piątek, 29 maja 2015

Maraton Beskid Niski

Chcesz wziąć udział w fajnie zorganizowanej imprezie biegowej, z ciekawym pakietem startowym, śmiesznie niskim wpisowym, ze świetną atmosferą i wyjątkowo ciekawą trasą? W takim razie daj sobie spokój z bieganiem po mieście, a już na pewno z bieganiem w zawodach regularnie bijących krajowe rekordy frekwencji. Poznaj urok wydarzeń kameralnych...

Na początek kilka suchych faktów: tegoroczny Maraton Beskid Niski to, z tego co udaje się wywnioskować z internetu, pierwsza edycja zawodów. Tzn. jeśli dobrze zrozumiałem, to maraton rozgrywany był w 2012, jako Maraton Naftowy. Obie imprezy powiązane są z inną - Weekendem Naftowym, organizowanym w Gorlicach i mającym na celu upamiętnienie tradycji tego regionu w zakresie wydobywania ropy naftowej, a także działalności światowego pioniera przemysłu naftowego - Ignacego Łukasiewicza.

W tym roku Weekend Naftowy odbył się w dniach 23-24 maja i składał się z dwóch imprez sportowych. W sobotę miały miejsce zawody K2 Roll and Ski - dla rolkarzy i nartorolkarzy, na dystansach 22 i 44 km oraz 1000 m dla dzieciaków. W niedzielę natomiast rządzili biegacze - na 5, 10 i 42,195 km oraz nordic walkerzy :) na 5 km. Nie zabrakło oczywiście biegów dla dzieciaków, na dystansach od 40 do 1000 metrów.

Istotnym jest fakt, że mety wszystkich zawodów znajdowały się w Wysowej Zdrój (starty też, poza maratonem, który ruszał z Gorlic). Tam też ulokowaliśmy się z tatą i grupką kibiców w postaci rodziny, zamierzając pokonać królewski, maratoński dystans, na wymagającej, bo górzystej trasie. O urokach Wysowej wspominam i jeszcze będę wspominał w innych postach na blogu, więc teraz skupię się na samym biegu.

Zacznijmy od tego co zawsze "atakuje" pierwsze, czyli od wpisowego. Zapisy na zawody odbyły się oczywiście drogą elektroniczną, wystarczyły dosłownie dwie minutki i już widniało się na liście. Przyjemnie, ale najprzyjemniejsze okazały się kwoty. Za wpisowe do 28.02 płaciło się 25 złotych! Za maraton! Później zresztą niewiele więcej, bo kolejno 30 zł do 22.05 i 40 zł przy płaceniu "na miejscu".

Kilka cyferek dla porównania - w Łodzi do zapłacenia było minimum 80 zł, później kwota rosła do 100 zł, w biurze zawodów zapłacić trzeba by 180 zł. W Poznaniu - 100, 150 i 200 złotych. Za Bieg Fabrykanta, w sierpniu tego roku w Łodzi, zapłaciłem przedwczoraj (w 1. dniu zapisów) 40 zł, w wersji bez koszulki (z koszulką 70 zł). Rozumiem, że koszty organizacji w mieście są zawsze większe, bo policji więcej trzeba, bo karetek więcej itp, ale... Nikt mi nie wmówi, że sponsorzy pokroju PZU, PKO czy DOZ mają mniejsze możliwości niż Uzdrowisko Wysowa S.A. i wykładają mniejszą kasę... Różnice są przecież ogromne!



Okej, jak wpisowe niskie, to pewnie pakiet ubogi? Zweryfikujmy to... Po pakiety wybraliśmy się tuż przed startem rolkarzy, więc teoretycznie w momencie, kiedy kręciło się tam najwięcej osób. Do biura zawodów nie trzeba było dopychać się przez setki komercyjnych stoisk, naganiaczy, ulotkarzy itp. Owszem - tuż obok biura przycupnęło kilka stoisk, dostępnych dla zainteresowanych, ale przynajmniej nie czuło się tego komercyjnego smrodku znanego tak dobrze z dużych miast. Kolejki również brak, wydawanie pakietów trwało dosłownie 2-3 minutki (dla dwóch osób). Zapisaliśmy się na transport do Gorlic i mogliśmy zweryfikować zawartość pakietowych reklamówek.

Pakiet z Poznania zapamiętam głównie z tego, że wyrzuciłem z niego dwucentymetrową stertę ulotkowych śmieci. Pakiet z Łodzi - z chudnięcia z roku na rok (przy tym samym wpisowym...). Pakiet z Wysowej? Za 30 złotych znalazłem - bardzo fajną koszulkę zawodów (z jedynym logo sponsora w postaci Wysowianki), przewodnik i mapę po Małopolsce, napój izotoniczny produkowany w Wysowej i standardowe elementy w postaci gąbki i worka na depozyt. Owszem znalazło się kilka ulotek, ale dosłownie kilka i wszystkie związane z regionem, więc na pewno użyteczniejsze niż 5% rabatu za każde wydane 500 zł do jakiegoś tam sklepu ze zbyt drogimi butami...



Do tego jeszcze 3 kuponiki - na posiłek regeneracyjny, na piwko z lokalnego browaru i na basen w Wysowej, w ramach regeneracji po biegu. My akurat nie skorzystaliśmy z żadnego z nich, ale jeśli ktoś miał potrzebę - bardzo przyjemne drobiazgi.

Jak już wspomniałem, organizator pomyślał także o przewiezieniu nocujących w Wysowej do Gorlic, na start. Podstawiono bodajże 6 autobusów Gorlickiej komunikacji miejskiej, w których wygodnie się rozsiedliśmy i lada moment byliśmy na miejscu. Tutaj pierwszy, drobniuteńki zgrzyt - byliśmy w Gorlicach chyba nieco zbyt wcześnie. Start był o 9.45, my dotarliśmy tam już na 8.30. Rozumiem, że organizator chciał zabezpieczyć się przed wszelkimi możliwymi obsuwami i dać nam maksimum czasu na przygotowanie do startu, ale...

Tu drugi drobny zgrzyt - właściwie brak przebieralni. Zawodnikom udostępniono jedynie malutki lokal, zdaje się, że punkt informacji turystycznej po czym jeszcze poproszono o opuszczenie salki osób, które odebrały już pakiety. Trochę słabo, ze względu na chłodek i deszcz na zewnątrz... Wystarczyłoby postawić kilka namiotów z logo sponsora i już byłoby przyjemniej.

fot. gorlice.tv

O tak oczywistym fakcie jak zbyt mała ilość toalet nie wiem czy specjalnie wspominać, gdyż wucetów zawsze i wszędzie jest za mało ;).

Cały bagaż wrzuciliśmy do dostawczaka, który zabrał go na metę do Wysowej, więc zawodnikom pozostało jedynie czekać na start...

fot. www.pokonajastme.pl

No to teraz o trasie! To że była wymagająca, a jednocześnie wyjątkowo urokliwa, wiadomo było od samego początku. Cudowne okolice, pomysł na maraton w takim miejscu to rewelacja! Wiele razy miałem ochotę zatrzymać się i gapić w bajeczne dolinki, albo mistycznie przymglone drzewa. Pal sześć czas i bieganie! :)

Bałem się o oznaczenie trasy, tzn. czy wszędzie będzie wiadomo jak biec. Pod tym względem nie zawiodłem się. Ani przez moment nie miałem wątpliwości, czy jestem na właściwej drodze. Drobny zgrzyt nastąpił przy około 20 kilometrze. Tzn. chyba zaczął się dużo wcześniej, ale dopiero tam go zobaczyłem. Organizator chyba na ostatnią chwilę zmieniał oznaczenia kilometrów nasprejowane na asfalcie. W związku z  tym miejscami znajdowały się podwójne oznaczenia. Większość z tych złych została skreślona, ale kilka zostało i nieco wprowadziło mnie w błąd przy ocenie dystansu.

Nie wiem jak mam ocenić punkty odżywiania. Na plus - bo było ich rzeczywiście bardzo dużo (tak jak organizator obiecywał) i jeśli chodzi o wodę i izotoniki były świetnie zaopatrzone. Dostawaliśmy je w sporych kubeczkach, a jeśli kto sobie zażyczył flachę izo, albo dolewkę wody do bidonu - nikt nie robił problemu. Z drugiej strony - "normalne" jedzenie, czyli w tym przypadku banany, znaleźć można było tylko na 3 albo 4 z kilkunastu punktów. Trochę maławo, bo nie każdy uzupełnia energię izotonikami...

Znaczy się kalorie były na punktach, ale jedynie w postaci cukru... Nie jestem fanem tego rozwiązania, bo po pierwsze - po kilkudziesięciu, a czasem kilkuset zawodnikach z cukru robi się obrzydliwa breja, a po drugie - czasem od samego dostarczenia kalorii (węgle zaczynają się wchłaniać po minimum 30 minutach! Czyli często już jest po ptokach, bo my potrzebujemy ich na już) ważniejsze jest psychiczne poczucie, że coś gryziemy. Takie prymitywne przyzwyczajenie, ale mnie parę razy taki kęs, jak ten znany z reklam liona uratował tyłek!

Bałem się, że na trasie nie będzie kibiców, ale jak się okazało - tubylcy nie zawiedli i dość sporo ich wyszło na trasę poklaskać i poprzybijać piątki. Brawo! Podziękowania należą się również tym ze strażaków i policjantów, którzy oprócz pełnienia swojej, niezbyt ciekawej tego dnia, służby, wspierali walczących z dystansem!

Zbliżamy się powoli do mety, więc jeszcze dwie sprawy. Pierwsza - na minus, czyli samochody jeżdżące "po głowach" biegaczy. Tak się składa, że leciałem w końcu stawki i przerwy między zawodnikami robiły się bardzo duże. W związku z tym zaczęto przepuszczać samochody na teoretycznie zamkniętej drodze. Niezbyt to komfortowe, tym bardziej na wąziutkich dróżkach, na przykład między Kwiatoniem, a Hańczową. No i niezbyt bezpieczne, bo gdyby komuś podwinęła się noga, o co nietrudno na zbiegu na 34 kilometrze... Albo zamykamy, albo nie...

No i na plus - atmosfera wśród biegaczy! Takich przyjemnych pogawędek nie zdarzyło mi się zaliczyć nigdzie indziej. Nie miałem wokół siebie tłumu wpatrzonych w wynik zawodników, sam zresztą też nim nie byłem, więc dominowała atmosfera współpracy i kompletnego luzu. Bardziej niż na zawodach, czułem się jak na szkolnej wycieczce. Uśmiech, ciepłe słowo, dobra rada - to naprawdę pomaga! W mieście trudno tego doświadczyć.

Finiszujemy? Finiszujemy! Do mety zbiegało się trzy kilometry, więc można było rozwinąć skrzydła. Na mecie przyjemny akcent, w postaci wyczytywania nazwiska każdego z kończących bieg zawodników. Sama linia mety ułożona była w sercu zdrojowego parku, więc nawet na końcu było na co popatrzeć.



Po finiszu standardowa procedura - medal, gratulacje, pytanie czy wszystko w porządku. Pewnie, że w porządku, co ma nie być po tak fajnym biegu?! :) Ostatni punkt odżywiania wyposażony w izotoniki, wodę i chyba banany (nie wiem na 100% bo nie korzystałem ;)). Przyjemnym był fakt, że nie było tych chorych, antytłumowych barierek i podziałów, typu - jak już wyszedłeś stąd to nie wrócisz, choćbyś miał się skichać... W Łodzi mnie szlag trafia co roku, kiedy muszę walczyć z ochroną, bo nie poszedłem najpierw do szatni, tylko do rodziny i śmiem wrócić na strefę mety...

Ach, zapomniałbym! Medal! Bardzo ładny, dwustronny, z jednej wspomina o Bitwie Gorlickiej, z drugiej pokazuje Wysową. Klasa!

fot. www.weekendnaftowy.pl

To co, pewnie widzimy się tam za rok? A tym co myślą nad startem w zawodach radzę - rozejrzyjcie się za kameralną imprezą, organizowaną z serduchem, a nie pchajcie się w komercyjne molochy. Duża impreza ma ten fajny klimat, bo czuje się rozmach, ale radość z biegania dużo większa na małych eventach!

www.maratonbeskidniski.pl
www.weekendnaftowy.pl
www.wysowa.info

2 komentarze:

  1. Mateusz
    bardzo fajna i rzetelna relacja.
    Świetnie opisałeś bieg.
    Gratulacje za zrobienie trudnego maratonu :)

    Pozdrawiam serdecznie
    Piotr, też biegłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę już minęło, ale tak czy siak bardzo dziękuję za komplement i cieszę się, że się podobało :). I również gratuluję i pozdrawiam! No i oczywiście zapraszam do odwiedzania mojego bloga!

      Usuń