czwartek, 8 lutego 2018

Miłość wrogiem sukcesu

Oczy szkliły jej się kiedy wiatr przenosił zimne wilgotne powietrze tuż nad powierzchnią spracowanej Odry. Rzeka niosła na swoich plecach niezliczone ilości kropel wody i jeszcze więcej ludzkich tęsknych westchnień. Chciała żeby choć jedna łza popłynęła szybko po jej policzku, ale jak na złość żadna nie kwapiła się do zroszenia gładkiej skóry. Była pusta w środku, choć podświadomie czuła, że powinna być wściekła i rozżalona.

Może łatwiej byłoby jej przetrawić to wszystko, gdyby po prostu powiedzieli sobie "do widzenia" i odeszli - każde w swoją stronę. Zamiast tego woleli jednak rozdrapywać świeżą ranę dając sobie setki razy "kolejne, ostatnie szanse". Rozmawiali, tulili się, całowali, kochali, a następnego dnia znów - wrzeszczeli, wściekali i nie rozumieli. W końcu jednemu i drugiemu przestały podpowiadać rozsądek i serce, a zaczął po prostu instynkt samozachowawczy.

Ich związek, zdaje się, zaczynał po prostu zagrażać ich życiu.

Źródło: http://www.1zoom.me/en/wallpaper/496134/z512.9/



Teraz siedziała na oparciu drewnianej ławki, trzymając buty na siedzisku i miała wrażenie jakby cofnęła się w czasie do momentu kiedy była jeszcze dzieckiem. Kiedy jej umysł był czysty, myśli wyraźne i oczywiste, a tkwienie na ławkach takich jak ta - codziennością. Dziś powinna była czuć się zupełnie inaczej, a tymczasem...

- Jak się miewasz dziecko? - chrapliwy męski głos rozerwał ciszę, ale ona ani drgnęła. Jakby spodziewała się, że prędzej czy później ktoś się do niej odezwie.
- Tak sobie - odparła obojętnie nawet nie zerkając w kierunku natręta. Zarechotał. Usłyszała odgłos przełykania. Powietrze wypełniło się zapachem... owoców tropikalnych. Ciekawość wygrała, obróciła się. Dałaby sobie rękę uciąć, że poczuje zapach piwa - ciężki, słodki, mdły podszyty irytującą nutą alkoholu. Tymczasem płyn spożywany przez gościa pachniał znacznie przyjemniej, a do tego pił go z zabawnego kieliszka. Nic się tu nie zgadzało.
- Co ty pijesz? Sok? - spytała. Uśmiechnął się i uniósł naczynie w geście toastu.
- Dla ciebie dziecko może być to sok - odpowiedział pogodnie, choć w jego głosie była pewna nuta... chłodu? Powagi?

Nie zmienia to faktu, że nieco irytowało ją to zwracanie się per "dziecko". I to, że wybił ją z jej melancholijnego nastroju.

- Jak tam sobie chcesz - żachnęła się i ostentacyjnie odwróciła głowę. Spodziewała się, że natręt będzie naciskał, albo (co mniej prawdopodobne) odejdzie. Tymczasem on... usiadł na chodniku i oparł się o ławkę. Nie odezwał się nawet słowem, tylko popijał co chwilę ten swój "sok". Wzruszyła ramionami i znów próbowała wlepić wzrok w Odrę.

Jednak ziarno zostało zasiane. Chociaż wydawać by się mogło, że pierwszym co powinna zrobić było przepędzenie intruza gdzie pieprz rośnie - ona odezwała się, zdradzając, że jest cholernie ciekawa.

- A u ciebie jak? - spytała. On odwrócił powoli głowę. Oczy mu błysnęły. Jednak nie odpowiedział od razu. Dopił zawartość kieliszka i sięgnął do małej torby, którą miał cały czas przy sobie. Wyciągnął smukłą butelkę, obejrzał uważnie, a następnie otworzył i przelał zawartość do naczynia. Tym razem w powietrzu uniósł się zapach kawy i kakao. Cokolwiek to było - było ciemne, w półmroku jaki panował wydawało się czarne jak smoła.
- U mnie całkiem nie najgorzej - jak widać - odparł. - Póki styka mi na dwa ale pod wieczór to zawsze powiem, że nie najgorzej.
- Jesteś dziwny - rzuciła bez zastanowienia. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest... bezczelna.
- A ty ciekawska - odgryzł się, ale w jego tonie nie było ani krzty złośliwości. - Chłopak cię rzucił czy nie możesz znaleźć żadnego?

Jego pytanie przeszyło ją na wskroś, jakby właśnie strzelił do niej z pistoletu. Co go to obchodziło? Poza tym - skąd wiedział? Była oburzona. Mimo to...

-...rzucił mnie - odpowiedziała, zaskoczona tym, że właściwie to zaprzecza sama sobie. Jedno myślała, co innego mówiła. Może to wina tego dziwnego ale?
- A kochałaś go chociaż? - spytał z odrobiną drwiny.
- Oczywiście, że kochałam! Jak mogłabym być z kimś kogo bym nie kochała? - zaperzyła się.
- Nie wiem, nie znam cię. Wydaje mi się jednak naiwne uważanie, że żeby stanowić z kimś parę to trzeba go kochać... dziecko - odparł, z naciskiem akcentując ostatnie słowo.
- Idiota! - krzyknęła. - A co ty możesz o tym wiedzieć? - spytała już doszczętnie wzburzona.
- Wszystko - odparł cicho. Na jego twarz wpełzł złośliwy uśmieszek. - Opowiedzieć ci? - spytał również szeptem.

Zmarszczyła brwi, ale pokiwała głową. Wciąż rządziło nią to paskudne uczucie zżerającej ciekawości.

- Widzisz mysiu, tylko w naiwnych bajeczkach ci co się kochają wygrywają.
- Bzdura! - zawołała i uderzyła się dłońmi w uda. Tymczasem on tylko przyłożył palec do ust, na znak, że ma się uciszyć.
- Słońce, nie irytuj się tak. Pragnę zauważyć, że twój przykład tylko potwierdza to co mówię. Kochający się są skazani na porażkę. Miłość jest wrogiem sukcesu.
- Ale dlaczego?
- Bo miłość wiąże się z paskudnym na swój sposób mechanizmem. Otóż kochającemu człowiekowi zaczyna zależeć.
- Przecież to chyba oczywiste, że każdemu powinno na czymś zależeć! - zawołała. Pokręcił głową.
- Może dla ciebie. Zobacz. Twój związek się rozpada, bo się kochaliście. Ludzie boją się śmierci, bo kochają życie. Rodzice kochają swoje dzieci i dlatego przestają być rodzicami, a stają się mamą i tatą.
- Nadal nie rozumiem.
- To proste. Jeśli ci zależy to oczekujesz, że będzie idealnie. Bezbłędnie. Początkowo łatwo wybaczyć sobie duże błędy, ale z czasem... każdy drobiazg wybucha w dłoni jak granat. Założę się, że kiedy zaczynaliście być razem trudniej wam było się zranić niż pod koniec - rzekł. Zamyśliła się na chwilę.
- Masz rację - odparła.
- Widzisz? A ile znasz par, które choć nie kochały się zbytnio, które składały się z płaskich, nie pasujących do siebie ludzi, to przetrwały wszelkie próby zgotowane przez czas?
- No dość sporo.
- I dziękuję. Pewne tematy były im obojętne. Przechodzili obok nich. Nie rozgrzebywali. Taszczyli tylko to co potrzebowali, a nie dźwigali worka gówna nazbieranego przez lata.

Westchnęła, a wraz z nią Odra.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie powinno się kochać? - mężczyzna uśmiechnął się i powoli zaczął wstawać.
- Chcę ci powiedzieć, że kochać powinno się w pierwszej kolejności. Tylko nie powinno się oczekiwać sukcesu. Bez zakładania zwycięstwa nic nie może stać się porażką - rzekł, po czym... pocałował ją w usta. Była tak zaskoczona, że cała zdrętwiała. Chciała zacząć mówić, ale uciszył ją, tym razem delikatnie kładąc opuszki swoich palców na jej wargach. - Nie oczekiwałem, że pocałuję dziś tak zjawiskową dziewczynę jak ty. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Wystarczyłoby mi jednak, gdybym po prostu bez słowa posiedział u twoich stóp. Ostatecznie wygrałem podwójnie - kocham i znam smak twoich ust. Myślę, że to mi wystarczy na dzisiaj - powiedział i odszedł tak samo niespodziewanie jak przyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz