piątek, 23 lutego 2018

Angielskie śniadanie

Mieliśmy się kiedyś spotkać w angielskim pubie. Długo pisaliśmy ze sobą, zazwyczaj wieczorami, niekiedy w te dni kiedy byłem w pracy. Kiedy rozmawialiśmy, gdzieś w głowie słyszałem cudowne śpiewy wyspiarskich kibiców na pełnych po brzegi stadionach i marzyło mi się spotkać z nią po meczu.

Nie będę Wam ściemniał, że jestem ostatnio specjalnie kasiasty. Hajsu styka na bieżące potrzeby, nawet na trochę przyjemnostek, no ale na wycieczkę na wyspy, nawet Ryanair'em - niestety. Pozostało mi dalej skupiać się na mrzonce, albo wziąć sprawy we własne ręce i spróbować czegoś co będzie w zasięgu moich możliwości.



Przestrzegali mnie przed nią. Mówili, że wyda mi się ekstra, że wyda mi się specjalna, ale w gruncie rzeczy nasza znajomość może okazać się gorzka. Niestety, żadne z nich nie ma pojęcia o tym, że właśnie takie dziewczyny lubię najbardziej. O ślicznym wyglądzie, czasem nawet słodkim, ale mające w sobie ten goryczkowy pierwiastek. To coś co może w jakiś sposób irytować, ale potrafi też być niezłym bodźcem do refleksji, do działania.

Jeśli miałbym opisać jakie dziewuchy są moim targetem, to wskazałbym dwa - albo te naprawdę proste, swojskie i bezpośrednie, albo te wybitnie sophisticated, inteligentne i niebanalne, tylko koniecznie niepretensjonalne. Pozorantkom mówię stanowcze nie.

Moja brytyjska oblubienica należała oczywiście do tej pierwszej grupy, podobnie zresztą jak jej kuzynka, którą zlokalizowałem na portalu wywiadowczym facebook. Okazało się, że ta druga zdaje się posiadać większość cech mojego wyśnionego ideału, poza jednym detalem - obywatelstwem. Uznałem, że skoro nie ma co się lubi, to polubi się made in Poland.

Umówiliśmy się na kolację u mnie. Planowałem zrobić coś ambitniejszego, ale koniec końców miałem taki zajob w pracy, że sił starczyło mi jedynie na tosty. Śmiała się ze mnie, że zaprosiłem ją na kolację, a podaję jej śniadanie. Rzuciłem jakiś niezbyt błyskotliwy, ale trafiony żart, roześmiała się pięknie i jakimś cudem przekułem ten absurd w sukces.

Ubrała się na ten wieczór w niebieską, wzorzastą bluzę z kapturem (zastanawiam się czy to kwestia upojenia wieczorem, czy rzeczywiście te kreski układały się w kształt Big Bena?), przynajmniej dwa rozmiary za dużą. Kto z panów zna temat, ten wie, że lepiej być nie mogło. Żadna tam mała czarna! Taki ciuch najlepiej podkreśla jej słodkie, piwne oczęta!

Zaczęliśmy rozmowę, rozsiadłszy się wygodnie na kanapie. Puściłem jakiś mecz na eleven, ot tak, żeby zachować pozory, że właśnie spełniam swoje angielskie marzenie. Wreszcie miałem okazję, żeby przyjrzeć się tej piękności. Bo musicie wiedzieć, że urodę ma naprawdę niczego sobie. Nie użyłbym określenia "wyjątkową", ponieważ to tylko mogłoby popsuć Wam wrażenie. Nie ma w sobie nic wyróżniającego, a jednocześnie nie da się od niej oderwać wzroku. Może to kwestia tej aksamitnej, bursztynowej skóry? Swoją drogą fryzurę też ma ładną. Trochę zwariowaną i taką charakterystyczną dla nie... hm... nieleżakowanych dziewcząt.

Im bardziej rozmowa kleiła się, a jej skóra rozgrzewała tym lepiej czułem jej zapach. Dałbym sobie rękę uciąć, że przemyciła w sobie coś z tych odległych, angielskich genów (choć nie mam porównania - jeszcze). Pachniała słodko, trochę jakby dobrze wypieczoną skórką od chleba, może troszkę karmelem. Jakby dopiero co wyszła z piekarni. Wydawać by się mogło, że powinno mnie zemdlić, na dłuższą metę, ale nic z tych rzeczy! Może to jej ubrania, a może perfumy - w każdym razie zanotowałem ostrą, świeżą, ziołową nutkę.

I teraz pytanie do Was - co myślicie o pocałunku na pierwszej randce? Ja bez ogródek przyznaję - zawsze chcę spróbować. Że niby co - miałbym oceniać kobietę tylko po zapachu?

Całowała, muszę przyznać, nieco powyżej przeciętnej, ale bez cudów. Właściwie dokładnie tego się spodziewałem. Tego od niej oczekiwałem. Prostej przyjemności, bez fajerwerków. Chciałem skupiać się na samej czynności, samym fakcie obcowania z kobietą. Wciąż czułem te jej przyjemne chlebowe nutki, ale czasem przygryzła mnie w wargę albo język przypominając o swoim świeżym, nieutemperowanym charakterku.

Pozostawiała po sobie znakomite wrażenie. Kiedy przestawaliśmy, chociaż na sekundę, już myślałem o tym, żebyśmy znów zaczęli. I znów. I jeszcze raz.

Z żalem przyjąłem wiadomość, że musi już uciekać. Byłbym gotów poświęcić jej calusieńki wieczór. Sprawiła, że poczułem się odprężony. Nie wymagała ode mnie wiele więcej, poza zwykłą konwersacją. Jak było mi to potrzebne po długim i ciężkim tygodniu!

Jednak najbardziej żałuję, że tak mało ich u nas w kraju. Chyba zacznę zbierać na ten bilet do "Londka", czy gdziekolwiek gdzie się uda. Mam ochotę spotkać się z innymi. I wreszcie wydrzeć się na tamtejszym stadionie.


Aromat 7/10
Wygląd 5/5
Smak 7/10
"Podniebienie" 4/5
Ogólnie 16/20

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz