Wrocław? Zajrzyj koniecznie na rynek! Kraków? Wawel Wawelem, ale znajdź też chwilę, żeby zobaczyć kościół Mariacki - na rynku! Poznań? Koziołki na ratuszu, oczywiście na rynku! Łowicz? Zobacz koniecznie oba rynki - i ten stary i ten nowy! Łódź?
Ups.
No wiesz, jest i Stary Rynek i Nowy, co się Placem Wolności zowie i słynny Bałucki... Hm, a musisz? Nie lepiej na Piotrkowską zawitać?
Mamy w Łodzi z rynkami problem. Jest ich dużo, w różnych miejscach i różnej wielkości. Niestety żaden z nich nie gra tak istotnej roli jak w wymienionych przeze mnie wcześniej miastach. Dlaczego? To jaką w takim razie funkcję pełnią albo pełniły? No i skoro nie służą tak jak służyć powinny, to co pełni ich rolę?
Zanim odpowiemy sobie na te pytania zapraszam na małą rewię rynkowej mody w wydaniu łódzkim!
Ostrzegam - będzie dziwacznie!
Kobiet się o wiek nie pyta, ale rynek to pan, więc możemy pozwolić sobie zapytać o wiek. Pan jest najstarszy? To zapraszamy na początek, proszę się nie wstydzić!
O Starym Rynku w Łodzi pisałem już wcześniej, więc teraz tylko kilka słów w ramach powtórki tamtej lekcji. Najstarszy łódzki rynek, związany ze średniowieczną łodzią. Jak już zostało wspomniane w części pierwszej, Łódź w tamtym czasie metropolią nie była. Miało to oczywiście przełożenie na rynek, który może i dość sporych rozmiarów jest (105x85 metrów), ale nigdy nie gościł wspaniałych budynków i nie był miejscem doniosłych wydarzeń. Ot, był sobie i jest. Dziś zepchnięty jest na absolutny margines, władze udają, że robią coś żeby go ożywić, ale prawda jest taka, że nikt nie robi w tym kierunku nic... Nie dziwi więc sielankowy obraz w jakim go uchwyciłem w niedzielę, w porze obiadu...
No to skoro nie Stary, to może spróbujemy z Nowym? Plac Wolności jest wyjątkowy, bo ośmioboczny. To już coś. Stanowił centralne założenie nowej osady fabrycznej, wybudowano na nim ratusz i kościół ewangelicki pw. świętej Trójcy. Poza tym postawiono jatki rzeźnicze i piekarskie, a plac zamiast zyskać rolę reprezentacyjną pełnił rolę targowiska. Dopiero z czasem zyskał na znaczeniu i zabudowie. Postawiono tu budynek szkoły, kościół rozbudowano do ogromnych rozmiarów, po I Wojnie Światowej dostał obecną nazwę i słynny pomnik Kościuszki.
Mimo to nigdy nie stał się miejscem ważnym, czy to ze względów reprezentacyjnych czy społecznych. Dziś uwagę powinny przykuwać... dwa bloki mieszkalne i szklany "klocek" mbanku. Powinny, bo zazwyczaj łodzianie skupiają się raczej na uciekaniu przed krążącymi po rondzie, jakim jest de facto Plac Wolności, tramwajami i samochodami. Także nie dość, że nic tu do siebie nie pasuje, to jeszcze jest niebezpiecznie. Chaos, który nie zachęca, żeby zostać tam na chwilkę dłużej i zająć się czymś więcej niż szybką fotką Kościuszki, bo wypada.
Miasto obiecuje zmienić ten stan, pomysłów są miliony, lepsze i gorsze, żaden póki co nie realizowany. Zmarnowany potencjał.
Ten stary i zaniedbany, tamten nowy, ale jakiś niegościnny... Może jednak mamy jakiś przyjemniejszy dla oka i duszy?
Mamy. To znaczy moglibyśmy mieć.
Plac Dąbrowskiego. Rewelacyjnie zlokalizowany, przy budującym się dworcu, niedaleko od Piotrkowskiej, ładnie zabudowany monumentalnym Teatrem Wielkim, gmachem Sądu Okręgowego i Apelacyjnego, Collegium Anatomicum (dawny Przytułek dla Starców i Kalek) i modernistycznymi oraz secesyjnymi kamieniczkami. Śliczny. Do tego jeszcze wyremontowany!
Niestety to ostatnie do nie atut. Czar pryska, kiedy widać to...
Pieszczotliwie nazywana waginą miejską fontanna, to wynik próby ożywienia placu - kiedyś był tu po prostu parking. Wymieniono nawierzchnię, postawiono fontannę z bajerami typu światło i dźwięk - miało byś super. Niestety, ktoś nie odrobił lekcji i fontanna wygląda co najmniej komicznie, nie jest ani ładna ani efektowna (a można było zrobić Wrocław w mniejszej skali...), a plac jest po prostu martwy. Miejsce, które prosi się o postawienie ogródków, ławeczek, efekciarskich miejski mebli jest całkowicie puste. Dlaczego? Otóż, ponoć umowa z wykonawcą została tak skonstruowana, że gwarancja na nawierzchnię będzie obowiązywać, jeśli nie będzie na niej nic stać...
Żenada. Zmarnowane miejsce i potencjał. Mnie jest po prostu przykro, bo uwielbiam ten plac, a biegnącą po południowej stronie ulicę Narutowicza uważam za najładniejszą w Łodzi. Takie rzeczy tylko w Polsce...
No i cóż, właśnie wytrzaskałem się z trzech najważniejszych rynków Łodzi, każdy z potencjałem, każdy zmarnowany i funkcjonalnie bezużyteczny. Mamy jednak kilka innych ryneczków. Czy uratują honor większych kolegów? Niestety nie.
Nie wymagajmy, na ten przykład, żeby reprezentacyjne i społeczne funkcje pełnił Plac Katedralny im. Jana Pawła II... Fakt faktem - jest ładny. Zadbany, z efektowną neogotycką świątynią, Pałacem Biskupim i Wyższym Seminarium Duchownym (dawnym szpitalem), pomnikami ks. Ignacego Skorupki i Jana Pawła II i wreszcie Grobem Nieznanego Żołnierza. Nie przyciągnie tu jednak masa ludzi, żeby się spotkać, jest stosunkowo mała szansa, że ktoś z przyjezdnych tu zajrzy - nie każdego jarają budynki sakralne. Miejsce ważne, ale jako główny rynek miasta - odpada.
Został mi jeszcze marginalny Plac Reymonta, z pomnikiem pisarza, wielkim oszklonym biurowcem i ogołoconym z ozdób dawnym pałacem Geyera. Ludzie przemykają przez ten plac, pędząc na przystanek tramwajowy, albo gnając gdzieś dalej Piotrkowską, mało kto się tu zatrzyma. Zresztą - to już w zasadzie prowincja, kiedyś niewiele dalej na południe biegła granica miasta. Ot, nic nie znaczący placyk, pozostałość po dawnym targowisku.
Gdyby zerknąć na mapę Łodzi jest jeszcze kilka rynków. "Kultowy" Bałucki czy malowniczo nazwany Czerwony, to pozostałości z czasów, kiedy mieliśmy większe przedmieścia niż miasto. Od zawsze były tam targowiska i tak już zostało. Kiedyś były ciekawe ze względu na osobliwy folklor setek straganów, dziś stoją tam betonowe kloce, czyli hale handlowe.
Nie wymieniłem oczywiście wszystkich rynków, placów i placyków Łodzi, chociażby pominąłem Plac Zwycięstwa (dawny Wodny Rynek) czy Plac Barlickiego (znany także jako Rynek Wiązowy lub Zielony). Sporo tego jest, ale co z tego, skoro ani jeden nie pełni tak istotnej roli jak powinien?
No i co w takim razie tę rolę pełni?
Otóż w moim kochanym mieście najważniejsza była i jest... ulica. Piotrkowska, bo o niej oczywiście mowa, to miejsce najważniejsze ze względów reprezentacyjnych i społecznych. Tu mieści się Urząd Miasta, tu mamy setki knajp, pubów, sklepów czy banków. Czy to normalne? Jesteśmy w Łodzi, więc nie ;).
My mamy kryptorynek, skamuflowany i przebrany za ulicę. Walnęliśmy sobie najdłuższy rynek w Polsce, a pewnie i na świecie! Absurdalnie podłużny i absurdalnie do swojej roli nie pasujący. Przede wszystkim dlatego, że taki układ (ulica w centrum zainteresowania) jest typowy dla wsi. Niestety, ale tak się Łódź budowała - jako rozrośnięta wiocha. Dzięki temu mamy patologicznie wydłużone na linii północ - południe "city". Rodzi to oczywiście problemy z komunikacją, zarówno w kwestiach "dojazdu do" jak i poruszania się wewnątrz.
Ulica to nadal ulica, powinna być miejscem ruchu, a nie rynkiem. Z funkcji społecznej wywiązuje się słabo, bo nie kumuluje ludzi w jednym miejscu. Przez to nie mamy chociażby tylu ulicznych grajków, bo trudno o złapanie publiki, skoro każdy pędzi dalej, jak to na ulicy. Powiedz komuś, że widzicie się na Piotrkowskiej, a później szukajcie na pięciu kilometrach - powodzenia! We Wrocławiu mówisz Rynek, myślisz Rynek, wiesz gdzie to jest, jak tam trafić i, że tam toczy się życie całego miasta. W Łodzi niestety trzeba się nakombinować.
Czy można temu zaradzić? Myślę, że tak, ożywiając w sensowny sposób, któryś z trzech pierwszych rynków. Największy potencjał wydaje się mieć Plac Dąbrowskiego, bo nie wierzę, że jakakolwiek władza pogodzi się z utratą wartości komunikacyjnych Placu Wolności. A Stary Rynek jest według mnie zbyt kameralny, żeby przejąć chociaż część roli Pietryny. Czy coś się uda zmienić w tej kwestii? Może po wybudowaniu Fabrycznego... Póki co musimy zadowolić się tym co mamy. Bo to co my mamy, tego nie ma nikt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz