sobota, 29 stycznia 2022

Otra vez

Ciekawa sprawa - nie pisałem na tym blogu od jesieni 2020 roku. Mieszkam dzisiaj gdzieś indziej i nie oznacza to "inny blok w Łodzi", tylko "dom pod Bełchatowem". Mój młodszy syn umie już chodzić, a kiedy pójdę na piętro, drze się ile sił w płucach "tatuuuuu". Starszy już całkiem nieźle gra w FIFA 19, obejrzał wszystkie wyścigi F1 w 2021 roku i potrafi całą drogę między Łodzią, a Rasami rozmawiać ze mną o tym jaka praca będzie dla niego odpowiednia.



Tekst, który piszę to coś na kształt nowego otwarcia (który to już raz?). Myślę sobie - co mam do stracenia? A ile do zyskania? Ponoć mam talent do pisania, ale nie piszę. Od czasu do czasu wrzucę coś na stronę na facebooku - i tyle. Tak się składa się, że dojrzałem nieco w międzyczasie. Oswoiłem poczucie odpowiedzialności, może nie na tyle by jadła mi z ręki, ale przynajmniej nie bawimy się już w kotka i myszkę. 

Jest gdzieś we mnie wysoko wrażliwy literat. Taki, którego rusza przeciętność i zepsucie społeczeństwa. Taki, który płacze, gdy umiera gość, którego zna tylko z jego nagrań (Toujours vif!). Taki, który szczerze i bez końca kocha swoich synów. 

Ale też taki, który czyta książki do późna w nocy. Taki, który po alkoholu nabiera ochoty na pisanie. Taki, który ceni sobie dobry tytoń, nawet jeśli obiecał sobie regularnie trenować (i, co najzabawniejsze, z powodzeniem regularnie trenuje). Taki, który w towarzystwie najgłośniej się śmieje, mówi najtrafniejsze żarty, tańczy do najbielszego rana i przynajmniej raz na wieczór odpieprzy coś, czego już nigdy nie przestanie się wstydzić.

Mam ochotę pisać Wam o tym wszystkim. O dobrym alkoholu. O dobrej (lub nie) książce. O wizycie w muzeum sztuki. O muzyce, która sprawia, że żałuję, że nie urodziłem się w hiszpańskojęzycznym kraju. O ludziach, których podglądałem przez okna ich mieszkań.

I o miłości.

Słuchałem ostatnio muzyki, która towarzyszyła nam ponad dekadę temu, w czasach, gdy Ty wkraczałaś w dorosłość, a ja wkraczałem w świat życia z depresją i lękami. Mieliśmy w sobie tyle swobody, jakby na złość sztywnej i zamkniętej rzeczywistości, która nas ograniczała. W czasach braku możliwości byliśmy mistrzami czynienia cudów.

O tym właśnie chciałbym Wam pisać. O drobiazgach, którym można nadać wielkie znaczenia. O gigantach, których gliniane kolana pękają, jeśli tylko umiesz głośno i szczerze z nich zadrwić.

Byłaś ledwie nastolatką, kiedy w to wszystko wkraczaliśmy. Dziś już nie jesteśmy dziećmi, Kochanie. To nie oznacza jednak, że nie możemy zrobić czegoś dobrego dla dzieci. Dla naszych chłopców, dla dzieci, które są i będą w nas, dla wszystkich dzieci tego świata. Nie zacząłbym dziś pisać, gdyby nie ta garstka marzeń, które noszę ze sobą w sakiewce przywiązanej do skórzanego paska moich podróżniczych spodni. 

Jedna książka to dla mnie za mało. Musiałem do tego dojrzeć. Chcę dużo. Chcę być najlepszy. Chcę czegoś więcej niż podstawa. Czuję zbyt dużo, wiem zbyt dużo i umiem zbyt dużo by poprzestać na byle czym. 

Słucham jak cudowny, nostalgiczny głos ma Concha Buika. Przypomina mi gorące wieczory w Jastrzębiej Górze. Przypomina mi gdy po kilka godzin dziennie ślęczałem nad edytorem i kończyłem poprawiać "Dwie świątynie". Mam nadzieję, że za parę lat przypomni mi ten wieczór, tak samo jak doskonale pamiętam tamten, gdy pisałem "Wsiąkam". Napisałem dużo od wtedy, ale ta kawa pita o poranku na Kubie... to jest dotychczas najlepszy z najlepszych.

Może najlepsze mam za sobą. Może najlepsze dopiero przede mną. W jednym i w drugim wypadku - wiem, że to najlepsze jest we mnie. I to już na starcie czyni mnie zwycięzcą. 

Spróbujesz ze mną znów? Wiem, że będziesz próbować i próbować, aż do samego końca. Znasz mnie najlepiej. Widziałaś jak płaczę, leżąc na zimnej podłodze, kiedy biłem życiowy rekord albo przeciwnie - byłem pobity do cna. I wiesz, że ledwo gdy przekraczałem linię mety myślałem tylko "otra vez". 

Jeszcze raz. I jeszcze raz. I znów. I ponownie, aż do utraty tchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz