niedziela, 4 lutego 2018

Pozory mylą | Kutno | [WŁÓCZYKIJ #22]

Tą wycieczką kończę uzupełnianie zaległych wpisów z 2017 roku, więc rok zakończyłem z liczbą 22 wycieczek na koncie. Muszę przyznać, że zakładałem, że będzie ich przynajmniej dwa razy tyle, a tymczasem... no nie udało się. Nie zmienia to faktu, że jestem zadowolony - coś się we mnie ruszyło, a na tym zależało mi najbardziej. Na spróbowaniu samotnych wędrówek, na odkrywaniu nowych miejsc, na obudzeniu nieco uśpionej ciekawości świata. Pierwsze kroki były dość nieporadne, wiem że dużo bym zmienił w wielu zrobionych wycieczkach, ale liczy się dla mnie sam fakt, że to robię. Reszta ma mniejsze znaczenie.




Rok zakończyłem bombowo, muszę to przyznać od razu na wstępie. Jednak skłamałbym pisząc, że spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Kutno dotychczas kojarzyło mi się z koleją i szaloną wyprawą na wesele mojego zioma Jędrzeja - to właśnie tutaj przesiadaliśmy się za autostopa na busa, żeby jakimś cudem zdążyć na czas do Płocka.

Pogoda tego dnia kompletnie nie dopisywała, było szaro i dżdżyście, a chwilami padało dość rzęsiście (rym niezamierzony). Nie miałem zbytniej ochoty na wędrówkę, ale skoro Dominika i tak miała w perspektywie kilka godzin pracy w pobliskich Zawadach to aż żal byłoby nie skorzystać (oportunista ze mnie ;)). Zaparkowałem kochaną Skodzinkę pod parkiem Wiosny Ludów i ruszyłem na eksplorację.

Przed wejściem do parku rzuca się w oczy okazała, choć nieco zaniedbana rezydencja. Nic dziwnego - to co dzisiaj jest parkiem swego czasu było ogrodem. Budynek, który wita nas przed wejściem do parku to zespół pałacowy Gierałty. Został zbudowany pod koniec XVIII wieku i był rezydencją właścicieli miasta. Swego czasu pałac odwiedziło wiele znanych person z samym Napoleonem Bonaparte na czele. Obecnie mieści się tutaj Państwowa Szkoła Muzyczna.

Uwagę przykuwa przeszklona sień.

Wejście do ogrodu/parku.

Nostalgiczna tabliczka.

Minąłem mające wiele do opowiedzenia mury i po mokrych alejkach zacząłem powoli spacerować po tym prześlicznym parku. Kolory grały mi pięknie przed oczami - zieleń, beż, brąz, pomarańcz i gdzieniegdzie czerwień, a to wszystko uzupełnione ślicznymi białymi ławkami. Park jest częściowo poukładany, na francuską modłę, a w części północnej - dziko "angielski". Ja ruszyłem alejkami "francuskimi", żeby obejrzeć drugi z ważnych obiektów w parku.

Park jest ładny sam w sobie, ale też bardzo zadbany.

Warto przejść się aleją leżącą w osi pałacu.

Postawienie na biały kolor ławek to strzał w dziesiątkę.

Znalazło się nawet miejsce na staw!

Trudno w pierwszej chwili zgadnąć jaką funkcję pełni ten obiekt. Idąc od strony pałacu wita nas... działko artyleryjskie. Obok znajduje się mnóstwo pamiątkowych tablic i płaskorzeźb. Jedna z nich odkrywa tajemnicę co to za miejsce - obecnie - Muzeum Bitwy nad Bzurą. Bitwa ta była największą potyczką podczas wojny obronnej w 1939 roku i trwała dziewięć/trzynaście dni (w zależności od tego, który moment uznamy za ostateczny koniec bitwy). Muzeum prezentuje mundury, broń, wyposażenie używane podczas bitwy, a także makietę działań.

W budynku znajduje się także grób i nie jest to bynajmniej miejsce pochówku żołnierzy. Oryginalnie bowiem miejsce to pełniło (i właściwie nadal pełni) rolę kaplicy grobowej rodziny Mniewskich - ostatnich właścicieli miasta.

Eksponaty muzeum są naprawdę warte zobaczenia.

Wokół krzyża Virtuti Militari znajdują się nazwy miejscowości "dotkniętych" przez Bitwę nad Bzurą.

Nic dodać, nic ująć.

Sama kaplica jest bardzo elegancka. Trzeba przyznać, że otoczenie komponuje się z budynkiem.

Pokręciwszy się chwilę wokół muzeum skierowałem się z powrotem do pałacu, a następnie udałem się na południe przepiękną, malowniczą aleją, nad którą nadal stoi murowany fragment wjazdu. Swego czasu mógłbym tą drogą dojść prosto do ścisłego centrum miasta, ale Kutno zostało rozorane na pół przez pojawienie się w 1862 roku kolei, na linii nazywaną "warszawsko-bydgoską". Dlatego zamiast do centrum poczłapałem w deszczu wprost do wiaduktu.

Pozostałości bramy i aleja prowadząca do pałacu.

Może i normalnie da się przejść pod torami i wylądować na dworcu, ale mnie to szczęście nie było dane. Prowadzone są tu prace remontowe, które potrwają do czerwca 2019. W związku z tym minąwszy kilka klimatycznych budynków gospodarczych, obitą blachą wiatę przystankową i wyglądający jak po wybuchu błotno - betonowej bomby teren budowy. Mozolnie wspiąłem się na wiadukt, mijając po drodze śliczny dom mieszkalny i już mogłem oglądać kutnowski dworzec wraz z przyległościami.

PKPowe klimaty ;).

Gierek jak malowany! Zwróćcie uwagę na dysproporcję blachy na daszku i wielkości ławeczki. W tle tablica informacji turystycznej - są dosłownie wszędzie!

Nawet nie chcę wiedzieć co tu wybuchło ;).

No jak miałbym mieszkać w domku w mieście to tylko w takim!

Błotnego szaleństwa ciąg dalszy.

Nie od dziś wiadomo, że jaram się oglądaniem torów, dworców i pociągów, więc z przyjemnością patrzyłem na bezkreśnie ciągnące się żelazne drogi. Jak już wspomniałem kolej pojawiła się w Kutnie w połowie XIX wieku. Była to linia o ogromnym znaczeniu, bo łączyła (i nadal łączy) Warszawę z Toruniem, Bydgoszczą, a dalej - Berlinem, czyli wtedy - ziemie zaboru pruskiego i rosyjskiego. Zarówno wtedy, jak i dziś Kutno to istotny węzeł kolejowy i właśnie dlatego z pociągami jest najbardziej kojarzone.

Teren przy kutnowskim dworcu z perspektywy wiaduktu wydał mi się zalany błotem po dwakroć, a nawet po czterokroć. Zszedłem znów na poziom torów i pooglądałem sobie z bliska ceglane, nieotynkowane zabudowania, otoczone nie mniejszą ilością błota i bałaganu.

Właściwie to mógłbym mieć taki widok z okna.

Ciąg dalszy okołokolejowego bałaganu.

Klimatycze piwniczki.

Klasyczna zabudowa robotnicza.

Dworzec w Kutnie ma ciekawą, niesymetryczną bryłę. Z parkingu przed dworcem można przejść prosto na perony pod interesującą, częściowo ażurową wiatą. W sumie nie do końca wiem po co wszedłem do budynku, tylko po to żeby po kilku sekundach z niego wyjść. Za to na pokręcenie się wzdłuż torów znalazłem dłuższą chwilę. Naprawdę, uwielbiam ten specyficzny zapach torów, stukot kół i pisk hamulców składów.

Ponoć architektura dworca nawiązuje do... włoskiej willi.

"Wyzwolenie społeczne"...

Dworzec od strony torów.

Tory kojarzą mi się zawsze z obietnicą bezkresnej podróży.

Nostalgia.

Architektura dworca w całej okazałości.

Wyszedłem z terenu dworca i udałem się do skrzyżowania, które powinno nosić imię "Długiego Weekendu". Jest to bowiem "krzyżówka" ulic 1 i 3 Maja. Skręciłem w prawo w ulicę Jana Kochanowskiego, gdzie dopatrzyłem się arcyciekawego układu kamienicy i dwóch budynków fabrycznych. Zaraz za tymi obiektami odbiłem w ulicę Sienkiewicza (w tej okolicy wszystkie ulice noszą imiona pisarzy), która jest kontynuacją alei wybiegającej spod pałacu Gierałty. Troszkę przez te pociągi musiałem nadrobić, nie powiem!

Budynek fabryki w środku kompletnie mnie zaskoczył i, jako Łodzianina, oczywiście zachwycił.

Śródmiejskie klimaty.

Główną rzeką Kutna jest Ochnia, wypływająca na Kujawach i wpadająca niedaleko na południowy wschód do Bzury. Zaraz za rzeką, po prawej stronie znajduje się kościół parafii ewangelicko augsburskiej, o prostej architekturze z charakterystyczną wieżą. W okolicy widać też kilka ładnych kamienic, a na jednej z tych nieodnowionych - pozostałości po muralu na częściowo zdrapanym tynku.

Rzeka Ochnia.

Prostota świątyń ewangelickich jest uderzająca.

Ciekawe co też było "konsumenta"?

Wreszcie doszedłem do głównej części miasta i do jednego z dwóch rynków, zwanego dziś placem Józefa Piłsudskiego. Marszałek stoi dumnie na postumencie. Mnie udało się sfotografować go na tle ponoć całkiem ładnego, klasycyzującego budynku, zwanego "Nową Oberżą" (pełnił funkcję pałacu - hotelu). Piszę ponoć, bo centralna część fasady upaćkana jest obrzydliwymi reklamami.

Ponoć przepiękny jest także stojący tuż obok Pałac Saski - kolejne z miejsc, które zaszczycił swoją obecnością Napoleon Bonaparte. Budynek, zwany także pałacem pocztowym, powstał jako rezydencja podróżna dla króla Augusta III Sasa. Między innymi przez Kutno przebiegał trakt jakim władca przemierzał drogę z Warszawy do rodzinnego Drezna. Pałac pobudowano w stylu barokowym, wykorzystując tak zwany mur pruski - konstrukcję, którą możecie zaobserwować w wielu niemieckich i poniemieckich miastach. Charakteryzuje się on "wyciągnięciem" na fasadę budynku drewnianych elementów konstrukcji i otynkowaniem wypełnienia między powstałymi dzięki temu przestrzeniami. Robi to naprawdę fajny efekt.

Niestety na początku poprzedniego akapitu napisałem "ponoć". Pałac ogarnął pożar w 2003 roku i, ze względu na nieuregulowaną sytuację prawną, prawdopodobnie odzyska swój dawny wygląd w 2019 roku. Będą znajdować się tam przestrzenie muzealne.

Marszałek w Kutnie wydaje się być dość... bojowy.

A miało być tak pięknie... "Nowa Oberża" w wydaniu "Nowe idee marketingowe". 

Pozostałości Pałacu Saskiego...

Odbudujcie!

Plac jest całkiem okazały z obowiązkowymi - fontanną, szarą kostką oraz czarnymi latarniami "retro". Tym co wyróżnia rynek od innych jest z pewnością dawny ratusz miejski, a dziś siedziba Muzeum Regionalnego. To klasycystyczna budowla z lat 40. XIX wieku. Uwagę przyciągają drewniane figury postaci w strojach ludowych - kobiet i mężczyzn.

Bardzo ciekawy jest także słup - drogowskaz, wskazujący odległości do miast na saskim szlaku. Nie można także ominąć rzeźby róż. Nie można, a właściwie nawet nie da się. Kutno na każdym kroku promuje się jako "Miasto Róż", a wzięła się ta nazwa stąd, że w tym mieście od 1975 roku odbywa się impreza o nazwie "Święto Róży" (do 1990 roku Kutnowski Jarmark Różany). Co ciekawe - już dekadę wcześniej organizowano wystawy z tymi pięknymi kwiatami w roli głównej.

Do tematu róż jeszcze wrócimy, podobnie jak do Starego Miasta, chociaż ulica Królewska, czyli dawny trakt królewski kusi żeby do niego zajrzeć. Jeszcze troszkę!

Południowa pierzeja Placu Piłsudskiego.

Szara kostka i fontanna być muszą!

Te kutnowskie detale są naprawdę ładne.

Słup-drogowskaz, a w tle - dawny ratusz.

Róże są w Kutnie dosłownie wszędzie.

Trakt królewski.

Tędy oto przemierzał sam król!

Za Pałacem Saskim biegnie ulica Narutowicza i to właśnie nią skierowałem się na chwilę na zachód. Tutaj nie jest już tak świeżo jak przy rynku, ale nie można odmówić tym drewnianym drzwiom i staromodnym tabliczkom uroku.

Doszedłem do ronda Solidarności, gdzie czekał na mnie inny wyjątkowy obiekt - Dworek Modrzewiowy. Piękny parterowy budynek jest dziś siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kutnowskiej. Koniecznie zajrzyjcie na tył budynku, bo jest równie ładny co jego fasada!

Na swój sposób pięknie.

Smaczek. 
Kolejny z zaskakująco wytwornych budynków w Kutnie.



Dworek modrzewiowy. Ciężko ogarnąć go wzrokiem.

Eleganckie wejście do dworku. Choć dla mnie nieco zbyt dużo połysku ;).

Ogród za dworkiem jest ładnie zagospodarowany.

Czekała mnie teraz dłuższa chwila mozolnej wspinaczki. Znów zaczął siąpić deszcz i zastanawiałem się nad zasadnością odwiedzania cmentarza żydowskiego. Było jednak warto. I to jak! Mimo, że po cmentarzu pozostało niewiele śladów to warto zobaczyć tę ziemię. Granicząca z domkami jednorodzinnymi i blokowiskami wydaje się być ściągnięta z innego świata. Rozległa łąka, z przecudnym wzgórzem - tego nie da się opisać słowami. Miejsce jest nieco smutne i na pewno zmusza do refleksji, ale to kolejny must-see w Kutnie. Tym bardziej, że panorama miasta ze szczytu wzgórza jest niczego sobie.

Podobnie zresztą jak autografy Drymskyego, Simsona i Atasia, który postanowili oznaczyć swoją obecność na tablicy pamiątkowej na szczycie wzgórza. Pękamy z dumy panowie!

Każde miejsce będące cmentarzem żydowskim jest obłędnie klimatyczne, ale to w Kutnie plasuje się w czołówce.

Pustka, cisza, bezruch.

Widok na Kutno ze wzgórza.

Tablice pamiątkowe i autografy trzech ważnych, kutnowskich person.

Znów kilka kroków nieco mniej atrakcyjnym terenem i... wszedłem do jednego z najcudniejszych parków w jakich kiedykolwiek byłem. Aleją Róż zszedłem po stopniach do stawu ulokowanego w sercu tego zieleńca, noszącego imię Romualda Traugutta. Po drodze minąłem jeszcze pomnik Bolesława Wituszyńskiego - hodowcy róż i inicjatora wystaw róż w Kutnie.

W parku sporą atrakcją jest także nowoczesny budynek Kutnowskiego Domu Kultury. Zbudowany w latach 70. i odświeżony kilka lat temu ma arcyciekawą, niebanalną bryłę. Znacie moje zdanie - jak budować nowocześnie, to z charakterem i rozmachem. Czy to się komu podoba czy nie - cóż, współczesnym rzadko co pasuje. Jednak konformistyczne rozwiązania sprawiają, że zamiast cuda można postawić kicz i banał. Przykład - "Brama Miasta" w Łodzi. Zerknijcie sobie "stary" zjawiskowy projekt Liebeskinda i to co się realnie buduje. Nie mam słów. A to jedna z wizytówek tzw. Nowego Centrum!

Wróćmy jednak z tradycyjnej krytycznej wyprawy do Łodzi i stańmy znów w Kutnie. Park jest bardzo zadbany, uporządkowany, a to w połączeniu z absolutnie genialną topografią sprawia, że nie sposób się nie zachwycić. Jesienne kolory grały tu też swoją rolę, ale ja bardzo chętnie obejrzałbym zieleniec wiosną czy latem kiedy zdobią go kwiaty.

Nie tylko w Warszawie!

Liście przecudnie obsypały park.

Kutnowski Dom Kultury.

Rzeźba inicjatora wystaw róż w Kutnie.

W parku zmieścił się także staw.

Ciekawa bryła KDK i gołębi ziomale na schodach.

Topografia parku jest naprawdę wyjątkowa.

Wyszedłem z parku aby rzucić okiem na położony nieopodal, kolejny z dworków. Ten znany jest jako "Dworek Szomańskich" i jest równie ładny co pozostałe. Tym bardziej, że stoi pośrodku... blokowiska, więc zabawnie kontrastuje z najbliższą okolicą. Ja nie wiedząc, że w dworku mieści się obecnie restauracja zacząłem trzaskać fotki z przyczajki, tak na wszelki wypadek. Kiedy okazało się, że można zrobić tu "z buta wjeżdżam" zacząłem oczywiście udawać, że wcale chwilę wcześniej się tutaj nie próbowałem podkraść ;).

Zaplecze restauracji w dworku. Nie pytajcie po co robiłem to zdjęcie - sam nie wiem.

Budynek Starostwa.

Wyważanie otwartych drzwi ;).

Dworek jest elegancki. Swoją drogą jeśli chodzi o kolorystykę, to kutnowskie budynki sobie nie żałują.

Wyszedłem z terenu, na którym znajduje się dworek i poszedłem ulicą Kościuszki na południe. W miejscu gdzie ulica wydawała się kończyć natknąłem się na szarą, obdrapaną kamienicę, której koloru nadawała... duża ilość mchu. W jakiś sposób spodobał mi się ten budynek. Dziś zastanawiam się czy wpadłby mi w oko również wtedy gdy byłby odnowiony.

Istotnie, ulica Kościuszki w tym miejscu zawija w lewo dla zmotoryzowanych. Piesi mogą skręcić w prawo, w trakt królewski lub pokręcić się wokół neogotyckiego kościoła, który zdobi to miejsce. Mowa o świątyni pw. św. Wawrzyńca, postawionej w miejscu piętnastowiecznego "oryginału". W pierwszej chwili pomyślałem o kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Łodzi, bo kościół w Kutnie wydaje się doń łudząco podobny. Okej, neogotyk zazwyczaj do neogotyku jest dość mocno podobny, ale...

Mszana kamienica.

Klasyczny neogotyk, kościół św. Wawrzyńca.

...tutaj moje wątpliwości były całkiem uzasadnione. Obie świątynie "spokrewnione" są przez osobę autora projektu - Konstantego Wojciechowskiego. Warszawski architekt ma w CV słynną bazylikę archikatedralną w Częstochowie, a także przebudowy opisywanych już przeze mnie wcześniej kościołów św. Lamberta w Radomsku i św. Antoniego w Tomaszowie Mazowieckim. Efektowne wieże zdecydowanie były wizytówką tego projektanta.

Obszedłem kościół, dopatrując się przy okazji kilku tablic - część jest współczesna, ale niektóre zostały tu przeniesione ze starej świątyni.

Jedna...

...druga... 
...i trzecia tablica pamiątkowa. Jest ich jeszcze kilka.



Wreszcie wszedłem na ulicę Królewską. Kutno w centrum ma bardzo ciekawy układ, ponieważ posiada dwa rynki. Jeden z nich - plac Piłsudskiego już Wam opisałem. Był on ściśle związany z przebiegiem wspomnianego wcześniej traktu Saskiego. Tymczasem teraz zerkałem na drugi z rynków, który był głównym placem osady średniowiecznej. Średniowiecza tam zbytnio nie czuć, no chyba, że w momencie awantur o wolne miejsce. Może wtedy dzieją się jakieś ciekawe sceny a'la hiszpańska inkwizycja.

Plac Wolności jest bowiem absolutnie zawładnięty przez parkujące auta. W którymś z tekstów napisałem, że rynki dzielę na przyjazne ludziom, częściowo zajęte przez samochody i totalnie przez nie pochłonięte. Trochę złośliwie muszę to skomentować, że w Kutnie po to mają dwa rynki, żeby mieć i taki dla pieszych i taki dla aut.

Sacrum i profanum.

Wejście na trakt królewski.

Plac Wolności? No nie wiem ;).

Sama zabudowa placu i traktu królewskiego nie jest jakoś wyjątkowo zachwycająca - ot, rzędy kamienic. Nie zmienia to jednak faktu, że spaceruje się po tym wyjątkowym "łączniku" bardzo przyjemnie, a ludzi jest tam po prostu mnóstwo! Mimo, że pogoda nie dopisywała to można było spotkać i osoby młode i starsze i rodziny z małymi dziećmi i pary i chyba dosłownie wszystkich.

Łącznie ze mną ;).

Mimo, że planowałem dojść do placu Piłsudskiego i tam zawrócić (miałem jeszcze w planie kilka ciekawostek), to zdecydowałem się odbić w arcyciekawy pasaż. Wąska, stroma ścieżka bardziej kojarzy mi się z Włochami czy Grecją, a tu proszę - takie coś w Kutnie! Miejsce byłoby zjawiskowe, gdyby nie było, wybaczcie, że się tak wyrażę, zajebane reklamami. Troszkę stonowanych kolorów, ze dwie kawiarnie wystawiające latem kilka małych stolików i mielibyśmy materiał na instagramowy profil "Promuje Łódzkie" ;).

Gdyby nie te diabelne reklamy...

...byłoby to jedno z najśliczniejszych miejsc w Kutnie.

Ostoja normalności.

Niestety jest nieco rozczarowująco, ale za to humor bardzo poprawił mi mikro warzywniaczek w podcieniach kamienicy przy placu Wolności. Ładny jest także trzeci z kutnowskich rynków - Zduński. To malutki placyk na południe od kościoła. Jego wnętrze zdobi dawny budynek teatru miejskiego, czyli obecne Centrum Teatru, Muzyki i Tańca. Komu jednak nie teatr w głowie ten może zasiąść na ławce przy fontannie i popatrzeć na kościół lub odwiedzić bar piwny "Zacisze". Dla każdego coś miłego - i na jak małej przestrzeni!

Widok na kościół z rynku Zduńskiego.

Dawny teatr miejski.

Jest i klimatyczne "Zacisze".

Wyszedłem z centrum Kutna. Uf. Nie spodziewałem się tylu atrakcji! Mimo to wciąż było mi mało i skierowałem się do Łąkoszyna. Jest to obecnie część Kutna, która jednak w średniowieczu posiadała prawa miejskie. Stopniowo przegrywała jednak rywalizację z sąsiadem, aż ostatecznie obie jednostki połączono w 1929 roku.

Jeszcze w Kutnie zwróciłem uwagę na występującą solowo kamienicę przy skrzyżowaniu ulic Wyszyńskiego i Jana Pawła II. Mimo to najbardziej przyciągała mój wzrok, górując nad Ochnią i wysokim nasypem kolejowym, świątynia o niebanalnej architekturze - kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Budynek jest neogotycki, z początku XIX wieku, ale trzeba przyznać, że wyróżnia się stylem spośród innych świątyń tego typu.

Solowa kamienica.

Kościół wyrasta ponad nasyp i rzekę.

Ochnia za miastem nabiera bardziej dzikiego charakteru.

Neogotyk, ale jakże oryginalny!

Akurat mi się poszczęściło - raj dla trainspottera ;).

Kościół św. Stanisława od frontu.

Długo rozważałem czy zaglądać jeszcze na łąkoszyński cmentarz, ale ostatecznie zdecydowałem się tam pójść. Zmęczenie dawało mi się we znaki (naprawdę nie chciało mi się chodzić tamtego dnia!), ale pocieszałem się tym, że pewnie nekropolia kryje jakieś ciekawostki.

Niestety, ciekawostek dopatrzyłem się niewielu. Może zbyt mało wnikliwie szukałem, ale strzeliłem tam raptem jedną fotkę. To już w Parzęczewie było więcej "smaczków".

Cmentarz w Łąkoszynie nieco mnie rozczarował.

Mozolnie wróciłem do auta, pełznąc wzdłuż torów kolejowych i patrząc jak śmigają po nich pociągi do Torunia czy nawet Moskwy. Z ulgą wsiadłem do Skodzinki. Nieźle złaziłem się tego dnia! Myślałem, że może szybko obskoczę Kutno i jeszcze znajdę chwilę na wyskoczenie do Krośniewic. Nic z tych rzeczy!

Opierając się na pozorach, mógłbym stwierdzić, że Kutno to miasto pociągów i nic poza tym. Kolejny raz dostałem po nosie za takie myślenie. Wcześniej w Koluszkach byłem zaskoczony pozytywnym wizerunkiem miasta. W Kutnie opadła mi szczęka. Dziś, gdyby ktoś mnie zapytał, gdzie w województwie spędzić dzień, poza Łodzią, miałbym twardy orzech do zgryzienia. Wahałbym się między Piotrkowem Trybunalskim, a Kutnem. I chyba wybrałbym to drugie.

Odwiedźcie Miasto Róż koniecznie!

PS W drodze powrotnej zajrzeliśmy z Dominiką do znakomitej kawiarni w Łęczycy, przy ulicy Poznańskiej, nazywającą się "Niebieskie Migdały". Jak już odwiedzicie Borutę to wpadnijcie tam koniecznie na kawę i ciacho!

4 komentarze:

  1. Mieszkam w Kutnie od urodzenia i przyznam że denerwuje mnie jak ludzie mówią że to brzydkie miasto a większość była tylko na dworcu. Polecam przyjechać tutaj latem park oraz sama Królewska wygląda obłędnie! Zachęcam również do sprawdzenia jednego z największych i najładniejszych w Europie kompleksów boisk Baseballowych, latem podczas turniejów przyjeżdża tutaj masa drużyn z całego świata, a za czasów świetności podczas męczy ligowych ludzi na trybunach było tyle że nie każdy znalazł miejsce na trybunach i musieli ustawiać się wokół boiska, coś pięknego! Co do samego bloga jestem pełen podziwu, piękne zdjęcia ciekawie a zarazem pięknie opisane aż chce się czytać, nic tylko czekam na więcej! Pozdrawiam serdecznie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością odwiedzę Kutno jeszcze w tym roku, postaram się zajrzeć właśnie latem. Bardzo serdecznie dziękuję za miłe słowa i ogromnie cieszę się, że podoba się moją twórczość. Polecam inne opisy wycieczek, a także twórczość innego typu. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Witam serdecznie. Super blog ! Podziwiam Twoje chęci .... I cieszę się, że spodobało Ci się nasze miasteczko. Gdybyś był jeszcze kiedyś w Kutnie a lubisz nekropolie to powinieneś odwiedzić ten bliżej centrum miasta- przy ulicy cmentarnej- jest tam duużo smaczków - bo i cmentarz duży a też dużo starszy niż ten Łąkoszyński. Pozdrawiam i życzę dalszych podróży w ciekawe miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo serdecznie dziękuję! Nie ma za co podziwiać, sprawia mi to wszystko ogromną przyjemność :). Zajrzę z całą pewnością i dziękuję za radę. Również pozdrawiam gorąco!

      Usuń