czwartek, 16 lipca 2015

Miasto zasadom wbrew - prolog

Zgodnie ze wcześniejszą obietnicą, przedstawiam moją koncepcję cyklu artykułów na temat Łodzi. Tak jak już wspominałem, będę publikować kolejne "odcinki" co niedzielę, począwszy od najbliżej, czyli 19 lipca. Serię podzieliłem na 7 części, mam nadzieję się w tylu zmieścić, ale gdyby wyszedł mi jeden odcinek więcej lub mniej - proszę nie krzyczeć!

O czym zamierzam pisać? O moim mieście, które cieszy się specyficzną opinią. Z moich obserwacji wynika, że większość zdań na temat Łodzi, to skrajne oceny. To miasto albo się kocha na zabój, wpada w nie po same uszy, czasem nawet tonie (chodź nazwa gwarantuje bezpieczeństwo na wodzie ;)), albo nie cierpi.

Wziąłem sobie to pod rozwagę i zacząłem się zastanawiać - skąd to się wzięło, taka sytuacja? Czym Łódź różni się od Wrocławia, Warszawy, Białegostoku czy Poznania, że nie da się na nią patrzeć neutralnie? Czemu budzi aż tak skrajne emocje? Czemu "The Sun" widzi tu wyludnione jak podczas II Wojny ulice, a dość popularnym określeniem Łodzi jest "dziura w dupie Polski"? Czemu, z drugiej strony, spotkać tu idzie masę osób, które dałyby się pokroić za to miasto, każdą, nawet najbardziej syfiastą kamieniczkę, chciałyby wpisać do rejestru zabytków, a najlepiej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i mimo trudności gotowe byłyby wciąż nazywać Łódź "Ziemią Obiecaną"?

Paradoks, na paradoksie, paradoksem pogania.

Tutaj nic nie jest takie jak być powinno. Wszystko powstało i w sumie nadal powstaje wbrew wszelkim regułom i zdrowemu rozsądkowi. To miasto jest jak wielki, swego czasu dość foremny, ale dziś mocno poobijany, kocioł, do którego wrzuca się wszystkie składniki jakie są pod ręką i sprawdza co z tego wyszło. Zazwyczaj wychodzi wielkie bum i później słyszę zdanie: "Polański i łódzka filmówka? Bardzo dobrze, on kręci o wojnie i to miasto wygląda jakby tu była wojna".

Ładunek emocjonalny jaki wiąże się z Łodzią wydaje się być odzwierciedleniem wkładania w nie serca przez wiele, wiele lat i wiele, wiele najróżniejszych osób. Wiesz jak to jest, kiedy wkładasz w coś serducho? Często nie zważasz na to, czy to co robisz ma w ogóle jakikolwiek sens, czy masz odpowiednią wiedzę, umiejętności i środki, żeby tworzyć to za co się bierzesz. Jesteś tak zawzięty, że choćby efekt był daleki od oczekiwań, to Ty puszysz się jak paw z dumy, bo "wiesz ile w to włożyłem serducha?".

Tak powstawało to miasto. Trochę jak zamek z piasku budowany przez pięciolatka. Brzydki, rozpadający się, kompletnie bez planu. Za to ile w tym uroku i romantyzmu? Wielu przyjdzie i powie, że to brzydkie i beznadziejne. Czasem przyjdzie ktoś i popsuje ten zamek. Wtedy jednak okaże się, że 3/4 plaży poleci pogonić zbira, otrzeć łzy małemu budowniczemu, a później pomoże odbudowywać to co runęło.

Dlatego postanowiłem rozebrać moją Łódź na kawałeczki, jak już wspomniałem wcześniej - siedem kawałeczków. Będą to kolejno:

1. Skąd to się tu wzięło, czyli krótka historia Łodzi.
2. Najważniejsze?, czyli rynki.
3. Dużo tego, a i tak nie działa, czyli ulice.
4. Zapchaj, upchaj, dopchaj i jeszcze, żeby jakoś wyglądało, czyli zabudowa.
5. Wśród źródeł tryszczących, czyli gdzie te rzeki?
6. Zastanów się dwa razy, czy wiesz co to "szary", czyli parki.
7. Taki duży, a zachowuje się jak dziecko, czyli funkcja, kultura i społeczeństwo.

I w tych oto kawałeczkach, chciałbym pokazać wszystko to co jest w Łodzi... nie tak jak być powinno. Będę złośliwie wytykał błędy, paskudztwa, nieporozumienia, absurdy i patologie. Będę punktował, wyłuszczał, wytłuszczał i wypominał. A to wszystko po to żeby...

...a po co to już sam zobaczysz. Pierwszy odcinek już w niedzielę, zapraszam!

A poza tym tradycyjnie zapraszam do komentowania, udostępniania, dzielenia się opiniami, a nawet do hejtowania, bo to znaczy, że jakieś tam reakcje to w Tobie wywołało ;).

Do zobaczenia w Łodzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz