niedziela, 23 sierpnia 2015

Wśród źródeł tryszczących, czyli gdzie te rzeki? (Miasto zasadom wbrew cz. 5)

"[Łódź] znajduje się z całą swoją rozległą okolicą pod obszernem i wyniosłem wzgórzem, z którego niezliczone tryszczą źródła..." pisał w 1825 roku sam Stanisław Staszic, jednocześnie rekomendując ówczesną Łódź, jako miejsce odpowiednie do założenia osady fabrycznej. Wiedział co robi, bo przecież w tamtych czasach przemysł potrzebował do funkcjonowania wody i drewna, tak samo jak dziś potrzebuje zwolnienia z podatków i ekstremalnie taniej siły roboczej ;).

Łódź, jako miasto położone w środku puszczy, na bagnistym terenie, poprzecinanym niezliczonymi, bystro płynącymi rzeczkami, gwarantowała nieograniczony wręcz dostęp do wcześniej wymienionych surowców. Dodajmy jeszcze, że ze względu na ukształtowanie terenu, na linii północny wschód - południowy zachód występuje dość spory spadek wysokości, więc nasze rzeczki płyną bystro, oferując wiele darmowej energii, która aż prosi się o wykorzystanie. Bajka.

Bystrzy, nie mniej niż nasze rzeczki, przemysłowcy wzięli się więc za eksploatowanie tego co natura dała. Szczególną miłością zapałali do jednej z nich, a mianowicie Jasienia, nie zapominając jednak o walorach innych, jak Łódki czy Neru. Jak to się dla naszych wodnych przyjaciół i przyjaciółek skończyło? Zapraszam na krótki spacer wzdłuż kilku najważniejszych rzek Łodzi, a sami się przekonacie!

Kusi mnie, żeby zacząć od tej najważniejszej, ale nie. Na pierwszy ogień (jak to woda) pójdzie Łódka, czyli ta najsłynniejsza. Czym sobie zasłynęła? W zasadzie to głównie nazwą. Legenda głosi iż nazwa miasta naszego pochodzi od nazwy tej, jakże ważnej już od średniowiecza, rzeki! Niestety, trzeba wyrzucić tę romantyczną bajeczkę na bok i pogodzić się z faktem, że to Łódka wzięła nazwę od Łodzi, a nie na odwrót.

Łódka między Parkiem Ocalałych, a Parkiem Helenów
Wcześniejsza nazwa rzeki brzmiała Ostroga (lub rzeka Starowiejska) i póki Łódź się nie rozrosła takim właśnie mianem się szczyciła.

Nie zmienia to faktu, że była to rzeka, z którą sąsiadowało (i w zasadzie nadal sąsiaduje) Stare Miasto. Jest, więc dla Łodzi tym czym Wisła dla Krakowa. Jaka rzeka takie miasto, chciałoby się rzec, ale nie będę uszczypliwy (jeszcze zdążę ;)).

Co ważnego znajduje się lub znajdowało przy tym 19 kilometrowym cieku? Stare Miasto, już wymieniłem. W dawnych czasach na rzece stał młyn (mniej więcej w miejscu gdzie dziś można przejść przez Nowomiejską z jednej strony Parku Staromiejskiego na drugą.). Poza tym z wód rzeki przez długi czas korzystał browar rodziny Anstadtów (dzisiejsze Browary Łódzkie) oraz fabryka Roberta Biedermanna.

Staw w Parku Staromiejskim.
Dziś jednak wzdłuż rzeki ciągną się głównie parki, wykorzystujące wodę i koryto Łódki do zasilania stawów. Są to kolejno (od wschodu): Park Ocalałych, Park Helenów, Park Staromiejski, Park na Zdrowiu oraz Ogród Botaniczny. W sumie miło, że rzeka, która jest w większości skanalizowana zostawia jakiś ślad na mapie miasta, nanosząc choć odrobinę natury w betonowo - asfaltowy krajobraz.


Staw na Łódce w Parku Helenów
Staw na Łódce w Parku Ocalałych
 
Staw na Łódce, Park na Zdrowiu

Hm, rozumiem, że susza ale... Łódka w pełnej krasie :).
Nie można również zapomnieć o dawnych zakładach I.K. Poznańskiego, które także korzystały z wody Łódki. Dzisiejsza Manufaktura, zostawia malutki hołd rzeczce w postaci rzędu fontann, mniej więcej wzdłuż jej koryta.

Mniej znana, ale dużo ważniejsza jest jednak Jasień. Gwoli ścisłości - Pan Jasień. Odznacza się on około ośmioprocentowym spadkiem wysokości i swego czasu niósł sporo wody. Wykorzystano ten fakt do postawienia w biegu tej 12,5 kilometrowej rzeki 4 młynów: Wójtowskiego, Księżego, Lamus i Araszt. To przy Jasieniu powstawały pierwsze duże zakłady przy Piotrkowskiej (tzw. bielnik Kopischa i Biała Fabryka L. Geyera), a przede wszystkim największe w Łodzi przedsiębiorstwo przemysłu bawełnianego, czyli zakłady Scheiblera (później połączone z zakładami Grohmanów, także nad Jasieniem).

Jasień, za Wójtowskim Młynem, tuż przed Księżym Młynem
 Dziś już próżno szukać śladów dawnej mocy Jasienia, rzeka płynie albo w podziemnym korycie, albo grzecznie sączy się w odkrytej "rynience" wzdłuż Rokicia. Pozostały natomiast ślady po młynach - w postaci stawów. I oczywiście parki - Widzewski, Nad Jasieniem i Reymonta.

Jasień w rynnie na Rokiciu...
Most jest, a rzeka...?
Łódzką tradycję wyznaczania osi parków kontynuuje także rzeka Olechówka. Ją ominęła kara przykrywania i wtłaczania w betonowe paskudztwa. Płynie sobie względnie naturalnym korytem (chociaż o wzmocnionych brzegach) z Olechowa, przez Dąbrowę, Chojny, Rudę, aż do ujścia do Neru. Nie zasilała nigdy słynnych fabryk, ale zasila Łodzian w zieleń i tereny rekreacyjne. Parki "u źródeł Olechówki", "na Młynku", a szczególnie Stawy Jana dają możliwości odetchnięcia od miejskiego gwaru, popływania kajaczkiem po stawach, czy przespacerowania się nad wodą.

Relaks na Stawach Jana, za drzewami widać tira, żeby czasem nie zapomnieć, że to Łódź ;).

Stawy Jana

Ledwo żywa Olechówka za Stawami Jana
Ciekawy temat to rzeka Sokołówka. Władze Łodzi podjęły się ambitnego planu "renaturyzacji" rzeki. Jego celem miało być poprawienie jakości wody w rzece, polepszenie retencji wody (tak aby cała nie spływała od razu za miasto) i stworzenie obszarów zrównoważonych ekologicznie, pomimo bliskości dużych osiedli mieszkaniowych i centrum miasta. Wydaje się, że prace w tym temacie już się zakończyły, ale czy zamierzone efekty zostały osiągnięte... O ile park im. Mickiewicza (popularny Julianowski) wygląda naprawdę ładnie, to to co dzieje się między ul. Zgierską i al. Włókniarzy jest... moim zdaniem dziwne.

Staw na Sokołówce, Park Julianowski
Niby są miejsca do rekreacji, chodniczki, ławeczki, boiseczka i w ogóle fajnie, ale... wszystko jakby na uboczu, schowane gdzieś za wielkie bloki, do tego dość mocno zarośnięte. Jest naturalnie, to fakt, ale czy jakoś specjalnie przyjaźniej? Dla naukowców pewnie tak, dla przeciętnego Kowalskiego - wątpię...

Staw na Sokołówce, na zachód od ul. Zgierskiej

Zarośnięty staw, a w tle "Titanic" :)

Hm... mnie nie zachęca.

Zrenaturalizowana Sokołówka...
Mamy też dwie rzeki, które na miano rzek rzeczywiście zasługują. Tzn. jedna już w Łodzi jest nawet całkiem okazała, a druga nabiera rozpędu w dalszym biegu.

Pierwsza z nich to Ner, mająca swoje źródła w Łodzi, potem uciekająca na chwilę z miasta i wracająca w okolicach Rudy Pabianickiej. Całkowita jej długość to 134 kilometry (ponad 10 razy więcej niż Olechówka czy Jasień, hłe hłe), ostatecznie zasila wody Warty.

Ner za Stawami Stefańskiego
Z punktu widzenia Łodzian najważniejsze jeśli chodzi o Ner to oczywiście "Stawy Stefańskiego" (oficjalna nazwa to Park 1. Maja). W południowej części miasta to najważniejsze po Stawach Jana miejsce rekreacji. Oprócz oczywistych atrakcji, jakimi są kajaki i rowerki wodne, a także ścieżka wokół Stawu, mamy tam także restaurację i... wyciąg do wakeboardu. Wake & Roll Park, bo tak się nazywa ten obiekt, to wyjątkowa atrakcja na mapie Łodzi, pozwalająca poczuć troszkę więcej ekstremalnych doznań. Fajna sprawa, oby takich pozytywnych "kwiatków" rosło nam ile się da!

I znów relaksik nad wodą, ale już bez tira!
 
Stawy Stefańskiego

Ner pod ul. Pabianicką. Susza wykańcza rzeki...
Przy okazji mówienia o Nerze warto wspomnieć o pomyśle na biznes, jaki miał znany skądinąd pan Ludwik Geyer. Otóż wymyślił on sobie, że postawi w tamtym miejscu... cukrownię. Jak można się domyśleć biznes niezbyt wypalił i stał się jedną z przyczyn bankructwa tego pioniera łódzkiego przemysłu.

Ale dlaczego akurat cukrownię, to ja chyba nigdy nie zrozumiem...

Na koniec kilka słów o rzece, która z Łodzi płynie najdalej, bo aż przez 168,5 kilometra. Bzura, bo o niej mowa, jest niestety w Łodzi tylko małym ciekiem, który dopiero dalej, pędząc między innymi przez Zgierz, Ozorków czy Łowicz, nabiera mocy. Nie zmienia to faktu, że zdążyliśmy postawić na Bzurze co? Oczywiście stawy i obiekty rekreacyjne! :) Arturówek, przycupnięty w Lesie Łagiewnickim, to znów rekreacyjna Mekka dla mieszkańców dzielnicy Bałuty.
Bzura...

Arturówek, czyli to co udało się Łodzi "wycisnąć" z Bzury ;)
No i co, gdzie się podziały te tryszczące źródła? W większości zamieniły się w stawy albo kanały. Zepchnęliśmy swoje rzeki na margines, ale niespecjalnie się temu procesowi dziwię. O ile za czasów małej, średniowiecznej mieściny takie cieki mogły się utrzymać w naturalnym stanie, tak mocna urbanizacja spowodowała opadnięcie poziomu wód, co zmarginalizowało znaczenie naszych rzeczułek. Poza tym, takie wąskie "ścieki" bardziej przeszkadzają, aniżeli dodają atutów, dlatego się je chowa.

Miasta potrzebują dużych zbiorników wodnych - dla celów rekreacyjnych, dla odpowiedniego wietrzenia obszaru i po prostu dlatego, że w takich miejscach żyje się przyjemniej (bo jak coś Cię wnerwia to idziesz się przejść nad wodę i Ci lżej, a w Łodzi gdzie nie wyjdziesz tam wszędzie ten cholerny beton...).

Niestety rzeki sobie nie wyczarujemy, z morzem też musimy jeszcze trochę poczekać (chuchajcie ciepłym powietrzem w stronę lodowców, może coś przyspieszymy ;)), pozostaje pogodzić się z tym co mamy. I to akurat jest jedna z niewielu rzeczy, która mi się w Łodzi ewidentnie nie podoba i która sprawia, że chciałbym stąd zwiewać, gdyby była możliwość...

A mówili, że ta Łódź taka szara...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz