wtorek, 30 stycznia 2018

To tu, to tam | Czerniewice - Krzemienica - Rawa Mazowiecka | [WŁÓCZYKIJ #21]

Kolejny z Włóczykijów, które wyczarowałem przy okazji pracy Dominiki. Zauważcie jakie mi się szczęście trafia, że każdy kolejny wypad jest w inne miejsce ;). Tym razem wywiało nas w okolice Czerniewic, czyli pomiędzy Tomaszowem, a Rawą Mazowiecką. Miałem dwie opcje zwiedzania terenu - albo ruszyć w kierunku Spały i Inowłodza, albo pokręcić się po najbliższych miejscowościach z finiszem w Rawie Mazowieckiej. Zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie.

Stodoła w Czerniewicach.


Mój wojaż rozpoczął się w miejscowości Annów. Nie bez trudu zaparkowałem moją wierną Skodę na stromym podjeździe, żeby przejść się... no właśnie po czym? Aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu znajdował się kiedyś cmentarz ewangelicki. Gdyby nie tablica informacyjna i współczesny nagrobek ciężko byłoby się domyśleć co znajdowało się w tym miejscu. Bo ustawiony pośrodku pola porozrzucanych głazów krzyż to żadna podpowiedź. 

Jedyny nagrobek na cmentarzu w Annowie.

Krzyż upamiętniający miejsce po cmentarzu.

Tyle pozostało z cmentarza.

Z tablicy można dowiedzieć się, że kolonię Annów założono w 1841 roku z inicjatywy Jana Wojciecha Lechowskiego. Bardzo podoba mi się, że takie informacje dostępne są w całkiem przystępnej formie (i w dwóch językach!) dla każdego przechodnia. To jest właśnie idea mikro turystyki, za którą tak mocno trzymam kciuki. Budowanie świadomości nie tylko na temat tych najważniejszych obiektów, ale także tych najdrobniejszych, jednak często mocno związanych z lokalną tożsamością i dających odpowiedzi na pytania - skąd się to tu wzięło? Jaka była historia, jakie były przyczyny? Dla mnie rozumienie przestrzeni to podstawa i jeden z głównych motywatorów do ruszania w teren.

Swoją drogą warto zajrzeć na stronę gminy. Zakładka "Dla turysty" jest naprawdę sensownie zrobiona.

Okolica jest tam piękna. Rozległe pola i całe aleje drzew, a tylko gdzieniegdzie, pomiędzy nimi małe domki. Dojechałem do Czerniewic i zostawiłem auto tuż obok parku. Ciekawiło mnie co też kryje się wewnątrz zieleńca. Od razu było widać, że ten teren jest zadbany i musiał całkiem niedawno przechodzić renowację. Minąłem korty tenisowe i krzyż na kamiennym kopczyku i skierowałem się do budynku stojącego w centrum parku. 

Park i czerniewicki Wimbledon :).

Krzyż w parku. 
Ciężko ocenić w pierwszej chwili co to za budynek.


Z tyłu wyglądał... dziwnie. Jakby mieściła się tam scena, albo coś w tym stylu. Postanowiłem dać sobie jeszcze chwilę niepewności zanim rozgryzłem tę zagadkę. Na lewo od parku znajduje się dużo opuszczonych budynków, które najwyraźniej stanowiły kiedyś "bazę" folwarku. Zniszczone i pobazgrane nadal miały w sobie trochę dostojności i tej charakterystycznej, folwarcznej estetyki (vide Stary Folwark w Tworzyjankach). Szkoda, że póki co brakło środków na zaopiekowanie się tą częścią miejscowości.

Ruiny po budynku gospodarczym.

Bałagan w tym miejscu kontrastuje z ładnym i zadbanym parkiem.

Architektura budynku jest naprawdę ciekawa.

Wróciłem do parku i błyskawicznie rozwiązałem zagadkę. To co od południa było istotnie amfiteatrem - sceną letnią, od północy okazało się prezentować fasadę dworku. Jeszcze całkiem niedawno park "zdobiła" ruina piętrowego dworu. Na przełomie mileniów podjęto decyzję o częściowej odbudowie budynku. Dziś ten skromny, parterowy dworek stanowi nieodzowny element większej i znacznie bardziej zachwycającej całości, czyli parku.

Zieleniec odnowiono w 2010 roku, zachowując historyczny przebieg alejek, dodano sporo małej architektury, pojawiło się sporo nasadzeń i powstało cudo. Miejsce jest prześliczne, położone w tak malowniczym miejscu, że aż wydaje się, że stworzonym do założenia tam parku. Klimatu dodawały żółknące liście, zbliżone kolorem do... ryb pływających w stawiku. Po "Ogrodzie Zmysłów" w Poddębicach to jeden z moich parkowych faworytów!

Pałacyk jest skromny i elegancki.

Zwróćcie uwagę na blendy w oknach - wyglądają trochę... dziwnie.

Park usytuowany jest w wyjątkowo atrakcyjnym krajobrazowo miejscu.

Cudne oczko wodne.

Klimatyczny mostek.

Przyznam szczerze, że jak zobaczyłem te rybki to już w ogóle się rozpłynąłem.

Jest i gdzie usiąść i na co popatrzeć ;).

Wyszedłem nie bez żalu z tego cudeńka i skierowałem się w stronę drewnianego kościoła. Między parkiem, a świątynią teren opada i widać bardzo obficie rosnące sitowie. Swego czasu były tutaj stawy rybne, o czym zresztą przypominają ostrzegawcze tablice "z epoki". Widoki na folwark i park są z tego miejsca cudowne.

Eutrofizacja w praktyce.

Nie łowili to zarosło ;).

Widok z dolinki jest rewelacyjny.

Kościół, co widziałem już wcześniej, był remontowany. Ogromna jego część przykryta była różnokolorowymi foliami. Na rogu działki, na której stoi świątynia umiejscowiona jest pokaźna, drewniana kampanila.

Świątynia z arcyciekawą facjatką, wewnątrz której stoi figura Matki Boskiej, nosi wezwanie świętego Andrzeja i świętej Małgorzaty i, co odkryto całkiem niedawno, bo w 2015 roku - jest prawdopodobnie najstarszym drewnianym kościołem województwa Łódzkiego! Powstanie budynku datowane jest na XV wiek! Wewnątrz kościoła odkryto XVII-wieczne polichromie. Wychodzi na to, że ten śliczny, choć niepozorny kościółek to całkiem niezła, krajoznawcza petarda!

Klimatyczna dzwonnica.

Czekam z niecierpliwością na efekty remontu!

Piękne jest to miejsce, naprawdę!

Kilkaset metrów za drewnianą świątynią stoi współczesna, ceglana, pod wezwaniem św. Ojca Pio. Jak na coś co powstało na przełomie lat 80. i 90. to nawet mi się podoba. Strasznie przypomina mi którąś z łódzkich świątyń, ale ni w ząb nie mogę skojarzyć - którą dokładnie.

Wyjrzałem jeszcze w długą i szeroką ulicę Mazowiecką, główną w miejscowości i zawróciłem w kierunku auta. Przy okazji zwróciłem jeszcze uwagę na tabliczkę, zawierającą ogłoszenie zakładu pogrzebowego (kompleksowe usługi!). Później cieszyłem się jeszcze ostatnimi spojrzeniami na park. Wreszcie drzwi Skody trzasnęły i ruszyłem w kierunku Rawy Mazowieckiej.

Współczesna świątynia nawet daje radę.

Główna ulica miasta.

Reklama dźwignią handlu.

Drogi w tamtej okolicy prowadzą po naprawdę przepięknych terenach. Rozległe pola, małe spokojne wsie, wąska droga i... nagle teren zaczyna się nieco fałdować. Wjechałem do maciupkiej miejscowości, w której nieliczne budynki były albo ceglane i nieotynkowane albo drewniane. Jednak krajobraz zdominował kościół. Położony na wzniesieniu, wyraźnie góruje nad okolicą i wyróżnia się pośród skromnych domków.

Nic dziwnego - świątynia jest tak zaprojektowana, że wykorzystuje położenie w terenie dla zrobienia naprawdę niezłego efektu. O co zresztą nietrudno w tych okolicznościach - Krzemienica (bo tak nazywa się miejscowość, w której się znalazłem) to wieś na dwustu-kilku mieszkańców. Dodajmy, że kościół ma naprawdę mocarnego patrona w postaci św. Jakuba Apostoła, patrona pielgrzymów i okaże się, że trafiliśmy na perłę!

Dałbym sobie rękę uciąć, że ta świątynia powstała w XIX albo XX wieku, tymczasem te mury pamiętają wiek... XVI! Patrząc na ten śliczny kościół możemy na własne oczy zaobserwować przełamywanie się gotyku i renesansu. Z przyjemnością obejrzałem świątynię z każdej strony, zerkając jednocześnie w malownicze zakamarki wsi. Święty Jakubie, mam prośbę! Kieruj w to miejsce pielgrzymów - i tych pieszych i rowerowych i samochodowych. Warto zobaczyć to miejsce na własne oczy.

Malownicze położenie to jeden z atutów tego kościoła.

Wieża dodaje świątyni powagi.

Wieś jest malutka, spokojna i śliczna.

Warto obejść kościół z każdej strony.

Odrobina nostalgii.

Chałupa, Skodzinka, a za nią staw.

Dość sporo tu atrakcji jak na wieś na 200 mieszkańców!

Wyjechałem oczarowany Krzemienicą i spragniony dalszych zjawiskowych wydarzeń. Droga prowadziła prosto ku północy, aż natknęła się na S-ósemkę, która... cóż, popsuła wszystko. Która była jak narąbany kumpel, w momencie gdy ty właśnie prowadzisz mega ambitną i elokwentną rozmowę z bardzo interesującą dziewczyną. Czyli tak - lubisz go, ale na niej ci zależy, on przychodzi i zaczyna bełkotać jakieś farmazony, tobie robi się trochę wstyd, a trochę do ciebie dociera, że jednak kumpel to mimo wszystko kumpel i trzeba trzymać jego stronę. Koniec końców ani dziewczyny (bo się obraziła), ani kumpla (bo albo zaliczył zgona albo dał się ponieść wieczorowi).

Zrozumieliście coś z tego? Ja też niewiele rozumiem, więc może spróbuję w ten sposób: wylądowałem po drugiej stronie ekspresówki, w Zubkach Dużych. Droga na mapie wydawała się super, ale taka nie była. Zmieniła się w leśny trakt, toteż jadąc ekstremalnie wąską ulicą, na której moje auto ledwo się mieściło, wróciłem do ekspresówki i wtoczyłem się na drogę serwisową. Tędy dojechałem do Podkonic Dużych, mijając Zubki Małe. Tam znalazłem się na właściwej drodze do Rawy (nie chciałem wjechać od frontu), ale... zwątpiłem. Rozłożyłem mapę, a w międzyczasie do mojego auta podszedł sympatyczny skądinąd jegomość.

Taki, wiecie, "kierowniku".

 "Gdzie pan chce trafić?" spytał. "Do Rawy." odparłem. "No to serwisówką pan jedź!" zawołał dziarsko i zaczęły się rozwijać tematy: jak dokładnie prowadzi serwisówka, gdzie jest Rawa, jak to bardzo mi nie życzy zdrowia oraz na koniec - czy bym nie poratował dwoma złotymi. Poratowałem. Wychodzę z założenia, że ratuję tylko wtedy gdy dostaję coś w zamian. Odstawiony wózek, poradę, no chociaż szczere słowo "na piwo zbieram". Najgorsi są "bułkowcy", co wszystko przyjmą - poza bułką. Bo przecież jeść to mają co.

W każdym razie dojechałem do Rawy, po czym na dzień dobry z niej wyjechałem. Jest tu dość duży staw/zalew, który chciałem objechać, żeby zobaczyć kilka pięknych rzeczy w Boguszycach. Zaparkowałem samochód na rozległym "placu" i... nie wiedziałem, w którą stronę mam się obrócić. Po jednej stronie ceglany budynek, który wygląda jak młyn, chociaż chyba młynem nie jest, a po drugiej - kolejny zjawiskowy, drewniany kościół.

Pozostałości (chyba) młynu.

Jej cudowność Rawka.

Dolinka Rawki, a w tle kościół.
Dolina Rawki jest moim zdaniem przewspaniała.

A w środku ona, moja miłość - Rawka. Najpiękniejsza z rzek. Cudo o niemalże górskim charakterze w centrum Polski. Dzika, prawie w całości oszczędzona przez człowieka, nieduża, prześliczna. To jej zawdzięczam tytuł licencjata turystyki i rekreacji, choć nie wiem czy jest być z czego dumnym ;). Z przyjemnością patrzyłem jak wypływa gdzieś znikąd, spomiędzy łąk i ginie nieopodal, znów pośród łąk.

Wreszcie zostawiłem moją ukochaną i podreptałem w kierunku kościoła. Do świątyni pod wezwaniem świętego Stanisława Biskupa wchodzi się po dość wysokich schodach. Po środku ich długości stoi drewniany wizerunek św. Jana Pawła II. Trzeba przyznać, że rzeźba jest dość... pocieszna. Nie wiem czy takie odczucie powinno towarzyszyć oglądaniu podobizn Papieża Polaka, ale chyba lepsze takie fikuśne, prostolinijne rzeźbiarstwo, niż nadęte, pompatyczne, a i tak nieudane.

Radosny JPII. W Wysowej Zdrój, w Beskidzie Niskim jest wizerunek Papieża, który wygląda jak Mistrz Yoda...

Kościół to zabytek pochodzący z roku 1558. Ufundowany został przez Wojciecha Boguskiego. Jest, podobnie jak świątynia w Krzemienicy, bardzo malowniczo położony. Jego prosta, swojska architektura bardzo ładnie współgra z sielankową okolicą. Na terenie wokół kościoła znajdują się jeszcze kapliczki, całkiem okazała kampanila i kilka nagrobków. Mnie jednak najbardziej podoba się widok świątyni od strony prezbiterium. Zielony mech i szaro-brązowe barwy drewna tworzą bajeczny, fantastyczny widok. Mnie kojarzy się z hobbitami z "Władcy Pierścieni" albo z Włóczykijem z "Muminków".

Od frontu bryła kościoła wydaje się bardzo prosta.

Oryginalny nagrobek.

Dzwonnica też jest niczego sobie.

Malownicze pola wokół świątyni.

Bajeczny jest ten kościół od strony prezbiterium!

Zszedłem obok wesołego Papieża i skręciłem w kierunku serca miejscowości. Chciałem rzucić okiem na jeden z bardziej współczesnych zabytków, a mianowicie tory Kolei Wąskotorowej Rogów - Rawa - Biała. Linię zbudowano w 1915 roku, w celu obsługi pierwszowojennego frontu. Trasa funkcjonowała do 2001 roku, kiedy podjęto decyzję o jej likwidacji. Pewnie wąskotorówka skończyłaby tak samo jak tak zwana "Kolej Scheiblerowska" w Łodzi, czyli na złomie, ale znalazła się grupa pasjonatów, którzy postanowili uratować zabytek. Przy okazji udało się zrobić z tego całkiem niezłą atrakcję, bo w Rogowie znajduje się skansen kolei wąskotorowej, a po całej długości linii kursują turystyczne pociągi.

Tory wąskotorówki w Boguszycach.

Wróciłem do auta i pojechałem do Rawy. Nie spieszyłem się zbytnio, wiedząc że mam czas patrol drogówki na ogonie. Po bożemu, z rączkami na kołderce wlokłem się 40 na czterdziestce, 30 na trzydziestce i tak dalej, i tak dalej... aż do parkingu przy rawskiej stacji Kolei wspomnianej we wcześniejszym akapicie. Klimatyczny budynek jest troszkę zaniedbany, podobnie jak jego najbliższa okolica. Jest tu za to kolejowo i fotogenicznie. Uwielbiam ten bałagan przy torach, gdzie bym nie był!

Zabytkowy budynek dworca w Rawie.

Klimatyczna budka za torami.

Tory odpoczywają po sezonie turystycznym.

Można się bezpiecznie pouczyć jak działa zwrotnica ;).

"Wyjście do miasta" nad drzwiami diabelnie mi się podoba :).

Ruszyłem ulicą Kolejową w kierunku najsłynniejszego zabytku Rawy, czyli Zamku Książąt Mazowieckich. Po drodze, przy ulicy Łowickiej znajduje się dwudziestowieczna willa, w której obecnie mieści się część ekspozycji Muzeum Ziemi Rawskiej. Budynek był tego dnia w remoncie. Przekroczyłem po raz kolejny Rawkę i skręciłem w ulicę o wdzięcznej nazwie Krzywe Koło, prowadzącą do ruin zamku.

W międzyrzeczu Rawki i Rylki zbudowano w drugiej połowie XIV wieku warownię, jedną z najpotężniejszych w kraju. Służyła jako siedziba władców Księstwa Mazowieckiego, w 1462 roku wcielonego do Polski. Zamek przetrwał do połowy XVII wieku kiedy to wspaniali i dobroduszni Szwedzi roznieśli go w pył. Dziś można oglądać masywną basztę, w której rezyduje Muzeum Ziemi Rawskiej i grube mury, częściowo oryginalne. Widać, że obiekt w czasach swojej świetności musiał istotnie robić ogromne wrażenie. Dziś to miejsce zabaw dla dzieciaków i odpoczynku dla dorosłych. Tuż obok zamku zbudowano boisko.

Willa przy Łowickiej, obecnie Muzeum Ziemi Rawskiej.

Inspiracja z Warszawy?

Rylka płynie bystro u stóp zamku.

Baszta zamkowa. Fajnie widać różnice w kolorze cegieł i miejsce uderzenia jakiegoś pocisku.

To musiała być naprawdę konkretna warownia.

Sielanka wewnątrz zamku.

Pozostałości murów i podpiwniczeń.

Wróciłem do Krzywego Koła, którędy doszedłem do klasztoru pasjonistów. Przyklasztorny kościół nosi wezwanie św. Pawła od Krzyża, Włocha, który gorliwie głosił Mękę Pańską i wreszcie założył zakon. W tym miejscu świątynia stała już w XIV wieku, ale obecną postawiono pod koniec XVIII wieku w stylu barokowym. Wcześniej kościołem zarządzał zakon augustianów, wygoniony przez carat w XIX wieku. W 1938 roku wprowadzili się tutaj pasjoniści.

Świątynia i teren wokół są zadbane, a barokowe wnętrze kościoła robi wrażenie. Szybko jednak ulotniłem się stamtąd, bo szykowano się do ślubu, a ja nie chciałem pojawiać się na zdjęciach w stroju turystycznym ;).

Kościół i goście czekający na ślub.

Taki fajny skrócik sobie zorganizowali ojczulkowie ;).

Zabudowania klasztorne.

Oddaliłem się odrobinkę od centrum miasta, żeby (minąwszy uprzednio kilka nieco obdrapanych, ale całkiem ładnych kamienic) zobaczyć jeden z najbardziej oryginalnych kościołów jakie dotąd napotkałem na swojej drodze. Bryła świątyni pw. św. Ducha jest maksymalnie niecodzienna. Bardzo charakterystyczna jest wieża i okna wraz z ich obramowaniami. "Kariera" budynku to już w ogóle ciekawa sprawa. Zaczynał jako średniowieczna, przyszpitalna kaplica (obok do dziś znajduje się centrum medyczne), aby w XVII wieku stać się pełnoprawnym kościołem katolickim, a dwa stulecia później - przejść w ręce parafii luterańskiej.

Jedna z kamienic.

Wieża kościoła ewangelickiego.

Strasznie podobają mi się te okna!

Ruszyłem na rynek wzdłuż rzędów piętrowych kamienic. Plac Józefa Piłsudskiego, bo taką nosi oficjalną nazwę, ma nieco zaburzony układ, przez drogę przebiegającą po łuku z południowego - zachodu, na północny - wschód. W środku znajduje się dość spory zieleniec, ale uwagę przyciągają przede wszystkim - ratusz i kościół parafialny. Ten pierwszy budynek jest klasycystyczny, elegancki, ale z pazurem w postaci nieotynkowanej wieżyczki.

Ratusz z arcyciekawą wieżyczką.

Zieleniec na rynku.

Świątynia, pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP, to pamiątka po obecności w Rawie jezuitów. Skoro mówimy o tym zakonie, to możemy być prawie pewni, że kościół będzie duży i barokowy. Jezuici mieli doprowadzić do porządku rozpasane i oddalone od Boga społeczeństwo doby renesansu, więc nie szczędzono wszelkich środków wzmocnienia "przekazu" - także architektury. Podobnie jest w tym przypadku. Kościół robi wrażenie, podobnie zresztą jak przyklejona do niego dzwonnica.

Kościół jezuitów.

Wejście do biblioteki.

Widok spod biblioteki na rynek.

Intensywna rewitalizacja.

Świątynia jest w remoncie (w ogóle Rawa mocno się rewitalizuje - z tego powodu nie zobaczyłem parku miejskiego). Podszedłem pod wejście do biblioteki, gdzie widnieją dwie tablice pamiątkowe - upamiętniające pobyt Jana Kazimierza wraz z dworem, a także edukację Jana Chryzostoma Paska, autora pamiętników, które pamiętam z liceum. Pamiętam głównie dlatego, że wydał mi się niezłym aparatem ;).

Minąłem obowiązkowy w każdym poważnym polskim mieście pomnik św. Jana Pawła II, a także, hm, oryginalną witrynę sklepową i wyszedłem z rynku. Ciekawiło mnie co kryje się pod okazałą wieżą widoczną już z daleka. Wpierw jednak rzuciłem okiem na elegancki budynek Biblioteki Miejskiej.

Witryna w rynku!

Eleganckie podcienia budynku biblioteki.

Przy drugim z rawskich placów, Placu Wolności, znajduje się budynek straży pożarnej i to właśnie jego zdobi wspomniana wcześniej wieża. Naprzeciwko budynku leży głaz z tablicą upamiętniającą założenie straży, a obok stoi figura... no przyznam szczerze, że nie wiem kogo ;). Może Wy rozpoznacie postać?

Straż pożarna i kolejna efektowna wieża (Rawa miastem wież ;)).

Głaz i Nie-Wiem-Kto :).

Ptak, a w tle budynek starostwa.
 Na trójkątnym zieleńcu pośrodku placu znalazło się jeszcze miejsce na pawia uplecionego z biało czerwonych kwiatów. Zerknąłem przelotnie na kilka ładnych kamienic, poważny budynek starostwa i zacząłem już myśleć o powrocie do auta. Zaopatrzyłem się jeszcze w pączka i coś do picia w lokalnym sklepie, u przesympatycznej sprzedawczyni i zacząłem schodzić powoli w kierunku Rawki. Rzeka wygląda malowniczo i szczerze żałowałem, że park był rozwalony przez prace rewitalizacyjne. Musiałem zadowolić się zwykłym chodnikiem, który doprowadził mnie do Skody.

W drodze powrotnej zdecydowałem się na inną trasę, prowadzącą bezpośrednio na południe z Rawy i odbijającą na zachód dopiero na wysokości opisanej już przeze mnie Krzemienicy. Jechało mi się znakomicie, bo słońce zaczęło cudownie przyświecać, a droga była po prostu przecudnie malownicza. Podobnie jak miejscowości, które mijałem. Jeszcze raz rzuciłem okiem na kościół w Krzemienicy i śmignąłem prosto do Annowa po spracowaną Dominikę.

Ściemniłbym, gdybym napisał, że źle mi się takiego samochodowego Włóczykija robiło. Miałem troszkę większe pole do manewru w kwestii wybierania trasy i doboru atrakcji. Z drugiej strony - mimo wszystko z auta nie czuje się tak dobrze terenu i tej cudownej jedności z Ziemią. Mimo wszystko tylko pieszo i na rowerze mam to znakomite uczucie bycia malutką, maluteńką drobinką w wielkim świecie.

Jednak pieszo, rowerem, samochodem czy kolejką wąskotorową - niezależnie od sposobu transportu wybierzcie się kiedyś w tę trasę. Jest tu multum pięknych budynków, a krajobraz jest po prostu przecudny. Warto!

Rawka w rawskim parku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz