piątek, 27 grudnia 2024

Błaszki | Łódzkie od A do Z

Błaszki... jedno z tych miast, w których na sto procent już byłem i w których na sto procent ani razu się nie zatrzymałem. Innymi słowy - miasto tranzytowe. Wydaje mi się, że jeździło się jakoś tędy w czasach "przed S8", kiedy mieliśmy z moim tatą zwyczaj odwiedzania Karkonoszy. I na pewno przejeżdżałem przez Błaszki w drodze do Kalisza lub dalej - w kierunku "za Poznań" (omijając horrendalnie drogą A2).

Tyle. Aż do pewnego grudniowego dnia, kiedy spakowaliśmy się z moim synem do auta i postanowiliśmy spędzić okres poświąteczny na zwiedzaniu. Wędrując szlakiem alfabetu przyszła więc kolej na Błaszki. Przyszła kolej na to, żeby w Błaszkach się wreszcie zatrzymać, przespacerować i ocenić, czy aby nie warto zatrzymać się tu niekiedy, gdy pędzi się z Sieradza w kierunku Kalisza.

Zatrzymaliśmy się więc na parkingu przy dworcu PKS i ruszyliśmy na spacer po tym liczącym niespełna dwa tysiące mieszkańców mieście...

Pierwsze na co zwróciliśmy uwagę to wspomniany dworzec, dość charakterystyczny trzeba przyznać - ze ściętym, czerwonym dachem i charakterystyczną witryną w rogu budynku. Delikatnie zdradzając nasze dalsze doświadczenia - ten pierwszy widok okazał się być zapowiedzią kilku naprawdę niezłych spotkań z architekturą!

Przepraszamy dworcu, ale wystarczy jeden akapit o Tobie. Odwróciliśmy się doń plecami, żeby przespacerować się w kierunku południowym - z placu Sulwińskiego na plac Niepodległości. Oj ładnie się zrobiło - lubię taką właśnie estetykę, jak ta na którą się natknęliśmy. Po jednej stronie nienachalne piętrowe kamieniczki, a po drugiej - okazały budynek, z elegancką elewacją z początku XX wieku, ale także - z odsłoniętymi cegłami w północnej, tylnej części.

Obeszliśmy budynek, by zobaczyć przepiękne "ujęcie" z arkadami dawnego Domu Społecznego "Błaszkowianka" po lewej i z barokowym kościołem pw. św. Anny w centrum. Nasze zwiedzanie zaczynało się naprawdę dobrze!



Przyjrzeliśmy się najpierw "Błaszkowiance"... No dobra, ja się przyjrzałem, bo młody był bardziej zainteresowany świątecznymi dekoracjami, ze świętym Mikołajem w saniach ciągniętych przez renifera na czele. Także - gdy młodzież zajmowała się saniami ja spoglądałem na okazałą bryłę budynku, którego architektura od razu przywodzi na myśl skojarzenia związane ze "stylem polskim". Dom Społeczny jest naprawdę okazały, elegancki i bez wątpienia stanowi godną wizytówkę miasta. Bardzo lubię modernistyczną architekturę, a jej wkomponowanie w główny plac małego miasteczka naprawdę dodaje całości wyjątkowego charakteru.

Kościołowi... przyjrzeliśmy się teraz, ale jeszcze dokładniej przyjrzeliśmy mu się później, więc ciekawych tego tematu zapraszam do dalszej lektury. My tymczasem przekroczyliśmy krajową "dwunastkę" i weszliśmy na drugą część głównego placu miasta - w tej części nazywająca się placem Niepodległości. De facto jest to park otoczony ulicą i małomiasteczkową zabudową, z kamieniczkami i domami. Budynki są w różnym stanie i też jedne ładniejsze, inne mniej (jak np. Urząd Miasta, który architekturą pasuje do okolicy jak pięść do nosa), ale sama część parkowa - daje radę. Widać, że niedawno była odnawiana i trzeba przyznać, że zrobiono to w całkiem niezły sposób.




Młody pobawił się chwilę na placu zabaw, zrobiliśmy sobie też szybki piknik na parkowej ławce i mogliśmy ruszać dalej. Kierowaliśmy się na południe, gdyż chciałem - jak to ja - zobaczyć tutejszy cmentarz. Przy okazji zawsze lubię przejść się po prostu "miastem" i zobaczyć jak wygląda zabudowa, nie tylko w rynku i jego najbliższej okolicy. Jednak jeszcze przed wyjściem z placu Niepodległości nie mogliśmy nie zwrócić uwagi na okazałą kamienicę "Jackowskiego" - czterokondygnacyjny budynek robi naprawdę imponujące wrażenie, równie eleganckie i wielkomiejskie (w małym miasteczku!), co wcześniej wspomniana "Błaszkowianka".

Wyszliśmy z parku ulicą Pułaskiego. Na przeciwległym do kamienicy rogu skrzyżowania - klimatyczne podwórko z wrakami samochodów i starą tabliczką "Mechanika pojazdowa". Dalej kilka interesujących domów, spacer pod górkę i... wreszcie - cmentarz.




Warto nań zajrzeć co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze - jest malowniczo położony i roztacza się wokół niego naprawdę nie lada widoczek. Po drugie - jest na jego terenie kilka naprawdę pięknych i oryginalnych nagrobków "w starym stylu" (cmentarz założono w 1819 roku). Po trzecie - warto zobaczyć zabytkową kaplicę grobową rodzin Poraj - Biernackich i Błeszyńskich z 1852 roku. Znów mamy w Błaszkach obiekt, który w nienachalny, a jednak budzący szacunek sposób góruje nad okolicą. 





Obejrzane! Z górki na pazurki, można było pędzić z powrotem w stronę centrum. Dosłownie, gdyż młody zaczynał marudzić, że bolą go nogi, ale z nim to jak z każdym dzieckiem. Ma osobny żołądek na słodycze i osobne nogi na bieganie. Więc zamiast iść - biegliśmy aż do placu Niepodległości, gdzie zrobiliśmy sobie kolejny odpoczynek. 

Po odsapnięciu odbiliśmy nieco z placu w jedną z bocznych uliczek, aby zajrzeć choć na sekundę "za kulisy" miasta. Zawsze podczas moich wycieczek staram się zajrzeć w przynajmniej jedno takie "nieoczywiste" miejsce - bez atrakcji, zabytków, a jedynie z informacją "jak tu ludzie żyjo". Warto było wybrać tę ścieżkę, zarówno ze względu po prostu na małomiasteczkowy klimat, ale także - na kuszące nawet w grudniu, zielone drzwi lodziarni i przeoryginalny, sześciokątny kiosk z "najtańszymi papierosami". Gdybyśmy poszli "standardowo" po prostu byśmy się na nie nie natknęli...




W tle widniał już kościół pw. św. Anny, do którego właśnie zmierzaliśmy. Świątynia zbudowana jest w stylu barokowym i pochodzi z końcówki XVIII wieku. Ma elegancką, nienachalną architekturę i trzeba przyznać, że całkiem nieźle "równoważy" się ze znajdującą się vis-a-vis Błaszkowianką. Obeszliśmy kościół, wróciliśmy na chwilę do świętego Mikołaja i jego renifera, na krótką sesję zdjęciową. 



Nieopodal znajduje się jeszcze jeden zabytek - klasycystyczna łaźnia miejska (obecnie biblioteka), na którą spoziera, z serca skweru po drugiej stronie ulicy, Wincenty Witos, uwieczniony na pomniku. Rzuciliśmy kilka ostatnich spojrzeń na okolicę dworca PKS i wsiadaliśmy do auta, by zobaczyć ostatni z zabytków Błaszek... który jednak w Błaszkach nie leży.



Zaczęliśmy dworcem i dworcem zakończymy, ale tym razem - dworcem PKP. 4 kilometry od centrum Błaszek znajduje się stacja kolejowa o nazwie "Błaszki" właśnie - mimo iż de facto zlokalizowana jest w miejscowości Kociołki. Jesteśmy z młodym wielkimi fanami kolei, której jednak od czasu naszej przeprowadzki z Łodzi do Ras pod Bełchatowem nie mamy nigdzie blisko... Toteż z jeszcze większą przyjemnością zajrzeliśmy pod ładny, choć mocno zaniedbany dworzec i przespacerowaliśmy się wzdłuż torów. Zresztą - poszczęściło się nam i mogliśmy poobserwować przejeżdżający pociąg towarowy.



I to by było na tyle. Mogliśmy zapakować się do auta i ruszyć w drogę do domu, mając za plecami zachodzące wcześnie, grudniowe słońce. Błaszki, muszę przyznać, zrobiły na nas całkiem przyjemne wrażenie. Może miejscami nieco zaniedbane, ale w ostatecznym rozrachunku - naprawdę ładne miasto! Mnie zwłaszcza wpadły w oko Błaszkowianka i kamienica "Jackowskiego". Jeśli będziecie gdzieś w pobliżu - lub przejazdem, po drodze na przykład do Kalisza - koniecznie zatrzymajcie się i rozprostujcie nogi właśnie tutaj, bo naprawdę warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz