czwartek, 30 maja 2019

Popielniczka

Siedziałem w najbliższym sceny rzędzie widowni, w samym rogu. Ciepłe i kameralne światło padało na scenę, subtelnie doświetlając także miejsca zwyczajnie zajmowane przez publiczność. Tego wieczoru widowni nie było. Siedziałem samotnie, paląc mocnego papierosa. Szklaną popielniczkę postawiłem na sąsiednim fotelu. Dym tworzył mgłę, która osiadała wokół mojej głowy. Wydawało mi się, że musiałem wyglądać dość tajemniczo, ale nie miałem wobec kogo zweryfikować tej opinii. Zaciągnąłem się znów papierosem i poczułem przyjemne drapanie w gardle, które przypomniało mi głęboki, smutny głos, śpiewający w cudownym języku o teatrze.

Może dlatego pomyślałem - gdy pojawiłaś się, cicho stąpając bosymi stopami po deskach sceny - "¡fuera de aquí!"?

Znów żar z papierosa zaświecił krótko, sygnalizując moją obecność na sali. Zakasłałem mimochodem, chociaż bardzo zależało mi na tym, by jak najmniej zaznaczać swoją obecność. Zależało mi jedynie na obserwacji Twojej próby. Byłem cholernie ciekaw tego, co napisałaś i co chciałaś przekazać tej sali, kiedy będzie pełna wpatrzonych w Ciebie oczu, w dniu premiery. Stanęłaś na samym brzegu sceny i przez kilka chwil rozglądałaś się po pustych fotelach. Zabawne, bo wyglądałaś jakbyś spodziewała się spotkać tu kogoś, ale byłem przekonany, że po prostu oswajasz się z wyglądem sali. W moim kierunku nawet nie spojrzałaś, chociaż musiałaś być świadoma mojej obecności.

Grałaś dzisiaj dla pustki.

Zaczęłaś powoli przechadzać się po scenie, jakby zbierając myśli przed wypowiedzeniem pierwszych słów. Wreszcie zaczęłaś wypowiadać pierwsze kwestie, początkowo bardzo słabo i nieśmiało. Głos drżał Ci bardzo wyraźnie, brakowało mu jeszcze pewności. Odbijał się głucho od ścian i wracał do Ciebie taki sam jaki wydobywał się z Twojej krtani - kruchy, wątpliwy. Nie budowało to Cię ani odrobinę. Nie zwykłaś szukać siły w słabości, zwyczajnie próbując nie dostrzegać słabości jako takiej w czymkolwiek. Tym bardziej w sobie.

Zamilkłaś. Napięcie było duże, a energia próbowała uciec, razem z Twoim spojrzeniem, prosto w moim kierunku. Z trudem powstrzymałaś się przed odwróceniem głowy, zupełnie jakbyś bała się zobaczyć moją pogodną i uśmiechniętą twarz. Wyglądałaś naprawdę uroczo, bardzo dziewczęco i bardzo szczerze. Przypominałaś mi młodą, dojrzewającą dziewczynę, która za wszelką cenę ma ochotę pokazać światu swoją niezależność i wyższość nad wiecznie krytyczną publicznością, ze szczególnym uwzględnieniem swojej nazbyt wymagającej lub (co gorsza) nadopiekuńczej matki.

Kogokolwiek na świecie nie próbowałbym zobaczyć podczas solowego występu w pustym teatrze - nikt nie poradziłby sobie z nim lepiej niż Ty, jestem o tym cholernie przekonany. Odpaliłem kolejnego papierosa, a Ty znów zaczęłaś mówić, tym razem znacznie głośniej i znacznie wyraźniej. Kiełkowałaś, z trudem i uporem przebijając się przez grubą warstwę ciężkiej, czarnej ziemi.

Widziałem Cię już w kilkudziesięciu sztukach. Mówiło się o Tobie, że masz potencjał na największe role. Mówiłaś to sobie też sama, to rozumie się samo przez się. Byłaś gotowa udźwignąć ciężar każdej postaci. Gdyby wystawić "Pasję" w Twojej interpretacji, ukrzyżowana zostałaby Maria, grana przez Ciebie. I odkupiłabyś świat drugi raz.

Nigdy nie wyszłaś z drugiego planu. Aż do dzisiaj, rzecz jasna.

Umiałaś mówić głośniej niż inni, a jednak Twój głos zawsze ginął pośród tłumu. Miałaś w sobie więcej wdzięku, ale to dla innych kobiet zabijali się tragicznie zakochani bohaterowie dramatów. Było w Tobie więcej odwagi, ale nigdy nie uchyliło to uderzeń testosteronu, który czynił z Ciebie drobinę - bezbronną i bezwolną istotkę.

Wreszcie obiecałaś sobie napisać swoją sztukę, wyreżyserować ją osobiście i zagrać ten pieprzony monodram.

Dzisiaj Twoje słowa ginęły w pustce niepamięci, kiedy pierwszy raz zmagałaś się z nimi na scenie. Słuchałem wnikliwie każdego z nich. Nie potrzebowałem martwić się warsztatem - z Twoim intelektem i doświadczeniem byłaś skazana na sukces.

Zaciągnąłem się. W mojej głowie pojawiło się uczucie niepokoju. Narastało powoli, z każdym kolejnym zdaniem, które wypowiadałaś. Twój głos rósł, Twoja postawa także. Nietrudno było się zachwycić Tobą, jak widokiem zamglonego szczytu, stojąc u wrót szlaku. Miałaś to w sobie, każdy z elementów, które każą oczom publiczności śledzić wszystkie drgnięcia Twojej mimiki.

Niepokój stawał się naprawdę poważny. Zacząłem się denerwować. Wyrzuciłem peta, nie gasząc go wcale i od razu odpaliłem kolejnego papierosa. Chciałem wątpić w moje przeczucia, ale Twoja gra jeszcze mocniej przekonywała mnie o słuszności raz wysnutej teorii. Byłaś za dobra, żeby cokolwiek spieprzyć.

Byłaś za dobra, żeby ukryć fakt, że nie masz nic do powiedzenia.

Potknęłaś się w tekście i Twoje spojrzenie mimochodem uciekło w moim kierunku. Nie dlatego, że byłem jedyną osobą na sali. Dlatego, że spodziewałaś się zobaczyć w nich fundament. Sądzę, że ten ułamek sekundy w zupełności wystarczył. Nie mogąc przypomnieć sobie scenariusza zaczęłaś improwizować i, niech mnie szlag, to były najlepsze momenty tej sztuki, jakie dane mi było zobaczyć. Zacząłem szeroko uśmiechać się, ciesząc się na widok czegoś tak pięknego.

Wypowiedziałaś ostatnie zdanie improwizacji i znów pobieżnie zerknęłaś w moim kierunku. Nie zareagowałem w żaden sposób, chociaż miałem ogromną ochotę wykrzyczeć mój zachwyt. Powinienem był pokazać Ci wówczas, że droga którą zmierzasz jest właściwa. Jedynym co dziś mogłem Ci zostawić, było kilka błysków oka zza mgły spalonego tytoniu.

Schowałaś się w kulisach. Pewnie potrzebowałaś chwili przerwy. Wróciłaś po kilku chwilach i wzięłaś głęboki wdech. Znów nie zauważałaś mnie. Znów nie zauważałaś braku treści swojej sztuki. Grałaś idealnie, ale grałaś byle co. I - co gorsza - grałaś dla nikogo.

Kończąc próbę miałaś zamknięte oczy. Wypowiedziałaś ostatnie słowa, drżącym z emocji głosem. Pozwoliłaś sobie na kilka bardzo długich chwil w ciszy. Wreszcie delikatnie obróciłaś głowę w prawo i powoli otworzyłaś oczy. Miałaś ogromną ochotę zerknąć we mnie z zimną dumą i wyższością i zademonstrować tym samym swój triumf.

Mnie nie było już na sali. Nie było moich oczu. Nie było dymu. Nie było triumfu. Jedyne co zostało, to pełna popielniczka.

Publiczność nigdy nie zapamiętała Twojego nazwiska, choć oklaski po premierze zdawały się nie mieć końca.

https://www.vectorstock.com/royalty-free-vector/ashtray-and-smoked-cigarettes-sketch-vector-15278867

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz