJsy2eVV5YBlZM7V3NnUs5K_7Z1qf56ED-TeuBpyu-i0kzlYJ0Dw-eq3DE3e7mrlgsQg-sS_r85tGEAZeRqpRVAI2OLyBIKktpe9a5qS3NR4i-F_HQXKOOvFk7p5GF4t5iw2ogWSgot52gN4tUx5ECA_MVg/s4624/IMG_20230708_132513.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="4624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlfvDulzscVkKD8ioRQQXyMCzGgPsYZBBuaJsy2eVV5YBlZM7V3NnUs5K_7Z1qf56ED-TeuBpyu-i0kzlYJ0Dw-eq3DE3e7mrlgsQg-sS_r85tGEAZeRqpRVAI2OLyBIKktpe9a5qS3NR4i-F_HQXKOOvFk7p5GF4t5iw2ogWSgot52gN4tUx5ECA_MVg/s320/IMG_20230708_132513.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Aleksandrów? Ma do zaoferowania co najmniej kilka ciekawych miejsc! Sielskie obszary na północ od głównego placu, kilka ciekawych pamiątek po dawnej tożsamości miasta, takich jak cmentarze - ewangelicki i żydowski, czy willa Stillera i oczywiście sam główny plac. Zadbany, czysty, w niektórych miejscach wręcz przepełniony lokalną dumą. Naprawdę ładne miasto - niedaleko Łodzi, w sam raz na niedługi, ale przyjemny spacer. I jak się okazało - można się tu napić naprawdę dobrej kawy!</p><p>Bawiliśmy się świetnie, ale z literką "A" żegnamy się bardzo szybko. Kolejna stacja to już "B" jak Bełchatów!</p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnJh2wEFbSGMRuDkSXlNDiShcHQm6PRVPsPPsRJ2bJIokW3MA_92-L_wdg9Az5iXUntKtk1U648p1Xwqzlpq6ur9V73TA3Ftcd5EutG52kdVGesBnvm7DgwrAAtLZCKxEG0ipxssI9ohe5RRCEUlsBX9USaNa_QEGH_-kewjxm4RiyQ4Kbjss8n-xcjW4/s4624/IMG_20230708_132755.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnJh2wEFbSGMRuDkSXlNDiShcHQm6PRVPsPPsRJ2bJIokW3MA_92-L_wdg9Az5iXUntKtk1U648p1Xwqzlpq6ur9V73TA3Ftcd5EutG52kdVGesBnvm7DgwrAAtLZCKxEG0ipxssI9ohe5RRCEUlsBX9USaNa_QEGH_-kewjxm4RiyQ4Kbjss8n-xcjW4/s320/IMG_20230708_132755.jpg" width="240" /></a></div><p></p>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-70119740062075716202023-07-07T21:51:00.000+02:002023-07-07T21:51:06.509+02:00Mały, wielki krok - 02.07.2023 - Rasy - Suchcice<p>Ileż czasu chodziła mi ta wędrówka po głowie! Dodam - najprostsza wycieczka na świecie. Wystarczyło ubrać buty, wyjść na drogę i po prostu iść przed siebie. No dobrze, może trzeba było skręcić raz czy drugi, ale to wciąż nie była trasa wymagająca godzin planowania, weryfikowania szlaku i tak dalej. </p><p>Jednak potrzebowałem sporo czasu, żeby się zebrać. Trochę potrzebowałem odpowiednich okoliczności - pogody, wolnego czasu, energii. Wiedziałem też, że najpewniej pójdę w jedną stronę, ale nie będę wracał w ten sam sposób i kombinowałem jakiś transport powrotny. Ciężko mi wygospodarować kilka wolnych godzin, a raczej - jeśli już takie mam, w kolejce czeka kilka innych zadań, które potrafią wypełnić harmonogram całego dnia. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhclEs1vOzb01DYP1f94ksfQE45mhLHAhXTEiEFUOC5GGaAlykVZ6gpT8Vbc4RFPb-0YLXSz6ISjshNGw01DcBZOet8urZTwg4MMYiJ8GsGKsjR1A8kbzJg9AIWGnCJxW7toEu1Px2xQt-FXS6M7k35eCya1jySuZwUy6mtips0kdZhietTHIr-9GKOlw4/s4624/IMG_20230702_174018.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhclEs1vOzb01DYP1f94ksfQE45mhLHAhXTEiEFUOC5GGaAlykVZ6gpT8Vbc4RFPb-0YLXSz6ISjshNGw01DcBZOet8urZTwg4MMYiJ8GsGKsjR1A8kbzJg9AIWGnCJxW7toEu1Px2xQt-FXS6M7k35eCya1jySuZwUy6mtips0kdZhietTHIr-9GKOlw4/s320/IMG_20230702_174018.jpg" width="240" /></a></div><p><span></span></p><a name='more'></a>Tyle z listy moich wymówek sprzed wyruszenia. Koniec końców, w niedzielne popołudnie, podejmując całkowicie spontaniczną decyzję, zrobiłem dokładnie to o czym napisałem w pierwszym akapicie. Ubrałem buty. Wlałem wodę do turystycznego kubka. Ucałowałem Dominikę i dzieciaki i ruszyłem.<p></p><p>Pogoda była tego popołudnia wyjątkowo ciekawa. Z jednej strony - było bardzo gorąco, zwłaszcza kiedy przypiekało lipcowe słońce. Z drugiej - kilka ogromnych, ciemnoszarych chmur pełzło leniwie i groźnie po niebie, grożąc deszczem - na szczęście jeśli padało, to nie na moim szlaku.</p><p>Ciężko było mi złapać rytm przez kilka pierwszych minut wędrówki. Słońce paliło dość mocno w kark i nie mogłem przyjemnie wyłączyć głowy. Po prawdzie - w mojej najbliższej okolicy zabudowane są właściwie wszystkie działki przy drodze i dopiero oddalając się od szosy łączącej Bełchatów z Pabianicami zaczyna się natrafiać na bardziej otwarty krajobraz.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwM4YlbVXR4zhOHf77IKxTx9F9im3omj-Jkz7jdwU6ThXXieznkzVRidqQpcu8BSymltmG8_epuMlJvB6KQEPNTSYUBjaRKF6jqL9OipxJD6SFkYPuDFWULbKdi5xp7jETBusTmjZlenrvbm3Z6oaFLI8m6PXCoXzK44-_XebcaldS3b0JqBgs3xL66B4/s4624/IMG_20230702_171034.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwM4YlbVXR4zhOHf77IKxTx9F9im3omj-Jkz7jdwU6ThXXieznkzVRidqQpcu8BSymltmG8_epuMlJvB6KQEPNTSYUBjaRKF6jqL9OipxJD6SFkYPuDFWULbKdi5xp7jETBusTmjZlenrvbm3Z6oaFLI8m6PXCoXzK44-_XebcaldS3b0JqBgs3xL66B4/s320/IMG_20230702_171034.jpg" width="240" /></a></div><p>Och, jakąż poczułem przyjemność gdy właśnie przy jednym z pierwszych takich miejsc, na skraju pola, poczułem letni wiatr na skroniach. Jak wspaniale było posłuchać szumiącego zboża, kołysanego ruchami powietrza. Jak pięknie wyglądają liście przydrożnej topoli, gdy tańczą i szeleszczą jednocześnie.</p><p>Tak upłynęła mi bodajże najlepsza część mojego spaceru. Wyglądaniem w rozległe pola i obserwowaniem złotych i srebrnych pól. Przebieganiem wzrokiem po linii drzew z lasu oddalonego o kilka kilometrów, wieńczącego wspomniane uprawy. Słuchaniem (szukaniem?) wiatru w polu i budowaniem skojarzeń z zapachami wsi. Bo właśnie w lipcu, kiedy byłem takim dzieckiem, jakimi są dzisiaj moi synowie, jeździliśmy na wakacje do ciotki, w okolice Kielc. Ta mieszanka wszelkich zapachów - ziemi, zbóż, kwiatów lipy, czy nawet (choć zabrzmi to dziwnie) obornika...</p><p>To uwielbiam w pieszych wędrówkach - te niuanse. Tę powolność. Nic nie dzieje się przez chwilę, wszystko ma czas i miejsce na to by się wydarzyć. Tak jakby świat potrzebował do szczęścia jedynie uważnego obserwatora - mnie. A ja potrzebowałem tylko świata do obserwacji. Wspaniała współzależność.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP5T2troPdz4xc3-UMdVYRU-rO82azy4NPLxPqKmzp50FS76BjGdvcyyzuDJfKViN8FX_E2nrYajE7gYthJQ9-dNyyL5HFyUQN65yag4XbZs1O_Ez6GPvdXfE1XFtarNxfaDWoNPNPn3GNBT0OB1C-dq-KgDIF4JWlJlabAjuuB4fX-xpB5NfP3IbrH2c/s4624/IMG_20230702_172330.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP5T2troPdz4xc3-UMdVYRU-rO82azy4NPLxPqKmzp50FS76BjGdvcyyzuDJfKViN8FX_E2nrYajE7gYthJQ9-dNyyL5HFyUQN65yag4XbZs1O_Ez6GPvdXfE1XFtarNxfaDWoNPNPn3GNBT0OB1C-dq-KgDIF4JWlJlabAjuuB4fX-xpB5NfP3IbrH2c/s320/IMG_20230702_172330.jpg" width="240" /></a></div><p>Nie mogę nie wspomnieć też o drogach... Tych wszystkich polnych drogach, które zawsze kuszą żeby w nie skręcić. Czym kuszą? Myślę, że przede wszystkim tajemnicą. Dokąd prowadzą? Do lasu? Do kolejnej wsi - na skróty? Może to tylko dojazdówka, która kończy się u kogoś na podwórku, przy domu w dolince, którego nie widać z głównej drogi? Mam kilka takich dróg, w które na pewno jeszcze kiedyś skręcę, wiedziony wiecznym pragnieniem zbadania każdego zakątka najbliższej okolicy.</p><p>Zabudowa stawała się coraz rzadsza, aż wreszcie minąłem ostatnie domy. Po prawej stronie - dolina, bo płynie tam jakaś struga. Jakże pięknie wygląda to miejsce wiosną, kiedy świeci się żywym żółtym kolorem kwiatów rzepaku! Po lewej - las, lasek właściwie i wysoka hałda piasku, która skrywa za sobą nie eksploatowane już wyrobisko. Zastanawiałem się czy skręcać w drogę prowadzącą właśnie wzdłuż tej hałdy i ostatecznie zdecydowałem, że tak. Szedłem polną drogą, mając łany zboża na wyciągnięcie ręki. Urwałem sobie jeden kłos, chwilę bawiłem się nim w palcach, a później zatknąłem go za uchem. Wyglądałem pewnie dość naiwnie, ale kto mnie tam widział?</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRp-LoKaPeQcIUqhfuc0z_afhKALX1oTOn4I1gMAjuOxqSvbOi2uziI7_OkgiU-_ixDdSpGGhiB-rqLHbHxoJbuQnD_xK_BK1wCYjTJ_by-zi6d2dVsdT9rZNjRcaM2398cNhoKa20StM7_7VnEBCaDTNXNs_cEBy3GlPARkdw3vooPEtn8-0ftUKxVtE/s5184/IMG_20230702_175026.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="5184" data-original-width="3880" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRp-LoKaPeQcIUqhfuc0z_afhKALX1oTOn4I1gMAjuOxqSvbOi2uziI7_OkgiU-_ixDdSpGGhiB-rqLHbHxoJbuQnD_xK_BK1wCYjTJ_by-zi6d2dVsdT9rZNjRcaM2398cNhoKa20StM7_7VnEBCaDTNXNs_cEBy3GlPARkdw3vooPEtn8-0ftUKxVtE/s320/IMG_20230702_175026.jpg" width="240" /></a></div><p>Widziałem za to ja - wyrobiska i groźnie wyglądające skarpy, prowadzące na sam dół. Widziałem skraj lasu, tańczące na wietrze liście i pomarańczowe światło coraz niżej zachodzącego słońca. Byłem już naprawdę blisko celu. Przeszedłem leśną ścieżkę i wróciłem... jakby z dalekiej podróży - do cywilizacji. Znów dreptałem asfaltową drogą, minął mnie samochód czy dwa, a po kilku chwilach zza zakrętu wyłonił się cmentarz. Nieduży, wbijający się swoim ogrodzeniem w otaczający go las. Kręciło się na nim troszkę osób odwiedzających najbliższych, więc starałem się stać niewidzialny i spacerować ścieżkami możliwie omijającymi innych ludzi.</p><p>Lubię spacery po cmentarzu. Zdarza mi się wybrać jakąś nekropolię jako cel spaceru, trochę tak jak wybiera się park. Lubię tę unoszącą się w powietrzu atmosferę spokoju i tajemnicy. Lubię wynajdywać ciekawe, nie uczęszczane zbyt często ścieżki i wyszukiwać nagrobków z najodleglejszymi datami śmierci "lokatorów" poszczególnych kwater. Mam osobliwą relację ze śmiercią, to pewnie dlatego.</p><p>Po obejściu cmentarzyka pozostało mi jedno - wąską aleją naprawdę starych drzew dotrzeć do celu mojej wędrówki. Jednak w jednym momencie wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Nade mną pojawiła się wielka, ciężka chmura. Wzmógł się dość chłodny wiatr. Jednocześnie - telefon odmówił posłuszeństwa, skarżąc się - poniekąd słusznie - na zbyt mało miejsca w pamięci. Próbowałem szybko coś zaradzić na to ostatnie wydarzenie, ale zgubiłem przez to całkowicie rytm. Współczesna technika po raz kolejny przypomniała mi dlaczego tak bardzo nie jestem jej fanem i dlaczego nie warto polegać tylko na jej kaprysach. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwl7CaYW8Ez5SUoloawywvDzVgBTJWLMHW3-HAbhRP8enun2oknVaTN23COy0a00Bi6o4UapZu-OeqnofvQy2jxlAjfYCojO4_C-mvboyEX8wGrsgQA5E9j4oo47Rf8-mdRmOqKswSFwaX_EbCzJ_hqzTNDlqIai9NDDEVKSpc26bbXno3x62-1MzfT2Y/s4624/IMG_20230702_182124.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwl7CaYW8Ez5SUoloawywvDzVgBTJWLMHW3-HAbhRP8enun2oknVaTN23COy0a00Bi6o4UapZu-OeqnofvQy2jxlAjfYCojO4_C-mvboyEX8wGrsgQA5E9j4oo47Rf8-mdRmOqKswSFwaX_EbCzJ_hqzTNDlqIai9NDDEVKSpc26bbXno3x62-1MzfT2Y/s320/IMG_20230702_182124.jpg" width="240" /></a></div><p>Trudno - stało się. Minąłem ostatnie dwa drzewa i wyszedłem na rozległy plac. Kościół pw. Ignacego Loyoli to skromny, ale urokliwy budynek. Stoi w tym miejscu od końcówki XVIII wieku. Jest w przyzwoitym stanie, ma całkiem nieźle zadbane otoczenie, z ławkami, figurką patrona i współczesną, betonową dzwonnicą. Obszedłem kościółek i dałem znać Dominice, że może po mnie ruszać.</p><p>Wiedziałem, że minie jeszcze kilka chwil zanim do mnie dotrze, więc przeszedłem się chodnikiem do głównej drogi w Suchcicach. Miejscowość leży na wzniesieniu, więc góruje nad okolicą, a wszystkie drogi, które z niej wybiegają zachęcają, żeby nimi ruszyć - kusząc malowniczymi widokami w oddali. Przyjdzie jeszcze czas na ich zadeptanie, póki co kilku z nich próbowałem rowerem. Mieszkam w naprawdę urokliwej okolicy.</p><p>Kościół widziany z boku jest jeszcze bardziej malowniczy niż od frontu, więc byłem bardzo szczęśliwy, że zdecydowałem się na poświęcenie czasu oczekiwania jeszcze w aktywnej formie, spracerując. Koniec końców jednak usiadłem pod jednym z wielkich drzew, rzuciłem plecak na trawę i cierpliwie czekałem.</p><p>W głowie szumiało mi od wrażeń. Dominika później, w samochodzie, powiedziała mi, że wyglądałem, jakby mi się coś stało. Stało się. Wróciłem do siebie. Do swojej pasji. Do robienia czegoś, co po prostu sprawia mi gigantyczną przyjemność. Kocham miejsce, w którym dziś mieszkam. Kocham tę okolicę. Kocham też to co robię i chcę robić to jak najczęściej. "Nie marginalizuj swoich wycieczek, nawet tak małych jak ta" usłyszę tego dnia wieczorem. Ma racje mówiąc te słowa. To było wielkie w treści, nawet jeśli nieduże w formie. I chyba o to chodzi mi w życiu, to właśnie sobie cenię. Wszystko co ma ogromne znaczenie, ale niekoniecznie jest bardzo widoczne...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzJLn333bkd2Gh70a_cpctMrq06_tUkAR_vOoorzblzDf9Oq7NoIXZOwgP4vKHBrkwYh3SnluvAuEdAfV4Oh-F1pTrggudzSJiJgF-OfJssJqy96rBxodZbgo4zVo8xF2ZS0Okb-8SEiwRDFGH3wbeXTvko84T2tE1cbV9t8772UGP-6gJ_1n2WYZoEOI/s4624/IMG_20230702_182730.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzJLn333bkd2Gh70a_cpctMrq06_tUkAR_vOoorzblzDf9Oq7NoIXZOwgP4vKHBrkwYh3SnluvAuEdAfV4Oh-F1pTrggudzSJiJgF-OfJssJqy96rBxodZbgo4zVo8xF2ZS0Okb-8SEiwRDFGH3wbeXTvko84T2tE1cbV9t8772UGP-6gJ_1n2WYZoEOI/s320/IMG_20230702_182730.jpg" width="240" /></a></div>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-41434337815491119182022-07-25T21:41:00.002+02:002022-07-25T21:41:37.992+02:00Kilka słów o dzieciach<div style="text-align: left;"> Mała dziewczynka (na oko czterolatka) przyszła na plac zabaw z mamą i babcią. Główną atrakcją placu jest wielka wieża, stylizowana na zamkową, gdzie dzieciaki muszą pokonać kilka wymagających przeszkód, zanim dostaną się do głównej atrakcji - pokaźnej rury do zjeżdżania. Oczywiście dziewczynka swoje pierwsze kroki kieruje w stronę ścianki wspinaczkowej, po której będzie mogła rozpocząć wędrówkę do zjeżdżalni. Od samego początku jej poczynania komentuje krewka babcia. Jestem postronnym słuchaczem, ale chcąc nie chcąc dowiaduję się, że wieża jest naprawdę duża i wydaje się być niemałym wyzwaniem dla maluchów. Oczywiście zjeżdżając z takiej rury trzeba koniecznie uważać żeby nie pościerać sobie łydek i łokci. Warto byłoby założyć getry (jest upał, na pewno kilka stopni powyżej 30). Dziewczynka już kiedyś zjeżdżała z czegoś podobnego i się poobcierała.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzjhVKfeRxHSBDgF3MLV1pvwMjH8Dbj07MAefmI9QAVzTqgG7UVydTzOuiza63zRvkV9DkMLkzjCUQUC6iDMTxFMFR0V_lln2VaVxUJvqJYV-SS0gC14ryjkjC4jSJevbjLh2CpS8M7iWjGALVc5n9lrQqCmkf-W1AgrRkDK5cuBMIUsDVjkKBcHVi/s4624/1658777412526.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzjhVKfeRxHSBDgF3MLV1pvwMjH8Dbj07MAefmI9QAVzTqgG7UVydTzOuiza63zRvkV9DkMLkzjCUQUC6iDMTxFMFR0V_lln2VaVxUJvqJYV-SS0gC14ryjkjC4jSJevbjLh2CpS8M7iWjGALVc5n9lrQqCmkf-W1AgrRkDK5cuBMIUsDVjkKBcHVi/s320/1658777412526.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: left;"><br /></div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: left;">Mój Kuba kilkukrotnie wspina się na wieżę i zjeżdża ze zjeżdżalni, za każdym razem z ciekawością przyglądając się babci i dziewczynce. Mała w końcu rusza do boju. Wspina się całkiem nieźle na pierwszą platformę i... zatrzymuje się. Kolejną przeszkodą jest śliska, pochyła powierzchnia, na którą trzeba wejść mocno trzymając się poręczy i odważnie wskakując coraz wyżej, nie zważając na uciekające w dół stopy. Dziewczynka zaczyna wołać mamę, krzycząc, że nie da sobie rady i że tu jest strasznie ślisko. Kuba dwu albo trzykrotnie przebiega obok niej, próbując pokazać co i jak powinna zrobić, żeby wejść na górę - no i oczywiście że da się to zrobić i nie ma się czego bać.</div><p>Jasna sprawa, że nie chojraczył tak od początku. Za pierwszym razem zjechał ze zjeżdżalni siłą rozpędu, ale za drugim obleciał go strach. Długo negocjowaliśmy, by się odważył, w końcu skoro udało się raz to i uda się drugi. Nie wycofał się - zebrał na odwagę i zjechał. "Nie było tak źle - było super!" oznajmił na dole i raz za razem zaczął pędzić po torze przeszkód. Myślę, że ostateczna liczba zjazdów zatrzymała się gdzieś na pięćdziesięciu. </p><p>***</p><p>Znana skądinąd fundacja, słynąca z oblepiania miast tysiącami bilbordów, zadała ostatnio Polakom pytanie - gdzie są TE dzieci? Myślę, że opowieść o wizycie na placu zabaw, który dwa lata temu był zamknięty w Dzień Dziecka z powodu szerzącej się zarazy to bardzo dobry moment na to bym po swojemu odpowiedział na to jakże istotne pytanie.</p><p>Swoją drogą zastanawiam się w której z ksiąg Biblii jest napisane, że najlepszym co można zrobić dla dzieci to obwiesić cały kraj w propagandowych plakatach? Wszak wspomniana fundacja działa pod płaszczykiem i z ramienia katolickiej wiary, tak bliskiej Bogu i jego naukom...</p><p>Wracam jednak do głównego pytania - gdzie są TE dzieci? Moje na przykład w łóżku właśnie, mam szczerą nadzieję, że już śpią, bo to był kolejny intensywny dzień. Moje, bo wielu spośród moich znajomych nie ma swoich wcale. Część planuje mieć w przyszłości, część nie planuje mieć ich nigdy. I bardzo dobrze, bo mieć dzieci w sytuacji, gdy nie chce się ich mieć w ogóle to jedna z najgorszych rzeczy jaką można maluchom poczynić.</p><p>Tym bardziej należy docenić taką postawę, a jednocześnie udzielić jedną z pierwszych potencjalnych odpowiedzi na pytanie o TE dzieci. Jest ich mniej, bo po prostu mniej młodych Polaków chce je mieć. Rozwijamy się jako społeczeństwo i jako jednostki. Wiemy coraz więcej o sobie. Nasze światopoglądy coraz częściej różnią się w niektórych kwestiach, nawet jeśli w większości myślimy podobnie. Jedni chcą się wyszaleć i na przykład podróżować do woli. Są tacy, którzy chcą się naprawdę solidnie ustatkować. Są też tacy, którzy po prostu dzieci nie lubią i już. To już nie jest tak, że istnieje jakiś model.</p><p>I to chyba powoduje, że podmioty związane z Kościołem zaczynają bić na alarm. Bo niezależne myślenie tak bardzo oddala od tego typu organizacji. I to nie musi mieć nic wspólnego z wiarą lub jej brakiem.</p><p>Dzieci jest też coraz mniej, bo Polki boją się je rodzić. Boją się o opiekę medyczną w trakcie ciąży. Boją się o poród - o to czy będą miały gdzie rodzić w godnych warunkach. Zastanawiają się czym nakarmią je po wyczerpującym porodzie. Zastanawiają się z czego będą żyć. A także kto i jak pomoże im wychowywać dzieci.</p><p>Dzisiejsi dziadkowie pracują dłuuugo. Idą na emeryturę znacznie później. Często w momencie, kiedy pociechy są już całkiem samodzielne (u mnie tak właśnie będzie - Kuba będzie mieć siedem, Tymek trzy lata, kiedy dziadek będzie mógł powiedzieć "dość" swojej pracy). W Polsce nie zarabia się kokosów na podstawowych stanowiskach (w ogóle zarabia się kiepsko), a raczej nie spotyka się managerów pracujących na pół etatu - tak by móc wychowywać maluchy i jeszcze dostawać jakiś rozsądny pieniądz. Owszem mamy całkiem rozsądny system zasiłkowy na rok po porodzie, ale co dalej? Własna działalność też nie jest najłatwiejsza, przy wielkościach haraczów jakie ściąga chociażby ZUS. A przecież wychowanie dziecka, to praca na pełen etat, może nawet półtora.</p><p>Nie mówiąc już o wychowywaniu trójki czy czwórki, bo według wspomnianej fundacji to właśnie ta liczba wydaje się być celem.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjql4TpC-up_tDkJgrXHjqd_B1NXYDePvI4clGoPdAYv3jZKOMUOEpGSCivtmhvGPO3QaO5EPbSKDRD_ngQKn7UOXt9NfufT6hhie5rIbIzQuS_lAbbW0-2deuFVxqn3vMuetJPgp2eMM-nsFb-UXi0i9oSQdhLAtzgWo9G-fUCTyvMl87Av2yPAHWB/s4624/1658777558964.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjql4TpC-up_tDkJgrXHjqd_B1NXYDePvI4clGoPdAYv3jZKOMUOEpGSCivtmhvGPO3QaO5EPbSKDRD_ngQKn7UOXt9NfufT6hhie5rIbIzQuS_lAbbW0-2deuFVxqn3vMuetJPgp2eMM-nsFb-UXi0i9oSQdhLAtzgWo9G-fUCTyvMl87Av2yPAHWB/s320/1658777558964.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>TE dzieci pojawiają się na świecie coraz rzadziej także dlatego, że tak jest po prostu lepiej. Niektórzy z nas wiedzą, że wielodzietność to dodatkowe obciążenie chociażby dla planety. Ci którzy są już na świecie, żyją znacznie dłużej. Każde kolejne istnienie to kolejna osoba do wykarmienia, ubrania, "wyposażenia" we wszystkie sprzęty i akcesoria, których używamy na co dzień. To pochłania zasoby. Zasoby, które kurczą się z dnia na dzień. Zdecydowanie warto w tym przypadku zmienić ilość w jakość. Postarać się by nasze pociechy były jak najbardziej świadome. Potrafiły podejmować zdrowe wybory, żyły w zrównoważony sposób i jeśli zostawiały coś po sobie, to tylko tysiące pięknych wspomnień. </p><p>Czy jest tak w istocie? TE dzieci to między innymi takie dziewczynki jak ta z placu zabaw. Wystraszone, zahukane przez nadopiekuńcze babcie, zostawione same sobie przez przepracowanych rodziców. Dziś przychodzi mi to już z większą łatwością, ale kiedy urodził się Kuba wielokrotnie zastanawiałem się po jaką cholerę uczyłem się (no dobra, może nie uczyłem, ale było w programie) biologii o krzyżowaniu fasolek, zamiast dowiadywać się skąd się biorą i jak radzić sobie z napadami lęku u czterolatków</p><p>Może godziny, które zmarnowałem rezygnując z lekcji religii (nie mieliśmy nic w zamian, bo tak właśnie polskie szkoły są przygotowane na takie decyzje uczniów) można było spożytkować na podstawy wychowawczej psychologii? A może trzeba było już wtedy dać każdemu z uczniów szansę na konsultację psychologiczną, dzięki czemu nie musiałbym kończyć terapii w trzydziestym roku życia, mając już trzyletnie dziecko w domu? </p><p>Bo tam gdzie ja mam poukładane nie tak jak powinienem, tam będą mieć też Kuba i Tymek. Terapeutka Dominiki zwykła mawiać, że siedząc przy stole zawsze wie kto jest przed terapią, a kto już po. Cóż - potrzebuje jej wielu z nas. TE dzieci to dziś nasi dziadkowie i rodzice. Wychowani byle jak w byle jakim społeczeństwie. Jako ludzie popełniamy błędy i przekazujemy je z pokolenia na pokolenie. Jeśli komuś udaje się przerwać ten cykl nieszczęścia, oznacza to zawsze gigantyczny wysiłek jednostki. To nigdy nie jest zasługa systemu. To nigdy nie jest i nie będzie zasługa fundacji wieszającej w miastach bilbordy. </p><p>Proszę Cię teraz czytelniku o chwilę refleksji nad sobą. Zastanów się jaką masz strategię radzenia sobie z lękiem. Spróbuj ją nazwać i opisać ją w taki sposób, by na tej podstawie można było wytłumaczyć ją później czteroletniemu dziecku. Dla chętnych utrudniające pytanie pogłębiające - zastanów się czy myślisz o strachu czy o lęku i czym jedno różni się od drugiego?</p><p>I co, masz już jakąś odpowiedź? Myślałeś o tym kiedyś w ogóle? O lęku i o sposobach radzenia sobie z nim? Tak się składa, że lęki mogą przytrafić się każdemu - i przydarzają! Mnie, mojemu tacie, mojemu synowi. Każdy z nas jest wysokowrażliwy, a także nadwydajny umysłowo - jesteśmy w grupie wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o podatności na napady lękowe. Bez sposobu na nie jesteśmy wystawieni na ataki depresji czy nałogu. To nie akademickie pytanie z bilbordu. To samo życie - życie w którym budzisz się w nocy i póki nie przyjdzie świt, nie możesz zasnąć dalej.</p><p>Takie są dzisiaj TE dzieci i w interesie systemu nie jest, aby to zmienić. Łatwiej rządzi się tymi, którzy są głupi, nieświadomi i boją się wszystkiego co ich otacza. Zupełnie jak dziewczynka, która z pewnością dałaby radę wspiąć się na wieżę, a na końcu odebrać nagrodę i zjechać ze zjeżdżalni. Pewnie z sercem bijącym z podniecenia, ale z jaką dumą z wykonania zadania! Właśnie tę dumę zobaczyłem na twarzy Kuby kiedy zjechał - jak to sam zwykł mawiać "na -ry" (od trzy-czte-ry).</p><p>A mała? Wspięła się na wieżę z mamą i zjechała ze zjeżdżalni z mamą. Jej pewność siebie została już wcześniej podeptana, a to zadanie mogło sprawić, że zyskała jej kolejną krztynę. Krztynę, która przydałaby się jej w przyszłości, gdy będzie miała wystartować w konkursie, ale uzna, że jest niedostatecznie przygotowana, nie dość utalentowana by wygrać. I być może nigdy o niej nie usłyszymy, a moglibyśmy. A może będzie mieć dostatecznie dużo determinacji, by odrzucić błędy swoich opiekunów i wykorzysta obecne słabości jako swoje przyszłe mocne strony? Tego życzę jej. Tego życzę wszystkim dzieciom.</p><p>A sobie? Sobie życzę, by środki które dorośli wydają na propagandę, przeznaczyli na TE dzieci. Na ich edukację. Na leki dla tych chorych. Na jedzenie dla tych głodnych. Na terapie dla tych skrzywdzonych. I kiedy już wszystkie będą zaopiekowane, niech same zdecydują w co lub w kogo chcą wierzyć. I naprawdę - naprawdę! - niech wierzą w co tylko chcą.</p><p><br /></p>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-13939554953430166972022-06-30T22:29:00.001+02:002022-06-30T22:33:22.295+02:00Mów do mnie<p> Był gorący, czerwcowy wieczór, który strasznie przypominał mi inny - kiedy wybrałem się na samotny spacer po Helu i wpadłem do Tawerny na koźlaka, gin i posłuchanie szant. Teraz też siedziałem w knajpie, w mojej ulubionej Retro Cafe, przy stoliku na środku sali. Spisywałem notatki z obserwacjami z ostatnich dni, które zamierzałem w najbliższym czasie przelać na papier i stworzyć z tego kilka kąśliwych felietonów, parę rzeczowych esejów i co najmniej kilkanaście anegdot na przyszłość. Myślałem właśnie o "Stu latach samotności" Marqueza, o tym czy to mój numer jeden, czy jest nim jednak "Rok 1984", czy może jednak "Lord of the Rings" (w oryginale, z zachowaniem odpowiedniego szacunku Pani Skibniewskiej).</p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn2m1ekms1NHIs_tfQCMF3Wsszh8fWYF9-FcoRHXOH_O_NhS4MmG69UWwroQsrB7rIKBkfympVbNUfGD0jkSYMWBBN_sAYI0wU24N8IG27CemfugfkJseBV0QzELp7Wg7zkxvVuHRTNcGXPlpxfj1z6dJ_E-hxAlYc1pzzvcXfTPk0riGSc1_jmdGH/s550/0a55608e9d52edec15d4c6455736ec45.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="343" data-original-width="550" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn2m1ekms1NHIs_tfQCMF3Wsszh8fWYF9-FcoRHXOH_O_NhS4MmG69UWwroQsrB7rIKBkfympVbNUfGD0jkSYMWBBN_sAYI0wU24N8IG27CemfugfkJseBV0QzELp7Wg7zkxvVuHRTNcGXPlpxfj1z6dJ_E-hxAlYc1pzzvcXfTPk0riGSc1_jmdGH/w400-h250/0a55608e9d52edec15d4c6455736ec45.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">https://www.pinterest.com/z4ckcheung/tavern/</td></tr></tbody></table><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p>Wypiłem kawę i chrupnąłem do tego kilka biskwitów z czekoladą, a teraz popijałem rum z małego kieliszka, o trochę staromodnym stylu - miał nóżkę i właściwie mógłby być opisany jako miniaturowy pokal. Przyjrzałem mu się uważnie, myślenie o nim jako o miniaturce czegoś innego rozbawiło mnie. Ridiculous.</p><div style="text-align: left;">- Co cię tak bawi? - usłyszałem niski, chrapliwy głos i poczułem mocny uścisk dłoni na moim barku. Odwróciłem się i zobaczyłem masywnego gościa, ubranego dość niechlujnie, z równie bujną co niezadbaną brodą i zabawną łysiną na szczycie czaszki - trochę jak Michał Pol, łysy kudłacz. </div><div style="text-align: left;">- Hugo! - zawołałem. - Ty stara, hiszpańska podlizno! </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Roześmiał się w głos i podreptał do baru, żeby zamówić coś do picia. Wiedziałem, że zamówi <i>coronę</i>, powie, że dzisiaj potrzebuje tylko jakiegoś <i>refresco</i>, a skończy o piątej rano, witając świt wyciem, tak jak wilkołak witający pełnię.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Kupiłem tylko <i>coronę</i>, dzisiaj na spokojnie. <i>Solo refrescos</i> - powiedział. No kurwa.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoYZAGmjEqTOYSTwEgF7xhONXqHoQ3dbjKoicNslL6Ai3zBXSiJf1NAvsAajrzskNUGGcDN4C1kFo8hpli6pLk9wNx_c5s1rR8SzJd4_Viqmudmf7GVbPNunTd_NU3nMO_eR6TDYo-RsER3Pd1pya50QP9lLo932URO6n7PVLZuO1lITu4NCZBoVU6/s630/1469008620_cor.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="420" data-original-width="630" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoYZAGmjEqTOYSTwEgF7xhONXqHoQ3dbjKoicNslL6Ai3zBXSiJf1NAvsAajrzskNUGGcDN4C1kFo8hpli6pLk9wNx_c5s1rR8SzJd4_Viqmudmf7GVbPNunTd_NU3nMO_eR6TDYo-RsER3Pd1pya50QP9lLo932URO6n7PVLZuO1lITu4NCZBoVU6/w400-h266/1469008620_cor.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">https://www.tripoto.com/california/trips/beer-brands-in-india</td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Hugo miał ojca z Ponferrady, ale jego matka była Polką i właściwie był bardziej polski niż hiszpański, chociaż próbował stwarzać pozory, że jest dokładnie na odwrót. Zapominał o podstawowej zasadzie, żeby więcej gadać, niż pić, chociaż trzeba mu oddać, że i gadał i pił od zawsze niemało.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Co słychać? - zagaiłem. Kusiło mnie wystartować od jakiegoś <i>que tal</i>, ale co ja się będę wydurniał. Jesteś w Polsce to gadaj kurwa po polsku, jak mawia kwiat polskiego dresiarstwa. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Hugo wzruszył ramionami.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Nienajlepsze czasy, to co ma być? - odparł. Musiał być już pod wpływem, bo tylko po alkoholu stawał się tak melancholijny. - Już piłem Mateo, <i>perdon</i> za moją melancholijność - dodał po chwili.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Doprawdy?</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- To opowiedz coś z czasów, które były lepsze - odparłem.</div><div style="text-align: left;">- Ty mi opowiedz - powiedział z ognikami w jego ciemnych oczach. - <a href="https://www.youtube.com/watch?v=bAig7YSuDUs&ab_channel=MasterQualityMusic" target="_blank">To do twojej twarzy ludzie gadają różne rzeczy.</a> </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Miał skubaniec rację.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Był jeden taki ananas - zacząłem. - Lotny umysł. Błyskotliwy. I mówię do niego - posłuchaj. I wiesz co?</div><div style="text-align: left;">- Co?</div><div style="text-align: left;">- Nie słuchał za grosz.</div><div style="text-align: left;">- I to ma być o lepszych czasach?</div><div style="text-align: left;">- To było o czasach, kiedy pytałem się siebie, czy to ze mną coś jest nie bardzo, czy po prostu albo zmieniam ludzkie życia, albo przegania się mnie jak kota, co żebrze o żarcie.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Hugo zaśmiał się w głos i omal nie rozlał swojej <i>corony</i>. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- I co, jesteś ten <i>gato</i> pewnie? - zapytał.</div><div style="text-align: left;">- Jestem ten do którego przychodzi się, bo słucham. A przeganiają tylko ci, co nie potrafią mówić.<br /></div><div style="text-align: left;">- Brzmisz jak jakiś <i>Jesus - </i>imię wymówił "hesus", jakby nie wiedział, jak się to czyta. Jak dobrze on wiedział, że Jezus to Jezus, nie żaden hesus. Jak on lubował się w tych pozorach. Spiszę kiedyś jego biografię i zatytuuję ją "Pozór z Ponferrady". Może wtedy w końcu coś sprzedam.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXgiyOxZLOtmA1lRCYeOKtBzIpOPR07UgRVc2gvSVSGikl60PPE0bxciu7z_S6O6e2ITViKgxSolAqCwn4eHGvLukbpo_w6rPD5gSGSJFUPRp4Kf96VYgpvizB3hiFQ0xlVnoJrV3JCwfQ5UqGSA1lht3qaRCwmd-EGdoOl-NF_Zuy0VEg4YmTyPq/s600/depositphotos_23657743-stock-photo-ponferrada-castle.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="397" data-original-width="600" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXgiyOxZLOtmA1lRCYeOKtBzIpOPR07UgRVc2gvSVSGikl60PPE0bxciu7z_S6O6e2ITViKgxSolAqCwn4eHGvLukbpo_w6rPD5gSGSJFUPRp4Kf96VYgpvizB3hiFQ0xlVnoJrV3JCwfQ5UqGSA1lht3qaRCwmd-EGdoOl-NF_Zuy0VEg4YmTyPq/w400-h265/depositphotos_23657743-stock-photo-ponferrada-castle.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">https://sp.depositphotos.com/stock-photos/ponferrada.html</td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Mam dryg do terapii. Zaufaj i mów do mnie, nic więcej tu nie ma. Kto wie, może mógłbym zbić na tym krocie, ale wolę dzielić się dobrym za frajer. Na miskę nic z tego nie mam, ale chociaż mam skąd czerpać energię do życia.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Hugo spoważniał gwałtownie.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Depresja też się odzywa? - zapytał i wiem, że był w tym całkiem na serio.</div><div style="text-align: left;">- Jak każdy, to każdy, jak chce to ona niech też się wypowie - odparłem. Zmarszczył brwi. Wiedziałem, że nie lubi żartów na takie tematy. Są takie obszary <i>vida</i>, które muszą pozostać poważne i tyle. Jego ziomki z Meksyku czczą świętą <i>Muerte</i>, z czego tu unikać szydery wzwiązkuztym?</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Masz za dużo dystansu mój drogi - orzekł poważnie.</div><div style="text-align: left;">- Dzięki temu widzę więcej, Hugasku - odparłem. - Tylko z góry widać całą dolinę. Poza tym, ile dystansu byłoby w sam raz?</div><div style="text-align: left;">- Tyle ile potrzeba, żeby mieć własne zdanie, ale tak o nim mówić, żeby nie obrazić swój <i>jefe.</i></div><div style="text-align: left;"><i><br /></i></div><div style="text-align: left;">Spojrzeliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Dobry <i>jefe</i> to taki, - powiedziałem - któremu powiesz, że jest chujem i on uzna to za dobry feedback, jeśli chodzi o określanie swoich granic.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Hiszpaniec obejrzał swoją pustą butelkę. Popatrzył się na mnie i spojrzał na mini pokala, który chociaż awansował z kieliszka, niezbyt szlachetnie stał pusty na stole. Tu za chwile musiała wjechać flaszka, miałem już niewielki wpływ na tę sytuację. Hugito wstał, odstał swoje przy barze i wrócił oczywiście z Havaną. Pokiwałem głową, ale w duszy było mi dobrze i ciepło. Pal sześć alkohol, potrzebowałem wygadać z siebie ten gnój z ostatnich miesięcy. Potrzebowałem wyszczekać po polsku o niezrozumieniu. Wypaplać po hiszpańsku o straconych szansach. Na koniec zaśpiewać coś na środku Legionów i przypomnieć sobie już w domu, że mam jeden atut już na zawsze, atut którego ktoś nie umiał to tu to tam docenić.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Patrzę w lustro z czystym sumieniem i kiedy patrzę na swoją twarz, dziękuję Bogu, że mam taką twarz, że ludzie mi ufają. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Wypiliśmy po jednym i po drugim i po czwartym nawet. Spojrzałem się już lekko mglistym spojrzeniem na Hugo.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">- Mów, mów do mnie - powiedziałem. - Chcę usłyszeć Twoją historię. Niech mnie porwie. Mów do mnie.</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Pokiwał głową z uznaniem. Mówić jest sztuką, ale słuchać? Słuchać jest sztuką, złotem i diamentem.</div>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-91905519001294508832022-02-19T13:34:00.001+01:002022-02-19T13:34:17.269+01:00KawaZ ulgą poczułem, jak moje policzki rumienią się, kiedy zamknąłem za sobą drzwi gwarnej i zatłoczonej kawiarni - w środku było przyjemnie gorąco, wobec chłodu i deszczu siekącego po twarzach przechodniów. Rozejrzałem się szybko i, upatrzywszy sobie nieduży stolik ustawiony przy konstrukcyjnym filarze, ruszyłem zrzucić z siebie płaszcz. <div><br /></div><div>Szum głosów działał na mnie odprężająco. Byłem w nastroju na etniczną, lokalną muzykę, więc byłem wielce rad kiedy zdałem sobie sprawę, że z głośników leci któraś z kompilacji Putumayo. Inna sprawa, że już od przynajmniej dekady na pytanie "Po jakiemu chciałbyś, żeby Ci zaśpiewano?", bez nuty ironii odparłbym <a href="https://www.youtube.com/watch?v=wnhtG2MWZyA&ab_channel=RubaShamshoum" target="_blank">"Choćby po arabsku"</a>. Każdy język jest piękny. Każde słowo zasługuje na wysłuchanie. Każda szczera muzyka to sztuka.</div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjsIsAUSaG_4VaBwgbq5Qt-o7I4u4Nxr4g6zlVA9uDWKK7guc6zNMOaTYjSXCz5jcTLDs2Q9gKtoZrrS6Dj2vGHPo-QGFmkf6eRaX1BkVMTgJYysztTJgFdZlKLlNgrr0ABnJtG9eOUPzS0pMrLbmdylyrPOXV41-za17L8iIIGkuMPlonGLP7Lp1LW=s1920" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1920" data-original-width="1080" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjsIsAUSaG_4VaBwgbq5Qt-o7I4u4Nxr4g6zlVA9uDWKK7guc6zNMOaTYjSXCz5jcTLDs2Q9gKtoZrrS6Dj2vGHPo-QGFmkf6eRaX1BkVMTgJYysztTJgFdZlKLlNgrr0ABnJtG9eOUPzS0pMrLbmdylyrPOXV41-za17L8iIIGkuMPlonGLP7Lp1LW=w225-h400" width="225" /></a></div><div><br /></div><span><a name='more'></a></span><div><br /></div><div>Podszedłem do baru i cierpliwie poczekałem, aż obsługa skończy przygotowywać kawę dla innego gościa. Zamówiłem espresso i jakieś ciastka z migdałami. Chwilę wahałem się, czy zamówić też brandy, ale zdecydowałem, że właściwie nie ma co zastanawiać się długo i poprosiłem też o nią. </div><div><br /></div><div>Przyjechałem do Łodzi przed dwiema godzinami. Życie zmieniło mi się nieco, więc - chociaż to moje rodzinne miasto - zostawiłem auto na hotelowym parkingu, zameldowałem się w pokoju i pieszo ruszyłem na Piotrkowską, świadomie wybierając jednak lokal umiejscowiony przy Kościuszki. Mam w sobie taką cechę, która każe mi stać w świetle reflektorów, ale tylko na scenach drugorzędnych teatrów. To chyba naleciałość z mojej przeszłości manipulatora, którym najlepiej jest być, nie grając pierwszoplanowych ról.</div><div><br /></div><div>Planowałem napisać kilka notatek, może chwilę poczytać książkę, ale wiedziałem, że prędzej czy później spotkam jakąś znajomą twarz i nie przestanę gadać, aż latarnie zgasną o poranku. Moje pieprzone gawędziarstwo, z którym niewiele się da zrobić - nawet jeśli dzisiaj piję częściej kawę niż alkohol. Moje serce nie ma lekko, raz zmagając się z naiwną kochliwością, a raz z kofeiną. I płuca, które raz obrywają przez maratońskie treningi, a innym razem - pompując powietrze żebym mógł wypluwać na minutę jakieś kilkaset do kilku tysięcy słów.</div><div><br /></div><div>I przypałętał się w końcu. Koleżka z przeszłości, który potrzebował na chwilę wstać od stolika pełnego przyjaciółek i przyjaciół. Spijali sobie z dziubków na tyle mocno, że przyszedł z dwoma kieliszkami wódki i zaczął mi opowiadać, jak to ostatnio wziął jedną z dziewczyn z pracy na wczasy. Pojechali nad jezioro, za firmowe, a z nimi ze trzy czwarte departamentu. Pogadali, popili i potańczyli, a kiedy trzeba było zbierać się z rana, zaproponował żeby została z nim na noc lub dwie. Poszli na kajaki, wypili szampana, zjedli kubełek lodów i do dzisiaj nie wiedzą co z tym wszystkim poczynić.</div><div><br /></div><div>Ja też nie wiedziałem, ale to nie szkodziło poprosić o jeszcze jedną kolejkę, na którą tamten bez protestu przystał. Jeśli dobrze kojarzę nieźle zarabiał, choć na pewno nie lepiej niż ja. Odkąd Polacy zaczęli kupować książki, a nie tylko je czytać, pieniąchy płynęły do mnie strumieniem. Nie przeszkadzało mi to zgadzać się na gratis kolejki, tak jak zamężna kobieta nie odmawia podania ognia, gdy dżentelmen zaprosi ją na papieros. Koniec końców to ona prowadzi, ale niech ma chociaż biedak poczucie kontroli.</div><div><br /></div><div>Opowiedziałem mu bajeczkę, że u mnie podobnie. Że nowy "króliczek" w sprzedaży. Że zalotnie puszczone oczka. Że lubię jak niekiedy mnie dotknie "przypadkiem". Przecież nie musi wiedzieć, że etat mi niepotrzebny i nawet jak tęsknię trochę do pracy "jak wszyscy", to dobrze mi na wsi, z kasą z pisania i ogrodem do sprzątania. </div><div><br /></div><div>Wyszli chwilę przed tym, jak nabrałem ochoty na drugą kawę. Nie planowałem dziś spać wcale lub odespać na raty przez te kilka dni, które spędzę w metropolii. Zadzwoniłem do Mychy, spytałem jak dzieciaki i to była dobra decyzja. Jej głos uspokoił mnie, po spotkaniu z tamtym niedojdą. Kawa natomiast sprawiła, że zachciało mi się wstać i iść, choćby do Damaszku, jak Saul. </div><div><br /></div><div>Pielgrzym. Upojony kawą, brandy i wódeczką pielgrzym. Zarzuciłem płaszcz na plecy. Pogoda uspokoiła się nieco. Miasto pachniało smogiem, wilgocią i tajemnicą. Lubiłem te puste ulice nie mniej niż pełne knajpy. Wybrałem się znaleźć tu to czego próżno mi szukać codziennie na wsi. Jestem człowiekiem zewsząd. Jestem człowiekiem miasta i chłopakiem ze wsi. Kocham łatwo i naiwnie, choć doprawdy ciężko o bardziej stałego w uczuciach. Muzyka wciąż szumiała mi w uszach. Włożyłem ręce w kieszenie, bo przecież nie noszę rękawiczek, choć mama uczyła. Niech mnie wiatr poniesie donikąd.</div><div><br /></div><div>I nie byłoby nic z tego, gdyby nie dobra kawa. </div>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-80698628280254514692022-01-29T14:19:00.001+01:002022-01-29T14:19:35.464+01:00Otra vezCiekawa sprawa - nie pisałem na tym blogu od jesieni 2020 roku. Mieszkam dzisiaj gdzieś indziej i nie oznacza to "inny blok w Łodzi", tylko "dom pod Bełchatowem". Mój młodszy syn umie już chodzić, a kiedy pójdę na piętro, drze się ile sił w płucach "tatuuuuu". Starszy już całkiem nieźle gra w FIFA 19, obejrzał wszystkie wyścigi F1 w 2021 roku i potrafi całą drogę między Łodzią, a Rasami rozmawiać ze mną o tym jaka praca będzie dla niego odpowiednia.<div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgffxKU5887X_vOkzpxWPWQXV3GEi00YDVRoU--u-s-61eWV2Eb_eV8AstlUo5Q8wYEbuavj6kWXAjPciuv53n2WEyjQ5qK3CS6DGk5pD001l8vDXlJRWiTvUncE6Ncy_bO1Odd1b8gkUXchwYuZPeeExpxII5Ph3XxcBj17n7yXTYWz_W8Bv7yUKSR=s4624" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgffxKU5887X_vOkzpxWPWQXV3GEi00YDVRoU--u-s-61eWV2Eb_eV8AstlUo5Q8wYEbuavj6kWXAjPciuv53n2WEyjQ5qK3CS6DGk5pD001l8vDXlJRWiTvUncE6Ncy_bO1Odd1b8gkUXchwYuZPeeExpxII5Ph3XxcBj17n7yXTYWz_W8Bv7yUKSR=w300-h400" width="300" /></a></div><br /><div><br /><span><a name='more'></a></span><div>Tekst, który piszę to coś na kształt nowego otwarcia (który to już raz?). Myślę sobie - co mam do stracenia? A ile do zyskania? Ponoć mam talent do pisania, ale nie piszę. Od czasu do czasu wrzucę coś na stronę na facebooku - i tyle. Tak się składa się, że dojrzałem nieco w międzyczasie. Oswoiłem poczucie odpowiedzialności, może nie na tyle by jadła mi z ręki, ale przynajmniej nie bawimy się już w kotka i myszkę. </div><div><br /></div><div>Jest gdzieś we mnie wysoko wrażliwy literat. Taki, którego rusza przeciętność i zepsucie społeczeństwa. Taki, który płacze, gdy umiera gość, którego zna tylko z jego nagrań (<a href="https://www.youtube.com/watch?v=T0wa4dLe0bA&ab_channel=alkopoligamiacom" target="_blank">Toujours vif!</a>). Taki, który szczerze i bez końca kocha swoich synów. </div><div><br /></div><div>Ale też taki, który czyta książki do późna w nocy. Taki, który po alkoholu nabiera ochoty na pisanie. Taki, który ceni sobie dobry tytoń, nawet jeśli obiecał sobie regularnie trenować (i, co najzabawniejsze, z powodzeniem regularnie trenuje). Taki, który w towarzystwie najgłośniej się śmieje, mówi najtrafniejsze żarty, tańczy do najbielszego rana i przynajmniej raz na wieczór odpieprzy coś, czego już nigdy nie przestanie się wstydzić.</div><div><br /></div><div>Mam ochotę pisać Wam o tym wszystkim. O dobrym alkoholu. O dobrej (lub nie) książce. O wizycie w muzeum sztuki. O muzyce, która sprawia, że żałuję, że nie urodziłem się w <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Kiftz0tGQtk&ab_channel=BuikaFans" target="_blank">hiszpańskojęzycznym kraju</a>. O ludziach, których podglądałem przez okna ich mieszkań.</div><div><br /></div><div>I o miłości.</div><div><br /></div><div>Słuchałem ostatnio muzyki, która towarzyszyła nam ponad dekadę temu, w czasach, gdy Ty wkraczałaś w dorosłość, a ja wkraczałem w świat życia z depresją i lękami. Mieliśmy w sobie tyle swobody, jakby na złość sztywnej i zamkniętej rzeczywistości, która nas ograniczała. W czasach braku możliwości byliśmy mistrzami czynienia cudów.</div><div><br /></div><div>O tym właśnie chciałbym Wam pisać. O drobiazgach, którym można nadać wielkie znaczenia. O gigantach, których gliniane kolana pękają, jeśli tylko umiesz głośno i szczerze z nich zadrwić.</div><div><br /></div><div>Byłaś ledwie nastolatką, kiedy w to wszystko wkraczaliśmy. Dziś już nie jesteśmy dziećmi, Kochanie. To nie oznacza jednak, że nie możemy zrobić czegoś dobrego dla dzieci. Dla naszych chłopców, dla dzieci, które są i będą w nas, dla wszystkich dzieci tego świata. Nie zacząłbym dziś pisać, gdyby nie ta garstka marzeń, które noszę ze sobą w sakiewce przywiązanej do skórzanego paska moich podróżniczych spodni. </div><div><br /></div><div>Jedna książka to dla mnie za mało. Musiałem do tego dojrzeć. Chcę dużo. Chcę być najlepszy. Chcę czegoś więcej niż podstawa. Czuję zbyt dużo, wiem zbyt dużo i umiem zbyt dużo by poprzestać na byle czym. </div><div><br /></div><div>Słucham jak cudowny, nostalgiczny głos ma Concha Buika. Przypomina mi gorące wieczory w Jastrzębiej Górze. Przypomina mi gdy po kilka godzin dziennie ślęczałem nad edytorem i kończyłem poprawiać "Dwie świątynie". Mam nadzieję, że za parę lat przypomni mi ten wieczór, tak samo jak doskonale pamiętam tamten, gdy pisałem <a href="https://mateuszbajas.blogspot.com/2016/06/wsiakam.html" target="_blank">"Wsiąkam"</a>. Napisałem dużo od wtedy, ale ta kawa pita o poranku na Kubie... to jest dotychczas najlepszy z najlepszych.</div><div><br /></div><div>Może najlepsze mam za sobą. Może najlepsze dopiero przede mną. W jednym i w drugim wypadku - wiem, że to najlepsze jest we mnie. I to już na starcie czyni mnie zwycięzcą. </div><div><br /></div><div>Spróbujesz ze mną znów? Wiem, że będziesz próbować i próbować, aż do samego końca. Znasz mnie najlepiej. Widziałaś jak płaczę, leżąc na zimnej podłodze, kiedy biłem życiowy rekord albo przeciwnie - byłem pobity do cna. I wiesz, że ledwo gdy przekraczałem linię mety myślałem tylko "otra vez". </div><div><br /></div><div>Jeszcze raz. I jeszcze raz. I znów. I ponownie, aż do utraty tchu.</div></div>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-47632885802471025952020-11-25T22:30:00.000+01:002020-11-25T22:30:16.346+01:00Chłód<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Złapałem za rękę pierwszy przymrozek i poszliśmy na spacer. Suche, czyste i mroźne powietrze drapało mnie delikatnie w płuca. Z każdym wdechem odrobina chłodu zostawała w okolicy mojego serca. Dotychczas nie obawiałem się zimna, choć należę do tych szczęśliwców, którym zawsze marzną stopy. Te pierwsze, listopadowe tchnienia zimy przypomniały mi jednak o chłodzie, którego bałem się jak niczego i o strachu, którego lodowata mość, mroziła mi krew, bezczelnie zaglądając prosto w oczy.</div><span><a name='more'></a></span><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Jestem bardziej niż pewien, że umrę zimą. Może dlatego najczęściej spaceruję po cmentarzach między listopadem, a lutym. Oswajam się z atmosferą? Aura jest wówczas pełna dumny, wyniosłości i spokoju godnego masywu górskiego. Niewzruszona, niekiedy wręcz bezduszna. Tropi takich jak ja, żywe emocjonalne tygielki, bo sama nie zna się na emocjach. Szuka ciepła wyłącznie po to by je zdusić, zamrozić.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">I robi to wszystko w dobrej wierze. Robi to, ponieważ kocha. I nie jest jej winą, że nie potrafi kochać inaczej.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Bez przerwy spoglądam na zegarek. Często zerkam w kalendarz. Próbuję schwycić w palce czas. I tylko w tych krótkich chwilach, gdy pozwalam sobie zapomnieć o jego upływie uświadamiam sobie pewną ironiczną przypadłość. Chociaż ilość zasobów czasu jest nieograniczona aż po nieskończoność, to Ty zawsze jesteś spóźniona. Czy długo? Niedługo, najwyżej o jedno życie za późno.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Zerkam z wiaduktu na ciągnące się po horyzont torowisko. Pod butami chrzęszczą mi chwytające mróz liście. Odpalam papierosa. Zaciągam się głęboko i wypuszczam kolosalną chmurę dymu i pary. Czy można powiedzieć, że uśmiecham się, skoro ten uśmiech jest sardoniczny?</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Stąpałem po alejkach pustego cmentarza. Czy umarłych grzeje obecność żywego ciała w pobliżu? Czy dusze marzną, więc czekają na odwiedziny, chcąc skraść nieco ciepła z palącej się kilkanaście godzin świeczki? </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Zawsze staram się z całego serca. Dlatego tak bardzo boję się - o siebie i o efekty mojej pracy. To życie, te tysiące słów, to wszystko co mam, więc drżę o nie tak samo jak kiepsko odziane dziecko trzęsie się z zimna. Myślę sobie, że wszystko co robię jest tak bezgranicznie bezsensowne i trudno mi o odnalezienie jakiejkolwiek logiki. Tymczasem z roku na rok robię coraz więcej. </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">I im więcej robię tym bardziej się boję, bo tym bardziej mi zależy.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Chciałem poprosić Cię o brak małostkowości. O sięgnięcie duszą do rzeczy wielkich. O kroplę potu, kroplę łzy i kroplę krwi. Mógłbym usiąść dziś przed kominkiem, z kubkiem pełnym dobrego, domowego wina i wyciągnąć nogi, zbliżając je do przyjemnego ciepła paleniska. Mógłbym zapalić wtedy najlepszy tytoń. Posłuchać najlepszego fortepianu. Napisać najlepszy akapit. Później mógłbym wrzucić list od Ciebie do ognia, nie spojrzawszy nawet na nagłówek.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Chciałaś przeżyć spóźnione życie, nie wkładając w nie choćby grama wysiłku.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Z dwóch wysokich kominów pełzły dwie długie chmury, zmierzając spokojnie na południe, bo tam je dzisiaj kierował wiatr. Nisko, przy ziemi, błyszczało światło latarni, odbijające się od skrzącego się szronu. Kilku mężczyzn wysiadło z tramwaju, kilkanaście kolejnych osób szło nieco dalej, przyjechawszy parę chwil wcześniej autobusem.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Miałem ciepłe, zmęczone i odrobinę zamglone oczy. Widziałem czerń nad sobą, wiedziałem już też gdzie mogę znaleźć czerń w sobie. Przestałem bać się już jakiegokolwiek zimna. Jeśli tamten chłód nie zatrzymał mojego serca, jeśli nawet on nie zatamował gorącej, żywej krwi to... głębszego grobu już nie było.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Słońce podnosiło się powoli, coraz śmielej oświetlając nagrobki - te kamienne, te zbite z desek i te usypane z ziemi. Wszyscy rodzimy się i umieramy tak samo. </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Tylko kochać możemy inaczej.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRCjhUI6M-ABI6uML1nH7j97HJhqKMVHaQ0k9yiWYEEvHdaZDG2BiG1k69Kw-eP_Ly-McXGj9JietZ-8PoPp0v5EIb26Oj_NMBe1G-nqsyoieGZZcPks_87Lk4I5AhB_qXBqwuwELNH0Y/s2048/1606335698090.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1538" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRCjhUI6M-ABI6uML1nH7j97HJhqKMVHaQ0k9yiWYEEvHdaZDG2BiG1k69Kw-eP_Ly-McXGj9JietZ-8PoPp0v5EIb26Oj_NMBe1G-nqsyoieGZZcPks_87Lk4I5AhB_qXBqwuwELNH0Y/w300-h400/1606335698090.jpg" width="300" /></a></div><br /> <p></p>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-25040840264061287762020-10-27T17:19:00.000+01:002020-10-27T17:19:35.884+01:00MlekoPaździernik. Zazwyczaj powietrze o tej porze roku pachnie wilgocią i opadłymi liśćmi. Jest mgliście, cicho i spokojnie, wręcz leniwie. Zakochani przemykają lekkimi krokami po parkach i zieleńcach, biegnąc do cienia, który skryje ich rozgrzewające pocałunki. To trudny miesiąc, zwiastujący nadejście długiej, ostrej albo brudnej zimy.<div><br /></div><div>Ten październik pachnie prochem strzelniczym. Ziemia drży. Ptaki śpią niespokojnie, co chwila wybudzane okrzykami setek ludzi. Choć sezon burzowy już dawno za nami wszędzie widać błyskawice. To trudny miesiąc, zwiastujący nadejście długiej i brudnej walki. Cicho, grzecznie i potulnie już było. Apele, wołania, zachęty do rozmów - wszystko zbyliście, sądząc, że macie monopol na rację. Dziś wołacie, że to niebezpieczne i nietaktowne i poniżej poziomu krytyki, ale dziś nie ma to już żadnego znaczenia. </div><div><br /></div><div>Dziś mamy dość. Dziś chcemy przekazać wam tylko jedno - wypierdalać.</div><span><a name='more'></a></span><div>Pseudochrześcijański katolicki fundamentalizm sprawia, że chce chce mi się rzygać. Kościół wsadzający swoje brudne buciska i tłuste paluchy w próg moich drzwi prosi się o to, żeby przygnieść je do futryny. Nie wiem jak długo można udawać, że to wszystko odbywa się w imię jakiś wyższych idei, w imię miłości bliźniego i, o zgrozo, w imię Boga. To nie przypadek, że dziś Kościołowi obrywa się najmocniej, chociaż słychać piskliwy lament, że przecież nie mają nic wspólnego z tym wszystkim.</div><div><br /></div><div>Żyjemy w kraju, którego rząd wypiera istnienie życia seksualnego. Pod płaszczykiem religii ogranicza się lub wręcz zakazuje nauczania o seksie. Tym lepiej dla oprawców im dłużej nieletnie ofiary nie będą zdawały sobie sprawy z tego, co się z nimi dzieje. Znacznie zmniejsza to ryzyko wpadki, jeśli dziecko nie wie, w którym miejscu jego granice są przekraczane. Tajemnicą poliszynela jest która z grup... nie wiem - społecznych? zawodowych? - jest największym beneficjentem "korzyści" płynących z pedofilii. To ta sama grupa, która w szkołach jest pierwsza do nauczania o życiu w rodzinie.</div><div><br /></div><div>Nie macie, kurwa, pojęcia o życiu w rodzinie, więc czego chcecie nas uczyć? Jak poradzić sobie z chorym na zapalenie płuc niemowlęciem? Jak opowiadać trzylatkowi o śmierci? Jak poradzić sobie z napadami lęku u czterolatka, którego wyobraźnia to pędząca z zawrotną prędkością lokomotywa? Jak zapobiec samobójstwom (i próbom samobójczym) u nastolatków?</div><div><br /></div><div>Swoją drogą - samobójstwa. Rocznie, w naszym kraju, odnotowuje się od 4,5 do 5,5 tysięcy przypadków odebrania sobie życia. Najgroźniejszy wirus w historii zabrał dotychczas w Polsce 4,5 tysiąca istnień. Zakładając oczywiście, że KAŻDA osoba będąca nosicielem tego koronawirusa zmarła tylko z jego powodu. Tak nie jest i to też nie jest jakaś wielka tajemnica.</div><div><br /></div><div>Co dzisiejszy rząd ma do zaoferowania dzieciom? Jakie ma systemowe rozwiązania walki z niedożywieniem? Jak radzi sobie z nadwagą u najmłodszych? Czym chroni małych chłopców i dziewczynki przed uderzeniami pięści ich ojców i matek? Jak zapobiega alkoholizmowi? U ilu nastolatków wykrywa i pomaga wyleczyć depresję? Ilu samobójstwom zapobiegł swoimi działaniami polski rząd w 2020 roku?</div><div><br /></div><div>I wy, obleśni hipokryci, próbujecie wmówić komukolwiek, że interesuje was ludzkie życie? Że wasze działania wynikają z troski o dzieci, o ich życie i zdrowie? W chwili kiedy płód staje się noworodkiem, wychodzicie z sali. Separujecie matki od wrzeszczących, cierpiących i przez to już straumatyzowanych niemowląt. Ponoć matka i dziecko to nierozerwalny byt, instytucja najświętsza ze świętych.</div><div><br /></div><div>Kobiety to dla was worki na płody. Maszynki do rodzenia. I najlepiej jakby rodziły synów.</div><div><br /></div><div>Przypominam sobie przynajmniej jednego skarlałego mizogina, więc w tym też nie jesteś pierwszy, złodzieju Księżyca. Nie jesteś pierwszy i nigdy nie będziesz. Przez całe swoje życie nie zrobiłeś nic wielkiego. Nie zrobiłeś nic co mogłoby uczynić cię zapamiętanym. Tamten umarł jak tchórz, zaszyty głęboko w bunkrze. Przez ani jedną minutę swojego życia nie miał w sobie nawet grama odwagi. Ty też jej nie masz. </div><div><br /></div><div>Kobieta to siła, wobec której mężczyzna musi wznieść się na wyżyny. Zostawić daleko za sobą swoją małostkowość i zebrać w sobie wszystkie dostępne pokłady odwagi. Błysk w oku Kobiety szybko przypomni Ci, że z jakiegoś powodu potrafi czytać w Twoich myślach. Uświadomisz sobie, że to istota czująca dużo dalej i dużo głębiej, niżbyś sobie tego życzył. Ustępująca sile mięśni, ale tak nieustępliwa i tak silna duchem, że zmusza Cię do spotkania oko w oko ze swoim strachem. Tchórze z czasem znienawidzą tę czerń zaglądającą im w oczy. Znienawidzą Kobiety, choć to nie one są źródłem tego strachu. Jego źródłem jesteś Ty sam.</div><div><br /></div><div>Nienawidź siebie tak długo, aż spłoniesz.</div><div><br /></div><div>Panuje pandemia, podobno. Podają nam cyfry, które podobno coś znaczą. Cyfry, które bez kontekstu nie mają znaczenia, są tylko pisemnym wyrazem jakiejś abstrakcyjnej wartości. Jednak, wraz z historią, którą próbują opowiadać, sprawiają, że zaczynasz czuć niepokój. Boisz się - o swoje zdrowie, o zdrowie najbliższych. Wystraszony zgodzisz się na więcej. Pomyśl o tym zakładając maseczkę na pustej ulicy. Pomyśl, że dziś ktoś decyduje o Twoim prawie do oddychania świeżym powietrzem.</div><div><br /></div><div>Bo te błyskawice, to "jebać PiS" i to "wypierdalać" są o prawie właśnie. O wolnym wyborze. O możliwości. Możesz mieć szczęście, by nigdy nie stawać przed takim wyborem. Możesz go mieć i nie wybrać aborcji. Możesz też się na nią zdecydować, chcąc oszczędzić fizycznego i psychicznego cierpienia sobie i istnieniu, które nosisz w sobie. Ale nie możesz nie mieć wyboru. Wolę, wybór gwarantuje Ci nie tylko Konstytucja. Gwarantuje Ci ją Bóg i - jeśli istnieje - On oceni Twoją decyzję.</div><div><br /></div><div>Wychowani na tej pierdolonej martyrologii. W umiłowaniu cierpienia, które ponoć przynosi tylko dobre, które przynosi zbawienie. Nie ma "dobrego" cierpienia. Jest dobry wysiłek, jest dobry trud, są uwznioślające wyzwania. Ale cierpienie? Jest puste. Wie o tym każdy, kto nie mógł zasnąć latem, o świcie. Każdy, kto w styczniu modlił się o pierwszy promień słońca. Przyduszony do poduszki lękiem czy bólem nie czuł ani grama miłości. Chciał tylko być. I żeby to wszystko wreszcie się skończyło.</div><div><br /></div><div>Dziś też chcę tylko być. Chcę żeby to się skończyło. Dlatego musicie wypierdalać. Bo tak długo jak jesteście, to się nie skończy. Dość spowodowaliście krzywd. Dość potwarzy, odmawiania ludziom człowieczeństwa, a Kobietom głosu. W imię Boga bawicie się w bogów. Mam dość waszego powtarzania "lewacki", tym bardziej, że im dłużej spoglądam w prawo, tym bardziej widzę "prawiczki". </div><div><br /></div><div>Mam dość. Czas na osiem gwiazdek już minął. Mleko się rozlało. Skończyła się kultura i przebieranie w środkach. Jebać PiS. Oddajcie kobietom ich prawa. Oddajcie obywatelom ich kraj. Przestańcie dzielić, bo to Naród, który potrafi się jednoczyć jak żaden. Wasz czas minął. Wypierdalać.</div><div><br /></div><div>PS Mam szczęście żyć u boku wspaniałej Kobiety. Pięknej, inteligentnej, nieziemsko przenikliwej. Utalentowanej artystki, jednej z najlepszych w swoim fachu, spełniającej marzenie wielu - żyjącej ze swojej największej pasji. Imponująco cierpliwej i otwartej mamy dwóch cudownie rozwijających się chłopców. Ma wszelkie powody by nienawidzić mnie i wszystko co ze mną związane. Udowodniła mi, że nie ma podziałów, których nie da się znieść. Nie ma granic, których nie da się przekroczyć, by mogło zapanować dobro, a miłość mogłaby kwitnąć. </div><div><br /></div><div>Zabrać jej głos, to jak zabrać białego orła z Godła, jak rzucić Ziemię skąd nasz Ród, jak nie pomyśleć, chociaż przez chwilę, "Wiwat!" trzeciego maja. Bez niej, bez Kobiet nie ma czerwieni, jest tylko biel. Pusta oślepiająca biel.</div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjs8PbAb76EPHEhwq5phNszy5cQCpiM2wniPIqRuOpqRPXHI7n_V-DBgaynhM22OSOXMEXNsNDr6AixxwgsDr484ZLvwrejxjxsA273YLWiBpTR8A-ECbbg5cs-YnE5Ox-P7zUq-edhZYU/s2048/1%2528116%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjs8PbAb76EPHEhwq5phNszy5cQCpiM2wniPIqRuOpqRPXHI7n_V-DBgaynhM22OSOXMEXNsNDr6AixxwgsDr484ZLvwrejxjxsA273YLWiBpTR8A-ECbbg5cs-YnE5Ox-P7zUq-edhZYU/w400-h266/1%2528116%2529.jpg" width="400" /></a></div><br /><div><br /></div>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-65081120103685190332020-08-16T23:07:00.002+02:002020-08-16T23:07:28.749+02:00Ferment<p> Nie napisałem niczego przez niemal miesiąc. Chciałbym móc napisać dziś, że to dlatego, że brakowało mi tematów. Założyłem koszulkę z Markiem Hłasko, chociaż nie potrzebuję talizmanu, żeby napisać cokolwiek niezłego. Raczej lubię pobawić się symboliką i kontekstami. Nad moją głową wisi ciężka półka, która opiera się o cholernie nierówną ścianę. Jeśli spadnie mi na głowę zabiją mnie Tolkien, Hemingway, wspominany Hłasko czy Tołstoj.</p><p>Przy okazji wystukiwania tych liter na klawiaturę, osłuchuję się z uroczym głosem Arlo Parks. To dość interesujące tło, w kontekście tego o czym mam zamiar dzisiaj pisać.</p><span><a name='more'></a></span><p>Świat miał się ponoć zatrzymać, między lutym, a marcem. Zastanowić. Dojrzeć. Zrozumieć. Tysiące lat historii nie nauczyły nas czegokolwiek, ale kilka tygodni 2020 roku miało odrobić lekcję. Historia Europy, historia Świata to w gruncie rzeczy historia manipulacji, setek zbrodni człowieka wobec drugiego człowieka. Obrzydliwej walki o przetrwanie, na dziką, zwierzęcą modłę, tylko w mundurach i z eleganckimi narzędziami w postaci kwasu na włosach albo gwałtu w dziesięciu na jedną.</p><p>Wkoło ferment tak podobny to tego sprzed niemal wieku. Tego, który wywołał Wielką Wojnę i który pozostawiono po niej, tak że zaowocował Hitlerem, Franco, Stalinem, Katyniem i Holocaustem. W społeczeństwach wrze, nie uznające kompromisów narodowe nuty pobrzmiewają niebezpiecznie głośno, a różnica pomiędzy nimi polega tylko na tym, kogo lub co wskazujemy palcem dzisiaj, a kogo wytykaliśmy wczoraj. Kryształowa Noc będzie zawsze taką samą zbrodnią, niezależnie od tego czyja krew popłynie po ulicach.</p><p>Brzmię ponuro od pierwszego słowa? Cóż, przykro mi. Mamy 2020 rok. Alkoholizm jest wciąż raczej normą, niż kontrolowanym schorzeniem. Kobiety wciąż zasłaniają sińce pod ciemnymi okularami. Policja - lub raczej aparat represji - okłada młodych ludzi z bestialską brutalnością w najbliższym sąsiedztwie - niezależnie od tego, czy jako "sąsiedztwo" przyjmiemy ulice miast Polski czy Białorusi. I naprawdę sprawą marginalną jest to w imię jakich ideologii dochodzi do tych starć. Wszędzie gdzie w miejsce dialogu pojawia się agresja, można z czystym sumieniem mówić o porażce ludzkości.</p><p>Policjant... chociaż nie... to określenie znacznie na wyrost. Pies lub pała - to jest znacznie bardziej trafne. Ten człowiek w "mundurze" (tu znów bardziej pasuje "zbroja"), z godną podziwu obojętnością, traktuje butem czy kolanem kobietę, która nawija mu się pod rękę. Taki sam człowiek jak ja i Ty. Równie co my zdolny do refleksji, równie co my wolny, traktuje drugą osobę jak ci wszyscy źli ludzie, o których czytaliśmy w "Kamieniach na szaniec". W sierpniu świętujemy pamięć tych, którzy woleli zginąć niż zgodzić się na hitlerowski czy sowiecki reżim.</p><p>Dziś mamy swój reżim. Możemy być diablo dumni.</p><p>Przyszło nam żyć w kraju, w którym 48,97% społeczeństwa nie zgadza się na obecny styl rządzenia. I grupa, która władzę w swoich rękach trzyma - żyje i rządzi w taki sposób, jakby ta niemal połowa zupełnie nie istniała. Prowadzi narrację, według której jesteśmy cholernie zgodni, a jedynie złowrogie siły próbują zburzyć tę idylliczną harmonię. I w związku z tym należy to zło zniszczyć i wykorzenić.</p><p>Przykro mi, nie jest tak.</p><p>Myślę sobie o tym państwie z czasów największej prosperity. O tych tysiącach ton zboża, które płynęło Wisłą do Gdańska. O tych gwarnych ulicach Krakowa czy Warszawy, w których zawsze znajdowało się miejsce dla każdej z kultur. O przystani jaką nasze ziemie stanowiły dla Żydów. O przystani jaką byliśmy dla protestantów, którzy w swoich ojczyznach mogli liczyć jedynie na nienawiść (!!! - to przecież także chrześcijanie!). Myślę o wielokulturowej Łodzi, z późniejszego okresu historii - o mieście zbudowanym pod rosyjskim protektoratem, na niemieckiej przedsiębiorczości, korzystającej z polskiej siły roboczej (i intelektualnej) z domieszką żydowskiej smykałki do interesów. Przypominam sobie sylwetki Roberta Geyera czy Bruno Biedermanna.</p><p>Dziś jesteśmy podzieleni. To co wkoło nas jest złe i zepsute. To co nas różni jest zagrożeniem. Czy naprawdę mamy się czego bać? Czy naprawdę karzeł, z którym niestety wiąże mnie dzień urodzin, musi wmawiać nam, że potrzebujemy jego ochrony, jego pomocy? </p><p>Wspominałem wielokrotnie, że zdarzają mi się napady lęku. Obezwładniający strach wdziera się w moje myśli i sieje spustoszenie. Najzabawniejsze jest to, że takie sytuacje nigdy nie zdarzają się gdy jestem zajęty, zaaferowany. Ataki następują tylko wtedy, gdy jestem spokojny, zrelaksowany. Gdy mogę pozwolić sobie na puszczenie myśli wolno. Czy ten społeczny strach, którego stajemy się udziałowcami (a niekiedy - beneficjentami), nie działa na podobnych zasadach? Czy nie jest nam przypadkiem tak dobrze, że tym bardziej łatwo nas wystraszyć - ot, krzycząc, że ktoś chce zabrać nam to co kochamy najbardziej?</p><p>Rzadko kiedy zdarza mi się oberwać hejtem prosto w twarz. Nie zmienia to jednak faktu, że często mi się obrywa - jako członkowi jakiejś zbiorowości. Dostaję jako biegacz - bo w moje święta, mam wypierdalać do lasu z ulic. Dostaję jako rowerzysta - bo nie ma dla mnie miejsca ani obok chodnika, ani na jezdni - i tu i tu jestem intruzem. Dostaję jako pracownik - bo organizacja, która mnie zatrudnia popiera "tęczowych" i zwalnia za poglądy. Wreszcie - dostaję za bycie sobą, bo nie wierzę w ten uświęcony ideał, zwilżony wodą z kropidła i zerkający na mnie karykaturalnym wizerunkiem ze Świebodzina.</p><p>Człowieku. Masz piękną skórę - w tysiącach ślicznych odcieni, pięknych tak samo jak tysiąc różnych zachodów słońca. Masz piękną miłość - cudownie trafiającą do serca, niezależnie czy jego właściciel jest płci tej samej czy innej. Masz świetny głos - opowiadaj mi nim o swoich poglądach, bo rozwiniemy się dopiero, gdy zbadamy to co nas różni - i gdy spytamy dlaczego tak jest. Masz tyle doświadczeń - radości i cierpień - weź do ręki pióro, pędzel czy mikrofon i opowiedz o tym światu - <a href="https://www.youtube.com/watch?v=M5MkEv9VY3c" target="_blank">niech przeczytają to wszytko</a>. Jak tylko spróbujesz, zrobi Ci się lżej. Obiecuję.</p><p>Dostaliśmy wolność słowa. Ktoś ją dla nas wywalczył, w sercu mając nadzieję, że odpłacimy się za to. Tymczasem cóż dzieje się dzisiaj? Milczę. Bo to mnie nie dotyczy. Bo nie chcę wywoływać dyskusji. Bo nikt mnie nie usłyszy, a tym bardziej - nie wysłucha. Marnotrawimy tak piękny dar!</p><p>Mam dość tego co się dzieje. Dość szkalowania i szykanowania mniejszości (i tych 0,05% i tych 48,97%). Dość agresji tych, którzy przysięgali służyć. Dość zakładania, że wszyscy jesteśmy potencjalnym problemem - bo potencjalnie każdy z nas może być nosicielem. Dość segregowania - na lepszych i gorszych, na kochających normalnie i inaczej. Dość oddalania nas od siebie w imię pierwszej w historii bezobjawowej choroby. I nie mów, że nie ma to na Ciebie wpływu. Pomyśl nad tym, gdy będziesz myć dłonie chwilę po tym, jak podasz je przyjacielowi. Nie robiłeś tego dotychczas i w jakiś sposób przeżyłeś te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. </p><p>Ci ludzie, którzy twierdzą, że to "dla Twojego dobra" nie potrafią tak napisać prawa, aby jego interpretacja nie budziła wątpliwości. A może robią to nieprzypadkowo, sprawdzając na jak wiele mogą sobie pozwolić (moim zdaniem zdecydowanie na zbyt wiele). Niezależnie, która z ewentualności jest prawdziwa - wzbudza to mój niepokój. I powinno wzbudzić Twój. Ktoś ucieka się do sztuczek, jak kuglarz, czarujący tłum na Rynku we Wrocławiu. Wiesz, że to blaga, a i tak Twoje zmysły dają się nabrać. Co dzieje się wtedy, gdy za grosz nie wątpisz?</p><p>Lada dzień zostanę tatą po raz drugi. Myślę sobie jak mogę odpierać od siebie te złowróżbne naciski. Co ich najbardziej niszczy, co najbardziej boli? Uśmiecham się. Wychodzę na spacer i obserwuję przechodniów. Bawię się. Czytam. Dużo czytam. Piszę. Rozmawiam. Rozmyślam. Miłości i kreatywności nie zdołają wykorzenić. Kto wie, może jednego dnia taka postawa będzie mnie kosztować życie? Cóż mi pozostało jak krzewić to - w dzieciach, w rodzinie, wśród przyjaciół? </p><p>Zwycięży. Dobro zawsze zwycięża, tak jak światło, które zawsze rozgania mrok. I póki widzę światło w Twoich oczach, jestem spokojny. Nie boję się już. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgY-TRxMZcc8E9GtUKdnel-5YY2ws4YNv3LAWn-6VPIIboJofyL_zBFZglsTrx9Lk0YESvcF_X5OyeY_QcDtB4YpCCP9M5q0Y7Ssrov-9j-Tje3FzZyA5h612pI2p2wITHXlmwt7iGKuPs/s2048/IMG_20200811_180235.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="410" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgY-TRxMZcc8E9GtUKdnel-5YY2ws4YNv3LAWn-6VPIIboJofyL_zBFZglsTrx9Lk0YESvcF_X5OyeY_QcDtB4YpCCP9M5q0Y7Ssrov-9j-Tje3FzZyA5h612pI2p2wITHXlmwt7iGKuPs/w307-h410/IMG_20200811_180235.jpg" width="307" /></a></div><p><br /></p>Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-75813431635444345152020-05-25T22:42:00.001+02:002020-05-25T22:49:21.247+02:00Które z drzew?Jesteś dziś Kimś. Masz wiedzę i umiejętności. Masz doświadczenie dzięki któremu możesz tę wiedzę i umiejętności rozsądnie wykorzystywać. Zdobywasz dzięki temu środki, które pozwalają Ci poszerzać swoje horyzonty. To perpetuum mobile.<br />
<br />
Witaj w świecie ludzi sukcesu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja6MVk8yLixLzc-xpTD7rVaI76yT9VV_keHMbb1a92cl7S9PPL_gRXpNksF-IrUDQsEQ0NObnQaJsRO8JI51H8deF-dxEyBAhc-DcP3L-6pBg6kcVTK-JL_dBAyCoUgwiXUIf2_PrOb_E/s1600/IMG_4654.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja6MVk8yLixLzc-xpTD7rVaI76yT9VV_keHMbb1a92cl7S9PPL_gRXpNksF-IrUDQsEQ0NObnQaJsRO8JI51H8deF-dxEyBAhc-DcP3L-6pBg6kcVTK-JL_dBAyCoUgwiXUIf2_PrOb_E/s400/IMG_4654.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Znam ich wielu, serio. Sam należę do tego grona. Jestem cholernie szczęśliwy, że znalazłem się w tym momencie życia, w którym gros moich najbliższych przestało stanowić grono zakompleksionych przegrywów. Mam dziś od kogo się uczyć, mam kogo obserwować, mam kogo podziwiać. Jeszcze niedawno byłem przekonany, że nie istnieją żadne autorytety. Że nie istnieje nikt, kto imponowałby mi nie jako wyjątkowy specjalista, ale jako całkowita jednostka. Jako Osoba.<br />
<br />
Lada dzień miną cztery lata odkąd napisałem jeden z moich najlepszych (i najpopularniejszych) tekstów - "Wsiąkam" (https://mateuszbajas.blogspot.com/2016/06/wsiakam.html). W hemingwayowskiej narracji wybrałem się na Kubę, by sączyć rum i popijać kawę. Dziś? Cóż, to bardzo próżne, ale autentycznie odrobinę martwię się, że kończy mi się zapas Havana Club i myślę, o tym, żeby uzupełnić barek jakimś kolejnym rumem.<br />
<br />
Brakowało Ci niegdyś czegoś? Tak bardzo mocno, aż do łez w poduszce i pijackich krzyków w nocnym powietrzu? Myślę o wszystkim - uczuciach, przedmiotach, przeżyciach. Masz, podobną do mojej, obawę, że coś możesz stracić, coś może Cię ominąć? To dopiero destrukcyjna siła - lęk. Ten i każdy inny.<br />
<br />
Jesteś dziś tak daleko! Macham do Ciebie z pobliskiego szczytu. Tak, tak zaszliśmy tak wysoko. To dzieje się naprawdę. Dlaczego więc w to nie wierzysz? Nie musisz udowadniać sobie, że na to zasługujesz. Tak po prostu jest. Swoją pracą, swoją inteligencją, swoim urokiem osobistym - zasłużyłaś (zasłużyłeś; jakoś lżej przychodzi mi zwracanie się bezpośrednio do kobiet, pozwolę sobie wytłumaczyć siebie z tego... kiedyś) sobie na te wszystkie przyjemnostki. Na ten status, bo - nie oszukujmy się - to miejsce w którym jesteś dziś nosi wszelkie znamiona statusu. W obrębie klasy średniej, owszem, ale status to status. Waluta niewymienialna.<br />
<br />
Jakże można w to wątpić? Sam robiłem tak jeszcze niedawno. Wszystko co mam, wszystko co kocham - zaprzeczyłem temu. Odwróciłem twarz od Słońca, przekonany, że Ciemność też można pokochać. Można, ale z miłością sprawa nie jest tak prosta.<br />
<br />
Czym jest ta miłość? Może dziś spróbuję w ten sposób - jest wszystkim tym co możesz wziąć od drugiej osoby. Nie jest tym co chcesz jej dać, ani tym co ona chce dać Tobie. Jest dokładnie tym, co jesteś gotów wziąć samodzielnie. Dlaczego tak? Bo by coś wziąć i zaadaptować musisz popracować, Kwiatuszku. Musisz się zmienić. Rozwinąć. Wzrosnąć.<br />
<br />
I tym jest miłość. Moją otwartością. Świadomością faktu, że będziesz czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Twoim wysiłkiem i odwagą by poznać mnie, by wyekstrahować to wszystko, co wydaje Ci się warte uwagi i - wreszcie - Twoją pracą, by wzmocnić siebie. Obserwuj moją siłę i podpatruj moje umiejętności. Obserwuj moje błędy i ciesz się cudowną świadomością bezbolesnego nabywania doświadczenia. Dlatego - i tylko dlatego - Ella Eyre mogła zaśpiewać <a href="https://www.youtube.com/watch?v=eK5mH9oF7T4">"that we are better off as two"</a>.<br />
<br />
Chcesz przykładu? Wyobraź sobie, że popijam rum na tarasie. Jest chłodny, sierpniowy wieczór, cudownie kontrastujący z upałem minionego (i kolejnego) dnia. Jestem rozluźniony, szczęśliwy i diabelnie stęskniony do wszystkiego co istnieje, tak jak jestem zawsze, gdy patrzę w rozgwieżdżone niebo. Przychodzisz do mnie i mówisz, że marzysz o tym, by mieć swój las. Tylko Twój, na własność.<br />
<br />
Mogę następnego dnia o poranku zacząć starać się o kredyt i kupić Ci kilka hektarów lasu, które ogrodzę i nazwę Twoim imieniem. Mogę też powiedzieć Ci, że mam kilka sadzonek i na oku kawałek ziemi, który świetnie byłoby zagospodarować w jakiś rozsądny sposób.<br />
<br />
Które z tych drzew pokochałabyś jakby były Tobą i całym Twoim światem?<br />
<br />
Dominika (tylko, proszę, przeczytajcie to szeptem, tak by nie dowiedziała się by o tym tu wspominam) ostatnio poprosiła mnie bym nie mówił przy Kubie, że "ktoś jest brzydki". Cóż, nie do końca mogę się z tym zgodzić. Odrobinę zgadzam, ale nie całkowicie, bo... cóż, sądzę, że tamta persona naprawdę nie jest za specjalnie urodziwa. Oczywiście, że porównuję się do niej (jeśli jest mężczyzną) lub porównuję ją do innych, bardziej odpowiadającym moim gustom. Właściwie to porównuję wszystko i przez cały czas.<br />
<br />
Właściwie to utrzymuję się z porównywania, ale to zupełnie inna historia :).<br />
<br />
Myślę sobie, że zawsze są jacyś "ładni" i jacyś "brzydcy". To bardzo kwestia gustu, ale właściwie wszystko kwestią gustu jest. Pięknu i jego subiektywności poświęciłem cały poprzedni wpis na tym blogu. Myślę sobie, że w tym tkwi mistrzostwo - w świadomości tego, że absolutnie zawsze jest ktoś kto jest lub przynajmniej może być w czymś lepszy ode mnie. Że zawsze jest grupa ludzi, od których chciałbym wziąć chociaż odrobinę "czegoś" i rzesza ludzi, którzy nie interesują mnie za grosz. Jak bardzo świadomie - nie wiem - jednak cholernie cieszę się, że dzisiaj w moim otoczeniu jest więcej tych z pierwszej grupy.<br />
<br />
Łapczywie chwytasz się tego, co pierwsze wpadnie Ci w oko. Ten cholerny oportunizm, o którym sądziłem tak długo, że jest moją domeną! Jakże trudno odróżnić go od intuicji! Właściwie nie da się -szczególnie patrząc przed siebie. Kiedy jest to puste wykorzystywanie okazji, a kiedy umiejętne nastawianie żagla pod wiejący wiatr - to można określić wyłącznie poprzez zerknięcie za siebie. Wystarczy tylko chwila, naprawdę. Oportunista zobaczy za sobą tlące się zgliszcza, skutki pożarów spowodowanych swoimi "dokonaniami". Człowiek z intuicją - jak napisałem wcześniej "Osoba" - zobaczy całą swoją przeszłość. I nawet jeśli jest brzydka, nie odwróci wzroku.<br />
<br />
Żeby stać się Kimś trzeba zacząć od miejsca, w którym jest się nikim. Jak bardzo jesteś gotowy stać się bezimiennym? Pozwolisz sobie przeżyć na nowo to wszystko, co spowodowało Twoje cierpienia w przeszłości? Przecież właśnie to określiło kim jesteś dzisiaj! Twardym orzechem do zgryzienia. Silną wolą. Błyskotliwym intelektem. Jesteś dzisiaj, tutaj gdzie jesteś, dzięki wyzwaniom, które rzuciło Ci życie. Nie rezygnuj ze stawiania ich sobie, w dniu gdy decydujesz czy Twoje jutro będzie dobre czy wygodne.<br />
<br />
Mamy dla siebie tak wiele sadzonek. I to że widzieliśmy wiele usychających, młodych drzewek, nie oznacza, że powinniśmy przestać sadzić kolejne.<br />
<br />
D., P., M., K., J. - dziękuję za Wasze sadzonki. Moje pozostaną zawsze do Waszej dyspozycji.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUpL1vtyt5nYHCmOnF3UHYnexOTL4zCZKYzXUAn2hDB-HLbuE8V-LmaWkoiNXAQ08gIc3pABYgdzMioPtLjwxlpOHN00qVesHNFkYNCXTVu06W_6647Uk0V03BPZ1JoEDYdF72k4U81TU/s1600/IMG_20200525_205721_551.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1192" data-original-width="720" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUpL1vtyt5nYHCmOnF3UHYnexOTL4zCZKYzXUAn2hDB-HLbuE8V-LmaWkoiNXAQ08gIc3pABYgdzMioPtLjwxlpOHN00qVesHNFkYNCXTVu06W_6647Uk0V03BPZ1JoEDYdF72k4U81TU/s400/IMG_20200525_205721_551.jpg" width="241" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-74881304309272309952020-05-01T10:27:00.000+02:002020-05-01T10:27:13.122+02:00Harmonia | Piwoteka - Galante IPASłońce właśnie zaczynało lśnić na pomarańczowo, obwieszczając, że w tej części świata chyli się ku zachodowi. Siedzieliśmy w kawalerce ziomka, wyciągnięci w fotelach, obserwując to cudowne zjawisko. Słuchaliśmy lofi, miękko kładącego dźwięki po całym pokoju. Pośrodku postawiliśmy stolik, na którym tkwiła popielniczka z kilkoma dopalonymi blantami z ostatnich dni, otwieracz, dwa szkła i dwie butelki Galantego IPA z Browaru Piwoteka. Skłamałbym pisząc, że z niecierpliwością czekaliśmy na to, aż trunki się nieco ogrzeją, bo prawdę powiedziawszy - nigdzie się nam nie spieszyło. Mieliśmy plan sięgnąć po piwa kiedy będą najlepsze, a kiedy to nastąpi - who cares?<br />
<br />
Był cudowny początek maja, dni stawały się naprawdę długie, spódniczki i szorty naprawdę krótkie, a tematy do leniwej rozmowy orzeźwiająco ambitne. Chociaż tamta chwila zupełnie o tym nie świadczyła - w tamtych czasach naprawdę chciało się nam żyć.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Czym jest piękno? - zapytał kumpel. Pragnę szybko nadmienić, że nie paliliśmy tego dnia trawy, a celem rozmowy była konstruktywna dywagacja i rozwój intelektualny. Serio. Dobre piwo wymaga dobrego tematu.<br />
<br />
Ja pukałem palcami w oparcia fotela, w rytm werbli kolejnego minimalistycznego bitu.<br />
<br />
- Chciałbym to wiedzieć - odpowiedziałem. Zamknąłem na chwilę oczy i uśmiechnąłem się. Przypomniało mi się kilka naprawdę niezłych chwil. - Mam jednak wrażenie, że piękno to coś, co sprawia, że człowiek czuje się lepszy. Jakby przez krótką chwilę stawał się czymś więcej niż kawałkiem mięcha w drodze pomiędzy porodówką, a kostnicą.<br />
- W takim razie, może trzeba zadać inne pytanie - kiedy jest piękno? Kiedy się dzieje i co się dzieje kiedy jest? - mój towarzysz nie ustawał w dociekaniu. Zawsze zależało mu na dobrym punkcie wyjściowym. Lubię otaczać się takimi ludźmi - z grupy tych, którzy są gotowi chwilę pomajstrować przy obiektywie, żeby złapać naprawdę dobrą perspektywę.<br />
- Kiedy jest piękno? - powtórzyłem. - Piękno kojarzy mi się z harmonią. Ze spełnieniem, bo jest w pięknie coś takiego, co sprawia, że czuję się, jakby wypełniało wszystkie miejsca, w których czuje się pustkę.<br />
<br />
Ziomek pstryknął palcami. To było to, też miałem takie poczucie, że od tego możemy zacząć. Kumpel sięgnął po swoją butelkę "Galantego", przytrzymał chwilę w dłoni i pokiwał głową z aprobatą. Chwilę później słychać było dwa syknięcia i delikatny, metaliczny dźwięk kapsla spadającego na blat stolika. Każdy z nas zgodnie chwycił za swoje szkło (nie mogło to być nic innego, jak poczciwa Frela, jeden z przykładów połączenia dobrego rzemiosła i odrobiny radosnej sztuki - piękne naczynie) i powoli nalał zawartość butelek.<br />
<br />
Spojrzeliśmy na piwo pod słońce, korzystając z ostatnich szans na użyczenie promieni od życiodajnej gwiazdy. Miało ciemnożółty kolor, niewielką, ale śliczną pianę (trochę jak prosta, biała koszula, zawadiacko i kokieteryjnie rozpięta tuż ponad dekoltem), wydawało się odrobinę "soczkowe".<br />
<br />
- Ładne - rzekłem, konstruktywnie.<br />
- Ładne - powtórzył mój druh. - Każdy z nas ma w sobie jakąś pustkę. Myślę, że jest to jakiś rodzaj buforu, jakby cząstka śmierci, szepcząca w środku lodowatej, zimowej nocy <i>memento mori. </i>To coś co sprawia, że życie nie jest słodkie, że jest dokąd dążyć i co podziwiać. To oda do takich chwil, jak ta, w której znajdujemy się obecnie. Pochwalna pieśń ku czci równowagi.<br />
<br />
"Tak właśnie jest" pomyślałem, a chwilę później stuknęliśmy się Frelkami. Już wcześniej nachyliłem nos nad powierzchnią trunku, ale teraz z przyjemnością zrobiłem to ponownie. Od piwa cudownie buchało aromatami tropikalnych owoców, wśród których królem okrzyknęło się samozwańczo, choć całkiem zasłużenie - mango. Przygrywał mu, nucący pieśń w którymś z języków Orientu, imbir. Zdecydowałem się na pierwszy łyk. Przymknąłem na chwilę oczy i przełknąłem trunek.<br />
<br />
- I stąd pojawienie się piękna. A właściwie nie piękna! - podniosłem odrobinę głos. - Wrażliwości na piękno. Czy piękno może istnieć samo w sobie? Czy może istnieć bez obserwatora?<br />
- Skądże znowu! - odparł mój rozmówca. - Zachód Słońca bez widza, jest tylko zjawiskiem. Kwitnąca lipa bez obserwatora, to tylko łakomy kąsek dla pszczół, tak samo jak ich miód bez konsumenta jest tylko efektem pracy owadów.<br />
- Za chwilę namówisz mnie na braggot albo jakiś trójniaczek - wtrąciłem się, z lekka uszczypliwie.<br />
- Nie zaprzeczę - odpowiedział kumpel, nieznacznie się uśmiechając. - Myślę, że nic w tym świecie bardziej względnego nie znajdziesz od piękna. I jednocześnie nic co by różniło nas tak bardzo, jak jego poczucie.<br />
- Mówimy o estetyce?<br />
- Po części. Mówimy o pojmowaniu całości. Myślę, że wrażliwość na piękno wynika ze świadomości pustki. Im jest ona większa, tym bardziej dąży się do spotkań z pięknem...<br />
-...a im lepiej zna się i pustkę i piękno, tym bardziej można sobie pozwolić na więcej. Konteksty, niuanse, awangarda, snobizm. Wszystko to zabawa jednym i tym samym. Stawianiem sobie wciąż i wciąż pytania - co mnie zachwyca i co mnie zachwycić może?<br />
<br />
Jeśli już mowa o zachwycie - bo musicie wiedzieć, że Frele były już do połowy puste - potrzeba nam odrobiny retrospekcji. Galante okazało się istotnie galante, nie tylko z nazwy. To wypasione, podwójne India Pale Ale, było pełnym, mało wysyconym piwem, ze znakomitą, krągłą teksturą. Miało w sobie odrobinę imbirowego "chłodu", domieszkę słodowego "ciepła" i słodyczy owoców mango, a pod koniec cieszyło przełyk nienachalną, ale świetnie zaznaczoną goryczką. Mieliśmy przyjemność sączyć trunek, którym trudno byłoby się nie zachwycić.<br />
<br />
- To co cię zachwyca? - zapytał ziomek. Byliśmy już przyjemnie rozluźnieni. Lupulina i alkohol robiły swoje. Nasze głowy kiwały się powoli.<br />
- Kobiety - odparłem bez namysłu. - Mógłbym podziwiać je bez końca. Uwielbiam ich zróżnicowaną urodę, podziwiam ich hart ducha i zawsze ulegam mistrzowskim kokieteriom.<br />
- A oprócz kobiet?<br />
- Natura - jej spokój, cierpliwość i wytrwałość. Miasto - hałaśliwe i wyraziste. I sztuka - malarstwo, literatura, niekiedy muzyka - jeżeli jest tworzona jako dzieło, a nie rozrywka.<br />
<br />
Tak między nami - nie jestem fanem piw z dodatkami w postaci owoców. Znalazłbym może kilka produkcji, które naprawdę zapadły mi w pamięć. Wymyślne słody, przyprawy, nawet te zaskakująco pasujące śledzie - wszystko to kupuję, ale do owoców przekonania nie mam. Tymczasem w Galantym mango zagrało wybornie. Jest tak zbalansowane z "piwną" podstawą i świeżością jaką daje imbir, że nie mogę przestać podziwiać całokształtu. Harmonia poszczególnych składników gra tu kluczową rolę - nie same ingrediencje. Jak w dobrym chórze - nie ma tu pojedynczych bohaterów, ale śpiew i tak przyprawia o ciarki na plecach. Wyborna pozycja w sam raz na wyborny wieczór.<br />
<br />
- A gdybyś miał spakować plecak i pójść w świat, żeby szukać piękna, to gdzie zacząłbyś szukać? - zapytał mój przyjaciel, kiedy zostało nam po ostatnim łyku Galantego. Słońce zaszło parę chwil temu, nam zachciewało się towarzystwa kobiet i obaj kombinowaliśmy powoli jak zaciągnąć tę czy ową do Piwoteki albo Spółdzielczego.<br />
<br />
Uśmiechnąłem się szeroko na to pytanie.<br />
<br />
- Zacząłbym od szukania w sobie - odparłem i osuszyłem Frelę.<br />
<br />
Życie jest dobre.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTudYjf9GGamFoSXCOSYjVWXWThKqX_UJj7-_xjqApCwUB4fh9RqJ2jo7uoom9o6gLyeCjcWOCEBuAWeIbsArN8BT7Odcr0cK1D-iTpYQllAVWl47nHiNwvkWlFnJrSliAY-5F_xmT-Hs/s1600/IMG_4976.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1253" data-original-width="1600" height="312" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTudYjf9GGamFoSXCOSYjVWXWThKqX_UJj7-_xjqApCwUB4fh9RqJ2jo7uoom9o6gLyeCjcWOCEBuAWeIbsArN8BT7Odcr0cK1D-iTpYQllAVWl47nHiNwvkWlFnJrSliAY-5F_xmT-Hs/s400/IMG_4976.JPG" width="400" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-50282431687948403522020-04-20T21:26:00.002+02:002020-04-20T21:26:46.480+02:00Pochrzaniona | Piwoteka - Końska Dawka Wasabi Edition 2020<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Taka sytuacja, że ostatnio Służbę Zdrowia trzeba wspierać tak mocno jak tylko to możliwe. Nie żeby dotychczas nie było takiej konieczności. Na przykład ja, za swojego życia, nie przypominam sobie momentu, kiedy ktoś nie grzmiałby z jakiejś ambony, że ze Służbą Zdrowia cienko, że brakuje pieniędzy, że środków za mało, Minister Zdrowia do odwołania i tak dalej i tak dalej. Każda merytoryczna dyskusja koniec końców ląduje na poziomie rynsztokowym, co błyskotliwsi rzucą komentarzem w stylu "Owsiak chuj" i nic się nie zmieni do następnego trzęsienia ziemi. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
</div>
<a name='more'></a><br />
W związku z powyższym zdecydowałem się zachować się jak odpowiedzialny obywatel i umówiłem się na niedzielne popołudnie z naprawdę zdrową dziewuszką. Panowie z co bujniejszą wyobraźnią już pewnie zdążyli zarechotać rubasznie, myśląc sobie (poniekąd słusznie), że przymiotnik "zdrowy" równa się w tym przypadku przymiotnikowi "obfity", a skoro obfity, to już reszty nie ma co tłumaczyć tylko, jak mawiają mechanicy - "jeździć, obserwować, cieszyć się".<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Otóż moi drodzy, co to to nie. Tak się składa, że dziewusia, która zaszczyciła mnie swoim towarzystwem to niebanalna persona. Ma naprawdę niezłe pojęcie na temat historii łódzkiej weterynarii, wie to i owo o kilku wersach z Tuwima. Poza tym na co dzień mieszka w Belgii, a sezonowo (poza sezonem grypowym) wyjeżdża do Japonii. Pomyślałem sobie, że taka mieszanka nie może być zbyt ostra, ale później okazało się, że oprócz korzeni belgijskich, posiada także inne korzenie. I właśnie ze względu na nie, dostała od przyjaciółek ze studiów pseudonim "Wasabi".</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Przyszła do mnie w koszulce, która od razu wydała mi się bardzo łódzka. Może jakieś Pan tu nie stał albo Gouda Works? Nie było czasu zerkać na metki, zresztą kto rozsądny zagląda w metkę zdrowej dziewczynie? Jednakże, chociaż marki nie zapamiętałem, w pamięci utkwił mi zielony koń, którego powinien kojarzyć każdy przyzwoity pasażer tramwaju linii numer "15". Oczywistym jest fakt, że nikt nie myślał tu od razu o żadnym horseriding, ale gierka wieloznaczności miksująca historię mojego miasta, angielskie słowo "horseradish" i medyczne konotacje określenia "końska dawka" solidnie rozgrzała atmosferę już na samym początku.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Rozmowa kleiła się nam początkowo dość żwawo, później odrobinkę zaczęła zwalniać, na tyle, że mogłem z wolna przyjrzeć się mojej interlokutorce. Fryzurę miała... cóż rzec - taką o. Tak szybko jak na nią spojrzałem, tak szybko mogłem o niej zapomnieć. Mojej orientalnej przyjaciółce ewidentnie szumiały w głowie inne kwestie niż fryzura. Miała natomiast naprawdę ładne, miodowe oczęta, którymi co i rusz zerkała na mnie kusząco. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
"Dobrze więc, Wasabi" pomyślałem "niech no Cię sprawdzę!". Zbliżyłem się do niej odrobinę i już zrozumiałem dlaczego dostała właśnie taki pseudonim. Jakby nie spojrzeć i z której strony by nie spróbować - pachniała chrzanem. Ostry, intensywny zapach, przykrywał nieco delikatniejsze akcenty, które jednak niekiedy dawało się wychwycić. To te subtelne nutki owoców, mnie zdawały się przypominać żółte mirabelki czy brzoskwinie, które musiały być śladami jej perfum, które przywiozła ostatnio z Belgii.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Popołudnie rozkręcało się i gdy przyszło do konsumpcji, zastanawiałem się bardzo jak mocno będziemy w tym wszystkim we trójkę - ja, ona i chrzan. Trzeba przyznać, że ten trzeci jegomość ewidentnie miał smaka na dołączenie do nas, a Wasabi w zupełności to nie przeszkadzało. Ja, z moim zamiłowaniem do detali, starałem się wyłapać co delikatniejsze muśnięcia. I te pojawiały się, zazwyczaj na początku, w postaci krągłych, pszenicznych, a niekiedy znów owocowych nutek. Jednakże za każdym razem, finisz należał do Króla Chrzana i był to zawsze finisz palący i solidnie rozgrzewający.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Wasabi spędziła u mnie naprawdę dużo czasu - to nie była dziewczyna z gatunku tych na chwilę. Wiem co sobie o mnie teraz pomyślicie, ale wydała mi się kimś, kim warto byłoby podzielić się z innymi. Wtedy smakowałaby najlepiej, jako światowe dziewczę i z całą pewnością temat do rozmowy dla całego wesołego towarzystwa. Myślę, że sam nie zaprosiłbym jej do siebie po raz drugi, ale jestem absolutnie przekonany, że z kimś takim jak ona warto spotkać się chociaż raz.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Kiedy wychodziła powiedziałem jej, żeby pogratulowała rodzicom fantazji, bo wychować kogoś tak ciekawego i odjechanego naprawdę trzeba umieć i mieć do tego gros odwagi.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Odpaliłem papierosa, stojąc w oknie i obserwując jak oddala się w swoją stronę. Dym wydawał się przyjemnie słodki, a ja myślałem o tej nietuzinkowej kobiecie. Myślałem o eksperymentach na jakie była gotowa i na które, jak się okazało, ja też byłem gotów. Bo czasem takich doznań też nam potrzeba. Skrajnych, zaskakujących, wręcz szokujących. Idealnych na chwile, kiedy nie potrzebujemy smakować życia łyżeczkami, a bierzemy do ręki butelę lekarstwa i wlewamy sobie wprost do gardła doprawdy końską dawkę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Nie chorowałem później długo, a jeszcze przez kilka wieczorów słyszałem w głowie płacz drobnoustrojów, które odchodziły w niepamięć po spotkaniu z Wasabi. Czy uratowałem w ten sposób Służbę Zdrowia? Nie wiem czy ją cokolwiek jest w stanie uratować...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqZxo8qbwUXYkhCdAzYFSrrNnR7-ABdUpniO2i5_xADzAfAhYDb8C7FBCrTf0I4h0dKGNmP3-NeU8OSpZ0LyLK9VJHakNJGs-n4TPBbMPMjlMg-BxBbDT85JkytXsq89iW75GFhEDqkJ4/s1600/IMG_4926.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqZxo8qbwUXYkhCdAzYFSrrNnR7-ABdUpniO2i5_xADzAfAhYDb8C7FBCrTf0I4h0dKGNmP3-NeU8OSpZ0LyLK9VJHakNJGs-n4TPBbMPMjlMg-BxBbDT85JkytXsq89iW75GFhEDqkJ4/s400/IMG_4926.JPG" width="400" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-10125573554316108752020-04-07T19:09:00.002+02:002020-04-07T19:09:23.302+02:00W dziesiątkęSkręcając około 7,5 kilometra na wschód od Barnówka, z drogi wojewódzkiej numer 130 w leśną, bitą drogę (na marginesie - bardzo malowniczą), można trafić do Pałacyku Łąkomin. To śliczny, zabytkowy obiekt, oferujący usługi noclegowe, a także gastronomiczne. Oprócz bardzo smacznej kuchni polskiej Pałacyk oferuje równie smaczne rzemieślnicze piwa, warzone we własnym browarze. Nie będzie to jednak wpis o charakterze birofilskim, ani turystycznym. Po więcej informacji odsyłam Was na <a href="http://browarlakomin.pl/" target="_blank">www browaru</a> , a ja pozwolę sobie na przywołanie wspomnienia związanego z tym miejscem.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
To dość zabawne, że z browaru, który szczyci się głównie ciężkimi, mocnymi piwami (barleywine, porter bałtycki, russian imperial stout, braggot, piwa belgijskie), to mnie trafiła się sposobność wypicia lekkiego, goryczkowego pale ale. Rewelacyjne, odświeżające, sprawiło, że poczułem się niemal jak w niebie, do którego - swoją drogą - było mi całkiem niedaleko. Kilka godzin wcześniej przekroczyłem metę 46. Maratonu Dębno. Dominika ze łzami w oczach zakładała mi na szyję medal po biegu, który okazał się najszybciej przebiegniętym przeze mnie maratonem - 42,195 km przebiegłem w Dębnie w 3 godziny 17 minut. </div>
<div>
<a name='more'></a><br /></div>
<div>
Kilka dni temu Browar Łąkomin, przez facebookowy profil "Piwna piątka", opublikował zdjęcie sali restauracyjnej, w której spijałem triumfalne <i>ale </i>- całej zastawionej kartonami z piwem. Kilka browarów (w tym cholernie lubiany przez mnie Spółdzielczy z Pucka, który posiada w Łodzi swój pub - polecam!) skrzyknęło się, by ratować się wzajemnie w dramatycznej sytuacji, spowodowanej pandemią koronawirusa i zorganizowało sprzedaż dwudziestu piw ze swojej oferty. Ani dziś, ani w ubiegłą niedzielę, ani w przyszłą nie wypiłbym tam żadnego <i>ale, </i>także dlatego, że Maraton Dębno został odwołany. Gdybym w tym roku szykował się do złamania życiówki na wiosnę, moje marzenia wykończyłby COVID-19.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jestem winien sobie i po części Wam, drodzy Czytelnicy, kilka słów, a propos sportowego wydarzenia, które dla mnie zdominowało całkowicie 2018 i 2019. Zdecydowałem się zdobyć - i zdobyłem - Koronę Maratonów Polskich. Co to oznaczało - formalnie? Ukończenie w ciągu dwóch lat maratony w Krakowie, Dębnie (wiosną) oraz w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu (jesienią). W praktyce? Była to ogromna przygoda, gigantyczne wyzwanie dla organizmu, sporo wysiłku organizacyjnego i... </div>
<div>
<br /></div>
<div>
...kiedy dostałem pamiątkowy medal, wyjąłem go z koperty i odłożyłem na półkę, schowany w czarnym woreczku, w którym do mnie dotarł. Do dziś nie wydrukowałem sobie certyfikatu, który otrzymałem, jako potwierdzenie zdobycia Korony. Osiągnięcia celu, który zjadł mi dwa lata życia, praktycznie nie celebrowałem. Po ostatnim z piątki maratonie w Poznaniu miałem ochotę zapomnieć o bieganiu na długi, bardzo długi, czas. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jestem pod ogromnym wrażeniem swojej wytrwałości i determinacji. Podobnie zresztą - jestem pod wrażeniem cierpliwości i wyrozumiałości moich najbliższych, szczególnie Dominiki. W dużej mierze na własne życzenie przeszedłem ogromne trzęsienie ziemi - właściwie dokładnie w czasie, w którym zacząłem przygotowywać się do pierwszego startu w Krakowie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zaczęło się od pójścia do nowej pracy, a skończyło na poważnych turbulencjach o charakterze osobistym. Skutkiem tego na krótki czas powróciło mi do głowy widmo nawrotu objawów depresji, a bardzo długo walczyłem z atakami lęku. Najgorszy był czas między majem, a wrześniem ubiegłego roku, czyli dokładnie wtedy, gdy musiałem szykować się do ukończenia dwóch maratonów w ciągu pięciu tygodni. Już wtedy przyznawałem to przed sobą, a dziś mogę zrobić to z naprawdę czystym sumieniem - nie chciałem i nie potrafiłem cieszyć się ani dwoma ostatnimi maratonami, ani zdobyciem Korony. Zwyczajnie nie miałem do tego głowy, poza tym poważnie obawiałem się czy w ogóle powinienem biec i czy mój organizm to wytrzyma.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czym był dla mnie Maraton w Dębnie? Myślę, że miał ogromne znaczenie, w kontekście wszystkiego co działo się wokół mnie jakieś pół roku przed startem i ma jeszcze większe znaczenie dziś. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Przede wszystkim - przygotowałem się do tego biegu, jak do żadnego innego w życiu. Pieczołowicie. Dokładnie. Uczciwie. Z uwzględnieniem tego co chcę osiągnąć i na co mnie rzeczywiście stać. Wynik był wypadkową. ale nie był wypadkiem czy przypadkiem. Od października do kwietnia zwyczajnie wybiegałem formę na to 3.17. Co się zatem okazało? Że można przygotować się do maratonu. Że można przygotować się do wszystkiego w życiu. Że tylko systematyczna, ale też jakościowa praca może dać odpowiednie efekty. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jednak przygotowanie to nie wszystko. Trzeba umieć z niego skorzystać. Będę powtarzał ten moment jeszcze w wielu tekstach - na starcie Maratonu Dębno miałem ogromne wątpliwości, czy chcę i powinienem "atakować" czas poniżej 3.20, tak jak sobie zakładałem. A co jeśli przesadzę z tempem? Jeśli się zajadę? Pomyślałem wówczas - chłopie, masz jedną jedyną szansę. Albo spróbujesz zrobić to teraz, albo możesz nie mieć okazji już nigdy. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Spróbowałem. Poszło niewiarygodnie gładko. To był naprawdę bieg, z którego mam najmniej wspomnień. Po prostu zrobiłem tam swoje. I podziwiałem widoki.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Myślę, że właśnie w tej króciutkiej chwili, w tym kilkusekundowym dialogu z samym sobą, zawarły się wszystkie odpowiedzi i wszystkie decyzje, jakie później podjąłem. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=LrJzo0H0N8A" target="_blank">"Żyje się raz, do diabła żyje się raz".</a> </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kiedy równo (co do dnia!) miesiąc później stanąłem przed koniecznością podjęcia ogromnej, ryzykownej, trudnej i bolesnej decyzji - podjąłem ją bez wahania. Serce biło, dudniło jak oszalałe, ale wątpliwości nie było za grosz. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=sdZzY0-6sxs" target="_blank">Odesłałem demony do piekła.</a> Trafiłem w dziesiątkę. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Odtąd trafiam tylko w dziesiątkę. Poszedłem na terapię. Odsunąłem daleko od siebie depresję i lęki. Wiem, że mogą wrócić w każdej chwili, ale dziś wiem jak sobie z nimi poradzić - i radzę, gdy przychodzi potrzeba. Dominiki brzuch - raptem kilka dni temu - zaczął poruszać się od ruchów naszego drugiego potomka. Mam świetnego Syna - mógłbym spędzić resztę życia tylko na obserwacji tego jak cudownie się rozwija. Wyczyściłem wszystkie relacje, które wymagały posprzątania. W głowie i w sercu spaliłem na stosie kilkoro, których nie chciałbym więcej spotkać na swojej drodze. I życzę im by oni nie weszli mi nigdy w drogę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Uczę się. Czytam. Piszę. Rozwijam. Świat jest dla mnie polem nieskończonych możliwości. Ostatnie wydarzenia tylko mnie w tym utwierdzają. Straciłem wiele ze swojej wolności, którą tak bardzo cenię, a jednak - nie czuję się gorzej. Akceptuję to. Szukam możliwości, myślę możliwościami, działam możliwościami. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie biegam, chociaż dwukrotnie byłem na dobrej drodze do tego, by wrócić do regularnych treningów. Brakuje mi tego, ale czekam jak sytuacja się uspokoi. Dziś czuję jak wielkim szczęściem były dla mnie starty. Chciałbym wrócić do biegania zawodów nawet i co tydzień. Piątki, dziesiątki, półmaratony, maratony - może jakiś duathlon, triathlon, bieg ultra? Przygody, tak bardzo łaknę przygody!</div>
<div>
<br /></div>
<div>
I dziś, siódmego kwietnia 2020 roku, w chwili, gdy założyłem na ramię pięć medali, gdy złapałem w palce medal Korony - poczułem się szczęśliwy, poczułem się dumny. Strasznie dziękuję sam sobie za tę Koronę. Za bieganie. Za pisanie. Za Rodzinę. Dziś przypomniałem się po co to wszystko robiłem. Ćwicząc dziś jogę stałem w pozycji Drzewa - świetna alegoria. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=InME0wn4Fnw">Wzrastam, bo karmię się zdrowo i pożywnie.</a> Wokół mnie rośnie piękny, różnorodny las.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jestem wdzięczny. Jestem dumny. Jestem szczęśliwy. Największym grzechem pozostaje dla mnie grzech zaniechania, ale nie wydaje mi się, żebym miał go jeszcze kiedykolwiek popełnić. Bywam na szczycie, a gdy tam jestem - skaczę w przepaść, po drodze budując samolot.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Po kilkudziesięciu spotkaniach moja terapeutka powiedziała mi, że mówiłem o różnych rzeczach, często o traumach i wydarzeniach bardzo trudnych, ale nigdy nie usłyszała ode mnie słów "nie dam rady". Świetnie było sobie to uświadomić. A jeszcze świetniej jest wiedzieć, że to nie przypadek, że akurat te słowa nigdy nie padły z mojej strony. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kiedy strzelam, zawsze trafiam w dziesiątkę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3lwyMw_yDsoZm7a6FUSNMSRdDG697dXkdBgZbvuMs0j_TIpfJVBSh1mkkg52g2WoprODLfqAt-tA468vw3pNrG2hxQvZv8tBmOqTaKiopVZ2-8hskWVsd01Jmp8Po9GNqaovCrDZYOas/s1600/IMG_4868.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1067" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3lwyMw_yDsoZm7a6FUSNMSRdDG697dXkdBgZbvuMs0j_TIpfJVBSh1mkkg52g2WoprODLfqAt-tA468vw3pNrG2hxQvZv8tBmOqTaKiopVZ2-8hskWVsd01Jmp8Po9GNqaovCrDZYOas/s400/IMG_4868.JPG" width="266" /></a></div>
<br /></div>
Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-10439594312772944492020-01-24T09:13:00.000+01:002020-01-24T09:13:01.663+01:00Dwudziesty czwarty styczniaData, na którą powołuję się w tytule, jest dla mnie bardzo znacząca. Abstrahując od faktu, że mam fioła na punkcie zapamiętywania różnych momentów z przeszłości i przypisywania im konkretnego miejsca w historycznym kalendarzu - są takie dni, które po prostu wyryły się w mojej tożsamości jak tatuaż na skórze. To data urodzin kobiety, którą <a href="https://www.youtube.com/watch?v=TrUERC2Zk64" target="_blank">I used to love</a> nieco ponad dekadę temu. W nocy z 24 na 25 stycznia, równo dekadę temu, na skutek traumatycznego ataku paniki, zaczęły się moje zmagania z depresją i różnego rodzaju napadami lękowymi.<br />
<br />
Dziś odrobinę przeraża mnie myśl, że potrzebowałem przeżyć 10 lat, próbując poradzić sobie na własną rękę z przytłaczającymi i odbierającymi jakąkolwiek przyjemność z życia stanami umysłu.<br />
<br />
<a name='more'></a>Rok temu, przy okazji 24.01, popełniłem tekst pod tytułem <a href="https://mateuszbajas.blogspot.com/2019/01/popio.html" target="_blank">"Popiół"</a>, luźno odnoszący się do wydarzeń z odległej, licealnej przeszłości i mojej relacji z N. Kto by pomyślał, że stanie się miniaturowym proroctwem wydarzeń kolejnych miesięcy, zupełnie tak jakby teraźniejszość nie odrobiła pracy domowej z historii i podsunęła mi po raz kolejny bardzo podobne wyzwanie?<br />
<br />
Cóż, właściwie to ja byłem całkiem przekonany, że dokładnie tak się stanie.<br />
<br />
W ubiegłym roku, na początku stycznia, zdecydowałem się na wytatuowanie sobie na łydce wizerunku Włóczykija - odwróconego plecami do obserwatora, zmierzającego niespiesznie gdzieś pomiędzy drzewa. Bardzo długo dryfowałem przez życie, niekiedy przybijając do lądu, po to jedynie, by odejść. Jak często odchodziłem z przymusu? Prawie zawsze. I zawsze owładnięty poczuciem absolutnego braku zrozumienia, zawsze pełen rozgoryczenia, rozczarowania i złości, która rzutowała na moją codzienność - wyrastając w postaci napadów frustracji i gniewu.<br />
<br />
Przemierzając przedziwny wszechświat, pełen pytań i wątpliwości, wypełniałem długie godziny mozolnej podróży rozważaniami - kim jestem, dlaczego jestem, czy jestem czegokolwiek wart i czy to ja nie zasługuję na ten świat lub czy to ten świat nie zasługuje na mnie. Trudno mówić o budowaniu jakiegokolwiek trwałego fundamentu moralnego, gdy wątpi się w zasadność swojego istnienia. Jakby architekt projektował dom, nie wierząc, że ta konstrukcja ma w ogóle prawo utrzymać się, bez zawalenia.<br />
<br />
Walący się dom to, swoją drogą, ciekawa sposobność do przejścia o kolejną myśl dalej - to właśnie ten obraz, który przyśnił mi się tamtej feralnej nocy i rozpoczął serię katastrof mojego zdrowia psychicznego.<br />
<br />
Lęk to największą iluzja życia. Nie ma w tym świecie niczego bardziej nieistniejącego, niczego bardziej złudnego. To projekcja nieistniejącego wydarzenia, które mimo to wywołuje silną reakcję emocjonalną - tak silną, że niekiedy wręcz obezwładniającą. Lęk wypełza niepostrzeżenie, w cichych i zupełnie nie wskazujących na jakiekolwiek zagrożenie sytuacjach. Podczas nudnego spotkania w pracy. Podczas wieczornej lektury książki. Podczas oglądania książki z dzieckiem. W nocy, tuż przed zaśnięciem lub tuż po przebudzeniu.<br />
<br />
Odeprzeć go, to znaczy zaakceptować go. Pozwolić mu działać. Dać mu się wyszumieć. I pomyśleć sobie - skoro z tak silną obawą można sobie w racjonalny i rozsądny sposób poradzić, to czego się obawiać? Gdzie przebiega granica życia? Granica ludzkich możliwości? Nieskończenie daleko. A gdy patrzy się w nieskończoność - ugwieżdżone niebo albo na morze, z perspektywy wysokiego klifu - nie ma miejsca na małostkowość, na próżność, na złośliwość.<br />
<br />
Tak jak mam wspaniałą pamięć do dat i do kojarzenia wydarzeń z punktami na osi czasu, tak kompletnie nie potrafię zapamiętywać imion. Są na tym świecie osoby, które znam po kilka lat, ale boję się zwracać do nich po imieniu, bo nie jestem pewien, czy istotnie nazywają się tak jak mi się zdaje.<br />
<br />
Mimo to jest kilka takich, które zapamiętałem aż nazbyt dobrze. Może ułatwiły mi to skojarzenia, w dużej mierze związane z pejoratywnymi określeniami, wypisanymi dwa akapity temu. Kamil do dziś nie odpowiedział mi na wiadomość wysłaną trochę ponad rok temu. Daria podobnie, mijaliśmy się ostatnio na przejściu dla pieszych, ale nie zwróciła na mnie uwagi. Klaudia pisze wiadomości jakby była przyjaciółką, ale nie potrafi znaleźć chwili na kawę, też od jakiegoś roku. Karol jest synonimem pustego tchórzostwa i posłańcem niosącym puste słowa. Aleksandra to alegoria egoizmu, manipulacji, nieszczerości i - znów - tchórzostwa. U Piotra kompletnie nie wiem co się dzieje, ale pewnie wiele się nie zmieniło - czeka, aż film pod tytułem życie przeleci do ostatniej klatki.<br />
<br />
Dziś błogosławię swoje decyzje. Dziś czuję siłę. Nie potrafię czuć obojętności, a jednak pewne konteksty stają się dla mnie coraz bardziej szare. Nie mam miejsca w duszy na trzymanie wciąż i wciąż sznurków, które druga strona już dawno porzuciła - ze strachu robiąc to po cichu i nocą. Te sznurki były jak więzy, które pętały mi nogi, ściskały serce i blokowały umysł.<br />
<br />
Jestem jak diament. Album Commona "Be" kończy się... czymś w rodzaju <a href="https://www.youtube.com/watch?v=qVR9KsYH4Sc&list=OLAK5uy_nDEj1P3Bk0qNAWGEWG3R1nuW3BbDiaJmk&index=12&t=0s" target="_blank">przemowy, czytanej przez ojca artysty</a>. Mówi tam takie słowa:<br />
<i><br /></i>
<i>Be boundless energy (...)</i><br />
<i>Be a brilliant soul, sparkling in the galaxy while walking on earth (...)</i><br />
<i>Be eternal</i><br />
<i><br /></i>
Ten świat nie należy do mnie. Mam wszelkie powody do tego, by go nienawidzić. Na marginesie - o jednej z osób myślałem ostatnio, że jej nienawidzę... i poczułem wyrzut sumienia, że tak pomyślałem. I byłem zły na siebie, bo właściwie to naprawdę jej nienawidzę. Ciężko sobie na to zapracowała. Podobnie jak ogromne rzesze ludzi pracują na to bym zwątpił w ludzkość.<br />
<br />
Nie potrafię.<br />
<br />
Kocham piękno. Kocham być otwarty. Kocham słuchać, nawet gdy niekiedy uszy mi krwawią od nadmiaru małostkowości i bylejakości. Kocham doświadczać i - coraz lepiej mi to wychodzi - dzielić się tym doświadczeniem z innymi. Jestem tak wyjątkowy. Czuję się tak wyjątkowo. Jakbym stał stopień wyżej. I myślę, że istotnie stoję. Myślę, że moja energia może parzyć. Że w jej ogniu spala się każdy objaw fałszu, każda oznaka zazdrości, każdy okruch nienawiści i wali się każdy mur. Zaglądam prosto do wnętrza. Patrzę prosto i wyłącznie - w serce. Nie widzę niuansów, nie widzę masek, nie słyszę półsłówek.<br />
<br />
Jestem księżycem w pełni i nowiu jednocześnie. Jestem yin i yang. Każdym z bliźniąt.<br />
<br />
Jestem człowiekiem. I nie muszę się zastanawiać, czy to życie, to istotnie historia o mnie. Bo życie - to ja.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2VVDOn9A8lobviVMB0rPPyRm-sMMhCjfpIhgb88XaMwOXV6Jk63x6j_EwjawbwOEhmS1b3oNcHnHMQfRQ7PyWr82mpIV11-z8Ixpm_5_vQOT17Gn7S0kB81_myV3z5PNld2QBXqBehws/s1600/IMG_0528.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2VVDOn9A8lobviVMB0rPPyRm-sMMhCjfpIhgb88XaMwOXV6Jk63x6j_EwjawbwOEhmS1b3oNcHnHMQfRQ7PyWr82mpIV11-z8Ixpm_5_vQOT17Gn7S0kB81_myV3z5PNld2QBXqBehws/s400/IMG_0528.JPG" width="400" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-33999590918901760252019-09-22T08:02:00.001+02:002019-09-22T08:02:08.442+02:00PolitikTo było pudrowo - pastelowe popołudnie. Szalejący od kilku dni wiatr przegonił wszelkie możliwe zanieczyszczenia powietrza, które dzięki temu było cudownie czyste i przejrzyste. Kolory - jak to u zarania jesieni - były wyraźne i ciepłe. Było blisko osiemnastej, więc cały okruch świata, jaki dane było mi oglądać, skąpany był w pomarańczowo - różowych tonach. Zbliżał się zachód słońca. Zbliżał się zachód roku. Było jeszcze ciepło, ale już odrobinę rześko. Było jeszcze jasno, ale wieczór pojawiał się już wcześnie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDtkdLGgfv0DS9dnjUXpab01GTu1gmjret29RoctknXGaTWYnz1DwxGE8YFOmDs5BW7aEUfLELq_ONIgyOcwmO-VLPGDarwUpHHmZCJSI-uT8Fh0GCNMvgDv7Dc9HKc3H91J3MSVGd6UM/s1600/IMG_0738.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDtkdLGgfv0DS9dnjUXpab01GTu1gmjret29RoctknXGaTWYnz1DwxGE8YFOmDs5BW7aEUfLELq_ONIgyOcwmO-VLPGDarwUpHHmZCJSI-uT8Fh0GCNMvgDv7Dc9HKc3H91J3MSVGd6UM/s400/IMG_0738.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Przychodził czas na zmianę. Powolną i niemal niezauważalną - jak zawsze. Największe zmiany zwiastowane są przez najmniejsze symptomy. Zmiana to najwytrwalszy z wędrowców. Stąpa małymi, niespiesznymi krokami, ale czyni to tak konsekwentnie, że nim zdążyć się zorientować - nie dojrzysz już skąd ten włóczęga wyruszył.<br />
<br />
Kocham się w detalach. Zatrzymałem się na środku ulicy tylko po to, żeby poprzyglądać się przez kilka chwil dachowi kamienicy, urozmaiconemu kominami i oświetlonemu pomarańczowym światłem słońca. Kilka kroków dalej, na rogu małych uliczek, chowających się przed wzrokiem pasażerów "6" sunącej po Rzgowskiej, dopatrzyłem się kolejnej ciekawej kamieniczki. Była pusta i przypominała więzienie. Jej ciemne, smutne okna i brudna elewacja, kontrastowały z jaśniejącymi w tle, białymi blokami.<br />
<br />
Każdy uprawia swoją politykę. Lubujemy się w wywieraniu wrażenia. Obietnicach. Kłamstwach i kłamstewkach. Układach. Manipulacjach. Kochamy się w słowach i frazesach. Wtrącamy opozycję do więzień milczenia i obojętności - zimnych i ponurych, jak ta kamieniczka na Chojnach. Dobrze jest dobrze wypadać. Mieć ostatnie zdanie. Zwyciężać. Dzierżyć w dłoni poczucie kontroli. Wyższości.<br />
<br />
Silne kobiety ustawiają sobie na tapetę poster "We can do it!", po czym szybko znajdują sobie silnego, choć niewyraźnego mężczyznę. Twardzi, zorganizowani mężczyźni noszą w sercach poczucie obowiązku wobec kobiet, który wypełniają, płacąc swoim zdrowiem i szczęściem kochających ich rodzin. Starsze dzieci wytrzymują więcej. Starsze dzieci muszą sobie radzić. Człowiek jest jak dom - to freudowska symbolika - bez solidnego fundamentu runie. Starsze dzieci są tak samo wrażliwe jak wszystkie inne. Potrzebują tyle samo wsparcia ile ich młodsze rodzeństwo.<br />
<br />
Pozostawieni sami sobie okazujemy się silni. Postawieni pod ścianą albo w kryzysowych sytuacjach radzimy sobie najlepiej. Ale to nie jednorazowy stres spowodowany nagłym wydarzeniem zabija. Zabija codzienna obawa - przed wielkim i przerażającym światem. Można sobie z nim radzić - wielu z nas ta sztuka naprawdę się udaje. Tylko, że to ciężka, systematyczna praca, której za żadne skarby nie wolno porzucić.<br />
<br />
Patrzymy na siebie w domach, w zakładach pracy, na siłowniach czy w lepszych lub gorszych knajpach. Przyglądamy się sobie, obserwujemy. Dlaczego, w takim razie, pytamy dopiero po wszystkim - "Jak było?". Gdzie zapodziały się pytania - "Jak sobie radzisz?" czy "Jak się czujesz?" - w trakcie? Na mecie każdy jest szczęśliwy, uwierzcie mi, jakkolwiek trudny nie byłby bieg, z którym się mierzył. Czy to znów polityka? Hej, potrzebuję Ciebie każdego "dziś", nie tylko przy okazji (trudnych) wyborów. Łatwiej mi o decyzję kiedy znam kontekst. Karm mnie nim pomału, dzień po dniu, jak hostią.<br />
<br />
Nie oceniam. Rozumiem. Wybaczam. Kocham. Ale kłamstwem jest, że miłość jest bezwarunkowa. Aby kochać tak najmocniej, muszę wiedzieć co dzieje się w Twoim sercu, w Twojej głowie i w Twoim życiu. Nie potrzebuję wiedzieć wszystkiego, ale jeśli mamy być dla siebie wszystkim, to jakże mielibyśmy to oprzeć na niczym?<br />
<br />
Zamykam oczy na starcie i otwieram tuż za metą. Wychodzę ze stadionu. Mam łzy w oczach. Stoisz na końcu korytarza. Uśmiechasz się do mnie, ale jestem pewien, że trzęsą Ci się dłonie. Spokój jakim mnie obdarzasz jest największym darem jaki mógłbym otrzymać, ponieważ jest całkowicie nierealny. Kosztuje Cię to wszystko jeszcze więcej nerwów niż mnie. Mimo to stoisz na końcu każdego z tych korytarzy. Jesteś Skałą.<br />
<br />
My też bawimy się w politykę. Chociaż jesteśmy zgodni - sprzeczamy się. Chociaż potrzebujemy tego samego - za wszelką cenę sugerujemy różne rozwiązania. Jesteśmy dla siebie dyskomfortem, chociaż spotkaliśmy się by znaleźć wreszcie komfort. Trudno nam przy sobie osiąść na laurach - chwała Bogu. Ja chcę Cię widzieć taką jaka potrafisz być. Ty chcesz mnie widzieć w dokładnie ten sam sposób. I często, gdy znów atakuje mnie lęk, gdy znów boję się zasnąć i znów czuję się tak mały i bezbronny - mówisz mi o tym, że kochasz moją aktywność, moją pewność siebie i mój uśmiech. I chociaż w te ciemne noce ciężko mi uwierzyć w ich istnienie w ogóle - nie tylko we mnie - przywracasz mi tę wiarę. I budzę się rano. I szukam.<br />
<br />
A wieczorem wychodzę na spacer. I chociaż wydaje mi się, że znów jestem roztrzęsiony, znów zmęczony i znów obolały - staję na ulubionych chodnikach, w ulubionych parkach i znajduję. Są rany, które wydaje się, że nigdy się nie zaleczą. Spaceruję ulicą, którą szedłem gdy na horyzoncie widniały sztandary wojny. Była wówczas wyrwą, pustą przestrzenią między jednym krawężnikiem, a drugim. Dziś nic już nie wskazuje na to, że kiedykolwiek działo się tam coś takiego. Nie ma wyrwy. Nie ma wojny.<br />
<br />
Nie ma ran.<br />
<br />
Noszę na sercu blizny, którymi chwalę się chętnie, bo zdobią mnie jak tatuaże. "Nie mogę Ci wiele dać", bo te blizny i tatuaże to właściwie wszystko co mam. Innym niech zostanie polityka. I nadzieja - nie taka, jaką tętni Twoja krew, gdy w brzuchu rozwija się nowe życie. Nadzieja na to, że ktoś ich wybierze.Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-70178003643313410972019-09-10T21:46:00.002+02:002019-09-10T21:50:05.125+02:00Bunt"I will survive and be the one who's stronger<br />
I will not beg you to stay<br />
I will move on and you should know I mean it<br />
Wild horses run in me."<br />
<br />
Płakałem na mecie każdego z dziesięciu maratonów, które dotychczas ukończyłem. Kiedy piszę te słowa też mam ściśnięte gardło, mam tak od kilku godzin. Widzę metę zbliżającą się z każdym krokiem. Jestem o krok od zamknięcia pewnego cholernie ważnego okresu w moim życiu. Kto wie czy nie najważniejszego? I wcale nie myślę o nadchodzącej Koronie Maratonów (40 dni i 2 x 42,195 do celu!).<br />
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
Pięć miesięcy temu podjąłem bardzo ważną decyzję, której dziś zbieram plony. Obfite plony. Leżę spokojny na łóżku i zerkam za okno. Mój oddech jest miarowy, a mięśnie rozluźnione. Myśli przepływają swobodnie. Jest w nich coraz mniej lęku - a jeśli ten pojawia się - umiem sobie z nim poradzić. Jest potrzeba aktywności - ale rozsądnej. Jest przestrzeń na odpoczynek. Nie ma wykrzykników. Nie ma świecących się na czerwono znaków zapytania. Nie ma depresji.<br />
<br />
Jestem zdrowy.<br />
<br />
"I walk upon a river like it's easier than land<br />
evil's in my pocket and your will is in my hand"<br />
<br />
Często myślisz o sobie? O tym co dla Ciebie dobre? Och, przecież któż lepiej niż Ty wie co przyniesie dla Ciebie największą korzyść! Możesz czytać książki, możesz oglądać filmy, możesz słuchać podpowiedzi, ale nic nie zastąpi złotego daru, jaki posiadasz w sobie od urodzenia. Nic nie zastąpi intuicji. Tego cudownego, subtelnego, a jednocześnie cholernie wyrazistego uczucia, którym mówisz sobie: "hej, to dla mnie świetne". I wystarczy robić to, co ten feeling Ci podpowiada.<br />
<br />
Możesz też zanegować to. Możesz zanegować wszystko. Masz do tego prawo. Możesz być pieprzonym buntownikiem i pokazać całemu pieprzonemu światu pieprzony środkowy palec. Znam to. Mam to za sobą. To świetna sprawa - zbuntować się. Uwielbiam wyjść poza schemat. Pokazać gołe dupsko tym wszystkim poważnym twarzom. Tylko nie w tym kryje się największe arcydzieło buntu.<br />
<br />
Jest nim bunt wobec samego siebie.<br />
<br />
To jest wyzwanie! Powiedzieć sobie: pierdol się! Nie będzie tak. Nie będziesz zachowywać się w ten sposób. Nie będziesz żyć w ten sposób!<br />
<br />
Nie zmienisz siebie, ale możesz zmienić swoje zachowania. Możesz powiedzieć sobie, że ten w lustrze to niestety Ty. To najtrudniejszy moment tego roku. Dzień gdy zamknąłem oczy i w wyobraźni dojrzałem siebie samego. Nie byłem z siebie dumny. Bałem się tego człowieka, którym jestem. Bałem się powiedzieć mu, że się myli.<br />
<br />
Wtedy otworzyłem oczy. I powiedziałem głośno: mylisz się. Wtedy zatrzęsła się ziemia. Gwiazdy wyblakły pomimo czarnego nieba. A ja stałem, choć dygotały mi nogi, choć uginały się plecy i choć moje dłonie były zimne aż do szpiku.<br />
<br />
Gwiazdka z nieba zstąpiła do moich progów, chociaż właściwie - sam ją sobie zdjąłem z nieboskłonu. Wierzysz, jak każdy z nas, w ten jeden najlepszy z wyborów? Nie ma najlepszych wyborów. Wszystkie są dobre. Zły jest tylko brak wyboru. Brak wyboru mamrocze słowa "Guts over fear". Wybór śpiewa na całe gardło "Simply the best".<br />
<br />
Wiele muzyki było we mnie, gdy to wszystko zaczęło się, w ubiegłym roku o tej porze. I znów intuicja mnie nie zawiodła. Najmocniej ze wszystkich, utkwiło mi w głowie "1998".<br />
<br />
"There's nothing left for you to say<br />
by the way".<br />
<br />
Mówiłem przecież, że ja nie mylę się nigdy.Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-76183743458722298262019-09-03T20:52:00.000+02:002019-09-03T20:55:52.679+02:00EllaRozłożyłem się wygodnie na starej, skórzanej sofie, która za dnia służyła kameralnej kawiarence, pracującej do 16. Dzień minął, jak każdy, cicho i niepostrzeżenie. Słońce wsunęło się subtelnie pod wilgotną otulinę horyzontu i nastała noc. Wyszedłem wtedy z domu i, tramwajem linii "2", pojechałem do Centrum. Był wtorek, powietrze było zimne i mgliste, więc ulice były przyjemnie puste. Nie spojrzałem nawet w kierunku Piotrkowskiej, tylko od razu odbiłem w stronę dawnej Spacerowej. Skłamałbym pisząc, że nie lubię już oglądać się za ostentacyjnymi pięknościami, ale od pewnego czasu zbyt łatwo przychodzi mi dopatrywanie się u nich oczywistych wad, takich jak chociażby głupota.<br />
<br />
Wytłumaczę się od razu, że nie uważam Piotrkowskiej za głupią ulicę. To tylko metafora.<br />
<br />
<a name='more'></a>Dosiadła się do mnie akurat w momencie gdy nabrałem ogromnej ochoty na papierosa. To miał być tekst bez używek, ale jeśli już udało mi się znaleźć czas i energię na napisanie czegokolwiek, to wolę sobie pofolgować. Toteż właśnie wtedy, gdy zastanawiałem się, w której z kieszonek plecaka zostawiłem papierosy, a w której mam zapalniczkę i podczas czego zacząłem mimowolnie nucić "O, Ela, straciłaś przyjaciela"...<br />
<br />
- Ela? - zapytała, opierając się nonszalancko o kanapę, tuż za moim prawym barkiem. Nie odwracałem głowy, wciąż zajęty poszukiwaniami.<br />
- Taki jest tekst tej piosenki - odparłem. Znalazłem zapalniczkę.<br />
- Nie ma w nim jakiejś literówki? - drążyła dalej.<br />
- Może i jakaś jest - powiedziałem od niechcenia. Akurat przypomniało mi się, że fajki mam w kieszeni kurtki, a nie w plecaku.<br />
- Jaka? - była jak zawsze niezmordowana w swojej upierdliwości. Nie sposób było jej nie kochać za to.<br />
- Ja bym tam dorzucił drugie "l". Co ty na to? - tym razem to ja spytałem, jednocześnie wyciągając w jej kierunku otwartą paczkę papierosów. Dwa pytania za jednym strzałem! Pokiwała głową, a następnie pokręciła głową. Zrozumiałem, że na papierosa idziemy i że ni w ząb nie o taką literówkę jej chodziło.<br />
- Ella? - powiedziała cicho i zaciągnęła się. - Jak Ella Eyre?<br />
- A jak przeczytasz to po hiszpańsku to wyjdzie "ona" - dodałem, jak to ja, odrobinę się mędrkując.<br />
- I "ona" to kto?<br />
- Jeszcze do niedawna myślałem, że "ty" to "ona".<br />
- Ale?<br />
- Ale "ty" to "ty". A "ona"? - wzruszyłem ramionami. - Pierdolona.<br />
<br />
Uśmiechnęła się gorzko, ja zresztą też. Gorzko oznaczało, że po papierosie przyjdzie pora na India Pale Ale.<br />
<br />
- Jak ci minął rok? - zapytała, gdy wróciliśmy na kanapę. Wyciągnęła nogi, opierając swoje łydki o moje uda.<br />
- Też cię to bawi, że mam dwa Sylwestry w roku i w każdy z nich jestem tak samo wycieńczony?<br />
- Bawi mnie jak bardzo inny stałeś się przez ten rok.<br />
- Wydaje ci się. Jestem wciąż tak samo zmęczony. Boję się wciąż tak samo. I denerwuję wciąż i wciąż.<br />
- Jednak twoje oczy mówią co innego. Wydajesz się znacznie bardziej pewny. I te blizny...<br />
- Gdzie widzisz blizny? - zapytałem zaskoczony. Wycelowała palec wskazujący prosto w moją pierś. Nieświadomie zacisnąłem zęby. - Tak. Zmieniłem się, ale wciąż pozostałem minimalistą. Zdecydowałem się poświęcać tylko dla zmiany o 180 stopni. Są wokół mnie lepsi ode mnie. Zmieniają się o 360 - dodałem i pociągnąłem solidny łyk z nonic'a.<br />
<br />
- Modlę się już o październik. Boże, dzień po koronacji będę najszczęśliwszym ze szczęśliwców. Wrócę, po niemal dekadzie! do strefy komfortu.<br />
- Królu... - zaczęła mówić, ewidentnie chcąc mi się przypodobać. - Będziesz znów rządził swoim królestwem?<br />
<br />
Kiwnąłem głową.<br />
<br />
- Ta bajka zapowiada się tak jakby wreszcie miało paść "...i żyli długo i szczęśliwie" - rzekła.<br />
- Skąd mam wiedzieć ile będą żyli i jak? Wybacz mi, ale nie użyję takiej narracji. Poza tym nadal nie umiem wyleczyć się z lęku przed śmiercią.<br />
<br />
Uniosła brwi.<br />
<br />
- Jest dla ciebie cokolwiek pewnego w tym wszystkim? - uśmiechnąłem się szeroko.<br />
- Jest. Królowa. I Książę. I to, że żyjemy do końca życia. I tym się, do cholery różnimy. Żyjemy do końca życia. Wiesz co jest alternatywą? Umierać aż do śmierci.<br />
<br />
Objęła mnie i przyciągnęła do siebie. Leżeliśmy tak długo, przytuleni. Było mi ciepło i wygodnie. Było mi cholernie dobrze. Podniosłem głowę i spojrzałem jej w oczy. Śmiały się do mnie, razem z całą jej twarzą.<br />
<br />
- "Ty" to Ty. "<a href="https://www.youtube.com/watch?v=95runRidMio" target="_blank">Toujurs vif - tylko głupiec w to wątpi</a>".<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPstOBcB-veQZ5Pm5GG6K3a8rtwIE12pIggSe-fxa0qKzEEoZHiOy4RwN_THw9MQcFyqvQqez1uH1TE6ZBKrHz6j5K-xi-JwiZza7U7fAXbFP5w0_zVfQaUdzEms36W_kdUaDCcSt5Cw8/s1600/IMG_9924.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPstOBcB-veQZ5Pm5GG6K3a8rtwIE12pIggSe-fxa0qKzEEoZHiOy4RwN_THw9MQcFyqvQqez1uH1TE6ZBKrHz6j5K-xi-JwiZza7U7fAXbFP5w0_zVfQaUdzEms36W_kdUaDCcSt5Cw8/s400/IMG_9924.JPG" width="400" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-33210092258816546502019-06-18T21:20:00.000+02:002019-06-18T21:20:57.915+02:00Dwadzieścia dziewięć29 lat temu krzyknąłem po raz pierwszy, biorąc zarazem pierwszy wdech. Była godzina 21.05, czyli późny, ale wciąż jasny, czerwcowy wieczór. Trzy dni przed letnim przesileniem, raptem dwie minuty po zachodzie słońca. Może dlatego dni wydają mi się zawsze zbyt krótkie?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Dostałem na pierwsze "Dar od Boga", na drugie "należący do Marsa". Boży wojownik? Bóg wojny? Stąd moja waleczność? Stąd moje opętańcze przywiązanie do "sprawy", czegoś, czego nie potrafię odpuścić, dopóki nie zwyciężę lub nie poczuję, że umieram pokonany?<br />
<br />
Urodzony pod szczęśliwą gwiazdą? Chciałbym. Tego dnia Napoleon przegrał pod Waterloo. Premierę miał film "Ajlawiu". Urodzili się Lech i Jarosław. Serio.<br />
<br />
Niewiele historii potoczyło się tak jakbym sobie tego życzył. To moja kwestia, czy okoliczności? Wiatr jakby zawsze wiał w odwrotnym kierunku. Od bardzo długiego czasu muszę działać nie "bo", ale "pomimo". Kosztuje mnie to cholernie dużo wysiłku. Hartuje, owszem, ale chyba mogę zaśpiewać za Hozier - "I need to be youthfully felt, 'cause God I never felt young".<br />
<br />
Nazbyt szybki i porywczy umysł nauczył się cierpliwości. Wytrwałości. Sporo wyrozumiałości. Tylko czy to moje żywioły? Czy nie powinienem pędzić bez opamiętania, tak jak lubię najbardziej?<br />
<br />
Dziś wchodzę do mórz jakimi są wszystkie dni i... cierpię. Otwarte, nie chcące goić się rany, bolą, wypalane słoną wodą. Mam ochotę uciekać od niej, ale wiem, że któregoś dnia zamiast bólu poczuję tylko lekkie swędzenie. Uciekam od dłoni, które próbują położyć chociaż odrobinę leku, bojąc się kolejnych zadrapań. Niech to szlag, nawet przypadkowych!<br />
<br />
Żadne z Was, po których spodziewałem się najwięcej, od których potrzebowałem najwięcej i - paradoksalnie - którym dawałem najwięcej, nie jest dziś przy mnie. Co więcej - rany, które noszę są od Waszych uderzeń. To był jedyny wysiłek na jaki Was stać. Jedyne co naprawdę chciało się Wam, tchórze. Wyciąć co najlepsze i uciec z tym w świat swoich kłamstw i iluzji. Mam nadzieje, że czasem budzicie się o godzinie demonów i wymiotujecie na myśl o tych zbrodniach, królowie i królowe nocy.<br />
<br />
Patrzę na te kilka gwiazd, które zawsze wydawały mi się świecić w drugim szeregu. Nigdy nie dawały się poznać w pierwszej chwili. I zawsze dawały tylko "trochę".<br />
<br />
I to "trochę" zawsze wystarcza, tak samo jak by zapłonęła puszcza wystarczy podpalenia jednej z suchych igieł. Poza tym to "trochę" to i tak więcej niż nic. A ktokolwiek próbował patrzeć kiedyś w otchłań, ktokolwiek widział kiedyś najczarniejszą z czerni, ten wie jaką radością jest zobaczyć wtedy jakikolwiek kształt, choćby najdrobniejszy punkt.<br />
<br />
Nie będę już dzieckiem. Ostatni bastion dzieciństwa padł niedawno, uduszony. Pewnych refleksów już nikt nie dojrzy w moich oczach, nie znajdę ich też sam. I chyba właśnie to boli tak kurewsko mocno.<br />
<br />
Dzisiejszy toast? Pożyczę słowa od Pelsona: "Flaszkę nadziei, gdy przyjdzie czarna godzina, usiądę pod drzewem i na hejnał wbije klina".<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSJXsNXgQZQwoYkK3CP9FTy5YIcbusyOsU5CQzXHn_sbnT0n-j6almaPJ9vE9xD4_YyLGee6KhlZmpYqadz8v2j8xVJ6ROny-QJ405B5eQU6vFlQeVLrwSW-FILqiGEiSAuArtW3fHAf4/s1600/IMG_1895.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1289" data-original-width="1600" height="321" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSJXsNXgQZQwoYkK3CP9FTy5YIcbusyOsU5CQzXHn_sbnT0n-j6almaPJ9vE9xD4_YyLGee6KhlZmpYqadz8v2j8xVJ6ROny-QJ405B5eQU6vFlQeVLrwSW-FILqiGEiSAuArtW3fHAf4/s400/IMG_1895.JPG" width="400" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-30608557318878412392019-05-30T22:29:00.000+02:002019-05-30T22:29:11.975+02:00PopielniczkaSiedziałem w najbliższym sceny rzędzie widowni, w samym rogu. Ciepłe i kameralne światło padało na scenę, subtelnie doświetlając także miejsca zwyczajnie zajmowane przez publiczność. Tego wieczoru widowni nie było. Siedziałem samotnie, paląc mocnego papierosa. Szklaną popielniczkę postawiłem na sąsiednim fotelu. Dym tworzył mgłę, która osiadała wokół mojej głowy. Wydawało mi się, że musiałem wyglądać dość tajemniczo, ale nie miałem wobec kogo zweryfikować tej opinii. Zaciągnąłem się znów papierosem i poczułem przyjemne drapanie w gardle, które przypomniało mi głęboki, smutny głos, śpiewający w cudownym języku <a href="https://www.youtube.com/watch?v=PqOVN_168WU" target="_blank">o teatrze</a>.<br />
<br />
Może dlatego pomyślałem - gdy pojawiłaś się, cicho stąpając bosymi stopami po deskach sceny - "<span style="font-family: "Times New Roman", serif;">¡</span>fuera de aquí!"?<br />
<br />
<a name='more'></a>Znów żar z papierosa zaświecił krótko, sygnalizując moją obecność na sali. Zakasłałem mimochodem, chociaż bardzo zależało mi na tym, by jak najmniej zaznaczać swoją obecność. Zależało mi jedynie na obserwacji Twojej próby. Byłem cholernie ciekaw tego, co napisałaś i co chciałaś przekazać tej sali, kiedy będzie pełna wpatrzonych w Ciebie oczu, w dniu premiery. Stanęłaś na samym brzegu sceny i przez kilka chwil rozglądałaś się po pustych fotelach. Zabawne, bo wyglądałaś jakbyś spodziewała się spotkać tu kogoś, ale byłem przekonany, że po prostu oswajasz się z wyglądem sali. W moim kierunku nawet nie spojrzałaś, chociaż musiałaś być świadoma mojej obecności.<br />
<br />
Grałaś dzisiaj dla pustki.<br />
<br />
Zaczęłaś powoli przechadzać się po scenie, jakby zbierając myśli przed wypowiedzeniem pierwszych słów. Wreszcie zaczęłaś wypowiadać pierwsze kwestie, początkowo bardzo słabo i nieśmiało. Głos drżał Ci bardzo wyraźnie, brakowało mu jeszcze pewności. Odbijał się głucho od ścian i wracał do Ciebie taki sam jaki wydobywał się z Twojej krtani - kruchy, wątpliwy. Nie budowało to Cię ani odrobinę. Nie zwykłaś szukać siły w słabości, zwyczajnie próbując nie dostrzegać słabości jako takiej w czymkolwiek. Tym bardziej w sobie.<br />
<br />
Zamilkłaś. Napięcie było duże, a energia próbowała uciec, razem z Twoim spojrzeniem, prosto w moim kierunku. Z trudem powstrzymałaś się przed odwróceniem głowy, zupełnie jakbyś bała się zobaczyć moją pogodną i uśmiechniętą twarz. Wyglądałaś naprawdę uroczo, bardzo dziewczęco i bardzo szczerze. Przypominałaś mi młodą, dojrzewającą dziewczynę, która za wszelką cenę ma ochotę pokazać światu swoją niezależność i wyższość nad wiecznie krytyczną publicznością, ze szczególnym uwzględnieniem swojej nazbyt wymagającej lub (co gorsza) nadopiekuńczej matki.<br />
<br />
Kogokolwiek na świecie nie próbowałbym zobaczyć podczas solowego występu w pustym teatrze - nikt nie poradziłby sobie z nim lepiej niż Ty, jestem o tym cholernie przekonany. Odpaliłem kolejnego papierosa, a Ty znów zaczęłaś mówić, tym razem znacznie głośniej i znacznie wyraźniej. Kiełkowałaś, z trudem i uporem przebijając się przez grubą warstwę ciężkiej, czarnej ziemi.<br />
<br />
Widziałem Cię już w kilkudziesięciu sztukach. Mówiło się o Tobie, że masz potencjał na największe role. Mówiłaś to sobie też sama, to rozumie się samo przez się. Byłaś gotowa udźwignąć ciężar każdej postaci. Gdyby wystawić "Pasję" w Twojej interpretacji, ukrzyżowana zostałaby Maria, grana przez Ciebie. I odkupiłabyś świat drugi raz.<br />
<br />
Nigdy nie wyszłaś z drugiego planu. Aż do dzisiaj, rzecz jasna.<br />
<br />
Umiałaś mówić głośniej niż inni, a jednak Twój głos zawsze ginął pośród tłumu. Miałaś w sobie więcej wdzięku, ale to dla innych kobiet zabijali się tragicznie zakochani bohaterowie dramatów. Było w Tobie więcej odwagi, ale nigdy nie uchyliło to uderzeń testosteronu, który czynił z Ciebie drobinę - bezbronną i bezwolną istotkę.<br />
<br />
Wreszcie obiecałaś sobie napisać swoją sztukę, wyreżyserować ją osobiście i zagrać ten pieprzony monodram.<br />
<br />
Dzisiaj Twoje słowa ginęły w pustce niepamięci, kiedy pierwszy raz zmagałaś się z nimi na scenie. Słuchałem wnikliwie każdego z nich. Nie potrzebowałem martwić się warsztatem - z Twoim intelektem i doświadczeniem byłaś skazana na sukces.<br />
<br />
Zaciągnąłem się. W mojej głowie pojawiło się uczucie niepokoju. Narastało powoli, z każdym kolejnym zdaniem, które wypowiadałaś. Twój głos rósł, Twoja postawa także. Nietrudno było się zachwycić Tobą, jak widokiem zamglonego szczytu, stojąc u wrót szlaku. Miałaś to w sobie, każdy z elementów, które każą oczom publiczności śledzić wszystkie drgnięcia Twojej mimiki.<br />
<br />
Niepokój stawał się naprawdę poważny. Zacząłem się denerwować. Wyrzuciłem peta, nie gasząc go wcale i od razu odpaliłem kolejnego papierosa. Chciałem wątpić w moje przeczucia, ale Twoja gra jeszcze mocniej przekonywała mnie o słuszności raz wysnutej teorii. Byłaś za dobra, żeby cokolwiek spieprzyć.<br />
<br />
Byłaś za dobra, żeby ukryć fakt, że nie masz nic do powiedzenia.<br />
<br />
Potknęłaś się w tekście i Twoje spojrzenie mimochodem uciekło w moim kierunku. Nie dlatego, że byłem jedyną osobą na sali. Dlatego, że spodziewałaś się zobaczyć w nich fundament. Sądzę, że ten ułamek sekundy w zupełności wystarczył. Nie mogąc przypomnieć sobie scenariusza zaczęłaś improwizować i, niech mnie szlag, to były najlepsze momenty tej sztuki, jakie dane mi było zobaczyć. Zacząłem szeroko uśmiechać się, ciesząc się na widok czegoś tak pięknego.<br />
<br />
Wypowiedziałaś ostatnie zdanie improwizacji i znów pobieżnie zerknęłaś w moim kierunku. Nie zareagowałem w żaden sposób, chociaż miałem ogromną ochotę wykrzyczeć mój zachwyt. Powinienem był pokazać Ci wówczas, że droga którą zmierzasz jest właściwa. Jedynym co dziś mogłem Ci zostawić, było kilka błysków oka zza mgły spalonego tytoniu.<br />
<br />
Schowałaś się w kulisach. Pewnie potrzebowałaś chwili przerwy. Wróciłaś po kilku chwilach i wzięłaś głęboki wdech. Znów nie zauważałaś mnie. Znów nie zauważałaś braku treści swojej sztuki. Grałaś idealnie, ale grałaś byle co. I - co gorsza - grałaś dla nikogo.<br />
<br />
Kończąc próbę miałaś zamknięte oczy. Wypowiedziałaś ostatnie słowa, drżącym z emocji głosem. Pozwoliłaś sobie na kilka bardzo długich chwil w ciszy. Wreszcie delikatnie obróciłaś głowę w prawo i powoli otworzyłaś oczy. Miałaś ogromną ochotę zerknąć we mnie z zimną dumą i wyższością i zademonstrować tym samym swój triumf.<br />
<br />
Mnie nie było już na sali. Nie było moich oczu. Nie było dymu. Nie było triumfu. Jedyne co zostało, to pełna popielniczka.<br />
<br />
Publiczność nigdy nie zapamiętała Twojego nazwiska, choć oklaski po premierze zdawały się nie mieć końca.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjorfGV8TCxJ31KX8ACO5DWZ4EtfDZRdx3gYk_zAP5xuRSplhXxTzL-p8s6siW2qR8G23XlHM569T-6rLCrMK_5tvKi2967lnJFPL_IcFIIGThKyuJjZ2r-OGCN7SaklGpY5VNLnR8z-5c/s1600/15278867.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="840" data-original-width="1000" height="335" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjorfGV8TCxJ31KX8ACO5DWZ4EtfDZRdx3gYk_zAP5xuRSplhXxTzL-p8s6siW2qR8G23XlHM569T-6rLCrMK_5tvKi2967lnJFPL_IcFIIGThKyuJjZ2r-OGCN7SaklGpY5VNLnR8z-5c/s400/15278867.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://www.vectorstock.com/royalty-free-vector/ashtray-and-smoked-cigarettes-sketch-vector-15278867">https://www.vectorstock.com/royalty-free-vector/ashtray-and-smoked-cigarettes-sketch-vector-15278867</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-44504434681871111162019-05-17T21:40:00.001+02:002019-05-17T21:40:51.315+02:00ZachódOd dłuższego czasu byłaś w naszej sypialni, stojąc przed szafą pełną Twoich ubrań. Lubiłem każdy z tych zestawów i w każdym wyglądałaś naprawdę znakomicie. Ty oczywiście miałaś kompletnie inne zdanie na ten temat i od dłuższego czasu walczyłaś ze swoim niezdecydowaniem i nadmiernym wyborem. Włączyłem muzykę i wlałem nam po kieliszku białego wina. Dzień był słoneczny i naprawdę gorący, więc odrobina zimnego i orzeźwiającego trunku wydawała się być strzałem w dziesiątkę. Wszedłem do pokoju i przysiadłem na brzegu sofy, przez kilka dłuższych chwil obserwując w milczeniu Twoje poczynania. Wydawałaś się kompletnie nie zwracać uwagi na moją obecność. W rozbawieniu przyglądałem się Twojej nieporadności.<div>
<a name='more'></a>W końcu zdecydowałem się odrobinkę zainterweniować.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Ten zestaw pasuje ci naprawdę nieźle - powiedziałem, uśmiechając się dobrotliwie.</div>
<div>
- Tyle razy miałam go już na sobie - odparłaś, ciężko wzdychając. </div>
<div>
- A jak się w nim czujesz, tak po prostu? - spytałem. Wzruszyłaś ramionami.</div>
<div>
- No... nawet spoko. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Roześmiałem się w głos. Do diabła, jak po jednym spojrzeniu na Ciebie wiadomo, że niełatwo Cię zadowolić. Jakby przy Tobie trzeba było zawsze stać na palcach, chociaż wzrost nie był tym co by specjalnie wyróżniało Cię z tłumu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Potrzebujesz efektu "wow"? - zapytałem. Oczy Ci zaiskrzyły.</div>
<div>
- Jakbyś zgadł! Tego czegoś co... zrobi różnicę.</div>
<div>
- Czym jest to "coś" dla ciebie? - postanowiłem, jak to ja, podejść do tematu terapeutycznie.</div>
<div>
- Bo ja wiem? To się po prostu czuje - odparłaś.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wyciągnąłem się wygodnie na sofie i podałem Ci kieliszek z winem. Delikatnie stuknęliśmy się szkłem. Przyglądałaś mi się z zaciekawieniem. Prowadzenie rozmowy znów należało do mnie, a ja dobrze odnajduję się w takiej sytuacji. Nie zawsze to lubię, tym bardziej, że miło być czasem zaskoczonym, ale akurat tego dnia... byłem wygodnicki i nie miałem ochoty na niespodzianki.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- I poczułaś to dotychczas? - spytałem. Znów wzruszenie ramion. - Wiesz czego w ogóle chcesz? - drążyłem temat dalej.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Twoje oczy bardzo subtelnie zapłonęły, ale twarz pozostała niewzruszona. Zaczynałaś się irytować, tym bardziej mając świadomość upływającego czasu. Musiałaś wyszykować się przecież do dwudziestej. Minuty zawsze uciekają tak szybko, kiedy popyt na nie jest najwyższy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Oczywiście, że wiem - odparłaś, zarozumiałym i pretensjonalnym tonem. - Może nie tak dobrze jakbym chciała, ale... kurczę, nigdy nie ma momentu, żeby zatrzymać się i zastanowić.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Spojrzałem ostentacyjnie na zegarek i zgodnie z oczekiwaniami, Twój wzrok również tam powędrował. Odwracając znów wzrok na Ciebie dostrzegłem, że drgnęła Ci łydka. Napięcie rosło i coraz bardziej domagało się ujścia.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Nigdy nie ma takiego momentu - powiedziałem. - Czas, okoliczności, miejsce... zawsze jest coś co nie gra. Nie ma momentów idealnych.</div>
<div>
- Zaczynasz strasznie filozofować - szorstko skwitowałaś moją wypowiedź. </div>
<div>
- A ty masz tendencję do tego, by być nad wyraz drobiazgową - odbiłem piłeczkę. - Patrzysz na tak wiele "za" i "przeciw", że zapominasz o intuicji.</div>
<div>
- Wierzysz w coś takiego jak intuicja? Ty? Człowiek od cyferek? - pytałaś kpiąco. </div>
<div>
- Cyferki są tak puste! Znaczenie ma to co z nich wynika, a nie one same. Każde wydarzenie tego świata ma w sobie płomyczek szaleństwa, tę krztynę niepewności, tę skazę subiektywnej interpretacji.</div>
<div>
- Znów stajesz się cholernym mądralą.</div>
<div>
- Bo jestem cholernym mądralą.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Odwróciłaś się znów do szafy. Popijałem wino, bardzo, bardzo powoli i czekałem, aż atmosfera nieco ostygnie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Po czym poznasz, że to coś to właśnie to? - zapytałem w końcu. Tym razem już nawet na twarzy widać było Twoją irytację.</div>
<div>
- Po prostu poznam! - warknęłaś.</div>
<div>
- To ciekawe, bo przecież tak bardzo boisz się, że nigdy tego "czegoś" nie znajdziesz. Że to nigdy cię nie spotka. Mówiłaś, że tego boisz się najbardziej.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zaśmiałaś się nerwowo.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Nie mam prawa się bać? - spytałaś. Głos drżał Ci odrobinę.</div>
<div>
- Masz prawo się bać, ale... w jaki sposób chcesz bronić się przed tym strachem? Dokładając sobie kolejną niepewność?</div>
<div>
- To co może mam zrobić tabelkę, w której spiszę uczucia jakie będą mi towarzyszyć? - odburknęłaś. Zaśmiałem się w głos i napiłem wina.</div>
<div>
- Broń Boże, wręcz przeciwnie! I tak nie przewidzisz tego co się wydarzy. Zastanawiam się po prostu, czy... kiedyś przestaniesz być ciekawska. Kiedyś uznasz - "ok, to mi wystarczy".</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Westchnęłaś ciężko.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Sam mówiłeś mi, że trzeba być zawsze ciekawskim! - zawołałaś. Szafa przestała mieć znaczenie. Ja nie mogłem powstrzymać się od uśmiechania się.</div>
<div>
- Bo trzeba. I tak samo uważam, że zawsze warto mieć ze sobą kompas i mapę. Nie po to by determinować dokąd się idzie, ale - gdzie wrócić.</div>
<div>
- A jeśli nie mam dokąd wracać?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Rozłożyłem ręce w teatralnym geście bezradności.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nigdy nie znajdziesz tego, czego szukasz.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Poczerwieniałaś na twarzy. Widziałem wyraźnie, jak coraz mocniej drżą Ci ręce. Byłaś ewidentnie rozzłoszczona.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć? - wyplułaś, z trudem hamując wybuch emocji.</div>
<div>
- Skąd? Bo widzę, że szukasz w niewłaściwym miejscu.</div>
<div>
- To gdzie powinnam szukać, wszechwiedzący?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wiedziałem, że to co teraz powiem przeleje czarę goryczy, ale... w jakiś sposób nie mogłem doczekać się tego momentu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- W sobie. Nie w drugiej osobie. Nie w towarzystwie. Nie w miejscach. Nie w okolicznościach. W sobie. To jest twój blask, ten który oślepia cię tak mocno za każdym razem gdy jesteś naprawdę szczęśliwa. Nie boisz się, że go nie znajdziesz. Boisz się, że ta energia to twoje dzieło.</div>
<div>
- Boję się siebie? Posłuchaj co ty w ogóle wygadujesz! Zdaje się, że wiem o sobie znacznie więcej niż ty! - teraz już krzyczałaś.</div>
<div>
- Czyżby? - odparłem. - Nie czujesz się odpowiedzialna za siebie? Za swoje oddziaływanie na otoczenie? Dobrze ci z tym, że to co przeżywasz, jest zawsze tak intensywne?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Milczałaś. Musiałaś nieźle walczyć ze sobą w tamtej chwili. Zastanawiałem się czy wreszcie odwrócisz spojrzenie do wewnątrz, czy pozostaniesz, jak zawsze, wierna swojej niezachwianej interpretacji otoczenia. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie przerywałaś milczenia. Znów musiałem zainterweniować, kto wie, być może niepotrzebnie.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Pamiętam jak kiedyś powiedziałaś mi, że czekałaś zbyt długo, że szukałaś zbyt długo, by o to wszystko teraz nie walczyć. - Po moich słowach prychnęłaś z irytacją. Dla ciebie ta rozmowa była już skończona.</div>
<div>
- I co? - burknęłaś.</div>
<div>
- I nic. Nigdy nie podjęłaś rękawicy, bo wiedziałaś, że jedynym przeciwnikiem będziesz ty sama. A to kurewsko mocny przeciwnik.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Miałem wrażenie, że delikatnie drgnęła Ci dłoń, tak jakbyś chciała mnie spoliczkować, ale ostatecznie - pozostałaś niewzruszona.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Ani grama walki. Ani grama - dodałem, zrezygnowany.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wyszedłem z pokoju na kilkanaście minut. Wiedziałem, że sama z niego nie wyjdziesz, choćbyś miała cały wieczór spędzić, w jakiejkolwiek kreacji, bo prawda była taka, że jej wybór przestał być już dla Ciebie istotny. Odczekawszy swoje, wróciłem. Siedziałaś na sofie i patrzyłaś za okno, na przelatujący wysoko samolot. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Wiesz... - zacząłem mówić. - Chciałem ci powiedzieć jeszcze jedną rzecz. Nie chcę psuć ci weekendu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Spojrzałaś się na mnie - na poły z zaciekawieniem i irytacją.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Słucham - powiedziałaś sucho.</div>
<div>
- Napiszę kiedyś o nas przepiękną książkę.</div>
<div>
- Tak? - ożywiłaś się nagle. Widziałem, że momentalnie wróciła do Ciebie radość.</div>
<div>
- Tak - odparłem spokojnie. - Zdradzę ci nawet skąd wezmę pomysł na zakończenie.</div>
<div>
- Z naszego życia? - dopytałaś się, jak jakaś uczennica, jak ostatni naiwniak. Uśmiechnąłem się zimno.</div>
<div>
- Nie. Z Hemingway'a. Skończy się tak samo jak "Pożegnanie z bronią".</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i>Koniec.</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAFXi282tHxUG4vyWAnDBf7alIDB8CVgRWHmuRPH4iWUfwOUMXYTdCd3PGxErwZffwDf21DJFwiWQ4RqUQnijxNOIIMZC3q3Qn5e_USVDOCVK57yOOMuAXu-e2UJGkX4CeObTj9RtYN6A/s1600/IMG_0602.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1169" data-original-width="1600" height="291" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAFXi282tHxUG4vyWAnDBf7alIDB8CVgRWHmuRPH4iWUfwOUMXYTdCd3PGxErwZffwDf21DJFwiWQ4RqUQnijxNOIIMZC3q3Qn5e_USVDOCVK57yOOMuAXu-e2UJGkX4CeObTj9RtYN6A/s400/IMG_0602.JPG" width="400" /></a></div>
Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-72592189980588315922019-04-30T22:14:00.000+02:002019-04-30T22:20:50.669+02:00RzekaSpacerowałem szybko, choć nie spieszyłem się ani odrobinę, Piotrkowską. Wieczór zapowiadał się na dość chłodny i cieszyłem się, że jednak wziąłem z domu kurtkę. Póki co odpoczywała, luźno przerzucona przez moje prawe ramię. Miałem w brzuchu to przecudowne uczucie ucisku, które towarzyszy człowiekowi zawsze gdy ogarnia go silne i pozytywne podniecenie. Nie wiem czy bardziej wyrywała mnie do przodu ciekawość, czy powodowało to serce, czy po prostu nogi gnały coraz szybciej i szybciej, jak to moje nogi zawsze miewały w zwyczaju. Gorąca krew, podgrzewana przez błyskotliwy i zwinny umysł i niesiona przez sprężyste, silne łydki. Wystawiłem sobie niezłą laurkę, ale to właśnie cały ja.<br />
<div>
<a name='more'></a><br />
To jest ten moment, kiedy wypadałoby, żebym powołał się na jakąś książkę, którą czytałem ostatnio i która za rok przypomni mi, że to wszystko działo się właśnie w tym specyficznym czasie, ale... niech mnie szlag, nie przeczytałem w tym roku jeszcze nic wartego wzmianki. Cóż, czasem karmi się książkami literackie obszary umysłu, a czasem trzeba postawić na coś odrobinkę bardziej rzeczowego. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Poza tym - w mojej biografii dzieje się ostatnio tak wiele, że zastanawiam się jak długo będę czerpał inspirację z tych krótkich momentów życia, jakie w gruncie rzeczy stanowią poszczególne dni. Każdy, literalnie każdy, niesie jakieś cuda. Nie żebym nie tęsknił do Hemingway'a albo nie zacytował jakiegoś Hłaski, ale troszkę swojego w ten ferment też zamierzam wmieszać.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wszedłem do starej i cichej o tej porze knajpy, bo przecież gdzieżby indziej mógłbym się pojawić? Zmieniają się wystroje, zmienia się towarzystwo, zmieniam się ja sam, ale prawdą absolutną pozostaje fakt, że dobrze napisać co jakiś czas coś o wyjściu do knajpy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Poza tym kocham chodzić po knajpach. Po prostu. Sprawiają, w jakiś niezwykły sposób, że czuję się jednocześnie przeszczęśliwy - obecnością ludzi, gwarem, jedzeniem i naprawdę dobrym alkoholem - i smutny jak nigdzie indziej. Mnie pamięć nie myli, pamiętam jak dziś, kiedy pisałem o smutku, który czułem w karczmie w Szczyrku. I nie wiem czy piłem wtedy najlepszą śliwowicę w życiu, ale i tak jej aromat i palące uczucie w gardle, będę pamiętał do pieprzonej grobowej deski.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wziąłem duże barleywine, z zamiarem niechybnego rozgrzania dłoni i rozpalenia i tak gorącej głowy. Och gdybym chociaż raz uparł się, żeby trochę ostygnąć, żeby pobyć odrobinę bylejakim! Dorzucam do pieca emocji, płonę, choć nie spalam się i wciąż mi mało. Jakby wiecznie było mi zbyt zimno, chociaż czuję żar, jakbym wystawiał twarz na słońce przez cały upalny sierpień. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kilka łyków eliksiru sprawiło, że rozochociłem się w kierunku rozmowy. Może nie był to jeszcze moment na gawędę po angielsku, ale język bardzo chciał się rozwiązać. To kolejna z moich wad - moje puste obietnice milczenia, chociaż mógłbym gadać i gadać przez całą wieczność. Daj Bóg słuchacza, a później chroń Bóg słuchacza. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Będzie to dla Was żadnym zaskoczeniem, tak jak i wtedy było żadnym dla mnie, że niedługo później przy moim stoliku pojawiła się kobieta. Cóż, umawialiśmy się na to, że być może kiedyś się spotkamy i jakoś tak wyszło, że się spotkaliśmy. I jak to bywa z tajemniczymi spotkaniami - nigdy nie wiadomo co z nimi w gruncie rzeczy zrobić, szczególnie na początku. I zawsze niosą najlepsze pytania i najlepsze odpowiedzi. Wystarczy tylko otworzyć drzwi domu, później rachunek, później - na przemian usta i uszy. I niech mnie szlag, jeśli po wszystkim Twoje serce nie będzie otwarte na oścież, a Twoje oczy widzące jak nigdy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Jakie jest zaklęcie maksymalisty? - zapytała mnie, łamiąc milczenie, które trwało dłuższą chwilę, po standardowym small talk na początku.</div>
<div>
- Zaklęcie na co? - odparłem z uśmiechem, zaciekawiony.</div>
<div>
- Na drugiego człowieka.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Roześmiałem się głośno.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Wiem co chodzi ci po głowię - zawołałem, grożąc na pokaz palcem. - Chciałabyś wiedzieć, co sprawia, że jeden człowiek staje się najlepszą wersją siebie przy drugim?</div>
<div>
- Właściwie to tak - odparła skromnie, a jej policzek podkolorował delikatny rumieniec.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wzruszyłem ramionami. Poprzyglądałem się jej przez dłuższą chwilę, pesząc ją do reszty. Uświadomiłem sobie to dopiero później, ale musiałem to zauważyć już wtedy, że przeuroczo próbowała chować głowę pod siebie, kiedy rozmawialiśmy na jej temat albo gdy czuła się rozczytywana przez moje spojrzenie. Czy może być coś cudowniejszego niż świadoma obserwacja?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- To wymaga... cholernie dużo wysiłku. I zaangażowania - zacząłem mówić, powoli, nawet nieco z trudem. Sporo mnie kosztowało zebranie tych myśli w całość. - Zabawne, bo z boku, a często nawet wewnątrz wydaje się, że to... takie proste. Że to dzieje się samo. Że coś klika i zaczyna funkcjonować. A wcale tak nie jest. W istocie to kolosalna praca, wykonywana przez otwarte serca, szczere usta i spragnione uszy. To wysiłek wykonywany w każdej minucie, każdego dnia, ale bez najmniejszych oznak znużenia. Bo żeby pozwolić komuś być najlepszą wersją siebie, trzeba pokazywać mu dwie osoby jednocześnie - siebie samego i jego.</div>
<div>
- Brzmi zawile - odparła. Pokręciłem głową.</div>
<div>
- Ale tak nie jest. To cholernie łatwa robota, którą można równie łatwo spieprzyć.</div>
<div>
- Kłótnią?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Znów zanegowałem.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Kłótnia buduje tak samo jak wesołe bla bla o niczym albo górnolotna dysputa o istocie rzeczy. Robotę chrzani brak wytrwałości. Robotę chrzani zamknięcie. Robotę chrzani jednowymiarowość. Bo to działanie do kwadratu, ciągłe liczenie razy dwa. Inspirowanie siebie, by zainspirować kogoś, inspirowanie kogoś, by zainspirować siebie. Najważniejsza z zasad dynamiki.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kiwała głową z uznaniem.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Rozumiem co masz na myśli - powiedziała. - Stąd to poczucie "otwartych oczu". Stąd ten powiew świeżości, prawda? Stąd to poczucie "znajomości od zawsze". Wymiana pierwiastków w tak szybkim tempie, że nigdy nie do końca wiadomo, który należy to kogo. Jak w żywiołowym tańcu...</div>
<div>
-...w luźnych, kolorowych strojach - dokończyłem. - Tak. I żadna z kłótni tego nie zburzy. Może być potknięciem jedynie. Może spowodować potrzebę złapania równowagi. Ale gdy znów złapie się rytm... festiwal trwa dalej.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała przecudnie. Była kolorowym ptakiem, ale tylko dla tego, który potrafił go w niej dostrzec. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
- To co w takim razie burzy? - zapytała. Uniosłem brwi.</div>
<div>
- Burzy? - odparłem. - Powinnaś raczej zapytać - "co zamyka?". Brama. Mur. Tak długo jak energia krąży, taniec trwa. Ale gdy zamkniesz jej koryto, zmienisz bieg czy ustrój dopływu - i kolejnego i kolejnego - rzeka wyschnie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wstałem, przynieść nam po kolejnym dużym. Uśmiechnąłem się lekko do mojej zjawiskowej rozmówczyni.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Nie kastruje się emocji. Nie urywa się zdań w połowie. Nie dusi się myśli w głowie. Stajesz się dla kogoś wszystkim, a ten ktoś dla ciebie. To nie jest banał. To jest diabelnie ciężka praca. Ale nie banał. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Roześmiała się dźwięcznie, gestem dłoni wyganiając mnie do baru.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Och, idź już! I niech ta rzeka płynie! - zawołała, a ja wiedziałem, że jest najlepsza. Simply the best.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZu8z8rw-Q6ka8DfywtzI_vUDhjBxukNDAoOu1TGSqckeekFNoD9CCwb5Gqq7xD-RvTF1AvD-P4PCyR8l2MqrrrhIss3UA_BdKIjMrZgJNYpKfjoZ647mG6Uf1N4rRdNlWm0MLc3EThJo/s1600/IMG_9848.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZu8z8rw-Q6ka8DfywtzI_vUDhjBxukNDAoOu1TGSqckeekFNoD9CCwb5Gqq7xD-RvTF1AvD-P4PCyR8l2MqrrrhIss3UA_BdKIjMrZgJNYpKfjoZ647mG6Uf1N4rRdNlWm0MLc3EThJo/s400/IMG_9848.JPG" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-54526229558396644442019-04-17T21:55:00.000+02:002019-04-17T21:55:29.929+02:00LatarniaCzekałaś na mnie pod latarnią chociaż, broń Boże, nie byłaś prostytutką. Po prostu potrzebowaliśmy spotkać się w miejscu, gdzie byłoby najciemniej. Wieczór był ciepły, choć momentami rześki. Jeszcze pamiętający zimę wiatr powodował u Ciebie gęsią skórkę. Och, nie mogłem się wtedy powstrzymać, żeby nie zerknąć na Twoją koszulkę. Wyglądałaś tak obiecująco.<br />
<br />
Wziąłem Cię pod rękę i skręciliśmy w tylną uliczkę, która prowadziła wzdłuż szumiącego potoku. Nikt nią nie spacerował, bo główny deptak miasta znajdował się za budynkami, które mieliśmy po lewej stronie. Miałem straszną ochotę wejść do jednej z knajp, zatrzymać się przy barze i z góry poprosić o kilka kolejek śliwowicy, czy innego lokalnego napitku. Potrzebowałem zdrowo się wychłostać.<br />
<br />
Powietrze pachniało kwiatami. Ja nie miałem kompletnie nic do powiedzenia, jak nigdy, a Ty - nie mając czego słuchać i na co odpowiadać - również milczałaś. Miałem cholerny dysonans, bo coś w tej chwili sprawiało, że chciałem, żeby jednocześnie trwała wiecznie i natychmiast się skończyła.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3-5a4X5aocgzf2_A6dtm9tZfI4O30FJss1H_QDtySbYCmm4GZoiwF-cReXwtrgv5gER_hPYBrWDng-4Z9VS5Xebx-am9sDVwjzCQwG7n1AHR7hcUrKEWvwWtt5d7uA46OF1LTHYC7HHo/s1600/IMG_0829a.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3-5a4X5aocgzf2_A6dtm9tZfI4O30FJss1H_QDtySbYCmm4GZoiwF-cReXwtrgv5gER_hPYBrWDng-4Z9VS5Xebx-am9sDVwjzCQwG7n1AHR7hcUrKEWvwWtt5d7uA46OF1LTHYC7HHo/s400/IMG_0829a.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Miałem na uszach wielkie słuchawki TDK, z tym absolutnie oldschool'owym design'em i słuchałem miękkiego jak ciepła noc w górach lo-fi. Doczekałem się okularów na oczach, więc z moją wytartą, szarą koszulką z Hłasko wyglądałem strasznie przemądrzale. Popijając wodę z pokala uśmiechałem się w duchu, myśląc, że moja przemądrzałość wreszcie wypełzła na moją powierzchowność.<br />
<br />
Kończyłem właśnie pisać esej. Zerknąłem na polanę za oknem. Szron cudownie szklił się w porannym słońcu. Odkąd budziłem się o szóstej rano do pracy, kończyłem ją jeszcze przed śniadaniem. Pisałem w dwóch sesjach - porannej i wieczornej. Różnice perspektyw o świcie i o zmierzchu były tak diametralne, że moja twórczość zyskała niespotykanego dotychczas, kompleksowego charakteru.<br />
<br />
Z kuchni zapachniało kawą. Słodki zapach upewnił mnie, że wybiła godzina powrotu ze świata liter do świata obrazów. Przeciągnąłem się jak kot i wystawiłem na kilka chwil głowę na mroźne powietrze. Poczułem jak chłód przyjemnie muska moje stopy. Byłem świeży i gotowy na wyzwania kolejnego dnia.<br />
<br />
Wszedłem do kuchni i nastawiłem kawiarkę na parzenie. Sięgając po filiżankę zrzuciłem jedną ze szklanek na blat. Pęknięte szkło ześlizgnęło się po moim przedramieniu zostawiając za sobą ślad, w postaci strużki krwi. Moja twarz wykrzywiła się w grymasie, ale nie z powodu fizycznego bólu.<br />
<br />
Przypomniałem sobie tamten wieczór. Błysk reflektora i brzęk tłukącego się szkła, rozbijającego się o Twoje biodra. To był moment, który definitywnie przerwał nasze milczenie. Twój rozpaczliwy krzyk rozorał błogosławioną ciszę.<br />
<br />
To mogły być ostatnie słowa, ostatnie dźwięki, jakie między sobą wymieniliśmy.<br />
<br />
- Skaleczyłeś się - powiedziałaś swoim cudownie ciepłym i miękkim głosem, delikatnie podtrzymując moją dłoń i oglądając ranę.<br />
- To nic takiego - odparłem. Uśmiechnęłaś się i bardzo ostrożnie przetarłaś chusteczką strużkę krwi na mojej ręce. Kawiarka zaczęła bulgotać.<br />
- To nic takiego - powtórzyłaś. - Usiądź. Zaraz ci to przemyję i posprzątam tutaj. Ty napij się kawy i poobserwuj. Tak jak zawsze lubiłeś, mądralo.Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-57174719424024089792019-04-13T09:29:00.000+02:002019-04-13T09:29:08.382+02:00Codzienność | 46. Maraton Dębno - relacjaDwudziestego kwietnia 2015 roku przeleżałem pół dnia na kanapie. Głowa bolała mnie tak mocno, jak po bardzo ciężkiej imprezie. Miałem problem z przemieszczaniem się - dokuczały mi mięśnie nóg i odciski na stopach. Czułem się wyjałowiony jak nigdy. Dosłownie tak jakby ktoś wypłukał ze mnie całe, calusieńkie zapasy minerałów. Mimo to byłem diabelnie szczęśliwy. Dobrze zrealizowane przygotowania przed biegiem i odpowiednia strategia w trakcie (chociażby bidony pełne wody podawane przez Najbliższych) zaowocowały nowym rekordem życiowym w maratonie - 3:28:03. Znakomity wynik, choć okupiony ogromnym, przeogromnym wysiłkiem.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Pamiętam jak mówiłem podówczas, że maraton jest dystansem, którego nie powinno się pokonywać "na wynik". Podobną refleksję, podkreśloną jeszcze obietnicą, że nigdy więcej nie będę próbował przebijać się poniżej dotychczasowej życiówki, miałem w 2017 roku. Zdruzgotany po fatalnej próbie zbicia rekordu poniżej 3:20 miałem ochotę w ogóle odpuścić bieganie maratonów.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh08lYwWXXk7swwbD66OzyYOK_Uq75QerytT7S8Wd4GOqHtxaC8PVtT0IZBBQ5-0rcoN3bdAlqi_CYQGN08J8KO1pWZeAY6gD_2G_KWNO5EcG_d2nlHIYCAFKJlqh765Mt8IGy3ix2Dx7M/s1600/DSC_0555.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh08lYwWXXk7swwbD66OzyYOK_Uq75QerytT7S8Wd4GOqHtxaC8PVtT0IZBBQ5-0rcoN3bdAlqi_CYQGN08J8KO1pWZeAY6gD_2G_KWNO5EcG_d2nlHIYCAFKJlqh765Mt8IGy3ix2Dx7M/s400/DSC_0555.JPG" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<a name='more'></a>Lato 2018 roku było ze wszech miar wyjątkowe pod względem biegowym. Pierwszy raz udało mi się utrzymać bardzo rozsądny reżim treningowy (zazwyczaj "piłuję" tylko zimą). Pilnowałem regularności treningów i podkręcałem (nie do końca świadomie) tempo. Zaowocowało to wyjątkowo obiecującym startem w Maratonie Warszawskim. Miałem ogromną radość z biegu, a na mecie byłem niewyobrażalnie szczęśliwy. Odnalazłem gigantyczną energię, jaką daje bieganie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Mógłbym powiedzieć wtedy, że "oddało". W tym bardzo pozytywnym znaczeniu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Te przygotowania i ten bieg skłoniły mnie do złamania obietnicy (<a href="https://www.youtube.com/watch?v=EYXvm01AQo4" target="_blank">"Kilka deklaracji jakie dałem wziąć w cudzysłów"</a>). Skłoniły mnie do kolejnej karkołomnej decyzji. Postanowiłem zbić 3:20 na maratonie w Dębnie. Bezwarunkowo. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wziąłem się do roboty w październiku, notując kilkanaście tygodni nieprzerwanej harówki. Do drugiego tygodnia stycznia nie odpuściłem ani jednej jednostki treningowej. Później nastąpiła przymusowa przerwa - najpierw dwa tygodnie na zagojenie się tatuażu, a następnie tydzień na zaleczenie infekcji, która musiała się przypałętać (zawsze gdy mam przerwę w bieganiu choruję). Od lutego zapieprzałem znów na pełnych obrotach.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Pierwszy raz w "karierze" zainstalowałem w telefonie aplikację podsumowującą moje treningi - czas, dystans i tempo. Mogłem wreszcie świadomie podkręcać obroty. Lądowałem gdzieś pomiędzy 4:45, a 4:30 min/km. W to mi graj. Do zrobienia 3:20 w maratonie trzeba utrzymać 4:44. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na tydzień przed startem byłem... zimny. Czułem stres i napięcie, nawet bardzo. Mimo to moje myśli nie uciekały do biegu. Nie miałem potrzeby wizualizowania. Nie szukałem motywacji. Marzyłem tylko, żeby być już na starcie i po prostu biec. Szczególnie na dzień przed, gdy w drodze po pakiety startowe miałem napady złych przeczuć. Tęskniłem do pustki w głowie. Do zamienienia organizmu w maszynkę, która ma na życzenie mojego ego pokonać czterdzieści dwa kilometry sto dziewięćdziesiąt pięć metrów.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Bałem się bardzo. Trasy, która prowadziła po pętli ("Jak biega się maraton po pętli? Nigdy tego nie robiłem..."), niedostatku przygotowania, powtórki z 2017, upału, nowych butów.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wieczór przed startem i droga na start to muzyka. Co? <a href="https://www.youtube.com/watch?v=t2NgsJrrAyM" target="_blank">To</a>, <a href="https://www.youtube.com/watch?v=xPGREQvK-dQ" target="_blank">to</a>, <a href="https://www.youtube.com/watch?v=K0ibBPhiaG0" target="_blank">"hymn"</a> i <a href="https://www.youtube.com/watch?v=oN2Xs-MvxLw" target="_blank">TO</a>. Szczególnie ten ostatni utwór - pojawiał się rzadko na mojej playliście, ale gdy rozbrzmiewał w słuchawkach - och! Leciałem! </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfDDn1kCS8ajYA_LnZ4ZtwQHSyPqtqFGopvlsRv57uln9Rid6uYQraTig5-Ht5gsm0GVC2LvHeUaIaXuthn09rIsLIHJmj6BjOnyUIDeFppIpg3z-Ka88Mm5jUTlBEJAJ0UTmLAXwzjJo/s1600/FB_IMG_1554811644238.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="479" data-original-width="720" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfDDn1kCS8ajYA_LnZ4ZtwQHSyPqtqFGopvlsRv57uln9Rid6uYQraTig5-Ht5gsm0GVC2LvHeUaIaXuthn09rIsLIHJmj6BjOnyUIDeFppIpg3z-Ka88Mm5jUTlBEJAJ0UTmLAXwzjJo/s400/FB_IMG_1554811644238.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dębno to trzynastotysięczne miasteczko odrobinkę na południowy zachód od Gorzowa Wielkopolskiego. Maraton, który się tam odbywa jest najstarszym w Polsce. To dość kameralny bieg, jak na tego typu imprezę - trochę ponad 2200 "finisherów" to naprawdę niewiele. Pogoda zapowiadała się nieprzyjemna dla biegaczy - bezchmurnie i ciepło. Istniało realne ryzyko "zagotowania się".</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Co mnie jednak uspokajało - przed startem byłem kompletnie... niezagotowany. Spokój. Wyczekiwanie, z szumem krwi, krążącej odrobinę szybciej niż zazwyczaj, w tle. Stałem na starcie, dopingowany z bliska przez Dominikę i Kubę. Myślałem o tym, że muszę... nie! Że CHCĘ złamać to 3:20. Przypominałem sobie wszystkie wybiegania pod 30 kilometrów. To że trzymałem na nich tempo. Że aplikacja policzyła mi tysiąc kilometrów podczas przygotowań, a wiem że to nie było wszystko (nie używałem jej od początku planu i nie zarejestrowało się kilka treningów).</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Pozostało mi zrobić swoje przez te 200 minut biegu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
I zrobiłem. Pierwszą połówkę pokonałem z zapasem trzech minut i ze świadomością, że musiałem zwalniać, żeby... nie wyprzedzić pacemakerów celujących w 3:15. Biegłem tempem wolniejszym niż komfortowe. Około jedenastego kilometra uświadomiłem sobie, że... po prostu jestem przygotowany do tej życiówki. Że jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to dowiozę do mety i życiówkę i czas poniżej 3:20. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Martwiła mnie tylko temperatura. Całe szczęście - trasa biegła częściowo w lesie. Całe szczęście - wiał lekki, orzeźwiający wiatr. I całe szczęście - miałem przygodę na trasie.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czemu całe szczęście? Bo kiedy robiłem 3:28 musiałem zaliczyć najszybszą "dwójkę" w życiu. Tak, taką "dwójkę" w toi toiu. Martwiłem się, że zabraknie mi tych sekund (zdążyłem z całym procesem w trzydzieści ;)) na mecie. Nie zabrakło. Tak samo jak w Dębnie nie zabrakło mi sekund mimo konieczności... zawiązania buta. Absurd. Zdarzyło mi się to pierwszy raz (!) przez całą dotychczasową historię z bieganiem. Pragnę zauważyć, że od 2012 zrobiłem już około dziesięciu tysięcy kilometrów...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W pierwszej chwili pojawił się oczywiście wkurw. Nie mam pojęcia jak to się wydarzyło, bo buty zawiązałem tak jak zawsze, choć biorąc jak zwykle poprawkę na puchnięcie stóp. Chyba taka natura moich życiówek, że muszę mieć jakąś dziwaczną przygodę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Co zabawne - to było jedyne warte uwagi wydarzenie z całego biegu... Przez czterdzieści kilometrów po prostu robiłem swoje. Trzymałem tempo. Piłem wodę. Zagryzałem banany (przez trochę ponad dwie godziny). Popijałem izotonik i żarłem cukier (przez ostatnią godzinę). Biegłem, biegłem, biegłem.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjovyZLwiWTdadBGzco6bXa3jT1E7XX_w7lTeXr1qasqPHhbFqZve1-TFViecbxz_vDmZAkmJD01v7zUh49VvZZSK5lXBoEVyvPTbz60H5x84ScCoqHpqobzfbmSi_GBQBcp78LtWMMA1k/s1600/FB_IMG_1554979705002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1442" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjovyZLwiWTdadBGzco6bXa3jT1E7XX_w7lTeXr1qasqPHhbFqZve1-TFViecbxz_vDmZAkmJD01v7zUh49VvZZSK5lXBoEVyvPTbz60H5x84ScCoqHpqobzfbmSi_GBQBcp78LtWMMA1k/s400/FB_IMG_1554979705002.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dwa kilometry przed metą uświadomiłem sobie, że dobiegnę w czasie poniżej 3:20. Że wypracowałem przez te pieprzone pół roku taką formę, która pozwoliła mi wreszcie spełnić kolejne z moich marzeń. Byłem przygotowany. Byłem tak kurewsko dobrze przygotowany! Mijając flagę z "40" poczułem cholernie silne wzruszenie. Zacząłem dwojako walczyć ze sobą. Starałem się jednocześnie cieszyć i powstrzymywać te fale emocji, bo ściskały mi gardło tak mocno, że miałem trudności z oddychaniem.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kilka kroków pod górę, zakręt i za zakrętem flaga z "41". Wiedziałem, że stąd do mety mam już tylko z górki. Zacząłem pędzić przed siebie. Na przemian łapałem się za głowę i wznosiłem twarz i dłonie ku niebu. Niewiele pamiętam z tych ostatnich metrów. Odleciałem. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Metę przekroczyłem z Kubą i z Dominiką. Zegar zatrzymał się wskazując 3:17:27. Zrobiłem to. Rozpieprzyłem 3:20. Poprawiłem życiówkę o ponad 10 minut. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na mecie płakałem, a Dominika razem ze mną. Kuba był nieco zdezorientowany, kompletnie nie mając pojęcia dlaczego rodzice płaczą. Wziąłem wodę do picia i padłem na ziemię. Nie mogłem powstrzymać rzeki łez. Docierało do mnie jaki sukces osiągnąłem. Jakiego dokonałem wyczynu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Byłem Rafaelem Nadalem z Roland Garros. Realem Madryt z Ligi Mistrzów. To była moja Decima. Dziesiąty przebiegnięty maraton. W jakim stylu! Jakież efekty przyniosła ciężka, codzienna praca! Ten bieg uświadomił mi jak wiele zależy od "dziś". Jak wiele zależy od świadomego "teraz". Jak ogromne znaczenie ma wykonywanie codziennie prób na 120% normy. Jak niewiele potrzeba by spełnić marzenie. Wystarczy jeden krok każdego dnia. Jeden malutki krok.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dziesiąty maraton. 3:17:27. Ukończone trzy z pięciu maratonów polskiej Korony. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jestem dumny z siebie. Każdego dnia. </div>
Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7425655439494028497.post-15767544591721228812019-03-19T19:35:00.001+01:002019-03-19T19:35:09.400+01:00Papier prośbowySiedziałem przy biurku, w małym pokoiku. W powietrzu unosił się zapach starych książek, co jakiś czas mieszający się ze świeżym powietrzem wieczoru. Gdy męczyły mi się oczy, zerkałem przez okno, na prostopadłościan sąsiedniego wieżowca, obserwując światła zapalające się i gasnące w uspokajającym bezładzie. Cicha, ledwo słyszalna muzyka nie zagłuszała śpiewu ptaków i szumu liści pośród drzew. Zakreślałem kolejne litery na dużej kartce papieru prośbowego, gryzmoląc jak to ja mam w zwyczaju - czyli niemiłosiernie.<br />
<br />
Zastukałaś kilkukrotnie w drewnianą ościeżnicę. Miękki, głęboki dźwięk okazał się być tak przyjemny dla moich uszu, że świadomie nie odezwałem się słowem, czekając aż zrobisz to ponownie. Nie zawiodłaś mnie i basowe dźwięki kolejny raz nakarmiły mój zmysł słuchu. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy mówiłem "Wejdź".<br />
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
Klamka zaskrzypiała cicho i wsunęłaś się przez lekko uchylone drzwi do mojego eremu. Na kilka sekund twój wzrok zatrzymał się na zapisanym przeze mnie papierze. Zawsze byłaś tak ujmująco ciekawska. Ani odrobinę nachalna, a jednocześnie zaintrygowana - wszystkim i w każdej sekundzie. Z cierpliwością mnicha przebierałaś ziarna piasku codzienności, w poszukiwaniu mikroskopijnych pereł symbolizujących najciekawsze z chwil.<br />
<br />
Sięgnęłaś do kredensu znajdującego się za moimi plecami i wyjęłaś z niego dwie średniej wielkości szklanki. W narożniku pokoju stało kilka butelek i dłuższą chwilę zastanawiałaś się którą z nich wybrać. Wreszcie sięgnęłaś po havana club siete años i nalałaś do obu naczyń. W powietrzu uniósł się przyjemny, rozgrzewający zapach karmelu. Złapałaś swoją szklankę od góry i unosząc ją, stuknęłaś o moją. Czułem jak mierzysz mnie wzrokiem, gdy przyglądałem się trunkowi, który urzekał barwą tak, jak młode kubańskie kobiety urzekają uśmiechem.<br />
<br />
- Co piszesz? - zapytałaś cicho, cudownie wkomponowując się w atmosferę chwili. Tylko z rzadka pozwalałaś sobie na fałszywe wibracje, perfekcjonistko.<br />
- List - odparłem.<br />
- List?! - parsknęłaś. - Przecież teraz nikt nie pisze listów!<br />
<br />
Uśmiechnąłem się pobłażliwie.<br />
<br />
- Ja właśnie piszę - powiedziałem i napiłem się rumu. Przyjemnie rozgrzał mi przełyk.<br />
- To cholernie romantyczne - rzekłaś, na wpół poważnie, na wpół drwiąco. Ode mnie zależało, którą interpretację uznam za stosowną do chwili.<br />
- Prawda? Mam wrażenie jakbym przeniósł się co najmniej kilkadziesiąt lat wstecz. - Wybrałem poważną konwencję. Byłem tego wieczoru poważny. A niech szlag trafi to wszystko, zawsze jestem poważny.<br />
- Do kogo piszesz? - spytałaś i znów twoja skóra naprężyła się nieco, gdy zaczęłaś okazywać zaciekawienie.<br />
- Jeszcze nie wiem.<br />
<br />
Zachichotałaś.<br />
<br />
- Jak to nie wiesz, głuptasie? - zapytałaś. Wzruszyłem ramionami.<br />
- To pierwszy list. Jeszcze nie wiem do kogo trafi. Dopiero musimy się poznać. Dlatego, póki co, piszę kim jestem i co u mnie słychać. Na końcu zapytam o to samo drugą stronę i...<br />
- ...będziesz czekać na odpowiedź? - dokończyłaś. Pokiwałem głową z uśmiechem. Tym razem to ja stuknąłem twoją szklankę i zgodnie wypiliśmy po łyku.<br />
<br />
- Chciałbyś napisać w tym liście o czymś co cię zachwyciło? - znów zapytałaś.<br />
- Oczywiście! - powiedziałem. - To znakomity pomysł. Muszę go uwzględnić.<br />
- A powiesz mi co cię dzisiaj zachwyciło? Zanim o tym napiszesz? Lubię kiedy mówisz mi o czymś, czym za chwilę zaczarujesz kartkę.<br />
- Dzisiaj? - spytałem i na chwilę zamilknąłem, szukając w pamięci najlepszych wspomnień z tego dnia.<br />
<br />
- Był taki moment... Jechałem tramwajem. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wewnątrz wagonu było całkiem sporo ludzi. Spoglądałem na nich, oparty o barierkę, tę przy tylnej szybie. Wiesz której, hm? Oczywiście, że wiesz, też lubisz jeździć konstalem. - Uśmiechnęłaś się, kiwając głową. - I w tamtym momencie światło grało przepięknie. Powietrze wydawało się tak czyste, a cienie - tak wyraźne. Pasażerowie krzątali się, krążąc od drzwi do drzwi na każdym przystanku. Mijał nas wielki, czerwony wóz strażacki. Auta tkwiły w korkach. Było w tym tak wiele dynamiki, a jednocześnie - wszystko działo się tak, jakby każda sekunda trwała długo, bardzo długo. W nieskończoność.<br />
- Jak się wtedy czułeś?<br />
- Wzniośle. Niezmiernie zainspirowany. Pełny. Zafascynowany. Aktywny.<br />
- Chłonąłeś każdy detal?<br />
- Chłonąłem każdy atom.<br />
<br />
Uśmiechnęłaś się lekko i podeszłaś do okna. Otworzyłaś je na oścież i momentalnie poczułem gęsią skórkę. Wieczory wciąż były rześkie. Mimo to było warto - powietrze pachniało wybornie. Mokrą ziemią i świeżymi liśćmi. Wzięłaś kilka głębokich wdechów. Wreszcie odwróciłaś się do mnie.<br />
<br />
- Napisz o tym - powiedziałaś. - Koniecznie opisz to wszystko, tak plastycznie jak tylko ty potrafisz. I wyślij ten list, tam gdzie serce ci podpowie. To jest piękne, że dzielisz się tą chwilą jak chlebem. Nakarm obcego przyjaciela swoim słowem. I niech Bóg pobłogosławi tę korespondencję tak, byś doczekał się odpowiedzi. Byś dostał choć kilka okruchów zachwycającego momentu tamtego człowieka. I niech ta wymiana trwa po wieczność.<br />
<br />
Kiedy skończyłaś mówić zrobiłaś kilka kroków w kierunku drzwi, po drodze sięgając po szklankę. Zatrzymałaś się w progu, odwróciłaś na moment. Nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. Wypiłaś resztkę alkoholu i z głośnym stuknięciem zamknęłaś drzwi od pokoju.<br />
<br />
Wstałem by zamknąć okno. Wróciłem nad kartkę. Powąchałem zawartość szklanki, ale nie miałem ochoty jej pić - przynajmniej w tej chwili. Zamknąłem na chwilę oczy, przypominając sobie dźwięk kół tramwaju, stukających o torowisko.<br />
<br />
Byłem spokojny. Ten dźwięk zawsze działał na mnie kojąco i napawał nadzieją. Wciąż ją miałem w sobie. Grzała mnie, jak rum, ta myśl, że podzielę się z kimś moim najwspanialszym momentem dnia. To tak jakbym zaklinał tamten moment, zatapiając go w bursztynie.<br />
<br />
To napawało ogromną nadzieją. Jak myśl, że tramwaje jednego dnia wrócą stukać kołami na Dąbrowskiego.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaaZckbLfwaHyGAvxvsX0z0MJz8vmHm4SGxsUKHYlqG7KCLM-rXMcfNmOTtc4P-GPEhVjxS2jCg8FAjYOXKfg4jAS00Aq3Y4q0Z7nBj2uP9jjgsKOhMZLtYV2FC01OKS9HfHEH_58_mTQ/s1600/IMG_20190319_181637.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaaZckbLfwaHyGAvxvsX0z0MJz8vmHm4SGxsUKHYlqG7KCLM-rXMcfNmOTtc4P-GPEhVjxS2jCg8FAjYOXKfg4jAS00Aq3Y4q0Z7nBj2uP9jjgsKOhMZLtYV2FC01OKS9HfHEH_58_mTQ/s400/IMG_20190319_181637.jpg" width="300" /></a></div>
<br />Mateusz Bajashttp://www.blogger.com/profile/16990286728030525939noreply@blogger.com0