Rodzisz się. Pierwszych trzech – czterech lat nie pamiętasz, wiadomo. Później krótka chwila na całkowitą beztroskę dzieciństwa. Bez szkoły, bez dojrzewania, bez obowiązków, bez seksualnych napięć, bez presji otoczenia. Możesz się wyszaleć, robić na co tylko masz ochotę. Bawisz się życiem, chyba ten jedyny raz tak całkiem beztrosko.
Czas ucieka ci szybko, ani się obejrzysz, a z pól kwitnących makiem i znad rzek pachnących pokrzywami przeniesiesz się do... przedpokoju. Mama, z dłońmi zalanymi potem z nerwów (ale ty tego nie dostrzegasz, sam jesteś zbyt przejęty), dopina ci ostatni guzik w nieco za dużej, białej koszuli. Tata wziął wolne, żeby móc zawieźć cię na to wielkie wydarzenie.
Właśnie skończyła się beztroska. Idziesz do szkoły. Robisz pierwszy krok w dorosłość, ale z tego zdasz sobie sprawę jakieś piętnaście lat później. Wchodzisz sam do tego groźnie wyglądającego betonowego bunkra...
Chociaż nie. Może inaczej. Po długich wakacjach na wsi wracasz do domu. Zimowych wakacjach. I wcale nie jesteś w domu. Wylądowałeś w obcym miejscu, które od dzisiaj masz nazywać domem. Jest ładniejsze od poprzedniego, ale jakieś takie... zimne. Ściany nie są kolorowe, jak poprzednio, tylko nieprzyjemnie białe, meble niby te same, ale poukładane inaczej, widok z okien całkiem obcy.
Próbujesz oswoić się z tym miejscem, ale nie przychodzi ci to z łatwością. W końcu przychodzi wymarzona wiosna, możesz wyjść z tych paskudnych ścian. Prosisz mamę o zgodę, ubierasz się w cokolwiek i wybiegasz na trawnik pod blokiem, żeby go w końcu ze sobą oswoić...
A może na wakacjach? Może na klubowym boisku? Może gdzieś na spotkaniu twoich rodziców i ich znajomych? Może nocując u babci, akurat wtedy kiedy zaprosiła koleżankę z wnuczką lub wnukiem?
Tam go poznałeś. Przyjaciela. Tego pierwszego, jedynego, prawdziwego. Obaj nie znaliście na świecie nic. Zaczęliście poznawanie od siebie. Błądziliście ślepo po krzywo wijących się korytarzach rzeczywistości. Mieliście nadal w garści dzieciństwo i korzystaliście. To z nim biegałeś po zamarzniętych stawach, z nim jeździłeś na rowerze dalej niż wyobraźnia sięga, z nim siedziałeś do 5 gadając o kosmosie, filozofii i Magdzie z IIb.
Z nim przełykałeś pierwsze w twoim życiu pigułki goryczy. Mimo jego rad i asysty, nie udało ci się zdobyć... się na rozmowę z tą z e-klasy. Z nim współdzieliłeś ból rozstania, bo jednak dziś nie możecie... spędzić nocy razem.
Mamie mówiłeś co innego, ale tak naprawdę to to była najważniejsza osoba w twoim życiu. Dzwoniłeś do niego kiedy byłeś chory, on dzwonił do ciebie, kiedy olał sprawdzian z matmy. Znał twoje tajemnice, jak fascynacja bliską wam koleżanką, ty znałeś jego, jak to czy nosi majtki czy bokserki. Bez cienia krępacji, bo nie zasmakowaliście jeszcze wstydu i niezrozumienia.
Czasem próbował dostać się do was ktoś trzeci, ale wasza dwójka była jak monolit. Nie do ruszenia, nie do dotknięcia, nie do zrozumienia. Odrębna, dwuosobowa rzeczywistość, której nic nie jest w stanie naruszyć.
Świat się zmieniał, czasy się zmieniały, wy ani odrobinę. Dojrzewaliście powoli, nieświadomi procesu, który w was zachodzi. Dotykaliście coraz ciemniejszych głębin, nie wiedząc, że te głębie będą kiedyś waszym codziennym środowiskiem.
Nagle coś się zmieniło. Ani wtedy, ani dziś nie byłbyś w stanie określić kiedy dokładnie miało to miejsce. Stało się to tak naturalnie, jak naturalna jest... śmierć, ale o tym dowiesz się dużo później. Po prostu, z dnia na dzień, odpuściłeś i on też odpuścił. Przestaliście się kontaktować, spotykać, nawet przelotnie widywać.
Tydzień, miesiąc – jeden, drugi, trzeci, wydają się wiecznością, kiedy patrzysz w przód. Kiedy jednak odwracasz się, okazuje się, że te minione przemknęły z obłędną prędkością. Właśnie dlatego nie zauważałeś mijającego czasu. Po prostu płynął, a gdy zastanowiłeś się kiedy ostatni raz rozmawialiście...
...już się nie znaliście. Tak po prostu, najzwyczajniej w świecie. Bezboleśnie. To was uratowało. Od tej pory miałeś tracić bliskich, wynosząc blizny. Od tej pory każde rozstanie miało oznaczać ból, piętnować na przyszłość, powracać jak niechciany koszmar. Każde, poza tym jednym. Poza tym jednym, które było idealne, bo kończyło idealną przyjaźń.
Spotkacie się kiedyś. Kilka razy, przelotem. Kiwniecie sobie ręką na przywitanie i zapomnicie dalej. Przyjdzie jednak dzień, kiedy wpadniecie na siebie całkiem przypadkiem, w jakimś mało znaczącym miejscu. Może ty zagaisz do niego, może on do ciebie, to nie ma znaczenia. Znów spotkacie się jak kiedyś, w wolny, swobodny dzień i zapragniecie robić to na co tylko macie ochotę, tak jak się nauczyliście.
Popłyniecie. Wypijecie piwo, dwa, dużo więcej. Pojedziecie gdzieś daleko, jak za dawnych czasów. Rozkręcicie się jak kiedyś. Zrobicie parę głupstw, zachłyśniecie się szczęściem i wolnością, o jakich zdążyliście zapomnieć (a których jesteście synonimem). W końcu rozstaniecie się z trudem, ściskając się nawzajem i ściskając gardło z nerwów. Jakiś wewnętrzny głos powie wam, że to już naprawdę ostatni raz.
Owszem, zobaczycie się tu i ówdzie. Czasem uśmiechniecie się do siebie, czasem tylko jeden zauważy drugiego, czasem mimochodem obaj odwrócicie wzrok. Tak czy siak – każdy pojedzie w swoja stronę. Każdy odjedzie.
Przyjaźń uśnie. Nie, nie umrze. Taka przyjaźń nigdy nie umiera. Nie umiera bo była zbyt szczera gdy powstawała. Obaj dobrze wiecie, że nawet dziś twój numer telefonu jest dla niego numerem ratunkowym, chociaż zapewne nigdy nie będzie już użytym. Wciąż możecie na siebie liczyć, ale pewnie nie będzie wam dane sprawdzić tego.
Każdy przeżył taką przyjaźń. Jest nam pisana, kształtuje nas i ma większy wpływ na przyszłość niż byśmy sobie życzyli. Chowa w sobie tajemnice, które chcielibyśmy ukryć aż do śmierci, dodaje otuchy w momentach, kiedy czujemy się aż nadto dorośli, choć nie chcemy, tuli do snu, kiedy już nic nie pozwala zasnąć. Jest fundamentem, bazą, kotwicą, która nie pozwala wypłynąć na zbyt odległe wody.
Nie ma sensu jej ratować, bo jej korzenie tkwią dużo głębiej niż sami dosięgamy. Można jej zostawić należne miejsce w sercu i pamięci, traktować jak pocztówkę z dawnych wakacji. Można też o niej zapomnieć i żyć tworząc antytezę tego co kiedyś się tworzyło. Można wyciągnąć z niej wnioski i tworzyć przyszłość, według wartości wyniesionych stamtąd. Można wszystko, ale tylko dzięki niej, bo to ona jest punktem odniesienia.
Taka ona jest i taka była i taka bywa. Przyjaźń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz